Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-05-2012, 09:16   #41
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Durand przekrzywiła głowę symetrycznie do Guya. Nie przedrzeźniała go. Po prostu... to było dość ładne ciało. Zadzwiające jak wiele urody może wnieść śmierć w kobietę, kiedy wyśle się szpecącą ją duszę do wszystkich diabłów. Westchnęła cichutko zdając sobie sprawę, że będzie musiała zrobić coś brzydkiego z tym kwiatuszkiem. Wsparła skroń na męskim ramieniu.
- Wolałabym nie trafić do więzienia - westchnęła, tym razem jak dziecko, które musi posprzątać po zabawie. Podeszła do swojej przybranej matki i zamierzała dźwignąć jej ciało z podłogi.
Przez jej ciało przemknął bolesny impusl elektryczny. Odruchowo cofnęła obie dłonie.
- Tssss... - zasyczała piskliwie i spojrzała na nadgarstek. Był grubszy od ręki w łokciu. No nie.
Guy znowu zmaterializował się tuż przy służącej. Anabell miała wrażenie, że jakimś niewyjaśnionym zbiegiem okoliczności będzie on od teraz jej aniołem stróżem. Podniosłszy najprawdopodobniej złamany nadgarstek do góry z frasunkiem zmarszczył brwi, jednak nic nie powiedział. Nie było takiej potrzeby.
- Upozurujmy jej samobójstwo - powiedziała szeptem czując jak endorfiny zwalczają promieniujący od kontuzji ból. Skinął głową w odpowiedzi.
Powiesili ciało w drobnej garderobie Durnad pomiędzy jej ubraniami. Na sznurze od szlafroka. Po wytarciu okolicznych przedmiotów z odcisków pomacali taboret martwymi palcami ofiary tak jakby sama go sobie przyniosła chwytając od spodu i zaciskając całą dłoń. Ciało dyndało pozbawione wszelkiego majestatu. Hastings patrzył na bratową stojąc ramię w ramię ze swoją muzą. Odwrócił się do niej przodem i delikatnie ucałował zroszone krwią czoło.
- Powinnaś się przebrać, Anabell - rozpiął jej bluzkę wprawnym pociągnięciem palców. Podniosła spojrzenie. Jej Guy znowu znikał za zasłoną bladego zmęczenia.
- Usiądź na łóżku, sama sobie poradzę - podporowadziła go, z jednej strony frasując się i współczując mężczyźnie straty, z drugiej czując obrzydzenie falami słabości. Przygryzła wargę. Zdawała sobie sprawę, że powinien odpocząć, ale bała się kogo zastanie o świcie w tym ciele. Złamanego słabeusza czy łowcę bez którego dalsze życie byłoby bezbarwne?
Poranną toaletę Durand miała opracowaną do perfekcji. Po 15 minutach stała nienagannie ubrana, z czystymi paznokciami i włosami. Makeup szczęśliwie nie potrzebował wielkich poprawek. Łagodnie uśmiechnęła się wyciągając dłoń do mordercy i gwałciciela. Trzeba było zadbać o jego wygląd i alibi. Nawet jeżeli ich więź miała się urwać ze wschodem słońca. Wyjrzała na korytarz i poprowadziła go najrzadziej uczęszczanymi drogami znanymi tylko służbie.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline  
Stary 05-05-2012, 16:51   #42
 
Maura's Avatar
 
Reputacja: 1 Maura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodze
Zupełnie, jakbym była w opowiadaniu Edgara Allana Poe... Doris przemknęły przez głowę makabryczne skojarzenia, gdy wpadła do posiadłosci Hastingsów, uszargana rosą, z jasnymi włosami w nieładzie. Domostwo wyroslo przed nią swoją martwą bryłą - nie wiedziała, dokąd biec, nie wiedziała, kogo szukać- wpadłszy do środka, przemierzywszy jakies kilometry pokoi, gdzieś- jakimś cudem- trafiła na mężczyznę, który stał obok kominka. Zdenerwowana do granic, bez swojej zwykłej nonszalancji i dystansu, chwyciła go bezceremonialnie za ramię.
- Egon! Chory lub ranny... Walter go niesie od strony altany... niech pan idzie! Pomoże! Lekarza!
Zupełnie przestraszonymi oczyma wpatrzyła się w nową postać- ociekającą wodą kobietę, która także wpadła do pokoju.
- Panie Sterling! - krzyk Nurii naznaczony był lekką zadyszką - jest mi Pan potrzebny. Proszę za mną - powiedziała nie zwracając uwagi na kobietę, która również była w pomieszczeniu.
Sterling spojrzał najpierw na Doris później na Nurię i nie wiedział co ze sobą zrobić.
- Drogie panie … ekhm, proszę spokojnie wytłumaczyć o co chodzi - stwierdził wreszcie swoim najmilszym, terapeutycznym głosem.
Doris wpatrzyła się w Nurię, potrzasneła głową, jakby chciała się wyzwolić z koszmaru, potem puściła ramię Sterlinga, by w końcu wyrzucić z siebie głośne, soczyste przekleństwo. Poczuła ulgę.
- Ten dom... to miejsce jest jakąś traumą... Na zewnątrz mój przyjaciel Walter niesie nieprzytomnego... mówi, że to Egon, młody dziedzic... może dość już dzisiaj trupów? Może ktoś nam pomoże?- jej głos zawibrował autentyczną, delikatną furią- Może na przykład pan?- dźgnęła palcem w pierś Sterlinga.
Jej nozdrza rozszerzyły się, gdy oddychała, wpatrzyła się jeszcze na moment w Nurię.
- Jeśli nie masz ważniejszej sprawy, niż ratowanie kogoś, możesz nam też pomóc? Jest tu jakiś cholerny lekarz??
Sterling zmarszczył brwi, wyławiając z potoku słów poetki, te naprawdę ważne.
- Coś się stało Egonowi? - odruchowo sięgnął wewnętrznej kieszeni smokingu i wyczuł uspokajający kształt stetoskopu. Nosił ze sobą ten instrument już od czasów studiów, może w swojej obecnej pracy nie korzystał z niego tak często, jak podczas praktyk, ale wciąż czuł się lepiej mając go przy sobie. Zadał kolejne konkretne pytanie, oczekując równie konkretnej odpowiedzi od znerwicowanej panny Peel - Gdzie?
- Przyszedł do nas od strony tutejszego szpitala, nieopodal altany. Tam zasłabł i sir Walter Montague o ile go znam, próbuje go tutaj donieść... trzymał się za gardło i jedyne, co nam powiedział to imię, Elisabeth..- Odetchnęła głęboko, zdenerwowana do granic możliwości, na szczęście mężczyzna wydawał się autentycznie słuchać- Proszę, niech pan wyjdzie im na spotkanie! Ja muszę tylko na chwilę zajrzeć do swego pokoju... zaraz do was zejdę...
Nie czekała dłużej. Rzuciła się biegiem w stronę pokoju, który dostała dla siebie. Obrazy wirowały. Słowa, twarze, imiona...latarenka, jezioro... krew... martwy mężczyzna...
- Cholera... - przygryzła wargi, otwierając z rozmachem drzwi do swojej sypialni i rzucając się w stronę walizeczki z osobistymi rzeczami. Kolejno wypadały na łóżko i podłogę kosztowne pończochy, jedwabna bielizna, haleczka, jakaś biała koszula, szafirowe pudełko z biżuterią...
- Pistolet... gdzie jest ten cholerny pistolet...
Nie miała ochoty paradować bezbronna po domu, w którym krąży szaleniec.
Szukała coraz bardziej zdenerwowana, wreszcie z okrzykiem furii, zdumienia i bezsilności opadła na łóżko, ukrywając twarz w dłoniach. To było prawdziwe szaleństwo... jakiś koszmar...
Pistoletu nie było.

 
__________________
Nie ma zmartwienia.

Ostatnio edytowane przez Maura : 05-05-2012 o 16:54.
Maura jest offline  
Stary 06-05-2012, 22:19   #43
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Z każdym słowem Panny Peel oczy Nurii robiły się coraz większe. Dopiero gdy ta wybiegła z pomieszczenia zdołała wydusić z siebie kilka słów.
- W moim pokoju leży ledwo żywa Elizabeth, podcięła sobie żyły. Musi jej Pan pomóc - krzyknęła niemal i złapała sterlinga za ramię. Pociągnęła go lekko w kierunku wyjścia lecz poczuła opór.
Czuła, że natłok myśli zaraz rozsadzi jej głowę. Kogo powinni ratować? Egona czy Liz? I gdzie jest jego cholerna narzeczona, czy to nie ona powinna szukać dla niego pomocy?

Sterling czuł się rozdarty, ale tylko przez chwilę. Gardło mogło poczekać, chyba że to trucizna. Jeżeli to jednak trucizna, to i tak nie będzie w stanie pomóc mężczyźnie. Natomiast podcięte żyły, z tym miał do czynienia w codziennej pracy. Jego pacjenci preferowali właśnie ten sposób uprzykrzania mu życia. Wiedział, że to nie przelewki. Ruszył biegiem za ciemnowłosą damą.
- Zabezpieczyliście jakoś ranę? Dużo straciła krwi? Jak dawno? - pytania same wypłynęły na język, praktycznie bez udziału myśli.

Sterling dokonał wyboru. Jeśli Egon umrze pewnie będzie sobie pluł w brodę. A Nuria, choć z trudem się to tego przyznaje będzie tęsknić. Tak samo jak w pewien sposób tęskniła by za Liz, gdyby ta umarła w męczarniach w jej pościeli...
- Dużo? - szepnęła roztargnionym głosem - tak chyba dużo. Nie mogę dokładnie powiedzieć jak dawno temu. Na chwilę straciliśmy ją z oczu i wtedy to zrobiła. Ma na nadgarstkach jakieś uciskowe opatrunki - wyrzucała pospiesznie słowa biegnąc po schodach w górę. Mam nadzieję, że nie jest za późno na pomoc.

Profesjonalna ciekawość wzięła na chwilę górę w świadomości Sterlinga nad pragmatyzmem chwili.
- Co mogło do tego doprowadzić - była chyba jedna taka rzecz, ale coś mu tu nie pasowało - Czyżby aż tak kochała Egona? Zawsze myślałem, że to raczej związek dla wygody.
Mówił raczej do siebie, pod nosem, pędząc za Nurią do jej pokoju, jednak ona wyraźnie słyszała jego słowa.
Pokonali schody i szli właśnie korytarzem, gdy na drugim jego końcu dostrzegli sir Iana Ramsaya, spokojnie zmierzającego w ich stronę.

Ian zatrzymał się na ich widok, po czym uśmiechnął lekko i ruszył im naprzeciw. Spojrzał po obojgu i rzekł.- Sytuacja na chwilę obecną jest opanowana. To znaczy, panna Elizabeth została odwieziona do szpitala.
Sterling odetchnął.
- To dobra decyzja. Mam nadzieję, że jest jeszcze czas by jej tam pomogli - po chwili przypomniał sobie o drugim kryzysie i rzucił się biegiem tam skąd przybył. Na odchodne krzyknął jeszcze - Wygląda pani blado, pani Romero, powinna pani odpocząć!
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 06-05-2012, 22:32   #44
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-Proponuję odpoczynek w moim łóżku.- rzekł Ian do Nurii, gdy Sterling się oddalił.- Choć przyznaję, że brzmi to dwuznacznie i podejrzanie z mej strony.
- Odpoczywać mogę w swoim łóżku Ianie -
odpowiedziała po tym, jak odprowadziła Sterlinga wzrokiem. Mężczyzna wszedł jej w słowo.
-I umyć w zakrwawionej łazience też ? Madame, potrzebujesz kąpieli.- rzekł szlachcic w odpowiedzi.
- Masz rację - spojrzała z niepokojem na swoje ręce i sukienkę. - Ale mam warunek - uśmiechnęła się.
-Jakiż to ?- spytał Ian z ciekawością w głosie.
- Prowadzisz mnie do swojej łazienki - zaczęła - a gdy ja będę się kąpać przyniesiesz coś do picia. Dużo i mocnego. A jeśli złapiesz po drodze kogoś ze służby polecisz sprzątnąć mój pokój - nie za wysoka cena jak na moje towarzystwo ?- znów się uśmiechnęła lecz na jej twarzy widać było zmęczenie.
-Co prawda planowałem patrzyć przez dziurkę od klucza.- zażartował szlachcic, by po chwili dodać.- Ale zgoda. Coś mocnego przyda się nam obojgu. I wspominki dawnych dobrych czasów... też. Odgonią koszmary.
- Skąd pewność, że były dobre? - spojrzała mu w oczy - prowadź - po chwili odwróciła wzrok.
Ująwszy dłoń kobiety ruszył powoli. Parasol wybijał czubkiem rytm na parkiecie, gdy mówił.- No to w takim razie porozmawiamy, o moich dobrych czasach na studiach. O spiciu kotki profesora od botaniki i innych głupich żartach. O ile cię tym nie zanudzę.
- Jeśli zasnę na siedząco w trakcie Twojej opowieści nie przejmuj się za bardzo -
zażartowała - będzie to najpewniej efekt zmęczenia. To co to się tutaj dziś wyprawia jest...dziwne. - zamilkła na moment.- A jeśli po posiadłości grasuje jakiś szaleniec - powiedziała po chwili całkiem poważnie. - Lord Hastings, Elizabeth, w końcu nie wiadomo co doprowadziło ją do tego stanu, Egon...
-Nie martw się tym. Ja bowiem nie jestem pewien czy zasnę. Poza tym, albo będę w tym samym łóżku co ty... albo w pokoju obok.- rzekł Ian starając się brzmieć pocieszająco.- Panna Bones planowała zadzwonić na policję, więc wkrótce posiadłość wypełni się stróżami prawa.
Szlachcic doszedł w końcu do swego pokoju i zapukał. O dziwo, ktoś drzwi otworzył.
Wysoki mężczyzna w nienagannej liberii lokaja.


Spojrzenie mężczyzny przesunęło się po nich obojgu, a twarz nie wyraziła ni odrobiny zdziwienia.- Zakładam, że przyjęcie było ciekawsze niż się z pozoru wydawało?
-Morderstwo i samobójstwo Williamie.- rzekł Ian i gestem dłoni powstrzymał lokaja przed dalszymi pytaniami.-Ale to sprawy na później. Teraz udasz się do pokoju panny Romero i przyniesiesz z niego jakąś suknię i trochę garderoby. Przy okazji, jeśli napotkasz jakąś służącą to masz ją zagonić do zrobienia tam porządku, zaraz wyjaśnię ci jak tam trafić.
Po czym Ian zwrócił się do Nurii.-A ty idź już skorzystać z łazienki. Postaram się wrócić jak najszybciej. Łóżko już pewnie pościelone.
-Oczywiście.-potwierdził William.
- Nie marz nawet o tym, że zastaniesz mnie w swoim łóżku Ianie - powiedziała i uśmiechnęła się kusząco gdy lokaj opuścił już pokój.
-Liczyłem, że zastanę cię w wannie.- rzekł do zamkniętych przed nosem drzwi. Uśmiechnął się łobuzersko i ruszył korytarzem gwiżdżąc jakąś melodię. William czekał w milczeniu na wskazówki, a gdy je otrzymał ruszył do pokoju Nurii. Zaś sam Ian ruszył po butelkę mocnego trunku i dwa kieliszki. Niezbędna rzecz tej niespokojnej nocy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 13-05-2012, 02:29   #45
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kuchnia

Gdy Isobel przekroczyła próg kuchni, jej oczom ukazała się osobliwa scenka. Większa część służby obserwowała uważnie i ze sporą dozą niechęci, jak młoda pokojówka, której Isobel jakoś nie kojarzyła, nalewała świeżo zaparzoną herbatę, zajadającemu tort cytrynowy, niewysokiemu mężczyźnie w nienagannie skrojonym garniturze.
- Ach - zakrzyknął on, widząc Isobel i jej towarzysza - Mes amis! Chodźcie, chodźcie, częstujcie się tym cudownym wypiekiem. Może herbaty? - zaproponował, jakby to była jego własna kuchnia. Usługująca mu młoda kobieta wyglądała na zaniepokojoną i mocno zirytowaną. Jej ręce, odrobinę się trzęsły.
- Mademoiselle pozwoli - francuz delikatnie oswobodził imbryk z jej niezdarnych palców - Przynieś może dodatkową zastawę, mon cherie, hm?
Ponownie spojrzał na Isobel i tym razem spojrzenie to obudziło w niej lekki niepokój. Miałą wrażenie, że była matematycznym równaniem, które nieznajomy właśnie rozwiązywał.
- Mademoiselle Hastings, zapraszam - wskazał gestem krzesło tuż obok siebie.



Łazienka

Sofia brała kąpiel w przestronnej łazience sir Iana Ramsaya. Gorąca woda miała właściwości wręcz terapeutyczne - rozluźniała mięśnie, zmywała resztki dnia, wypłukiwała niepokojące myśli. Hiszpanka nie mogła jednak spędzić w wannie tak długo jakby chciała. Przebywanie w łazience obcego mężczyzny nie było najbardziej relaksującym doświadczeniem. Zwłaszcza jeżeli wziąc pod uwagę specyfikę owego mężczyzny. Ian Ramsay był niepoprawnym kobieciarzem, a może nawet erotomanem?
Wstała więc, owinęła się ręcznikiem i stanęła przed lustrem. Nie było zaparowane. Dlaczego nie było zaparowane? Przecież zamknęła okno, by nie wpuszczać chłodu nocy do swojej spokojnej przystani.
Okno było otwarte.



Korytarz

Ian usyszał zamieszanie zanim jeszcze dotarł do hallu, przez który miał zamiar przejść by dotrzeć do kuchni, a co za tym idzie wejścia do piwniczki z trunkami. Co prawda mógł zajrzeć jeszcze do sali balowej, gdzie znajdował się barek, ale wiedział, że prawdziwe skarby znajdzie tylko głęboko pod ziemią. Wszystko co najlepsze dla pięknej damy.
Niestety, jego bohaterska wyprawa zakończyła się przedwcześnie. W hallu dostrzegł grupę mężczyzn w źle skrojonych garniturach i znoszonych butach. Było ich czterech, rozmawiali właśnie z kamerdynerem. Jeden z nich zauważył Iana. Wzrok mężczyzny powędrował od razu do parasola.
- Czy to on? - zapytał kamerdynera.
- Tak, to sir Ramsay, proszę pana - przytaknął służący.
- Świetnie - mruknął przybysz i sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki. W kilku, energicznych krokach, znalazł się przy Ianie i zaprezentował mu swą lśniącą odznakę.
- Inspektor O’Brian - przedstawił się zdawkowo i bez entuzjazmu - To pan znalazł ciało?



Sala balowa

Walter wreszcie dotarł z półprzytomnym Egonem na taras. Jeszcze kilka kroków, a znajdą się wreszcie z powrotem w domu, a tam może znajdzie się jakiś lekarz.
- Elisabeth - powtórzył mężczyzna, ochrypłym głosem. To sprawiło, że Walter spojrzał ponownie na biedaka. W świetle docierającym z sali balowej dostrzegł wreszcie przyczynę jego słabości. Ciemne ślady wokół szyi, ktoś próbował go udusić, a może, biorąc pod uwagę stan jego ubrania, utopić?
- Egon? - z drzwi na taras dobiegł Waltera głos mężczyzny. To Abraham Sterling, psychiatra.

Pokój

Doris siedziała na łóżku i panikowała. Pistoletu nie było. Miała poczucie, że otacza ją śmierć i szaleństwo, a pistoletu nie było. Co jeszcze mogła zrobić by poczuć się choć odrobinę bardziej bezpiecznie?

Zupełnie inny pokój

Guy padł na łóżko wyczerpany i blady. Także pod tym kątem Anabelle wyglądała zjawiskowo. A właściwie, szczególnie pod tym kątem.
Kiedy tak na nią patrzył, gdy znowu go rozbierała, tym razem w celach czysto pragmatycznych, przyponiał sobie, dlaczego właściwie połączyła ich ta dziwne więź. Ktoś zabił jego brata. To wydarzenie, widok pozbawionego ducha ciała Herberta, piętno jakie odbiła w świadomości Guya plama krwi na podłodze gabinetu, oudziły to w nim ogromny smutek. Teraz jednak, gdy miał przy sobie kogoś takiego jak Anabelle Durand, nie cierpiał tak rozdzierających katuszy. Teraz w jego sercu panowała jedynie wściekłość.
Kogoś należało ukarać.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
Stary 13-05-2012, 18:07   #46
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Kąciki ust drgnęły ku górze. Znowu w oczach Guya rozbłysła wściekłość. Gorąca, żywa wściekłość. Tym razem już musiała zapytać. Poczuła ukłócie żalu. Jedyna normalna istota w tej rodzinie. Mogła co prawda przejść nad tym do porządku dziennego. Gdyby nie Guy. Trzeba było od czegoś zacząć. Guy jako brat zamordowanego mógł dostać kilka odpowiedzi od policji. Gliny powinny już przyjechać. Natomiast Anabell mogła swobodnie wypytać pana Willkinsa.
Obiecali, że spotkają się o pełnej godzinie u niego w pokoju. Cokolwiek by się nie działo, jedno nie wykluczy drugiego z zabawy. Przez chwile obserwowali jak zakrawione ubrania płoną w kominku. Pożegnalny pocałunek. Już za nim tęskniła. Obejrzała się za nim kilka razy na korytarzu.

Przed wejściem do kuchni Anabell poprawiła długie rękawy służbowej bluzki, tak by ukryć złamany nadgarstek. Chociaż zapewne pan Willkins zaraz zauważy pewną sztywność w jej ruchach nie oznaczało, że mają o tym wiedzieć także inne służące. Weszła do środka spokojnym krokiem. Przemknęła obojętnym spojrzeniem po zgromadzonych. Sara trząsła się przy jakimś facecie, była tu nawet Isobel. Jak uroczo. Przed przebudzeniem zapewne zawróciłaby na pięcie, jednak teraz? Uśmiechnęła się sympatycznie.

- Gratuluję straty, panienko.

 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 13-05-2012 o 21:01.
Eyriashka jest offline  
Stary 17-05-2012, 16:56   #47
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Walter gigantem nie był. Mocarzem również, ale jakoś doczłapał się z nieprzytomnym lordem Hastingsem do pałacu. Oczywiście owo lordostwo było świeżutkie, ale tym nie mniej Egon właśnie odziedziczył parostwo po swoim ojcu. Może nie był ciężki, ale właśnie … szedł licząc na to, że tak jak się umówili z Doris, przyprowadzi kogoś na pomoc. Lekarza, lub przynajmniej kilku służących, którzy wzięliby swojego pracodawce na nosze, czy nawet jakąś dechę. Można by go wtedy przenieść szybciej, wygodniej, a na pewno bezpieczniej. Wszak kompletnie nie wiadomo było, co się stało dziedzicowi fortuny Hastingsów. Jednak ani lekarz, ani służba nie przyszli, Doris zresztą także nie. Może gdzieś zniknęła, może coś jej się stało? Był naprawdę niespokojny. Może nie powinien jej puszczać samodzielnie, żeby pobiegła przez park. Myśli Montagu biegły bardzo niespokojnie, ale to może dobrze, gdyż potrafił owym naturalnym niepokojem o bardzo ładną oraz jeszcze bardziej niezależną wicehrabiankę, utłuc rosnące zmęczenie oraz ból rąk. Wszak miał do przeniesienia mężczyznę, który mógł mieć uszkodzone jakieś narządy. Nie mógł go więc chwycić sposobem strażackim na barkach, co nie stanowiłoby takiego wielkiego kłopotu,, tylko musiał na rękach, tak jak się nosi panie. Wbrew pozorom taka metoda jest szalenie wyczerpująca na dłuższą metę i Walter wył wręcz, gryzł wargi, żeby tylko nie wypuścić tamtego ze zdrętwiałych przemęczeniem rąk.

Wreszcie się doczłapał oraz po prostu padł zmęczony, zaś pot lał się z niego. Chyba tylko osoby uprawiające sport wiedzą, jak można się zmęczyć w całkiem niedługim czasie. Walter ułożył lorda na podłodze. Był potwornie przemęczony, tak że mroczki latały mu przed oczyma, ale wiedział, ze skoro nie zrobiła tego Doris, on musi kogo ściągnąć. Potężnym wysiłkiem woli wstał usiłując właśnie zawołać, gdy przewał mu jakiś męski głos. Najpierw nie zajarzył nawet, ale dopiero później zapaliła mu się lampka.
- Tutaj, tutaj, leży, szybko, był duszony – usiłował jeszcze powiedzieć względnie normalnie, ale wyszło nieco skrzecząco. Lecz pomimo wszystko, jakoś zrozumiale.

Nagle obok przewinął się jakis służący.
- Widziałeś lady Peel?
- Lady Peel
? - widocznie wstrząsnął nim widok swojego pracodawcy. Dlatego nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Tak, lady Peel.
- Lady Peel, widziałem
– stwierdził tamten odkrywczo – nie byłem blisko, ale przybiegła tutaj chcąc lekarza. Może który z gości poczuł się słabo. Nie wiem, bo miałem inne sprawy, potem zaś poszła sobie do swojego pokoju. Niewątpliwie poczuła się słabo, pewnie nie ona jedna – dodał niepewnie.
- Dziękuję, czyli poszła do swojego pokoju. Pewnie także pójdę do swojego.
 
Kelly jest offline  
Stary 17-05-2012, 17:20   #48
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Eyriashka & kanna

KUCHNIA

- Technicznie rzecz biorąc, to moja kuchnia - poinformowała mężczyznę Isobel uśmiechając się miło - a jakiś nie pamiętam, żebym pana zapraszała... ale oczywiście, czym chata bogata i tak dalej - powiedziała, spadając przy stole.
- Dla mnie bulion, a potem omlet z grzybami...- zastanowila się chwilę - omlet bez grzybów. Dziękuję ci, moja kochana.

Do kuchni weszła kolejna osoba, Anabell. Zaczynało się tu robić poniekąd tłocznie. Była ubrana inaczej niż pozostałe pokojówki, ramiona zasłaniały długie białe rękawy. Przemknąwszy wzrokiem po zgromadzonych uśmiechnęła się do pół-sieroty. Cóż, właściwie to sieroty, ale jeszcze nieświadomej odnośnie tego drobnego szczególiku. Służąca uśmiechnęła się sympatycznie.
- Gratuluję straty, panienko.
- Osobliwa forma wyrażenia kondolencji - Isobel w zdziwieniu podniosła brwi - Witaj, moja mała przyjaciółeczko.
Uśmiech zniknął nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu.
- Lubisz mnie nawet bez nożyczek... przyjaciółeczko?
- Ojej
- zafrasowała się Isobel - Jaki wysoki poziom agresji.. Rozmawiałaś o tym z kimś? Czy może to oznaka frustracji? Masz jakieś niezaspokojone potrzeby?

Durand pochyliła się, by zrównać swoją twarz z osobą, której nienawidziła najmocniej na całym świecie. Ostatni raz widziała ją z tak bliska, kiedy ta krwawiła. Dobre czasy... Mimo to nie uśmiechnęła się. Patrzyła na linię ust, nos, zadbane brwi i nie odpowiedziała ani słowem zachowując zupełnie neutralny, wyzuty z emocji wyraz twarzy.
- Może byś mi zapozowała? - zaproponowała nagle Isobel - Dotychczas malowałam z pamięci, ale z żywą modelką to by było ciekawe doświadczenie.. oczywiście, kiedy już się skończy ten koszmar - dotknęła oczu chusteczką.
- Hm - wydała z siebie niezrozumiały pomruk pokojówka kładąc dłoń na policzku Isobel. Potarła kciukiem po delikatnej skórze. Ot, troskliwy gest. Po czy powtórzyła ruch używając paznokcia z taką siłą, żeby pozostawić po sobie czerwoną kreskę.

Isobel drgnęła, kiedy pokojówka - łamiąc, oczywiście, wszelkie zasady etykiety - dotknęła jej policzka. Za dużo osób jej ostatni dotykało, wbrew jej woli... rzuciła szybkie spojrzenie Willowi, a ten w ułamku sekundy zmaterializował się za plecami Anabell łapiąc ją za nadgarstek. Nacisnął lekko, ale pod odpowiednim kątem - Anabell miała do wyboru albo pozwolić sobie złamać nadgarstek, albo usiąść na ławie.
Usiadła. Nie miała szans, a z drugim nadgarstkiem złamanym nie pomogłaby Guyowi.
- Puszczaj... - syknęła wściekle.

Gael, do tej pory zajadając ze smakiem torcik, odłożył srebrną łyżeczkę na talerzyk i zasugerował spokojnym, jak cisza przed burzą głosem.
- Może jednak powstrzymamy się od dalszej przemocy? - wypowiedź była nieskomplikowana i pacyfistyczna w swym wydźwięku, jednak uśmiech, okraszony resztką słodkiego kremu, był zdecydowanie agresywny.
Will odwzajemnił uśmiech.
- Panienkę chyba poniosło - powiedział do mężczyzny, nie puszczając na razie dziewczyny. Spojrzał z troską na Isobel - Zadrapała cię? Strasznie macie tu rozpuszczoną służbę...
- Próbowała
- odpowiedziała panna Hastings przenosząc spojrzenie na Anabell - Puść ją. A ty, moja mała, zmykaj stąd i daj mi dokończyć kolację.
Anabell wstała. I tak nie było tutaj pana Willkinsa po którego przyszła. Spojrzała za to na mężczyznę o “słodkim” uśmiechu. Trochę jak Guy. Może jeżeli straci swojego Hastingsa to nie będzie jeszcze koniec świata? Widać jeżeli jej ukochany jest “jednym na milion” to po globie chodziła co najmniej 6000 podobnych. W tym, jeden siedział właśnie w ich kuchni.
- Cytrynowe przekładane malinami jest znacznie lepsze - powiedziała spokojnie i ruszyła do drzwi. Szukać dalej kamerdynera.
- Moment - głos Isobel dogonił ją w drzwiach - Opowiedz, proszę, kamerdynerowi o swoim zachowaniu, a potem przyjdź do mnie powiedzieć, jaką dostałaś karę. Dziękuję, to wszystko, możesz iść.
Trzask drzwi odciął całą wypowiedź zaraz w pierwszej połowie zdania. Durand nie miała zamiaru słuchać Isobel. Północ za kilka minut, wreszcie wolna.
- Przepraszam panów na sekundę - Isobel wyszła na korytarz, powtórzyła polecenie, a potem wróciła do swojego bulionu.
- Trudno dziś o dobrą służbę... - westchnęła.
- Trudno dziś o spokój przy deserze - skomentował zirytowany francuz, wycierając usta elegancką chustką z monogramem.
- Nie pamiętam, żebym pana zapraszała do mojej kuchni - skomentowała Isobel wypowiedź mężczyzny - Skoro panu towarzystwo nie odpowiada, może warto do zajazdu się udać?
Uśmiechnął się w odpowiedzi. Dość protekcjonalnie.
- Mademoiselle, jeżeli tak cię moja obecność frapuje, możesz zawsze zemdleć - łyknął słodkiej, aromatycznej herbaty - Tym razem już siedzisz, pupki sobie nie stłuczesz upadając.
- Absolutnie mnie nie frapuje, zdarzało mi się już mieszkać ze szczurami, jestem odporna na towarzystwo. Dolejcie panu herbaty
- uśmiechnęła się miło, po czy - uznawszy, ze już zakończyła swoje obowiązki gospodyni - zignorowała go kompletnie zajmując się swoim omletem.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 18-05-2012, 21:20   #49
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Przecież zamknęła to okno. Była pewna.
Chwilę po wyjściu z wody ciało Nurii pokryło się gęsią skórką. Była to niewątpliwie zasługa zimnego powietrza wpadającego przez okno, które przecież zamknęła... A może nie...?
Istniały dwie możliwości. Ktoś włamał się do łazienki niepostrzeżenie i czai się teraz gdzieś w kącie, albo umysł hiszpanki zaczął jej płatać figle.
Każda z nich była nie do przyjęcia.

Ręcznik opadł na ziemię. Nie zastanawiając się ani chwili chwyciła wiszący przy lustrze męski szlafrok, narzuciła go na siebie i ruszyła do drzwi. Chwilę zmagała się z zamkniętym zamkiem.Oddech miała niespokojny, ale cichy, tak, jakby bała się, że ktoś zajdzie ją od tyłu bezszelestnie. Na szczęście po kilku sekundach drzwi ustąpiły. Przebiegłą przez Sypialnię Ramsey'a, by w mgnieniu oka znaleźć się w długim, pustym korytarzu.
Bała się. Tak dawno nie czuła tego uczucia i jakoś wcale za nim nie tęskniła.
Co robić?
Już miała udać się do swojej sypialni, zamknąć wszystkie drzwi na klucz i zaszyć się w swoim łóżku, gdy przypomniała sobie, że właściwie nie ma do czego wracać.

Ręce zaczęły drżeć. Miała wrażanie, że zaraz się rozpłacze.
Ramsey gdzie ty jesteś do cholery?
Obrała inny kierunek. Chciała znaleźć się miedzy ludźmi, sala bankietowa wydała się więc w tym wypadku najlepszym rozwiązaniem. Tam wciąż musiał ktoś być.
Najkrótsza droga do bankietówki prowadziła przez kuchnię. Ruszyła szybko w jej stronę rozglądając się czujnie na boki. Albo wpadała w paranoję, albo posiadłość naprawdę opustoszała. Strach i chłód.
Bose stopy i mokre włosy wzmagały jeszcze poczucie zimna.
Spokojnie, tylko spokojnie - mówiła w myślach.

Ktoś za nią szedł była pewna. Zebrała się na odwagę i odwróciła. Korytarz był zupełnie pusty. Schował się - pomyślała.
Puściła się biegiem. W przeciągu kilkunastu sekund dotarła do hallu. Wyhamowała gwałtownie widząc grupkę mężczyzn, których uwadze nie mógł umknąć widok przestraszonej kobiety ubranej w zbyt duży, męski szlafrok.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 22-05-2012, 12:15   #50
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Szlachcic zatrzymał się mierząc wzrokiem nowo przybyłych policjantów. Aż tylu? Na raz?
Nie powinni, zabezpieczać śladów ganiając po całym domostwie jak stado surykatek na nowym wybiegu?
-Nie miałem nieszczęścia dokonać tego makabrycznego odkrycia. To dzieło panny Bones. Celii Bones, o ile dobrze zapamiętałem.- stwierdził spokojnym tonem Ian. Zamyślił się przypominając sobie przebieg zdarzeń.- Taaak... To ona odkryła ciało.
Jeden z policjantów zdawał się intensywnie o czymś przez chwilę myśleć.
- Ach, Celia Bones, to ta młoda dama, która dzwoniła na komendę - zauważył wreszcie. Ten, który wyglądał na zdecydowanie ważniejszego kiwnął głową i mruknął.
- Gdzie możemy ją znaleźć? - zapytał kamerdynera.
- Przykro mi - odparł Willikins - Ale w tym zamieszaniu nie byłem w stanie śledzić jej ruchów.
Policjant zwrócił się zatem do Iana.
- Pan musi na razie wystarczyć - a następnie dał znak dwóm swoim towarzyszom - Znajdźcie mi tą Bones.
Gdy policjanci zniknęli w czeluściach domu, instruowani przez kamerdynera, co do możliwych lokacji, O’Brien zmierzył Iana wzrokiem i odchrząknął.
- Więc? Co może mi pan powiedzieć, o tym co się tu dziś wydarzyło?
- Przyjęcie zostało zorganizowane z okazji zaręczyn Egona Hastingsa i panny Black. Szczegółów związanych z organizacją tego przyjęcia nie znam.-
Ian oparł się dłońmi o parasol mówiąc spokojnym i rzeczowym tonem głosu.- W zasadzie była to typowa nudna bibka. Dużo gości, alkohol i ploteczek. Nic szczególnie wartego uwagi.Nagle rozległ się krzyk panny Bones i gdy tam dotarłem okazało się, że lord Hastings został zamordowany. Leżał martwy na podłodze w rosnącej kałuży krwi sugerującej wiele ran i miał szpikulec do lodu wbity w czoło. Dość makabryczny widok, muszę przyznać. I to chyba tyle, jeśli chodzi o tą zbrodnię.
- Tą zbrodnię? -
zainteresował się śledczy, zgodnie ze swoją naturą uczepiając się najdrobniejszego szczegółu - Czy była jeszcze jakaś inna zbrodnia, o której nie wiemy?
-Panna Herbert próbowała popełnić samobójstwo. Obecnie jest w drodze do szpitala.-
stwierdził melancholijnym tonem Ian. Póki co, śledczy działał tak jak przewidywał szlachcic, dał się wodzić jak pies na smyczy.-Nie wiem czy samobójstwo jest zbrodnią, ale to niewątpliwie dramatyczne wydarzenie. Nie uważa pan?
- Hmm -
skomentował wymownie wypowiedź Iana policjant. Błyskawicznie zwrócił się do ostatniego ze swoich towarzyszy - Jedź do szpitala, pewnie są w najbliższym. Przesłuchaj mi ją, choćby była już skremowana.
- Więc … krwawa posiadłość, co? A ja myślałem, że takie rzeczy to tylko w dwupensówkach - O’Brien westchnął i sięgnął po papierosa. Zaoferował jednego śmierdzącego peta Ianowi - I nic więcej pan nie wie w sprawie morderstwa? Jakieś podejrzenia, może?
-Nie. Nic. Proszę mnie zrozumieć. Od tych nieszczęsnych wydarzeń minęło ledwie kilka godzin. Nadal jestem trochę wstrząśnięty.- rzekł w odpowiedzi Ian.- Gdyby nie doświadczenia wojenne, pewnie byłbym w szoku.
Po czym uśmiechnął się dodając.- W zasadzie nie palę.
Bo i szlachcic nie palił... a przynajmniej nie tanich papierosów. Jedynie cygaro od czasu do czasu. Wyznawał bowiem zasadę, że jeśli się czymś truć, to raczej czymś drogim.

Policjant spojrzał bardzo sceptycznie na szlachcica. Szok? Wstrząśnięty? Raczej bardzo podejrzany. Nie żeby to było jakieś specjalne wyróżnienie. W tej chwili każdy był w oczach funkcjonariusza podejrzany.
Ian przyglądał się przez moment milczącemu policjantowi, nim rzekł.-Ma pan jeszcze do mnie jakieś pytania? Z chęcią bym pomógł przy śledztwie w jakikolwiek sposób, ale rozumie pan... muszę to sobie wszystko poukładać. Tak gwałtowna śmierć, to nie jest coś co da się ogarnąć w ciągu kilku chwil.
Twarz funkcjonariusza wykrzywił niechętny grymas, ale nie oponował on specjalnie. Chyba nie chciał przebywać dłużej w towarzystwie kogoś, kto albo był wyjątkowo zniewieściały, albo kłamał w żywe oczy. Doszedł do wniosku, że w razie potrzeby znajdzie Iana bez problemu. Mężczyzna był trudny do przeoczenia.
- Dobrze - kiwnął głową - Proszę wrócić do swojego pokoju i czekać na dalsze instrukcje. Niedługo powinni pojawić się mundurowi. Będą spisywać zeznania. Proszę się gdzieś przypadkiem nie zapodziać …
-Jestem pewien, że... znajdą mnie panowie bez trudu w tej posiadłości. Aczkolwiek liczę, że uszanują moją prywatność i nie będą wchodzić bez pukania. Często bowiem miewam towarzystwo.-
uśmiechnął się znacząco Ian.- I wypada dać temu towarzystwu szansę na przypudrowanie noska.

I po tej rozmowie Ian ruszył w kierunku piwniczki na wino, by w końcu zdobyć to co, czego zażyczyła sobie panna Romero. Wszak i tak popełnił wręcz skandaliczny grzech. Pozwolił damie czekać na siebie. Należało ów błąd jak najszybciej naprawić.

A przynajmniej, planował tam iść.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-05-2012 o 12:20.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172