Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2012, 21:04   #8
Imoshi
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
5 stycznia 2014

Podczas jednego z dni wolnych po pierwszej akcji, Miles stwierdził, że to dobra okazja by zdobyć choć jednego kompana, skoro szykowało się na dłuższą pracę w tej dżungli. Po wyjściu ze stołówki rozejrzał się za kimś, z kim mógbły się łatwo dogadać, prędzej czy później, przy jego ambicjach, musiał podbudować sobie autorytet u innych. Gdzieś w obozie wpadł na Francisa.
- Hej... - zaczął mrużąc oczy i wskazując na niego palcem, jakby się zastanawiał - Jones, tak? -
- Ta... - mruknął tylko Jones, z papierosem w ustach.
- Mam nadzieję, że palisz tylko pety. Od tego ruska wali marychą na kilometr, chyba jara prosto z lufki, dziwne, że jeszcze wpierdolu nie dostał. - Powiedział starając się rozluźnić atmosferę, musiał wyjść na porządnego dowódcę, skoro chciał nim być.
Francis uśmiechnął się tylko, nie odpowiadając.
- Nie podoba mi się, że gówno wiemy o sobie. Wszyscy się przedstawiliśmy, ale wszyscy też wiemy, co tu mamy robić, prawda? - Spytał przekrzywiając głowę. - No właśnie. Mamy zabijać. Więc jak ty najlepiej zabijasz i jak w tym pomagasz? - Spytał z uśmiechem kolegi po fachu, takim jak jeden informatyk obdarza drugiego, pytając o ulubiony język programowania.
- Ja jestem ten, co sprawia, że jest jak w filmach: Wszystko pięknie wybucha. - odpowiedział Francis, wyraźnie akcentując słowo "pięknie".
- Wybuchy? Miło, sam ograniczam się do rzucania granatów, choć dość celnie. Montujesz je może? Albo rozbrajasz miny, bomby? -
- Ta... umiem rozbroić niemal wszystko, co ma wybuchać i uzbroić niemal wszystko, co nie ma wybuchać. A Ty? - Cóż... Jones lekko się przechwalał.
- A ja dowodzę, strzelam z karabinów szturmowych. Mam kondycję, więc mogę was nosić do medyków, jak już urwiesz nam nogi bombami. - Dodał z uśmiechem. Nie otrzymawszy odpowiedzi, chrząknął i ciągnął dalej.
- Co myślisz o Carlosie? Nadaje się na dowódcę? -
- Mam co do tego wątpliwości... nieuzasadnione i w ogóle. -
- Cóż... zbyt rozmowny to ty nie jesteś, co? Sam też za pogaduszkami nie przepadam, ale coś warto wiedzieć. Poczęstujesz petem? Od dawna nie paliłem. Pall Malle może masz? Czerwone? - Pytał z nadzieją. Zerwał tuż przed wojskiem, od tamtej pory popalał okazjonalnie.
- Ta... trzymaj. - odrzekł Jones, podając otwartą paczkę - Wziąłem ich całkiem sporo. -
- Ach, dzięki. Niby rzuciłem, ale raz na miesiąc się zdarza, jak jest okazja. - Rzekł wyjmując zapałki, zmiętolone gdzieś w kieszeni i podpalając papierosa, osłaniając go dłonią od nieistniejącego wiatru. Przyzwyczajenie z nielegalnego palenia na pieprzonych wrzosowiskach. - Cóż, że na zdrowie palimy to nie powiem, więc na dobry początek współpracy. - Rzucił zaciągając się chyba aż do pępka.
- Niech i tak będzie. - zakończył Francis.






8 stycznia 2014

- Dobra panowie -odezwał się Carlos, gdy tylko dojechaliście na miejsce - Jak widać dostaniemy trochę wsparcia od miejscowych. Nie liczcie jednak na zbyt wiele…ta armia istnieje zaledwie od paru miesięcy, wcześnie były tu tylko słabe siły bezpieczeństwa. Plan jest prosty: Pakujemy się wraz z lekarzami do transportera, jeżeli nie trafi nas bezpośrednio jakiś pocisk RPG, będziemy mogli łatwo wejść do akcji. Pojazd będzie jechał na końcu kolumny. Planuje też mały fortel. Partyzanci się są zainteresowani zniszczeniem ciężarówek. Tam gdzie będzie można upchniemy w nich jeszcze żołnierzy. Pytania? Sugestie? - rzekł Carlos.
- Wydaje mi się, że to jeden z tych planów, który wydaje się doskonał, a jego liczne wady wyjdą w praniu. Na terenie się gówno znam więc nic do dodania nie mam. - Mruknął Miles.sprawdzając broń.
- Ktoś się chce może zabrać ze mną? Sam nie dam rady prowadzić i obsługiwać browninga...- spytał Francis. -
- Jones, moge dać ci 4 miejscowych i będziesz miał swoją załogę, jeżeli koniecznie upierasz się by jechać w swoim Humvee. Wolałbym jednak byś został w naszym transporterze. W hummerze masz małe szanse w przypadku, gdy partyzanci użyją starej nawet broni przeciw-pancernej. Można obsadzić go miejscowymi. -


Jones gdy tylko wjechali do dżungli miał niejasne uczucie że 'coś jest tak'. Z czasem to uczucie nasilało się. W pewnym momencie jego obawy ziściły się. Najpierw usłyszał eksplozje gdzieś na początku konwoju, potem eksplozje za sobą. Na koniec zauwazył że ktoś że pocisk RPG mknie gdzieś w kierunku środka konwoju. Potem także nastąpiła eksplozja. Tymczasem pojazd gwałtownie zatrzymał się. Pierwsze pociski karabinowe
Francis musiał szybko działać. Schował głowę i dupsko najniżej jak mógł, pod możliwie dobrą osłoną. Utworzył zasłonę dymną, rzucając tuż za drzwi z obu stron granaty, dzięki czemu przeciwnicy już go nie widzieli. Kiedy już się rozniósł pospiesznie chwycił zaczęły w niego uderzać. Załoga kryjąc się za dzrwiami otowrzyła ogień. Potem dwóch gdzieś poleciało. Ostrzeliwano konwój z obu stron drogi.zamontowanego na Hummerze Browninga. Zaczął strzelać na lewo, nieco na oślep. Do towarzyszy krzyknął po hiszpańsku
- Retirar! -
Jones ostrzeliwywał lewą stronę drogi, efektów nie widział ale można było podejrzewać, że będą takie jakie oczekiwał, półcalowe pociski mają ogromną moc obalającą i siłe penetracji. W pewnej chwili ogłoszyła go eksplozja. Ktoś rzucił albo wystrzelił granat przed jego pojazd. Poczuł ból w lewym ramieniu.
- Au... - jęknął, łapiąc się za rękę. Hummer nie był jednak zbyt dobrym miejscem na ostrzał, trzeba by stąd zwiewać. Korzystając z okazji, jaką dawał dym, Francis chwycił swoją M60,i ruszył pod osłoną dymu na lewo z zamierzam schowania się w jakimś dającym lepszą osłonę miejscu.
Amerykanin wleciał w jakieś większe krzczory. Mało co widząc niespodziewanie zderzył się z czymś? kimś? Chyba jedna kimś bo teraz widział że drewniana kolba AK-47 leci na jego głowe.
Francis odruchowo pociągnął za spust, celując w tajemniczą postać, będącą najpewniej wrogiem.
Jones nacisnął spust ułamek sekundy przedtem jak kolba karabinu przeciwnika uderzyła go w szczękę, wróg padł ale najemnik także stacił równowage. Czuł krew w ustach, najpewniej stracił zęba. Francis, ignorując strzelaninę zaczął opatrywać swą ranę na ramieniu, jednocześnie rozglądając się i próbując oszacować liczbę wrogów. Ramię zostało nieco załatane. W zasięgu wzroku były tylko trupy, Amerykanin wziął się więc za przeszukiwanie własnoręcznie zabitego przeciwnika. Trzy dodatkowe magazynki do AK, do tego nóż i manierka.
- Teraz to by mnie tylko spowolniło... - pomyślał Jones, zostawiając ciało. Postanowił, możliwie cicho i pod dobrymi osłonami udać się w kierunku, z którego nadal dochodziły ujadania karabinu maszynowego.
Po pewnej chwili Jones dostrzegł karabin maszynowy a także paru wycofujących się wrogów. Niestety został spostrzeżony. W jego kierunku została wystrzelona seria, która trafiła w głaz za którym się chował. Granat odłamkowy w dłoń. Wyjąć zawleczkę. Rzucić. Tuż za kaemistę. A potem wyskoczyć zza kamienia i ostrzelać ogłuszonych eksplozją z M60. A przynajmniej taki był plan...
 
Imoshi jest offline