Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2012, 21:49   #128
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Przez dłuższy czas statkiem kołysało, jakby byli zabawką w rękach tytanów. Caliszytę prawie zmyło z pokładu. Dopiero w ostatnim momencie udało mu się sięgnąć po końcówkę liny, która – Anachtyrowi i Sharess dziękować! - była do czegoś przytwierdzona. „Czarny Gryf” przechylił się tak, że pokład statku był praktycznie prostopadły do tafli wody – co owocowało tym, że wisząc na linie (stojąc wciąż nogami na pokładzie!) miał świetny obraz na pokład. I stopniową destrukcję załogi.

Przez przerażająco długą chwilę ludzie wypadali zza burty, ściągani w dół przez grawitację czy zmywani przez falę... aż wreszcie pokład statku powrócił do normalnego położenia, które nie tworzyło już niebezpieczeństwa dla załogantów.

Usłyszał – gdzieś zza burty – głos Papuszy. Ledwo zdążył pomyśleć, że może i sprawa rozwiązała się w najlepszy sposób, gdy stało się jasne, że dziewczynka jeszcze się trzyma. A zupełnie czym innym była niepewność, a czym innym otwarte nastawanie na jej życie. Tym bardziej, że na pomoc śpieszyła już Chui.

Bahadur czym prędzej przyskoczył do obwiązującej się elfki. „Jak tylko ją złapię – wyciągnij nas. Proszę.”, rzekła kobieta. Pesarkhal słyszał ją jakby przez mgłę. Tylko skinął. Ale że nie zwykł sobie wycierać przysięgami gęby, czym prędzej przywołał do siebie dwóch matrosów. Razem wyciągnęli dziewczynę.

- Zabierz ją – stwierdził na odchodnym, odwracając się od dziewczyny. Nie chciał, żeby zginęła.

Sam szybko zabrał się do miotania rozkazów...

- ZBIERAĆ SIĘ!, do czorta! – wywrzeszczał, próbując przekrzyczeć strach i zwątpienie marynarzy – Kto co robił przed przechyleniem się, niech wraca na miejsce! – ryknął, widząc, że sami marynarze mają trudności z organizacją.

Ruszył doglądać tego, żeby czynności, które odprawiali wyrzuceni za pokład marynarze, były wciąż wykonywane... o ile nie stały się zbędne, odchodząc w przeszłość wraz ze sprawnością masztów ichniego statku.

Nie stój! Przenoś go pod pokład! – ofukał młodego majtka, wskazując na rozpłaszczonego na deskach Yagara. Nie chciał, żeby mag leżał – nieprzytomny – na deskach pokładu, jakby kusząc latających w powietrzu drapieżców.

- Wy – walczyć, do czorta! – wypluł z siebie truizm – NA BOK!, OSŁANIAJ... – po czym zaczął przekrzykiwać wydawać polecenia, aby poszczególni marynarze nie tkwili w bezsensownych miejscach.

***

Wejście na pokład Sylve zmroziło krew w bahadurowych żyłach. Smok zaczął od uformowania ognistej kuli... - caliszyta aż wstrzymał dech w oczekiwaniu, że coś się od niej zapali. Pasowałoby do ich cholernego szczęścia... ale – na szczęście! - czaromiot miał dość eksperiencji i rozwagi, aby dobrze wykorzystać swoje umiejętności. I jeszcze zmusił latadła do pewnego ustąpienia. Pesarkhal mógł się więc rozluźnić i winszować mu sukcesu.

A sam – wobec takiego obrotu spraw – miał czas sprawdzić, jak sprawy się mają przed kajutą kapitańską. I jak się od straży dowiedział: miały się słabo. Bardzo słabo. Lanthis wdzięczności nie miał za grosz. Ba!, sądząc po jego postawie, to najwyraźniej nie zamierzał odpowiedzieć na żadne z pytań. A od tego Pesarkhalowi zaczęła już wrzeć krew...

Zamierzał coś z tym zrobić... później. Jak już pozbędą się nieprzyjaciół na dłużej – bo przecież nie będzie niczego planował w środku bitwy! I dlatego z jeszcze większą werwą zabrał się za komandorowanie. Im więcej czasu oszczędzi na bitwie, tym więcej będzie miał czasu na późniejsze działania...
 
Velg jest offline