-Cholera! Niech będzie przeklęty! - Krzyknął Vincez zanim runął z konia w głęboki śnieg. Czuł się tak, jakby coś urwało jemu rękę, albo przynajmniej stracił w niej czucie. Jego wałach, z niewiadomych powodów, potknął się, złamał sobie nogę (i do tego otwarcie, tak że poplamił sobie płaszcz krwią). Przez chwilę był właściwie całkowicie sparaliżowany, nie mógł ruszyć choćby i palce. "Cóż za ironia losu. Przez całe życie nic poważnego sobie nie zrobiłem, a tutaj chyba mam złamaną rękę, i jeszcze nogi odmawiają mi posłuszeństwa..."
__________________ Popierajmy Arcyksiężną Milly! |