Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2012, 11:35   #105
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Niespodziewane wieści to najczęściej złe wieści. Wanda nie wiedziała, kto i kiedy jej tak powiedział, ale zapamiętała to powiedzenie, bo najczęściej się spełniało. Dobre rzeczy nie zdarzały się ot tak znienacka, zwykle potrzebowały czasu żeby dojrzeć, ale złe wręcz przeciwnie. Dziewczyna zadrżała, kiedy usłyszała od pani Izy, że ktoś coś dla niej przyniósł. Dlatego szybko podniosła się z miejsca i dogoniła kierowniczkę, kiedy ta wychodziła już z pomieszczenia.

- To pani rozmawiała z tym człowiekiem, który przyniósł kopertę? – Wyrzuciła z siebie prędko pytanie.

- Tak. Ja. – Potwierdziła starsza kobieta.

- Przedstawił się? – Wanda zrównała krok z panią Izą.

- Nie. Powiedział tylko, że szuka ciebie, ale nie chce przeszkadzać w pracy i że ma materiały, o które go prosiłaś. - Potem pani Iza dodała kilka informacji, o które Wanda nie prosiła, jakby domyślając się, że za chwilę mogą pojawić się takie pytania. - Był dość przystojny. Dość wysoki i ciemnowłosy, lecz lekko niedogolony, prawie niechlujny. Miał szare oczy i ciemną, taką oliwkową kurtkę ortalionową. Wyglądał mi na studenta, czy kogoś takiego.

Wanda chłonęła każde słowo próbując doszukać się w nich tego czegoś, jakiegoś faktu czy stwierdzenia, które jednoznacznie powiedziałoby jej czy powinna się martwić. Po ostatnim zdaniu wypowiedzianym przez kierowniczkę uczepiła się nadziei dla siebie.

- Może to ktoś ze studiów w takim razie. Obudził się, że coś kiedyś od niego potrzebowałam - Uśmiechnęła się lekko.

Wandzia siedziała przy biurku i udawała, że pracuje, właściwie to nie chciała nikogo oszukiwać tylko źle oceniła swoje możliwości. Dziewczyna uparła się, że skoro jutro miała sobie zrobić wolne to tego dnia chciała podgonić z zadaniami tak daleko jak tylko się dało. Była umówiona na osiemnastą, więc do domu nie opłacało się jej wracać. Zamiast tego próbowała zrobić część z tego, czego nie zdołała wykonać w trakcie normalnego dnia pracy. Oczywiście bez większego powodzenia. Sił jej nagle nie przybyło a koncentracja się nie poprawiła. Tajemnicza koperta, którą schowała nie otworzywszy do torebki też niczego jej nie ułatwiała. Wzrok Wandy, co chwilę ześlizgiwał się w tamtym kierunku i musiała przekonywać sama siebie, że to nic takiego i nie powinna wcale spieszyć się z otwieraniem przesyłki. Powtarzała to jak swoją mantrę. Koperta wyglądała zwyczajnie, dość gruba, szara, starannie zaklejona, a na wierzchu pedantycznie wykaligrafowane imię i nazwisko: Wanda Jaworska. Grubość upchanych wewnątrz papierów sugerowała, że to mogły być materiały ze studiów. Istniała szansa, iż Wandzia kiedyś kogoś o coś poprosiła a ten ktoś dopiero teraz sobie o tym przypomniał, w końcu niektórzy studenci sprawiali wrażenie jakby żyli w innym czasie niż cała reszta. Jaworska nigdy nie mogła sobie pozwolić na podobną beztroskę, ale inni wykazywali czasem zupełny brak poszanowania dla zasad rządzących rzeczywistością. Tak właśnie mogło być. Tak, z całą pewnością, bo dlaczego niby miałoby być inaczej? W każdym bądź razie Wanda była zadowolona, kiedy w końcu mogła wyjść z pracy i udała się do kancelarii adwokackiej Obotryckiego.

Oczywiście, kiedy opuściła mury Książnicy musiała trafić na najgorsze oberwanie chmury dzisiejszego dnia i jeszcze jako dodatek dostała od losu burzę z piorunami jakby jej samopoczucie było zbyt dobre i potrzebowała pomocy natury do ochłodzenia poczucia szczęścia, które czuła. Nawet pogoda postanowiła dać jej w kość.

Do kancelarii dotarła prawie spóźniona i kompletnie przemoczona a do tego zaczęła podejrzewać, że pioruny waliły w Miasto szukając jej, Wandy Jaworskiej. To się dopiero nazywa egocentryzm – pomyślała ponuro patrząc na swoje lustrzane odbicie w łazience kancelarii. Po kilku minutach prób doprowadzenia się do porządku musiała pogodzić się z kolejnym fiaskiem tego okropnego dnia. Weszła do pokoju spotkań dla klientów mając świadomość, że zostawia mokre ślady na wypucowanej podłodze biura, a do tego jeszcze włosy i całe ubranie kleiło jej się do ciała. Miała ochotę wleźć pod kołdrę do łóżka a nie dyskutować teraz o spadku, jednak było już za późno żeby przełożyć to spotkanie.

Weszła onieśmielona do pokoju i usiadła na wskazanym miejsce. Starała się jak najmniej nabrudzić, ale mężczyzna, który się z nią spotkał w ogóle nie zwracał uwagi na to jak Wanda się prezentowała po przejściu przez miasto podczas rzęsistej ulewy. Ach ten zawodowy profesjonalizm. Obotrycki wyszedł na chwilę po dokumenty i pozostawił Wandę samą w gabinecie, więc dziewczyna mogła bez skrępowania rozejrzeć się po pomieszczeniu. Zaskoczyła ją ilość książek na półkach. Przez taki wystrój pokój przypominał bardziej bibliotekę lub czytelnię.



Wanda próbowała odczytać tytuły książek ciekawa, jakie pozycje znajdują się w biurze prawnika, czy tylko takie traktujące o prawie czy może też innego rodzaju, ale z daleka nie mogła nic przeczytać. Cicho wstała żeby podejść bliżej i wszystko sobie dokładnie obejrzeć, ale drzwi do pomieszczenia się otworzyły, więc Jaworska szybko wróciła na miejsce.

Obotrycki prowadził spotkanie w rzeczowej atmosferze prezentując Wandzie zdjęcia zapisanych jej w spadku przedmiotów i ich wycenę zrobioną przez biegłego. Wydawał się miłym i sympatycznym człowiekiem, nie patrzył na Jaworską z góry ani nie traktował jej jak nierozumnej pannicy i nie starał się niczego przesadnie tłumaczyć. Jednak, kiedy Wandzia patrzyła na jego dość młodą twarz i widziała jak pewnie się czuł za tym wielkim biurkiem to pierwsze słowo, które przychodziło jej na myśl brzmiało: karierowicz. Nie było to dość miłe z jej strony i mogło być całkiem krzywdzące, ale nic nie mogła na to poradzić, że tak właśnie o nim myślała. Potem dziewczyna odpuściła sobie studiowanie zachowania mężczyzny i skupiła się na samym spadku.

Składały się na niego trzy dość cenne obrazy, równie wartościowa zastawa na czternaście osób z XIX wieku ze srebra, do tego trochę biżuterii: stare pierścienie i krzyżyki, jeden niezwykle cenny z czasów insurekcji kościuszkowskiej - z orłem w koronie, ze srebra. Dwie pozłacane pozytywki, oraz zabytkowa szkatuła i kilka cennych książek. Wanda przyglądała się zdjęciom. Były w miarę dokładne, ale dziewczyna i tak czuła niedosyt i chciała zobaczyć wszystko na własne oczy. Całość spadku specjalista wycenił na sześćdziesiąt milionów złotych, co jak Wandzia przeliczyła szybko w myślach stanowiło jakieś trzy średnie roczne pensje. Podatek z tego, który musiałaby zapłacić to 20% wartości, czyli dwanaście milionów złotych. Wanda musiałby pracować na niego przez pół roku odkładając wszystko, co zarobiła i nie wydając na nic. Jaworska westchnęła pod nosem. No tak, a czego się spodziewała?
Prawnik zapoznał ją z możliwością rozłożenia tego na raty lub wystawienia części przedmiotów na aukcje. Kancelaria zajmowała się tego typu pośrednictwem za standardowe 20% udziału w zysku.
Wanda zgodnie z prawdą odpowiedziała, że potrzebowała czasu żeby wszystko sobie dokładnie przemyśleć i podjąć jakąś decyzję, a potem zapytała nieśmiało czy mogłaby wcześniej zobaczyć wszystkie te przedmioty na żywo. Obotrycki nie oponował, ale zaznaczył, że przedmioty został umieszczone w magazynie, który był czynny tylko w ciągu dnia a oględziny mogły się odbyć tylko w obecności jakiegoś pracownika kancelarii. Wanda umówiła się z nim na spotkanie w najszybszym dogodnym dla niego czasie usiłując nie pokazać jak bardzo zależało jej na zobaczeniu spadku. Kiedy się już pożegnała i skierowała do wyjścia przyszło jej do głowy że przecież mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę iż jej zależało. Tak jak pewnie zależało każdemu ze spadkobierców, którzy byli obsługiwani przez kancelarię. Tylko, że mnie zależało zupełnie z innych powodów – przekonywała samą siebie Wandzia – Poza tym, co ja bym zrobiła z zastawą na czternaście osób. I tak bym nikomu na niej nic nie podała bojąc się, że naczynia się zniszczą. U pana Władzia zresztą też się pewnie tylko kurzyła.

Jaworska dowlokła się do domu przemarznięta i potwornie głodna. Kiedy dziewczyna była już blisko domu burza wyraźnie osłabła, aby w końcu zupełnie zniknąć pozostawiając po sobie tylko ciemne, zachmurzone niebo. Oczywiście – stwierdziła Wanda – jak się schowałam pod dachem to pogoda się poprawiła.
Dziewczyna nawet nie zwróciła uwagi na matkę, która z wyrzutem skomentowała jej późny powrót do domu i nie dawanie znaku życia aż do wieczora. Wanda przebrała się i zjadała coś ciepłego a Lidia powróciła przed telewizor do programu telewizyjnego, którego oglądanie przerwało jej wejście córki.

W swoim pokoju dziewczyna usiadła i wyjęła z torby kopertę, poza tym przypomniała sobie, że Grzesiu nie zadzwonił o niej do pracy. Czyżby się niczego nie dowiedział czy też po prostu zapomniał? Wanda westchnęła. Ta sprawa też nie dawała jej spokoju, więc postanowiła, że sama zaraz podzwoni po znajomych jak tylko obejrzy już sobie zawartość koperty.

W chwile później Wanda całkiem zapomniała o Grzesiu. Baśce, Teresce i pozostałych. Wyciągnęła z szafy niewielką walizkę i pospiesznie zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Ręce trzęsły się jej przy tym tak bardzo, że co i rusz przewracała coś w pokoju albo upuszczała na podłogę. W końcu te hałasy zwróciły uwagę Lidii i kiedy starsza Jaworska weszła do pokoju młodszej zobaczyła kompletny chaos i bałagan, pośrodku którego szalała Wanda usiłująca wykonywać po kilka rzeczy naraz. Dziewczyna spostrzegła matkę i szybko podała jej feralną kopertę a potem dokończyła pakowanie. Lidia wyjęła ze środka koperty zdjęcia, lekko zniekształcone, kiepskiej jakości jakby robione przez jakąś przesłonę lub wykonane w złych warunkach.
Na zdjęciach były twarze dzieciaków z Węglowej: Teresy, Hirka, Grzesia, Patryka, Baśki, Andrzeja, Czarka i samej Wandy. Dalej było też kilka zdjęć ich domu, twarze ojca Wandzi, samej Lidii, sąsiadki, fotografie najbliższej okolicy oraz kilka innych zdjęć ludzi, których Wanda nie rozpoznała, ale nie zapytała o nich Lidię. Przedstawiały piątkę młodych ludzi: trzy dziewczęta i dwóch chłopaków oraz szóstkę starszych osób: cztery kobiety i dwóch mężczyzn. Na końcu było zdjęcie pokoju Wandy, w którym obie teraz stały. Na zdjęciu było widać samą dziewczynę leżącą w łóżku z zamkniętymi oczami, najprawdopodobniej śpiącą, zdjęcie zrobiono z pewnością w nocy, a na ścianie wisiał obraz, którego normalnie w pokoju Wandzi nie było i przedstawiał anioła z dziwna twarzą trzymającego na rękach dwójkę dzieci. Poza tym znajdowały się tam jeszcze trzy zdjęcia jakiś budynków: jeden był opuszczony i zrujnowany, drugi wyglądał jak jakaś po-przemysłowa rudera nad wodą, trzeci przedstawiał nieduży kościół lub klasztor.

Zanim Lidia zdążyła cokolwiek powiedzieć Wanda zaczęła wyrzucać z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego.

- Tu nie jest bezpiecznie! Tu nie jest bezpiecznie mamo – powtórzyła – Musimy się wyprowadzić i to teraz, szybko, natychmiast, nieodwołalnie. – Wanda domknęła swoją walizkę i pociągnęła ja na korytarz.
- Mamo weź się szybko spakuj. Zabierz tylko potrzebne rzeczy – dziewczyna weszła do pokoju matki i wytargała walizę Lidii schowaną na szafie.
- Pakuj się, nie ma, na co czekać – Wanda nie pozwalała Lidii dojść do słowa – Ktoś był w tym domu! W moim pokoju! W środku nocy! Tu nie jest bezpieczne. Ja na dzisiaj znajdę sobie miejsce żeby przenocować, ty też musisz poprosić jakiś znajomych o pomoc. Tylko nikogo stąd, to za blisko. Jutro pomyślimy, co dalej, ale nie możemy zostać tu ani chwili dłużej. Wiem. Zadzwoń do Celinki. Ona cię przenocuje.

Wanda złapała za słuchawkę telefonu i skierowała ją w stronę matki.
- Dzwoń! – Powiedziała z naciskiem.
 
Ravanesh jest offline