Kapitan przeciągnął się i ziewną, zasłaniając grzecznie usta dłonią - wszak znajdował się w obecności dam.
- A więc do rzeczy... Choć może wydać ci się to dziwne, kapitan Silene, to nie ja, ani nikt spośród mojej załogi i pasażerów nie jest odpowiedzialny ze implozję akademii. Co więcej, myślę że doprowadziły do niej jakieś wewnętrzne spięcia pośród magów, lekceważąca postawa rektora Savoy, lub też zwykły błąd ludzki. Z tego co jest mi wiadome, przeprowadzane były pewne eksperymenty, o których naturę, jak już wspomniałem, nie dopytywałem się w owym czasie... czyli dzień temu, najpóźniej. Zawarłem umowę z rektorem na dostawy piorunów na teren akademii przez trzy miesiące i to za bardzo korzystne stawki, więc cokolwiek planował zasilać i w cokolwiek tym celować - zabiło go to. Dwóch moich ludzi przebywa obecnie w ruinach, chociaż nie wiem po jakie licho jeszcze tam siedzą. Zdaje się, że nikt nie przeżył.- Valentine odetchnął głęboko i wstał, poprawiając płaszcz.
- Jest mi szalenie przykro, ale muszę teraz państwa opuścić. Zostawiam panią, pani kapitan w kompetentnych rękach moich drogich pań - bosman Harkonnen i pierwszej oficer Lazar, ale uprzedzam lojalnie...- Tutaj zerknął z ukosa na Iaculisa.- ...jeśli ktokolwiek złoży komukolwiek z tego statku jakąś nieprzystojną propozycję, ja się o tym dowiem. Dobranoc, mesdames et messieurs.-
I kapitan idzie grzecznie lulu do siebie. Pół nocy i cały praktycznie dzień był na nogach - należy mu się. Dziewczyny dadzą sobie radę z ogarnięciem wszystkiego, a w razie czego zawsze może obudzić go Iaculis. Już tak bywało, więc o postawę kota Valentine był spokojny.
__________________ " - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".
Ostatnio edytowane przez Fielus : 17-05-2012 o 17:29.
|