Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-05-2012, 16:47   #11
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Zasadzka była udana. -Cholera-mruknął Cichy. -Widzisz kogoś co się dzieje?-zapytał lekko zaniepokojony Domeric. Cichy jak powszechnie wiadomo miał oczy z tyłu głowy i dostrzegał o wiele więcej od innych. Niedźwiedź twierdził, że oczy Cichy ma z pewnością nawet w dupie. -Nie ale widziałeś trafił go. Normalnie włochaty go trafił i to jak... Teraz już się nie zamknie.-powiedział przygnębiony. Cichy ponad wszystko cenił ciszę. Bez słowa poszedł ubezpieczać grupę. Domeric tylko się uśmiechnął.
-Mamy chwilę prawda?-zapytał Niedźwiedz z miną małego chłopca. Który patrzy przez szybę na smakołyki. Gdy Domeric schodził na dół.
-Tak, choć niewielką wiesz jak to działa trzeba się zwijać-odpowiedział Domeric. Podszedł do pobojowiska, przyjrzeć się bliżej feralnym kupcom. Ktoś złapał go za nogę Lady Danice, Lady Danice - jęknął i skonał, wciąż ściskając nogę Boltona. Chyba jakiś zbrojny. Szybki rekonesans ale nigdzie wśród trupów nie było kobiety. A przynajmniej nigdzie jej nie zauważył. Niedźwiedź już dokładnie czesał pobojowisko razem z Jąkałą. Domeric nigdy tego nie zabraniał. Przelewali za niego krew, mieli prawo do łupów. Chyba, że było one godne uwagi samego dziedzica. Te nie były. -Nie tak najgorzej, stal trochę złota jakieś ozdoby.- podsumował łupy Niedźwiedz. -A i to cholerstwo-pokazał skrzynkę swemu panu. -Rozwalić?.-podpytał o pozwolenie. -Nie tylko zabrać, brakuje tu jakiejś damy. Wśród zabitych nie ma kobiet. Na razie jej poszukamy. Chyba uciekła, sądząc po śladach gdzieś w tamtym kierunku. Ruszamy.-zarządził Domeric. Jąkała i Niedźwiedz sprawnie podzielili łupy. Cześć jak choćby potężne bele materiału, musieli porzucić. Choć i tak zabrali dwie, które zdaniem Jąkały były najcenniejsze. On zajmował się wyceną w końcu był bękartem kupca. Domeric tego nie skomentował, choć był ciekawy jak chcą to zabrać. Nie opóźniając ich. A to, że tego nie stoleruje rozumieli bezbłędnie. Szybko okazało się, że przysypali to liśćmi blisko oznaczone drzewa. -Moje małe wiewiórki schowały zapasy?- zapytał ich Cichy z uśmiechem. -Tylko nie małe, chudzielcu. Wiem, wiem ale może będziemy tędy wracać tak? Nigdy nie wiadomo.-odciął się Niedźwiedz.

Pojechali lasem w kierunku w jakim odjechała kobieta. Jednocześnie skryci przed wzrokiem innych. Kto wie może jeszcze odnajdą kobietę. A może nawet będzie oddychać- pomyślał Domeric. Chowając ozdobny sztylet jaki znalazł w ciele dzikusa. Ładnie ozdobiony, dobrze wyważony idealny do rzucania. Owa niewiasta miała widać wiele talentów.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 14-05-2012 o 17:10.
Icarius jest offline  
Stary 15-05-2012, 20:53   #12
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Brynden był niespokojny. Całe to otoczenie jak również i tajemnicza wiadomość, zdecydowanie budziły w nim niepokój. A uczucie to pogłębiło się, gdy zobaczył okolice miejsca wyznaczonego na spotkanie. Wszystkie trybiki w jego głowie przyspieszyły, a jakiś cichy głosik kazał mu jeszcze podwyższyć gotowość do walki.

Sand nie był paranoikiem, ale wiedział jak sprawy się mają na dworze w Czerwonej Twierdzy. Zresztą mogło być wiele powodów, aby go zabić. Być może ten, kto wyeliminował Arryna dowiedział się, że Sand miał coś się od niego dowiedzieć i wolał się jeszcze zabezpieczyć ... a może chodziło o jakieś grzechy ojców? Na tą ostatnią myśl na twarzy Bryndena pojawił się jeszcze szerszy, ujmujący uśmiech.

Zwolnił nieznacznie kroku, idąc ostrożniej dalej wyglądał na spacerowicza. Jego ręka powędrował w kierunku broni. Wiedział, że nie da się zaskoczyć. Jego przeciwnicy nie powinni korzystać z łuków czy kusz. Po pierwsze nie mogli mieć pewności czy nie jest w zbroi, po drugie gdyby chybili ich cel mógłby umknąć w zaułki i tak by się to skończyło.

Więc pewnie zbrojni ... cóż ... nie było to najrozsądniejsze posunięcie, ale w tym miejscu przynajmniej mógł przewidzieć atak. Miał tutaj szansę. Jeżeli ktoś faktycznie czyhał teraz na jego życie, to lepiej żeby ujawnił się wcześniej niż później ... a Sand zadba już o to, żeby dowiedzieć się więcej ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 16-05-2012, 11:00   #13
 
Jakoob's Avatar
 
Reputacja: 1 Jakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwu
Zupa była doprawdy paskudna. Emyr rozganiał nieliczne oczka tłuszczu drewnianą łyżką, rozważając czy lepiej będzie jechać na czczo, czy ze sraczką. A niech mnie, pomyślał, odsuwając ostentacyjnie talerz. Wyjątkowo zapłaci i kupi sobie kaszę. Kaszy nie da się zepsuć.

Żując wytrwale przypatrywał się listowi. Szlag by to trafił. Naprawdę wygląda na szpiega? Lord z takiego obrotu spraw na pewno nie będzie zadowolony. Brakuje tylko zdemaskowania, publicznej egzekucji i wypowiedzenia wojny z doskonałym casus belli. Kto pozwala sobie na tak otwarte zagranie?! Ktoś, kto ma na tyle pewności siebie, że jest nie przewidzieć ruch wroga o dwa kroki do przodu, nie boi się konfrontacji lub wie, że w ogóle do niej nie dojdzie. Kto, cholera jasna, demaskuje swoją cichą obecność przy tronie jednym listem, nawet nie starając się ubrać informacji w miłe słówka? „Dostaniesz ode mnie wielkiego całusa”. Kobieta. Pasuje jak ulał.

Dom Cain nie był Emyrowi obcy. Plotki o tajnej organizacji mającej swoich ludzi przy każdym tronie co pewien czas docierały do jego uszu. Dom miałby kontrolować każdy ruch królestw i przy tym uniknąć ujawnienia. Emyr co jakiś czas spotykał ludzi o nieciekawej przeszłości, którzy ledwo mówiąc, z flaszką taniego wina w dłoni, klęli lub wysławiali Cain pod niebiosa. Czasem nawet krewny krewnego w trzeciej linii pracował dla tajemniczego szpiega, a potem przepadał bez śladu.

Mówiono, że lotki strzał i bełtów „sowich szpiegów” wykonano z sowich piór, a na szyi wisi wielki, wykonany z czystego srebra misterny medalion przedstawiający sowę. Mieli wzbudzać postrach samym spojrzeniem, a ich oczy pozbawione były białek. Ktoś klął się na swoją matkę, że widzą w ciemnościach jak za dnia.

Choć Emyr zwykł traktować opowieści spiskowe jako wyssane z palca, po przeczytaniu listu stracił nieco pewności siebie. Albo ktoś zrobił mu paskudny żart, albo tajemnicza niewiasta, która bardzo chce go ucałować, faktycznie istnieje.

Emyr wstał, przeciągnął się leniwie aż gruchnęły kręgi, i podszedł już nieco chwiejnym krokiem do karczmarza. Właściwie karczmarki, niemal jak z obrazka. Potężna kobieta, wielki biust, kilka fałd tu i ówdzie. Być może charakteryzowałaby się niemałym wdziękiem, gdyby wreszcie przestała żuć tytoń. Miała obrzydliwie czerwone zęby, a słuchanie jej opowieści wymagało wiele samozaparcia.
- Cześć Masha – uśmiechnął się jak do starej przyjaciółki. – Ten list, pamiętasz kto go dostarczył?
- A, to. – kobieta zamyśliła się na chwilę. – Kobieta, podróżowała z karawaną, mało gadatliwa, ale nerwowa. Z tych co nie usiedzą na miejscu. Pierwszy raz ją widziałam, ale pewności mieć nie mogę ... tyle ludzi się przez to miejsce przewija.
- Wiesz dokąd jechała?
- Wydaje mi się, że na północ... tak, chyba na północ.
- A dom Cain? Coś ci to mówi?
Karczmarka zamilkła i odwróciła spojrzenie.
- Nie, pierwsze słyszę. Mogę się wypytać, jeśli chcesz.
- Nie, nie, dzięki. Wielki dzięki Masha – uśmiechnął się ponownie i powrócił do swojego stołu. Dokończył antałek piwa i udał się do malutkiej izdebki. Przynajmniej był sam. Cóż – myślał. – Kierunek podróży pozostaje ten sam.

Zostawiając kuszę na podorędziu nie wiedział, czy ręce trzęsą mu się ze strachu, czy z ekscytacji.
 
__________________
gg: 8688125

A po godzinach, coś do poczytania: [nie wolno linków w podpisie, phi]
Jakoob jest offline  
Stary 16-05-2012, 14:49   #14
 
Sir_Michal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodze
- Kilku uzbrojonych ludzi, mają łuki. Cała reszta to zwykli majtkowie.

Bystrooki Dornijczyk przywykł do zdawania relacji, nawet jeśli każdy człowiek na statku widział to samo.

- Damy radę ich wymanewrować?
- Mamy szybszy i zwrotniejszy statek... Raczej tak - odparł Echel.

Echel Nyiss był pierwszym oficerem na statku Donnchada. Pochodzący z Braavos człowiek był najbardziej doświadczony na pokładzie i z pewnością jednym z najlepszych na całym Wąskim Morzu. Ludzie w karczmach powiadali, że jego ojciec był głównodowodzącym braavoskiej floty, matka zaś syreną. Dla Ducha ważne jednak były jego umiejętności, a nie wymyślone historie - posiadał wszystkie cechy potrzebne dla pierwszego oficera.

- Szybciej! Lewa burta przygotować się - zaczął wydawać rozkazy. - Za chwilę skręcimy w stronę przeciwnika! Nie, nie zwalniamy! Chcę go wyprzedzić. Uderzymy na nich od przodu, rufa osłoni nas przed ich ostrzałem.
- Słyszeliście!? Łucznicy na rufę - Nyiss potrafił wydawać rozkazy, zagrzewaniem do boju zajmował się jednak Duch. Już po chwili na rufie znalazło się siedmiu ludzi. Pięciu trzymało łuki, reszta kusze. - Analey dowodzisz, jesteś z nich najlepszy, oddajcie salwę gdy tylko znajdą się w zasięgu.

Gdybym był na miejscu tych wioślarzy wyrzuciłbym najemników i oddał statek po dobroci. - rozmyślał Beendrod. Zbrojni mieli ich chronić, a staną się ich zgubą...
Analey napiął cięciwę i wypuścił strzałę. Wpadła do wody cztery stopy przed statkiem i dwie za nim.
- Jeszcze chwila - poinstruował strzelców. - Płyniemy dziś wyjątkowo szybko, strzelać pięć, nie, sześć stóp przed nim. Na wysokości masztu. Napiąć cięciwy! Przygotować się! TERAZ!
 
Sir_Michal jest offline  
Stary 17-05-2012, 20:15   #15
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Edmund Waxley spoglądał na manewry pirata spod przymrużonych powiek. Był zły. Zły, że wypłynął, zły, że zaufał kłamliwemu kapitanowi a na końcu zły na los, który postawił na jego drodze pirata. Był więc zły ogólnie. I nie istniał żaden sposób na to, by poprawić mu humor.


- Zgoda. Wywieście flagę pokoju. - powiedział widząc przerażenie na obliczach marynarzy, którzy w desperacji obserwowali manewrującego pirata. Banda idiotów miast zająć się okrętem tchórzliwie obserwowała sprawne działania pirackiego okrętu. Cóż, jak Siedmiu chce cię pokarać, najpierw otoczy cię idiotami.

- Panie, sposobią się do walki! – kapitan nie krył już swego strachu. Edmund pomyślał o młodej żonie zostawionej w domu, po czym zły syknął przez zęby. – Jak do kurwy pokazać temu jełopowi, że się poddajemy? Opuście żagle, nie wiem co?

- Panie! Strzelają!
– krzyknął któryś z marynarzy. Waxley spojrzał na wrogi okręt przecinający im kurs od którego oderwało się kilka szaropiórych strzał.

- Kryć się! – krzyknął, jakby jego rozkaz był jeszcze komuś potrzebny. Wszyscy już kryli się za skrzyniami i burtą. Waxley słysząc lament ranionych zaklął szpetnie i ryknął do kapitana – Weź mu kurwa powiedz, że się poddajemy, bo nas wystrzelają!

Liczył na to, że kapitan nie jest idiotą i podoła zadaniu. I że na drugim okręcie nie dowodzi jego brat bliźniak…

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 18-05-2012, 12:09   #16
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Nie było już miejsca na myślenie...
- Twoja, gadzi pomiocie? Timett was puścił, ja nie jestem nim. Zabić wszystkich! - wykrzyknął Erohet - A wy za nią! - dorzucił do dwójki mającej odciąć drogę jeźdźcowi.

Spaleni Ludzie zaszarżowali z pełną siłą. Bouden miotał się przez chwilę na swym wierzchu wydajac rozkazy, po czym oba oddziały starły się brutalnie. Erohet dopadł drugiego wodza i poczęli się okrążać na wierzchach, starając trafić jeden drugiego. Syn Warthura dzierżył dwa proste miecze, Bouden zaś kręcił zabójcze młyńce wielką kolczastą maczugą. Przed jednym zamachem Erohet nie zdołał się uchylić i otrzymał potężny cios w żebra. Spadł z konia. Przez chwilę nie mógł oddychać a przez oczami pojawiały się i znikały czarne plamy, ale w porę dojrzał nadchodzącego Boudena, głupiec porzucił wierzchowca żeby się nad nim poznęcać. Nieważne, czy Erohet dziś zginie, czy nie, Bouden jeszcze srogo zapłaci za ten błąd. Właśnie zamierzał się za niego z kopnięciem, gdy Syn Warthura odtoczył się w ostatniej chwili. Wciąż trudno mu było oddychać, ale mógł stawić wrogowi czoła. Wąż ruszył na niego z rykiem, rozjuszony, a Spalony, nieograniczony mobilnością do końskiego siodła, unikał i zbijał powolne, lecz potężne ciosy Boudena. Po kilku takich manewrach tamten był już zmęczony, wtedy Erohet przystąpił do ataku. Zablokował kolejne powolne uderzenie tuż nad ich głowami, wiążąc maczugę wroga między dwoma swoimi ostrzami i poczęstował wroga kolanem dokładnie tam. Bouden upadł jęcząc jak własna matka, kiedy go wydawała na świat. W mgnieniu oka przebiły go dwa miecze Eroheta.

* * *

On odniósł zwycięstwo, lecz walka nadal trwała, wszędzie naokoło szczękała stal i tryskała krew. Po chwili część
z Węży zaczęła uciekać. Erohet stracił dwoje ludzi, Węże troje, ale bitwa była już chyba przesądzona.

Z oddali nadciągali jeźdźcy. Z parszywymi wężami mogli sobie poradzić, ale z zakutymi po szyję wojownikami nie mieli by teraz szans. Trzeba było podjąć decyzję.
- Spaleni, za mną! Do lasu! - Wydał rozkaz. W kilka chwil padło jeszcze dwoje Węży i jeden swój, po czym wataha Eroheta podążyła za nim do lasu.
- Zbliżają się jeźdźcy w stali, pewno te psy, Arryni. Zabierzmy tę kobietę, Hagat i Perthar pewno już ją mają,
i wracajmy. Dość naszej krwi się polało.
 
Ryder jest offline  
Stary 18-05-2012, 14:32   #17
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Mimo, że obiecał sobie nie ryzykować bez naprawdę dobrego powodu, Robar nie potrafił zostawić bez pomocy niewiasty w potrzebie, przez co z resztą, nie raz wpadał w niemałe kłopoty. Ukryty w poszyciu, przyjął pozycję strzelecką, niemal intuicyjnie biorąc poprawkę na wiatr i prędkość z jaką poruszali się jeźdźcy, wymierzył tak, by trafić wierzchowca prowadzącego pochód. Po cichu liczył na to, że raniony koń przewróci się, w najgorszym razie spowalniając jadących za nim wojowników, a w najlepszym łamiąc im kilka karków. Już miał wypuszczać strzałę, kiedy z przeciwległej strony nadjechała kolejna grupa, odcinając kobiecie jedyną drogę ucieczki. Przeklął pod nosem i zirytowany opuścił łuk, sam na przeciw dwudziestu - trzydziestu klanowych wojowników? Zbyt wielu ludzi na nim polegało, żeby umarł tak głupio. Skrzywił się na myśl, o tym co się stanie z dziewczyną, kiedy dopadną ją te wściekłe psy, ta jednak, najwyraźniej nie podzielała jego opinii o końcu tej szaleńczej pogoni. Trochę nieporadnie spięła konia zatrzymując go w miejscu, po czym pełnym pędem ruszyła prosto w stronę miejsca gdzie stał ukryty.

- Niech to Inni porwą! - Mruknął Robar pod nosem, by po chwili zagłębić się odrobinę dalej w las, aby pozostać niewidocznym. Oczami wyobraźni widział jak klanowi wojownicy decydują się zaniechać pogoni, bo oto ich oczom ukazuje się znacznie łatwiejsza zdobycz...on sam. Nie mógł jednak nie podziwiać białogłowej, która zdecydowała się walczyć do samego końca, większość na jej miejscu poddała by się i zaczęła błagać o litość, ale najwyraźniej nie ona.

Robar gorączkowo zastanawiał się co robić, uciekać ile sił w nogach? Próbować się ukryć, czy może walczyć i zginąć z honorem? Żadna z alternatyw nie dawała pewności... Zaczął wycofywać się powoli w gęstwinę, starając się nie przyciągać wzroku nagłymi ruchami gdy w jego serce wlała się nowa nadzieja. - ACH! Jednak szczęście nadal mi sprzyja - pomyślał uśmiechając się półgębkiem. Dwie grupy jeźdźców okazały się być wrogimi klanami, które ponad wspólną pogoń za jedną kobietą zdecydowały, że bardziej ekscytujące będzie starcie pomiędzy nimi samymi. Mimo to, dwóch z nich oderwało się od jednej z grup i z wyrazem determinacji na twarzach kontynuowali pościg.

Ukrył się za konarem jednego z drzew na chwilę przed tym, kiedy spieniony koń wdarł się galopem w poszycie, tu jednak nie było traktu, po którym mógłby spokojnie biec dalej. Zmęczenie i nierówne podłoże zdezorientowały zwierzę, które nie wiedząc co robić stanęło dęba, młócąc przednimi kopytami powietrze przed nim. Łowca nie zastanawiał się dłużej, to był moment, który mógł odwrócić szale na jego korzyść. Wyskoczył z ukrycia, łapiąc kobietę za rękę. Szybkim ruchem ściągnął ją ze spłoszonego konia, drugą ręką zakrywając usta by nie mogła wydobyć krzyku, który z pewnością zdradził by ich pozycję. Sekundę później klepnął z całej siły zad wierzchowca, by ten pobiegł w sobie tylko znanym kierunku, a sam, poprawił chwyt i zwrócił się do trzymanej w jego objęciach kobiety:

- Jeśli chcesz przeżyć Pani, siedź cicho i idź za mną. - Szepnął, patrząc jej prosto w oczy, delikatnym ruchem głowy wskazując, że niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło.

Wbrew oczekiwaniom, w jej oczach zamiast panicznego strachu, ujrzał butę i błysk inteligencji...musiał przyznać, że był zaintrygowany, po tej stronie kontynentu takie kobiety to prawdziwa rzadkość. Przez chwilę próbowała się wyrwać, na szczęście szybko zrozumiała, że musi zaryzykować. Dopiero gdy pokiwała twierdząco głową, wypuścił ją, przykładając palec do ust, aby upewnić się, że ta przedziwna dama nie zrobi niczego głupiego.

Mieli tylko kilka sekund zanim klanowi wojownicy ich zauważą, nie tracąc czasu poprowadził ich w przez skupisko gęstych krzaków, do niewielkiej rozpadliny, którą zauważył już wcześniej. Było to ledwie pęknięcie w skale, ale musiało wystarczyć. To był kluczowy moment. Jeśli zostali zauważeni będzie musiał stawić czoło dwóm przeciwnikom, którzy mieli przewagę wysokości, do tego, w każdej chwili mogli nadjechać następni. Na ich szczęście tutejsze dzikusy nie grzeszyły wyobraźnią i zgodnie z przewidywaniami popędzili na oślep za spłoszonym koniem, dając im chwilę wytchnienia.

Robar głośno odetchnął z ulgą i wykorzystał ten moment aby dokładniej przyjrzeć się pięknej dziewczynie, która nawet po tak cieżkich przeżyciach zachowała zimną krew. Doprawdy nie mógł w to uwierzyć...
 

Ostatnio edytowane przez Fenris : 18-05-2012 o 14:36.
Fenris jest offline  
Stary 19-05-2012, 08:45   #18
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Po chwili zastanowienia, czy może raczej jego braku, poprawił odzienie, obrócił pas, przeczesał krótkie włosy i pewnym krokiem wparował głównym wejściem.
- Sługo! - zaczął od progu, głośno i arogancko, najbardziej, jak było go stać. - Chyżo tu, nim zdecyduję się pójść wydać pieniądze gdzie indziej! Zaprowadź mnie do wolnego stołu, sprawisz się, to i dla ciebie się coś znajdzie, miast batów za opieszałość!
Miał w końcu faktycznie całkiem pękaty trzos. Mógł go poświęcić, by podtrzymać wizerunek utracjusza, którym poniekąd zresztą był.
A jeśli kobieta z Braavos okaże się tą właściwą kobietą z Braavos, to o pieniądze nie będzie musiał się już martwić.
Jeśli nie, trudno. Kto by tam się przejmował tak prozaiczną rzeczą, jak pieniądze. I tak odległą przyszłością, jak dziesięć minut naprzód.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 21-05-2012, 13:18   #19
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Risborn uważnie przyglądała się karczmie zastanawiając się, co ją podkusiło, by ubrać się zgodnie z westerowską modą? Teraz była zupełnie jak inne kobiety. Niknęła w tłumie, w karczmie takiej jak tysiące innych. Nikt by nawet nie zauważył... Pozwoliła, by dreszcze spokojnie rozeszły się wzdłuż kręgosłupa. No trudno. Nie będzie płakała przecież nad rozlanym mlekiem.

Zajmując miejsce po przeciwnej stronie stołu Aria uśmiechnęła się ze spokojem. Już żałowała, że nie zgłosiła się z miejsca do skarbnika. Nieuważnym gestem, dając sobie chwilę na ukształtowanie odpowiedniej odpowiedzi, podniosła wino do ust i upiła łyk wina, zdecydowanie za słodkiego jak na jej gust.
- Varysie, chyba zapomniałeś, że przybyłam tutaj, by wam pomóc. Nasze cele są podobne.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 21-05-2012 o 13:25.
Eyriashka jest offline  
Stary 27-05-2012, 20:31   #20
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie


Robar

Przez dłuższą chwilę, w milczeniu obserwował oddalających się barbarzyńców, którzy właśnie znikali z pola widzenia, zagłębiając się dalej w las. I mimo, że z oddali docierały do nich krzyki rannych i szczęk mieczy walczących ze sobą klanów, Robar wyraźnie się rozluźnił. Dopiero wtedy odważył się odezwać.

- Wybacz ciekawość Pani - powiedział uśmiechając się lekko. - Ale co, wysoko urodzona sądząc po ubiorze, kobieta z Wolnych Miast robi po tej stronie morza ganiając się z barbarzyńcami? - patrzył prosto na nią, nie odwracając ani nie spuszczając wzroku, z lekko uniesionymi brwiami i odrobinę przymrużonymi powiekami, wyrażającymi po części zaciekawienie, a po części zachwyt. - Och! ależ gdzie moje maniery! - Dodał po chwili. - Na imię mi Robar. Witamy w Siedmiu Królestwach. - Wciąż się uśmiechając wykonał parodię dworskiego ukłonu.

- Danice - odparła Danice z wyraźną niechęcią obserwując swojego wybawcę - Danice z Braavos - jej zdawkowe powitanie zupełnie nie przystawało do wizerunku wysoko urodzonej damy. Przez chwilę przyglądała się uważnie Robarowi i wyraz dezaprobaty stopniowo znikał z jej twarzy.
- Potrzebuję ludzi, chcesz dla mnie pracować? - zapytała bez ogórdek.

- Piękna, twarda, a do tego bezpośrednia - Robar uraczył ją ujmującym uśmiechem. - Jestem pod wrażeniem Danice z Braavos - skinął głową z uznaniem, nadal nie mogąc się nadziwić jak szybko ta tajemnicza kobieta otrząsnęła się po wydarzeniach mających miejsce zaledwie chwilę temu. - Chcesz mnie zatrudnić jako sługę, rębajłę, czy może twoje włości potrzebują nowego łowczego? - Zapytał nie kryjąc rozbawienia. - Wybacz Pani, nie bardzo wiem czego ode mnie oczekujesz...

Prychnęła, lekko rozbawiona.
- Powiedzmy, że potrzebuję … kogoś, kto zadba o moje bezpieczeństwo, a może z czasem, jeżeli okażesz się godzien zaufania, to powierzę ci bardziej znaczące zadania. Co ty na to?

- Kuszące...nie zwykłem jednak podejmować decyzji pod wpływem chwili. - Odparł, potakując lekko głową. - Za pozwoleniem, podróżuje wraz z towarzyszami, którym przewodzi Domeric Bolton - Robar zrobił krótką pauzę próbując wyczytać z twarzy Danice, czy rozpoznaje to nazwisko. - Zatrzymaliśmy się na polanie niedaleko traktu. - Kontynuował po chwili. - Zechciej udać się tam ze mną Pani, a będziemy mogli porozmawiać w warunkach, które bardziej przystoją damie. - Mówiąc wskazał dłonią kierunek obozu. - Domeric to... honorowy człowiek, nie uświadczysz krzywdy z jego strony Pani, masz na to moje słowo. - Dodał widząc cień podejrzliwości w jej oczach. Najwyraźniej doskonale wiedziała o kim mowa.

Wysłuchała go, wyglądała na nieco zirytowaną, chyba nie bardzo lubiła gdy ktoś jej odmawiał. Uśmieszek, który wykrzywił na koniec jej różowe usta mógł znaczyć bardzo wiele. Kiwnęła głową w milczeniu i ruszyła we wskazanym kierunku.

Robar nie mógł przestać myśleć o tym przedziwnym spotkaniu. Ciekawość, miast zostać zaspokojona, rozgorzała w nim do tego stopnia, że prawie odczuwał ją fizycznie. Była nietuzinkowa, musiał to przyznać, otaczała ją aura niezachwianej pewności siebie, wyglądała i przemawiała jak arystokratka, a jednak nie używała tytułów. Był pewien, że ma coś do ukrycia, chociaż...która kobieta nie ma. I jak bardzo lubiła mieć kontrolę! Mimochodem, przygryzając wargę, zaczął zastanawiać się jaka jest w łóżku...uległa i czuła? HA! Raczej Dzika i nieposkromiona. Otrząsnął się z tych myśli, najwyraźniej zbyt długo już nie był z kobietą. Ciekawe co powie Domeric, kiedy zamiast z kolacją wróci z kobietą.

Szli ostrożnie, starając się nie robić żadnego hałasu. Robar prowadził ich przez las wybierając ścieżki, które nie byłyby zbyt uciążliwe dla idącej za nim kobiety. Co jakiś czas oglądał się za siebie, jakby chciał utwierdzić się w przekonaniu, że Danice nie jest jedynie wytworem jego wyobraźni.

Za którymś razem gdy spojrzał w tył, o mało co, a byłby jej niezauważył. Stała w absolutnym bezruchu około dzwudziestu kroków za nim. Jej zielona suknia w tak dziwny sposób odbijała promienie słoneczne, że zlewała się z porośniętym, soczystym mchem poszyciem, a brązowe włosy mogłyby, równie dobrze być jedną z powykręcanych przez wiatry gałęzi drzewa. Tylko dwoje ciemnych oczu lśniło jak paciorki, trochę jak oczy spłoszonego gryzonia.
Ledwo usłyszał jej głos pośród szumu liści.
- Cieniokot - dźwięki popłynęły niesione wiatrem. Równie dobrze mogłaby je wypowiedzieć leszczyna.


Erohet

Syn Warthura mógł sobie pogratulować rozsądku. Niewielu jego wojowników byłoby zdolnych przeciwstawić się szkolonym wojownikom Westeros na otwartym terenie. Jeźdźcy nie mięłi co prawda pełnej zbroi, ani tych parszywych lanc, które były tak śmiercionośne w pełnym pędzie, ale mięli przewagę dobrej stali, pełnokrwistych rumaków i lat nauki.
Gdyby Erohet miał jeszcze jakieś wątpliwości co do słuszności swoich rozkazów, wystarczyło spojrzeć, jak Księżycowe Węże giną stawiając marny opór rycerzom.
Gdy tylko Spaleni Ludzie wpadli między drzewa, poczuli się jednak pewniej. To był ich świat. Niech no tylko westerosczycy spróbują za nimi podążyć. Niech tylko spróbują zaatakować klanowców na ich własnym terenie.
Podążyli wgłąb lasu, za śladami pozostawionymi przez Hagata i Perthara, no i tajemniczą kobietę, oczywiście. Minęły zaledwie sekundy, gdy dostrzegli swych dwóch braci powracających tą samą drogą, z ponurymi minami i pustymi rękami. Prowadzili między sobą kasztanową klacz, o spienionych bokach, jednak kobiety nie znaleźli.

Domeric

Dzień był dla młodego Boltona bardzo owocny. Najpierw udana zasadzka na jedną grupę dzikusów, niczym dobra przekąska przed daniem głównym, a teraz istna rzeź na reszcie oddziału. Co prawda, głowa tego węża została już odcięta, ale żaden Bolton nigdy nie jeszcze nie narzekał na ułatwienia podczas bitki - Boltonowie z Dreadforth byli zasadniczo praktycznymi mężami.
Pozbawiona dowództwa, grupa górali, mimo wszystko stawiła dość natchniony opór. Gdyby to była piechota, któregokolwiek z lordów, najprawdopodobniej widząc ponad połowę kamratów konających w trawie, a pomiędzy nimi tego, od którego oczekiwali rozkazów padliby z miejsca na kolana przed nowym panem, albo uciekli. Dzicy nie zrobili nic takiego, w efekcie ilość trupów zwiększyła się znacząco.
Niestety, nie obyło się bez strat. Jeden z ludzi Domerica stracił konia, inny miał strzaskane ramię, a poszukiwanej kobiety nie było nigdzie w zasięgu wzroku.



Donnchand

Na statku kupieckim zawisła biała flaga, było już jednak za późno, jego załoga poczuła krew. Strzały szyły powietrze, ześwistem szukając żywego celu. Ci z marynarzy, którzy nie zdołali się ukryć pod pokładem, padali jak muchy. Z tego co pirat mógł wywnioskować, nie były to w większości rany śmiertelne - celowanie na pędzącym statku to niełatwe zadanie.
I wtedy, kątem oka, zauważył drobną postać przy sterze ostrzeliwanej łajby. Jakiś majtek, chudzina, podrostek, jak wielu - pewnie uciekł z rodzinnej wsi w poszukiwaniu mitycznego “szerokiego świata”. Ale co on robił? Stanął w potężnym rozkroku przy kole, chwycił oboma wątłymi ramionami i wykręcił … skierował dziób okrętu prosto na nich. Chciał ich wszystkich zabić?

Edmund

Piraci, albo nie dostrzegli białej flagi, albo nie chcięli jej dostrzec, strzały raniły wielu z załogi. Jęki były niemal nie do zniesienia. Jeżeli nastąpi abordaż, będą straceni. Ukryty na pokładzie, za tłustym zwojem grubej, jak ludzkie ramię liny, był w miarę osłonięty przed ostrzałem, jednak do dyspozycji miał jedynie czterech ludzi. Jeżeli piraci wejdą na pokład, albo wszyscy zginą, albo trafią do niewoli.
Zza pleców dobiegły go szpetne przekleństwa, ubrane w tak słodkie barwy, że musiał się odwrócić. To jeden z majtków, wyjątkowo chudy i kościsty chłopak, brudas, o twarzy spalonej słońcem i włosach jak płynne złoto. Waxley nigdy jeszcze nie słyszał głosu, chłopaka, był prawie pewien, że ktoś mówił, że majtek jest niemową. A jednak teraz klął jak szewc, bez najmniejszego zająknięcia. Co on właściwie robił przy kole sterowym? Manewrował jak doświadczony marynarz, ot co. Statek pochylił się ostro, myśli Edmunda wróciły na włąściwy tor. Przy takim kursie zaraz zderzą się z pirackim statkiem!



Quentyn

Młody mężczyzna w skromny, acz schludnym i czystym odzieniu zaprowadził Sanda do jednego z wolnych stołów. Sala jadalna nie była duża, a wszyscy obecni wyglądali na stałych bywalców - to byli ludzie, którzy mięli swoje “to co zwykle”. Dla Quentyna było to niezbyt miłe spostrzeżenie, oznacząło bowiem, że gapiono się na niego z całą gamą uczuć, od ciekawości, poprzez pogardę, na pożądaniu kończąc.
Chłopak, który go usadził zniknął, a na jego miejscu pojawiła się niewysoka ciemnowłosa dziewczyna, o łagodnym spojrzeniu i słodkim głosie.
- W czym mogę pomóc? - zapytała nachylając się nieznacznie ku mężczyźnie i uśmiechając się zachęcająco.

Aria

Eunuch uśmiechnął się, a wręcz zachichotał, zakładając ręce na kolanach niczym dobrotliwy wujaszek.
- Nie udawajmy, moja droga, oboje wiemy, że twoim mocodawcom nie zależy na dobru Westeros, tylko na naszych pieniądzach. Czy się mylę? - słowa opuszczały usta mężczyzny powoli, jak misternie tkany jedwab.

Brynden

Cienie rzucane przez nierówne mury mijanych budynków były wyjątkowo zdradliwe. Wiele ostrzy mogła kryć ta uliczka. Zamiast przeszywającego bólu przywitał go jednak głos i to głos kobiecy. Wracała jednak nadzieja na schadzkę? Czyżby to paranoja dyktowała mu niepokojące scenariusze?
- Witaj, Sand - głos był konkretny i pozbawiony jakiegokolwiek akcentu. Gdyby książki mówiły, tak właśnie kształtowałyby się w ich ustach słowa - Nie możesz jeszcze opuścić King’s Landing.
Nie było w tonie ukrytej przez cienie postaci choćby pomruku groźby, a jednak wiedział, że jego sprzeciw nie był brany pod uwagę.



Emyr

Sen przyszedł niespodziewanie i gwałtownie. Las, w którym się znalazł był pozbawiony koloru i absolutnie cichy. Nie szumiały tu drzewa, nie śpiewały ptaki, nic nie robiło łup, ani trach, ani nawet chrup. Słońce przysłaniały zwały burych chmur, na których tle pięknie odznaczały się czarne skrzydła i ostre pazury atakującej go zielonookiej sowy.
Obudził się, gdy bezszelestny zabójca zatopił w nim ostre jak brzytwa szpony. Był cały spocony, jego oddech rwał się, jakby przebiegł całe Westeros w szerz i wzdłuż, a serce biło tak głośno, że prawie zagłuszyło szept.
- Z lewej.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172