Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2012, 17:20   #48
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Eyriashka & kanna

KUCHNIA

- Technicznie rzecz biorąc, to moja kuchnia - poinformowała mężczyznę Isobel uśmiechając się miło - a jakiś nie pamiętam, żebym pana zapraszała... ale oczywiście, czym chata bogata i tak dalej - powiedziała, spadając przy stole.
- Dla mnie bulion, a potem omlet z grzybami...- zastanowila się chwilę - omlet bez grzybów. Dziękuję ci, moja kochana.

Do kuchni weszła kolejna osoba, Anabell. Zaczynało się tu robić poniekąd tłocznie. Była ubrana inaczej niż pozostałe pokojówki, ramiona zasłaniały długie białe rękawy. Przemknąwszy wzrokiem po zgromadzonych uśmiechnęła się do pół-sieroty. Cóż, właściwie to sieroty, ale jeszcze nieświadomej odnośnie tego drobnego szczególiku. Służąca uśmiechnęła się sympatycznie.
- Gratuluję straty, panienko.
- Osobliwa forma wyrażenia kondolencji - Isobel w zdziwieniu podniosła brwi - Witaj, moja mała przyjaciółeczko.
Uśmiech zniknął nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu.
- Lubisz mnie nawet bez nożyczek... przyjaciółeczko?
- Ojej
- zafrasowała się Isobel - Jaki wysoki poziom agresji.. Rozmawiałaś o tym z kimś? Czy może to oznaka frustracji? Masz jakieś niezaspokojone potrzeby?

Durand pochyliła się, by zrównać swoją twarz z osobą, której nienawidziła najmocniej na całym świecie. Ostatni raz widziała ją z tak bliska, kiedy ta krwawiła. Dobre czasy... Mimo to nie uśmiechnęła się. Patrzyła na linię ust, nos, zadbane brwi i nie odpowiedziała ani słowem zachowując zupełnie neutralny, wyzuty z emocji wyraz twarzy.
- Może byś mi zapozowała? - zaproponowała nagle Isobel - Dotychczas malowałam z pamięci, ale z żywą modelką to by było ciekawe doświadczenie.. oczywiście, kiedy już się skończy ten koszmar - dotknęła oczu chusteczką.
- Hm - wydała z siebie niezrozumiały pomruk pokojówka kładąc dłoń na policzku Isobel. Potarła kciukiem po delikatnej skórze. Ot, troskliwy gest. Po czy powtórzyła ruch używając paznokcia z taką siłą, żeby pozostawić po sobie czerwoną kreskę.

Isobel drgnęła, kiedy pokojówka - łamiąc, oczywiście, wszelkie zasady etykiety - dotknęła jej policzka. Za dużo osób jej ostatni dotykało, wbrew jej woli... rzuciła szybkie spojrzenie Willowi, a ten w ułamku sekundy zmaterializował się za plecami Anabell łapiąc ją za nadgarstek. Nacisnął lekko, ale pod odpowiednim kątem - Anabell miała do wyboru albo pozwolić sobie złamać nadgarstek, albo usiąść na ławie.
Usiadła. Nie miała szans, a z drugim nadgarstkiem złamanym nie pomogłaby Guyowi.
- Puszczaj... - syknęła wściekle.

Gael, do tej pory zajadając ze smakiem torcik, odłożył srebrną łyżeczkę na talerzyk i zasugerował spokojnym, jak cisza przed burzą głosem.
- Może jednak powstrzymamy się od dalszej przemocy? - wypowiedź była nieskomplikowana i pacyfistyczna w swym wydźwięku, jednak uśmiech, okraszony resztką słodkiego kremu, był zdecydowanie agresywny.
Will odwzajemnił uśmiech.
- Panienkę chyba poniosło - powiedział do mężczyzny, nie puszczając na razie dziewczyny. Spojrzał z troską na Isobel - Zadrapała cię? Strasznie macie tu rozpuszczoną służbę...
- Próbowała
- odpowiedziała panna Hastings przenosząc spojrzenie na Anabell - Puść ją. A ty, moja mała, zmykaj stąd i daj mi dokończyć kolację.
Anabell wstała. I tak nie było tutaj pana Willkinsa po którego przyszła. Spojrzała za to na mężczyznę o “słodkim” uśmiechu. Trochę jak Guy. Może jeżeli straci swojego Hastingsa to nie będzie jeszcze koniec świata? Widać jeżeli jej ukochany jest “jednym na milion” to po globie chodziła co najmniej 6000 podobnych. W tym, jeden siedział właśnie w ich kuchni.
- Cytrynowe przekładane malinami jest znacznie lepsze - powiedziała spokojnie i ruszyła do drzwi. Szukać dalej kamerdynera.
- Moment - głos Isobel dogonił ją w drzwiach - Opowiedz, proszę, kamerdynerowi o swoim zachowaniu, a potem przyjdź do mnie powiedzieć, jaką dostałaś karę. Dziękuję, to wszystko, możesz iść.
Trzask drzwi odciął całą wypowiedź zaraz w pierwszej połowie zdania. Durand nie miała zamiaru słuchać Isobel. Północ za kilka minut, wreszcie wolna.
- Przepraszam panów na sekundę - Isobel wyszła na korytarz, powtórzyła polecenie, a potem wróciła do swojego bulionu.
- Trudno dziś o dobrą służbę... - westchnęła.
- Trudno dziś o spokój przy deserze - skomentował zirytowany francuz, wycierając usta elegancką chustką z monogramem.
- Nie pamiętam, żebym pana zapraszała do mojej kuchni - skomentowała Isobel wypowiedź mężczyzny - Skoro panu towarzystwo nie odpowiada, może warto do zajazdu się udać?
Uśmiechnął się w odpowiedzi. Dość protekcjonalnie.
- Mademoiselle, jeżeli tak cię moja obecność frapuje, możesz zawsze zemdleć - łyknął słodkiej, aromatycznej herbaty - Tym razem już siedzisz, pupki sobie nie stłuczesz upadając.
- Absolutnie mnie nie frapuje, zdarzało mi się już mieszkać ze szczurami, jestem odporna na towarzystwo. Dolejcie panu herbaty
- uśmiechnęła się miło, po czy - uznawszy, ze już zakończyła swoje obowiązki gospodyni - zignorowała go kompletnie zajmując się swoim omletem.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline