Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2012, 16:56   #47
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Walter gigantem nie był. Mocarzem również, ale jakoś doczłapał się z nieprzytomnym lordem Hastingsem do pałacu. Oczywiście owo lordostwo było świeżutkie, ale tym nie mniej Egon właśnie odziedziczył parostwo po swoim ojcu. Może nie był ciężki, ale właśnie … szedł licząc na to, że tak jak się umówili z Doris, przyprowadzi kogoś na pomoc. Lekarza, lub przynajmniej kilku służących, którzy wzięliby swojego pracodawce na nosze, czy nawet jakąś dechę. Można by go wtedy przenieść szybciej, wygodniej, a na pewno bezpieczniej. Wszak kompletnie nie wiadomo było, co się stało dziedzicowi fortuny Hastingsów. Jednak ani lekarz, ani służba nie przyszli, Doris zresztą także nie. Może gdzieś zniknęła, może coś jej się stało? Był naprawdę niespokojny. Może nie powinien jej puszczać samodzielnie, żeby pobiegła przez park. Myśli Montagu biegły bardzo niespokojnie, ale to może dobrze, gdyż potrafił owym naturalnym niepokojem o bardzo ładną oraz jeszcze bardziej niezależną wicehrabiankę, utłuc rosnące zmęczenie oraz ból rąk. Wszak miał do przeniesienia mężczyznę, który mógł mieć uszkodzone jakieś narządy. Nie mógł go więc chwycić sposobem strażackim na barkach, co nie stanowiłoby takiego wielkiego kłopotu,, tylko musiał na rękach, tak jak się nosi panie. Wbrew pozorom taka metoda jest szalenie wyczerpująca na dłuższą metę i Walter wył wręcz, gryzł wargi, żeby tylko nie wypuścić tamtego ze zdrętwiałych przemęczeniem rąk.

Wreszcie się doczłapał oraz po prostu padł zmęczony, zaś pot lał się z niego. Chyba tylko osoby uprawiające sport wiedzą, jak można się zmęczyć w całkiem niedługim czasie. Walter ułożył lorda na podłodze. Był potwornie przemęczony, tak że mroczki latały mu przed oczyma, ale wiedział, ze skoro nie zrobiła tego Doris, on musi kogo ściągnąć. Potężnym wysiłkiem woli wstał usiłując właśnie zawołać, gdy przewał mu jakiś męski głos. Najpierw nie zajarzył nawet, ale dopiero później zapaliła mu się lampka.
- Tutaj, tutaj, leży, szybko, był duszony – usiłował jeszcze powiedzieć względnie normalnie, ale wyszło nieco skrzecząco. Lecz pomimo wszystko, jakoś zrozumiale.

Nagle obok przewinął się jakis służący.
- Widziałeś lady Peel?
- Lady Peel
? - widocznie wstrząsnął nim widok swojego pracodawcy. Dlatego nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Tak, lady Peel.
- Lady Peel, widziałem
– stwierdził tamten odkrywczo – nie byłem blisko, ale przybiegła tutaj chcąc lekarza. Może który z gości poczuł się słabo. Nie wiem, bo miałem inne sprawy, potem zaś poszła sobie do swojego pokoju. Niewątpliwie poczuła się słabo, pewnie nie ona jedna – dodał niepewnie.
- Dziękuję, czyli poszła do swojego pokoju. Pewnie także pójdę do swojego.
 
Kelly jest offline