Na okrzyki Zirniga, aby utworzyć zwarty szyk nie zareagował nikt. Członkowie drużyny podzielili się na dwie frakcje. Pierwsza chciała być jak najdalej od wrogów, druga jak najbliżej.
Bitwa przekształciła się w szereg pojedynków, zraszanych obwicie pociskami strzelców. W zadymionym powietrzu z cichymi syknięciami śmigały strzały i bełty.
Ogólny harmider wrzasków i ryknięć przerwały wystrzały z Victorii, jak zwykł nazywać swoje pistolety Dawit. Huk eksplodującego prochu w zamkniętym pomieszczeniu wzmagał się wielokrotnie niemal ogłuszając walczących, po czym powracał rytmicznymi falami echa. Smród płonących ciał i gryzący, w oczy i gardło, dym dopełniał całokształt atmosfery walki w najgłębszej jamie kompleksu jaskiń zmutowanego bractwa.
Tymczasem Twardy, który załatwił gruntownie sprawę z pomiotami chaosu, samotnie walczył z najgroźniejszym przeciwnikiem.
Krasnolud zerwał się do szaleńczej szarży brnąc przez pole bitwy na orka. Przebiegając dostrzegł Wolfgrimma dzielnie stawiającego czoła dwóm zmutowanym gwardzistom. Przebiegł łukiem koło jednego z nich, starając się go powalić. Niestety szybkość z jaką biegł spowodowała, że topór dwukrotnie chybił celu.
Czas jakby zwolnił gdy Zirnig przemierzał ostatnie metry dzielące go od zielonoskórego. Zobaczył jak maszkaron upuszcza broń, jednocześnie w jego ciele zagłębiła się broń Twardego, a przelatująca strzała rozorała mu skroń.
Ork zdawał się nie odczuwać ran i schylił się, czy to po broń, czy może aby spojrzeć swemu przeciwnikowi w oczy.
Wtedy właśnie do "zielonego" dotarł Zirnig. Krasnolud niesiony rasową wściekłością i szałem bojowym, wyskoczył wysoko w górę i szerokim cięciem rozszczepił głowę orka na dwoje. Po czym dla pewności oderżnął to co z niej pozostało i napluł do szyi, szczerząc się radośnie do Twardego.
Ostatnio edytowane przez Deliad : 17-05-2012 o 21:04.
|