Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2012, 17:24   #30
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Phisack był wyraźnie podirytowany zaistniałą sytuacją. Kevin nie liczył się z reputacją doktora, w dodatku według niego, źle rozpoczynał samo dochodzenie. Sam wszakże uczestniczył w paru i wyrobił się na tyle, że czasem potrafił opisać potencjalne zachowania ściganego jako sumę algorytmów. Żaden nie przewidywał, że ktoś da się złapać, uprzedzony takimi scenami. Jednakże nie wypowiedział słowa skargi, gdy Kevin wrócił z powrotem; opisał zdarzenie na tyle, na ile je pamiętał. W międzyczasie musiał znosić zdziwione spojrzenia studentów. Paru nawet zatrzymał się w miejscu, tworzyło grupki, patrząc w stronę zajścia szeptali coś między sobą. Ci sami ludzie, nieczęsto lubiący nocne przygody mieli z pewnością niejednokrotnie na bakier z policją.


[Kevin - Test na zbieranie dowodów (+1 za wskazówki Phisacka)]
Detektyw nie dowiedział się wiele i tym razem. Ot, jakaś postać przebiegła w zaroślach, prawdopodobnie przez mały gaj, z którego droga prowadziła już ku miastu. Część przedmieścia była słabo oświetlona, ucieczka tamtędy właśnie nie stanowiła większego wyzwania. Z resztą stamtąd można było skierować się do slamsów, miejsca idealnego dla wszelkich dezerterów. Mimo wszystko, choć bardzo się starał, buszował po zaroślach i okolicy, nie potrafił zidentyfikować dokładnych śladów poszukiwanego.
Nagle doszedł go warkot silnika. Od strony bramy nadjeżdżał policyjny samochód. Wyglądało na to, że pan spóźnialski wreszcie raczył się pojawić. Niebieski Mercury Eight przejechał żwirową drogą i zatrzymał się obok auta O'Donnela. Ze środka wyszedł wyższy mężczyzna. Kevin mgliście przypominał sobie, że nazywa się Palantine - znał go z widzenia. Matthew skinął mu głową i podszedł do niego raźnym krokiem. Miał dość tupetu, aby bez słowa wstępu pytać o sprawę, jakby po prostu spóźnił się na wieczorek klubu dobrej książki.
Nie skończyli rozmawiać, jak Kevin zorientował się, że tłum gapiów w okół nich rośnie. Studenci nie różnili się specjalnie od typowych mieszkańców miasta. Kiedy czuli, że mogą zobaczyć ewentualnie widowisko, szybko uznawali, że inne zajęcia mogą zaczekać. Wianuszek młodych ludzi podchodził z każdej strony, rzucając między sobą:
- Niedawno przyjechali...
- Ale numer. Może ktoś kropnął tego starego kozła Lucjusza?
- No nie wierzę, to przecież pan Phisack...
Nie wiadomo jakim sposobem, ale w tłumie przepychał się już nawet dziennikarz. Doprawdy, teraz to przypominało ponurą komedię. Zdawało się, że pismaki czasem dostawały cynk jeszcze przed policją. Kiedy coś się działo, nawet ktoś rozjechał psa, któryś z nich czekał już z gotowym notesem i wystudiowanym uśmieszkiem. Byli jak nieznośny cień.
Facet zwyczajnie przepchnął się między resztą, podszedł do policjantów i bez pardonu zapytał:
- Dzień dobry. Detektyw O'Donnell? Nazywam się Ezra Lewis. Jestem dziennikarzem. Czy mógłby mi pan poświęcić parę minut?
Phisack stał na uboczu. Zamieszanie dało mu chwilę wytchnienia. Miał dość tej sytuacji, nie sądził, że niepozorne w sumie wezwanie zaowocuje takim galimatiasem. Przeszedł kawałek przez trawnik, na którym jeszcze przed chwilą wskazywał ślady. Prawdopodobnie uśmiechnął się ku skrywanej radości patrząc na w sumie komiczną scenę, gdzie policjanci byli dosłownie oblegani. Mógł być rad, że uwaga ponownie skupiła się na Kevinie, jednak wiedział, że władze uczelni nie będą zadowolone z narastającego rabanu. Westchnął głęboko, widząc że jego przypuszczenia nadgoniły fakty. Od strony głównego wejścia uczelni szedł nikt inny jak sam rektor uczelni, Lucjusz Dalcaroe. Siwy mężczyzna z postrzępioną brodą był asystowany przez dwóch profesorów, którzy gorączkowo coś gestykulowali i wskazywali coraz na Phisacka. Tego jeszcze brakowało.
Tłum już jawnie i donośnie dyskutował między sobą, mimo że Michael biegał od jednej grupy do drugiej, nieskutecznie starając się uciszyć studentów. Panowało tu niemałe zamieszanie, przerwane dopiero donośnym głosem Dalcaroe.
- Co to za zbiegowisko? Natychmiast się rozejść, inaczej zostaniecie wydaleni z uczelni w trybie natychmiastowym! - od razu było znać, że rektor jest człowiekiem o gorącym temperamencie.
Niechętnie, ale młodzi ludzie rozeszli się na wszystkie strony. Profesorowie, jakby obawiając się nadchodzącej konfrontacji, cofnęli o parę kroków, tymczasem rektor, który teraz zdawał się być wyższy i jeszcze bardziej rozgorączkowany niż przed chwilą, podszedł do pozostałej grupy. Najpierw spojrzał na policjantów, groźnie marszcząc białe jak mleko brwi:
- Dlaczego nie uprzedzono mnie o waszym przybyciu? Proszę natychmiast się wylegitymować. Chcę wiedzieć czemu policja bez słowa wyjaśnienia wkracza na teren mojej uczelni! No nie... - w tym momencie spojrzał na Ezrę - Prasę też tu sprowadziliście? To skandal! Ktoś za to beknie!
Kiedy zwrócił się do Jonathan'a jego oczy były już przekrwione od złości.
- Jonathanie, może ty raczysz rzucić trochę światła na tą kuriozalną sytuację. Czy ta sprawa, o której mówiłeś przez telefon miała polegać może na sprowadzaniu tutaj wścibskich, policyjnych nochali?
 
Caleb jest offline