Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2012, 21:14   #284
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Walka w magazynie i poza nim nabierała rumieńców. Oczywiście nie wszyscy walczyli. Katrina wyciągała swego obrońcę z klatki, który szeptał jej do ucha.- Przysłano list, że Juliano pojmali... A przecież ty walczyć nie miałaś. Mimo to, przepraszam lisiczko. Powinienem być przy tobie.
Pobyt w niewoli wampirzej nie służył szlachcicowi, jak i poecie. O czym zresztą przekonał się Cypio otwierając drzwi do klatki. Półelf wyglądał jak siedem nieszczęść. Blady i osłabiony.

Trafienie sztyletem drasnęło ramię wampirzycy, podobnie wylana na nią woda wprawiła ją we wściekłość wywołując ból, ale... Nie zaatakowała w odwecie. Luiza Derrick z przerażeniem zaczęła spoglądać na to co się pojawiło pod jej stopami.




Przez deski podłogi bowiem w towarzystwie silnych błysków i wyładowań zaczęły się przesączać opary srebrnych mgieł.
Zemsta zemstą, ale wampirzyca nade wszystko ceniła własną skórę, zmieniwszy się w nietoperza rzuciła się do ucieczki wraz ostatnim zdolnym do lotu nietoperzołakiem. Ruszyła w górę kierunku wrót by przez nie uciec jak najdalej od tego miejsca, porzucając wszystko i wszystkich.
Do jej rejterady dołączył drugi gargulec, rzucając się na Krisnys tylko po to, by zmusić ją do ustąpienia z drogi, po czym rozłożył skrzydła i wzbił się powietrze.
Bardka schyliła głowę unikając przelatujących nietoperzy i poprzez opary patyczka dymnego zobaczyła całą sytuację. I Cypia z Romualdo przy klatce i Katrinę wynoszącą Gaspaccia i ciężko rannego Vinca i krasnoludzkiego wampira przybitego do ściany i znieruchomiałego.
I przede wszystkim Srebrne Mgły powoli pochłaniające magazyn. Należało wiać.
To samo zresztą postanowili najemnicy, krzycząc i uciekając w panice. I próbując się uwolnić z macek krasnoludzkiego czarnoksiężnika. Dodatkowo chaos potęgował czar Kenninga wywołujący lodową nawałnicę raniącą przeciwników. Nyhm uwolniwszy się Fwooshem z okowów macek, użył kolejnego tworząc uderzenie energii która niczym zionięcie smoka usunęła nieliczne ocalałe fantomy macki i nieumarłych torując drogę do magazynu.
Mgła ogarniała zresztą nie tylko samą budowlę, unosiła się z rzeki i rozlewała iskrzącymi oparami po uliczkach. Czas który drużyna miała na akcję ratunkową, właśnie się skończył.
-Pani, uciekaj.- rzekł do Angeliki. Ta zaś odpowiedziała.- A Elargoth, a Romulado, a Gaspaccio?
-Postaram się ich uratować, ale teraz uciekaj.- odparł głośno czarnoksiężnik nic sobie nie robiąc z śnieżycy wywołanej przez Kenninga. Angelika skinęła głową i wypowiedziawszy zaklęcie znikła w blasku teleportacji wraz z ranną kobietą, pozostały po niej tylko wachlarze.
Łowczyni wampirów zaś uznając, że nic tu nie ma dla niej do roboty, również zaczęła uciekać.

Vinc dyszał ciężko ze zmęczenia, a gdy wrócił mu głos począł cicho jęczeć z bólu który rozlewał się po całym jego ciele. Chłopak z trudem ruszył w stronę wyjścia z magazynu by umknąć mgle krzycząc jednocześnie do Katriny. - Juliano jest w naszej kryjówce, razem z Psikusem! On mu przekaże by uciekać! -po tych słowach starał się nawiązać kontakt z chowańcem by ten wraz z wybrankiem Romcia ruszyli do ucieczki. Vinc miał już wyjść na świeże powietrze, gdy dostrzegł leżące na ziemi cielsko nieprzytomnego rycerza Tempusa o smoczym ciele. Zaklinacz miał w życiu ważną zasadę, nie zostawiał tych którym był w stanie jakoś pomóc. Z plecaka wydobył dwie butelki eliksiru leczącego średnie rany, jedną wypił duszkiem a drugą wlał wojownikowi do pyska i z trudem zarzucił sobie jego wielkie łapsko na szyję. - Trzeba zwiewać. -oznajmił chłopak i wraz z wojownikiem ruszył w stronę wyjścia ile tylko sił miał w nogach.
Katrina uśmiechnęła się słysząc słowa Vinca. Oderwała wzrok od Gaccia i spojrzała za oddalającym się chłopakiem. Była z niego dumna niczym matka ze swojego syna. Pamiętała jak wyruszali na tą wyprawę, jak wtedy wyglądał, jak się zachowywał, a teraz wszystko wskazywało, że wyrósł i mimo, że nadal nie miał tych swoich upragnionych skrzydeł zachowywał się jak dorosły odpowiedzialny smok. Nie zwlekając już ani chwili ruszyła w stronę drzwi w których przed chwila zniknął Vinc, ciągnąc ze sobą uwolnionego Gaccia. - Później porozmawiamy, teraz musimy się stąd zabierać. Pod wodą gromadzą się mgły, a właściwie już z niej wyłażą. - zakończyła spoglądając pod nogi. Starała się przy tym przyspieszyć kroku, aby jak najszybciej oddalić się w bezpieczne miejsce.

Na Cypiu mgła wcale nie zrobiła wrażenia - w końcu poprzednio nie wylądował wcale źle. Bardziej martwił go jednak opłakany stan Romulaldo (choć ten wyglądał podobnie po każdym wydarzeniu, które nie było odpoczynkiem w gospodzie). A gwarancji, że w miejscu w którym wylądują uzyska dla niego pomoc nie miał. Było to wręcz mało prawdopodobne zważywszy na stwory, które opanowały nabrzeże. Nie wyglądały na chętne do nawiązywania relacji towarzyskich, niestety. Kender musiał więc zrezygnować ze swego niecnego planu zniknięcia z poetą w oparach mgieł. Zamiast tego zaczął wyciągać go z klatki, marudząc: Nnnooo choooodź, idziemy, juz po wsystkim, dokumentnie, ale teraz tseba uciekać!! Bo ten... tego... - Swiftbzykowi nie chciało to przejść przez gardło, ale wiedział, że niewiele innych informacji może dodać półelfowi energii - Juliano juz na ciebie ceka. POMOZCIE MIIIII!!! - wrzasnął, rozglądając się za sojusznikami.
Pozostawała jeszcze kwestia deMona, dyndającego u pasa przybitego do ściany nieumarłego krasnoluda Kruagena. Cypio nie miał zamiaru zostawiać przyjaciela samego, ale rozdwoić się nie mógł.

Sytuacja robiła się z każdą chwilą coraz bardziej interesująca. Była z gatunku tych, jakie lubią opiewać w swych balladach wędrowni muzykanci. Inaczej jednak brzmi to, gdy człowiek siedzi sobie wygodnie przy kominku, z kielichem wina w dłoniach, inaczej gdy pod nogami zaczynają mu się plątać osławione srebrne mgły. Dla każdego, nawet największego półgłówka, rzeczą jasną było, iż należy się stąd jak najszybciej ulotnić. I znaleźć się jak najdalej stąd, gdzie 'stąd' obejmowało nie tylko magazyn, ale całe miasto i jego okolice.
Kenning wyciągnął z sakiewki kilka wiórków z korzenia lukrecji.
- Nxitim!
Czar objął nie tylko jego, ale i Nyhma, Vinca, pomagającego iść Bahamutaninowi, a także Katrinę, idącą wraz z Gacciem.
- Szybciej, uciekamy stąd - rzucił Kenning, podbiegając do Vinca i chwytając rycerza Tempusa za drugie ramię.

Widok, jaki Krisnys zastała wewnątrz magazynu, doprowadził u Bardki na drobną chwilkę do zaskoczonego otwarcia ust. Szybko jednak otrząsnęła się z tego stanu, słysząc nawoływania Cypia o pomoc. Więc w imię zasady “dobry wampir to całkowicie martwy wampir” wystrzeliła ze swojej magicznej kuszy do unieruchomionego przy ścianie, nieumarłego krasnoluda, po czym pognała Niziołkowi na pomoc.
- Weź Romcia, ach Romcia weź! - zawył Cypio do zbliżającej się Krisnys, po czym popędził w stronę krasnoludzkiego wampira, by uwolnić wreszcie deMona. Nie tylko ona, także krasnoludzki czarnoksiężnik z konkurencyjnej ekipy ruszył po Romualdo przeklinając pod nosem tą parszywą sytuację.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 17-05-2012 o 21:20.
Sayane jest offline