Ubawił się setnie widząc jak Imrak podchodzi topielca i kończy jego śmierdzący rybą żywot jednym cięciem. To było rzeczywiście zabawne. Żył sobie taki topielec ileś tam lat na bagniskach, a tu w parę chwil zginął przez łakomstwo. Tak był zajęty sarenką, że dał się podejść krasnoludowi, który z całym szacunkiem, jaki żywił Magnar do Imraka, mistrzem podchodów nie był. Gombrinson nie miał złudzeń, że w normalnych warunkach pewnie topielec by nawiał, a tak zamienił się w cuchnącą jak i za życia padlinę. To pozwalało sądzić, że sarenka którą był pożerał stanowiła dla niego nie lada gratkę. Zatem pewnie jak sugerował był Liszka nie topielec przetrącił jej kark, a coś inszego, co jednak zostawiło zwierzynę . Coś co było na tyle szybkie i silne by płochliwą sarnę dopaść.
Zastanawiając się nad tym popalał oszczędnie cygaro. Nie miał ich za dużo, a przed dotarciem do Middenheim braków raczej by nie uzupełnił.
Ich przypuszczenia co do grasującego po ostępach groźnego stwora niejako się potwierdziły, gdy znaleźli kolejną ubitą zwierzynę. Wkrótce potem usłyszeli z oddali dźwięk rogu. - To zdaje się niedaleko. Rzućmy okiem może ktoś potrzebuje pomocy. Zwykle po to się dmie w róg. – Magnar przyjacielsko poklepał Liszkę po ramienia. – No tośmy wybrali kwalifikowaną większością. Nie masz wyjścia człowieku. Prowadź.
Po raz kolejny zwyciężył najgorszy z systemów, ale nic lepszego jak dotąd ludziska nie wymyślili. |