- Kilku uzbrojonych ludzi, mają łuki. Cała reszta to zwykli majtkowie.
Bystrooki Dornijczyk przywykł do zdawania relacji, nawet jeśli każdy człowiek na statku widział to samo.
- Damy radę ich wymanewrować?
- Mamy szybszy i zwrotniejszy statek... Raczej tak - odparł Echel.
Echel Nyiss był pierwszym oficerem na statku Donnchada. Pochodzący z Braavos człowiek był najbardziej doświadczony na pokładzie i z pewnością jednym z najlepszych na całym Wąskim Morzu. Ludzie w karczmach powiadali, że jego ojciec był głównodowodzącym braavoskiej floty, matka zaś syreną. Dla Ducha ważne jednak były jego umiejętności, a nie wymyślone historie - posiadał wszystkie cechy potrzebne dla pierwszego oficera.
- Szybciej! Lewa burta przygotować się - zaczął wydawać rozkazy. - Za chwilę skręcimy w stronę przeciwnika! Nie, nie zwalniamy! Chcę go wyprzedzić. Uderzymy na nich od przodu, rufa osłoni nas przed ich ostrzałem.
- Słyszeliście!? Łucznicy na rufę - Nyiss potrafił wydawać rozkazy, zagrzewaniem do boju zajmował się jednak Duch. Już po chwili na rufie znalazło się siedmiu ludzi. Pięciu trzymało łuki, reszta kusze. - Analey dowodzisz, jesteś z nich najlepszy, oddajcie salwę gdy tylko znajdą się w zasięgu. Gdybym był na miejscu tych wioślarzy wyrzuciłbym najemników i oddał statek po dobroci. - rozmyślał Beendrod. Zbrojni mieli ich chronić, a staną się ich zgubą...
Analey napiął cięciwę i wypuścił strzałę. Wpadła do wody cztery stopy przed statkiem i dwie za nim.
- Jeszcze chwila - poinstruował strzelców. - Płyniemy dziś wyjątkowo szybko, strzelać pięć, nie, sześć stóp przed nim. Na wysokości masztu. Napiąć cięciwy! Przygotować się! TERAZ! |