Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-05-2012, 20:57   #281
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Krisnys, widząc zamieszanie panujące przed budynkiem, przymrużyła oczka. A to ktoś cisnął jakąś zabójczą magią z lewej, to znowu z prawej, jakieś Gargulce, wampiry, zombie i bandyci, burdel niczym w dniu wypłaty w portowej knajpie...
Półelfka nie bardzo wiedziała kto kogo, i za co leje, jednak okoliczne zombie zdecydowanie nie powinne należeć do tej bardziej “właściwej” strony konfliktu, czyż nie? Pochwyciła więc swoją magiczną kuszę, po czym... zaczęła nagle śpiewać, zagrzewając tym sposobem swe własne towarzystwo do walki. W końcu również i wystrzeliła z kuszy w jednego z ożywionych umarlaków.

Cypio zaś miał dylemat. Bitwa była fascynująca, gargulce interesujące, a Angelika osobliwa w swoim walecznym zacietrzewieniu. No ale przecież trzeba było ratować Romcia, prawda? I deMona przy okazji. Zresztą przecież w środku mogło być jeszcze ciekawiej! Z tą ostatnią myślą za uchem kender odpalił patyczek dymny, rzucił w okolicach drzwi, po czym zaczął szybko schodzić z dachu by dostać się do środka.

Kenning czuł się zdecydowanie nie na miejscu w tym otoczeniu. Tu by się raczej przydał jakiś mag bojowy, a nie on, ze swoimi specyficznymi umiejętnościami. Powinien dać sobie spokój z wałęsaniem się z jakimiś podejrzanymi typami i zabrać się za porządną robotę. Na przykład zacząć zmieniać historię świata.
Mimo wszystko był tutaj i, nie da się ukryć, wypadałoby coś zrobić. Coś co by przyniosło pożytek którejś ze stron. Tej jedynej i słusznej, oczywiście.
Już miał ruszyć do środka magazynu by rozejrzeć się w sytuacji i sprawdzić, czy da się uwolnić choćby jednego z delikwentów, gdy nagle jakiś cymbał zasłonił dymem całe wejście. Kenning zatrzymał się w pół kroku.
Rozejrzał się raz jeszcze, tym razem wypatrując swego sobowtóra. A dokładnie mówiąc - swego ekwipunku. Nie miałby nic przeciwko temu, by go odzyskać przed ostatecznym starciem, nawet gdyby miało to odbyć nie po dobroci.

Katrina jeszcze raz posmarowała swoją broń olejkiem pobłogosławienia broni. Po czym nie zwlekając ruszyła do boju, zaciskając palce z całej siły na trzymanej przez siebie broni. Gaccio był już tak blisko i Vinc razem z nim. Nie było czasu na zastanawianie się, na marnowanie go, bo oprócz tych nieprzyjaciół i porywaczy zbliżało się przecież kolejne niebezpieczeństwo, które mogło ich porwać nie wiadomo dokąd. Słysząc śpiew bardki, poczuła się niczym rycerz w lśniącej zbroi pędzący ubić smoka, by ratować księżni... miłość swojego życia. Ktoś w tym związku, przecież chodził w portkach...

Kapłan trzymał się tuż za bardką ze związaną wampirzycą i robił to co kapłani potrafią najlepiej. Wzniósł symbol swego boga w górę i zaczął odganiać nieumarłych. I to wyjątkowo skutecznie, zombie nie były w stanie podejść do ostrzeliwującej ich bardki, której śpiew zagrzewał resztę do boju. Spętana wampirzyca przyglądała się z obojętnością sytuacji.
A Nyhm uderzył swoim Fwooshem w wampirzycę, dołączając do energetycznych ataków krasnala.
Przybycie drużyny ratunkowej zachwiało równowagę sił. Wampirzyca na dachu, poważnie raniona zachwiała się. Gargulec który wyleciał przez ścianę, rzucił się z rykiem na kuszniczkę. Ta jednak zwinnie uskoczyła, trafiając pociskami w tors bestii.
Gargulec zwrócił więc uwagę na inny łatwiejszy cel, na Kenninga. Ruszył z rykiem w jego kierunku, co nie było dla mężczyzny zbyt fortunną sytuacją, zwłaszcza, że nie znalazł swego sobowtóra na polu bitwy. A tym bardziej ekwipunku.

Ciśnięty patyczek dymny zrobił w magazynie spore zamieszanie. Gargulczy przeciwnik Vinca zamarł przez moment zaskoczony, również dwójka wampirów.
Sytuacja wydawała się im coraz bardziej z rąk Kruagena i Luizy Derrick . Dlatego też wampirzy krasnolud wykonując kilka gestów i wypowiadając kilka słów stworzył krąg przywołań na środku podłogi magazynu.


Z którego wyłonił się nieumarły ogr. Cuchnąca kreatura ruszyła do przodu, w kierunku drzwi przez które błyskawicznie wpadła Katrina, a kilkanaście sekund później...Cypio.
Dziewczyna musiała wycinać sobie drogę wśród nieumarłych. Mały niziołek nie miał tego problemu.
Moce kapłana zaś sprawiły, że wśród nieumarłych zapanował chaos, co zresztą wykorzystali by zniszczyć zombie.
W tym czasie pan mózg przezornie trzymał się z dala od walki magazynu, a pasemka mgły przesączały się powoli przez deski w podłodze magazynu.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 15-05-2012 o 21:49.
Buka jest offline  
Stary 15-05-2012, 21:09   #282
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Katrina wpadła do środka niczym furia. Rozglądała się w poszukiwaniu Gaccia, niestety widziała tylko cienie, ale jeden cień... ogromny cień, który zbliżał się w jej kierunku nie napawała ja optymizmem. Zgodnie z zasadą "najpierw tłucz a potem pytaj po czyjej stronie stoi przeciwnik" złodziejka cisnęła w niego ogniem alchemicznym. Po czym nie zwlekając wykorzystała swoje umiejętności by wspiąć się na klatkę, w której leżał Gaccio i zaczęła majstrować przy jej zamku.

Vinc rozejrzał się zdezorientowany przez chwilę, potem jednak dostrzegł wpadająca do magazynu Katrinę i krzyknął radośnie. - Znalazłem Pana Gaccia, widzi Pani udało mi się!
- Niewiarygodne, konserwa chyba naprawdę sprowadził pomoc. -oznajmił osłupiały miecz po czym krzyknął wojowniczo.- Vinc nie pozwól tym nieumarłym pokrakom sprowadzić większej ilości sojuszników!
Chłopak przytaknął czując jak napełniają go nowe siły i chęć do walki, wszak teraz wszyscy mogli zobaczyć jaki z niego bohater. Rozłożył szeroko ręce i wywarczał kilka słów w gadzim języku, by po chwili posłać w Luizę i krasnala kule ognia a za nią jeszcze jedną.

Walka w magazynie uległa diametralnej zmianie, gdy dzielna drużyna wkroczyła do boju wywołując zamieszanie. Opary z dymiącego patyczka dymnego zasnuły połowę magazynu skutecznie ukrywając zamiary Cypcia. Vinc posyłał jedną po drugiej kulę ognistą, obie jednak nie dosięgły w pełni wampirzego duetu. Stwory zdołały uniknąć ognistego ataku odskakując w przeciwne strony. I choć poparzone, to jednak nie ucierpiały tak bardzo jak truposzowaty ogr. Którego fiolka Katriny dobiła. Na szczęście kule ogniste nie zdołały podpalić magazynu, choć mocno nadpaliły podłogę. Co innego fiolka złodziejki, której zawartość zapaliła suche truchło ogra, wywołując pożar na środku magazynu.
Pomiędzy kulami ognistymi, nieumarły krasnoludzki czarownik sięgnął po potężną magię wywołując falę negatywnej energii, poważnie raniącą zarówno kendera, złodziejkę, jak i zaklinacza oraz gargulca. Po czym użył własnej mrocznej magii do zaleczenia swych ran.
Zaś sam gargulec wykorzystał nieuwagę Vinca skupionego na ciskaniu czarów i zaatakował go szponami. Raz zaklinaczowi udało się uniknąć, jedynie pazury przesunęły się po jego boku iskrząc lekko po natrafieniu na łuski, drugi raz wbiły się jednak głęboko w bok rozszarpując go.
Z ciała Vincenta popłynęła krew. Sytuacja robiła się dramatyczna. Na szczęście uderzony nekromantyczną falą przeciwnik Vincenta nie był w dobrej kondycji, choć nadal był niezwykle szybki.
Po pierwszym trafieniu kulą ognistą wampirzyca wypowiedziała długą sentencję dziwnych słów które sprawiły, że kolejna kula ognia nie uczyniła jej żadnej szkody. A kolejna wypowiedziana słowna Luisy wyliczanka sprawiła, że Vinc... zamilkł. Słowa przestały wydobywać się z jego ust uniemożliwiając mu rzucanie czarów.
Tymczasem pozostała dwójka dzielnych bohaterów zajęła się czymś innym. Ratowaniem więźniów.
Cypio wybrał prostą taktykę i odpowiedni dla siebie cel. Z żalem (acz nie za dużym), pozostawił wypatrzonego przez siebie deMona zamkniętego niczym dżin w butelce, przy pasie nieumarłego krasnoluda. Zamiast tego odczepił łańcuch i uczepił się go. Klatka z Romualdo zaczęła gwałtownie opadać w dół, choć wiszący na łańcuchu kender spowolnił jej ruch, zanim całkiem opadła. Potem zaś zszedł po łańcuchu na dach klatki i rzucił się do otwierania więzienia ukochanego, oraz sprawdzania, w jakim stanie jest poeta.
Tyle, że takie schodzenie zajmowało sporo czasu, zanim zszedł.

Katrina zaś zwinnie wdrapała się na ścianę, a potem na sufit wykorzystując magię swego obuwia. Po chwili była na klatce i zaczęła majstrować przy zamku. I niestety właśnie wtedy przyczepił się do niej drugi nietoperzołak. Podleciał i głośno popiskując atakował ją pazurami swych łap utrudniając otwieranie zamka.

Na zewnątrz walka przebiegała o wiele lepiej. Fwooshe czarnoksiężników przełamały magię wampirzej czarodziejki i zmieniły ją w mgiełkę. Moce kapłana i bełty z kuszy bardki ułatwiły zbirom pozbywanie się truposzy, oraz zdobywanie przewagi w tym boju.

Kenning, którego umiejętności nie na wiele mogły się przydać w walce z gargulcem, rzucił najpierw na siebie większe lustrzane odbicie, po czym postarał się zejść z drogi atakującego potwora.
I udało mu się. Gargulec chybił w swych atakach rozbijając iluzyjnego Kenninga, podczas gdy kolejny pojawił się tuż obok. Następny czar Kenninga wypełnił obszar dookoła cienistymi wojownikami, dając zajęcie i zbirom, i nieumarłym. I był to ostatni atak gargulca. Angelika sięgnęła po swą magię wypowiadając słowa zaklęcia i wywołując eksplozję która spopieliła bestię oraz kilka zombich znajdujących się w pobliżu.

Krisnys przeładowała ponownie kuszę, rozglądając się po placu boju. Wciąż panował chaos, nadal ze sobą ostro walczono, a ona wraz z towarzyszami w samym środku całego tego burdeliku, prąc do wejścia magazynu. I kto by pomyślał, że przyszło Bardce pakować się w taaaakie walki.
- Kenning, wchodzimy!! - Krzyknęła do mężczyzny, mając tuż za sobą Kapłana (z wampirzycą) i Nyhma. Nadszedł czas wkroczenia do magazynu i odzyskania dwóch utraconych osóbek, bez nich bowiem w końcu nici z tego całego cyrku, jaki do tej pory już przeżyli...
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 15-05-2012, 21:19   #283
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czasami za ścieżkami, którymi krążyły myśli kobiet trudno było kroczyć. Zdawało im się, że ledwo pokażą uśmiech na ładnym liczku, lub też pokręcą zgrabnym tyłeczkiem, od razu każdy mężczyzna za nimi poleci i bezmyślnie wpakuje się w największe tarapaty.
A mogłaby tak pomyśleć jedna z drugą co będzie, gdy wyjdą z uwolnionymi i nadzieją się na przeważające siły wroga w postaci Angeliki i jej zbirów, których przewaga nad zombi, zwłaszcza liczebna, się zwiększyła. Albo co będzie, gdy srebrna mgiełka złapie ją za wspomniany wcześniej tyłeczek. Ciekawe, do kogo będą miały pretensje.
Kenning i tak uznawał, że to, iż tutaj przyszedł razem z innymi było wystarczającym poświeceniem z jego strony. I tak poniósł już wystarczające straty, a ewentualne zyski z pewnością mu tego nie zrekompensują.
Korzystając z zamieszania przesunął się odrobinkę, schylił się i zabrał leżącemu u jego stóp truposzowi rapier i lekką kuszę wraz z bełtami. W końcu żywemu to się mogło bardziej przydać.
W zasadzie powinien teraz się powstrzymać od dalszej działalności i czekać cierpliwie na wynik starcia zombie kontra najemnicy, ale pokusa była zbyt duża.
Kenning zrobił parę kroków, by znaleźć się niezbyt daleko głównej pary wrogów. W jego dłoni błysnął niewielki kryształowy pryzmat, a w stronę Angeliki i jej krasnoludzkiego towarzysza popłynęła fala błyszcząca różnymi odcieniami barw tęczy.

Niespecjalnie na nich wpływając. Za to poraziła kilku najbliższych zbirów, które teraz zaczęły się bezmyślnie gapić, dając się atakować nieumarłym.
-O żeś ty!.- ryknął wściekły krasnolud na Kenningu wyładowując swój gniew. Także na Kenningu. Wraz jego krzykiem popłynęła inwokacja, powodująca rozchodzący się z okolic Kenninga chłód. Drobny śnieżek i nieprzyjemne oziębienie, były jedynie dużą niedogodnością. Jednakże niczym strasznym w porównaniu z tym co wystrzeliło z podłoża. Lodowate macki zaczęły uderzać na ślepo próbując pochwycić każdego jak leci.
Bardka zdołała uniknąć pochwycenia. Kenning i Nyhm niestety nie. Lodowate macki owinęły się wokół nich, podobnie jak wokół wielu nieumarłych jak i walczących najemników oraz fantomów Kenninga. Rozwścieczony zdradzieckim atakiem krasnolud w bieli nie dbał jednak o to.
W odpowiedzi na to, Nyhm użył przeciw niemu Fwoosha trafiając brodacza w klatkę piersiową. Zaś Angelika mrucząc coś o idiotach, wlewała do ust nieprzytomnej pomocnicy jakiś eliksir.
Kapłan mackami nie oberwał. Bowiem kapłan za bardką nie pogonił. Mając na łańcuchu wampirzycę wolał się nie zbliżać do jej mocodawców.
Uzbrojona w kuszę łowczyni wampirów nic sobie z tej całej sytuacji nie robiła. Załadowała największą kuszę i mając już święty spokój od gargulca i nieumarłych wymierzyła i wystrzeliła.
Po czym z magazynu wyskoczył na nią rozwścieczony gargulec.

- Osz ty maszkaro... ty wampirzy wypierdku... żeby cię tak... - syknęła Katrina do atakującego ją nietoperza, po czym wyciągnęła flaszkę ze święconą wodą i chlusnęła gadzinę. Chciała bowiem jak najszybciej wrócić do otwierania klatki w której był więziony Gaccio a nie marnować czas na machanie bronią by pozbyć się natręta, który ją atakował.
Święcona woda nie zrobiła wielkiego wrażenia na nietoperzołaku. Ale zaskoczony tym atakiem, dał jej na chwilę spokój, by potem znów wrócić do gnębienia Katriny.
Niemniej, dziewczyna zdołała wreszcie otworzyć rygiel klatki, w której siedział jej... wybranek.
Gaspaccio był półprzytomny i blady. Zauważył jednakże Katrinę i rzekł cicho.- Moja lisiczka.
- Teraz to lisiczka, a jak cię potrzebowałam to gdzieś nawiał? Trza było na mnie czekać jak obiecałeś, a nie pchać się wampierzom w łapy. - odburknęla mu Katrina starając się przy tym zrezygnować z chęci strzelania go w ucho. Jednak kuśkańca łokciem w żebra mu nie poskąpiła mówiąc równocześnie. - Nie czas teraz na wypoczywanie, postaraj się pozbierać, bo przecie bronić mnie miałeś i... resztę pominęla milczeniem pomagając Gacciowi się podnieść i wyleźć z klatki.

Vinc dyszał ciężko zmęczony i ranny, mimo to nie zagrzewał innych do walki i nie wzywał pomocy... ponieważ został uciszony. Jednak jego miecz, wcale nie miał zamiaru siedzieć cicho.
- Chłopak tu życie dla twojego faceta narażał i dalej naraża a ty nawet na niego nie zerknęłaś!? - darło się ostrze do Katriny. - Sam jeden cały plan obmyślił, by tu Angelikę ściągnąć i wampiry przetrzebić, a was musiał mózg sprowadzać, co to jest za bohaterstwo pytam się ja! Za moich czasów...
Gdy miecz kontynuował swoją tyradę, Vinc nawiązał jedyny kontakt jaki mógł - z arcymagiem. -” Niech Pan jakoś zatrzyma gargulca ja muszę coś zrobić.” - powiedział Vinc zerkając na nieumarłego krasnala.
Pan mózg nie odpowiedział, co pewnie znaczyło, że jest poza zasięgiem telepatycznej więzi.
To nie było nic nowego, nieumarły arcymag nie lubił narażać skóry. Ale póki był poza zasięgiem więzi, nie można było liczyć na to że zaklinacz się z nim skontaktuje.
Chłopak wiedział że musiał dać Katrinie i niziołkowi jeszcze trochę czasu, miał więc zamiar skupić na sobie dwoje wampirów. Zaś Kruagen był jego celem z dwóch powodów - potrafił sprowadzać sojuszników co było kłopotliwe... a po za tym Vincent wisiał coś panu mózgowi, zaś uprzykrzenie życia brodaczowi na pewno ucieszy słoikowca.
Chłopak ruszył biegiem w stronę wampirów dobywając z magicznego plecaka magicznego kołka, który ponoć potrafił blokować moc regeneracji wampirów. Jego plany był prosty, chciał chociaż drasnąć Kruagena, by gdy ten utraci zdolność leczenia użyć swej najpotężniejszej acz niepozornej broni. Cudownego rozpuszczalnika! Ciecz ta była niesamowicie wręcz żrąca, ponoć dobrze spreparowana, potrafiła nawet dezintegrować obiekty. Smokowaty miał zaś zamiar chlusnąć całą zawartością buteleczki w twarz wampirzego krasnoluda.

To było heroiczne posunięcie ze strony Vinca, acz niekoniecznie rozsądne. Przede wszystkim dlatego, że ruszając na pomoc zignorował zagrożenie jakim był gargulec. Bestia mając okazję uderzyła pazurami w plecy Vinca przebijając się przez ciało i zostawiając krwawe rany. Zaklinacz zacisnął zęby i zaatakował Kruagena, ten jednak uniknął ataku sztyletem i już miał zaatakować, gdy rozległ się głośny świst powietrza i... osikowy bełt wielkości małej dzidy przeleciał przez drzwi magazynu, przebił błoniaste skrzydło gargulca z impetem wbijając się w krasnoludzkiego wampira i przybijając go do przeciwległej ściany. Kraugen zawisnął na tej dzidzie jak lalka której odcięto sznurki. Vincent był zmęczony, ale jeszcze poświęcił odrobinę swych sił by wylać na nieumarłego cudowny rozpuszczalnik, który wampirowi nie uczynił szkody. Cóż... była to ciecz cudowna i jej twórcy zabezpieczyli ewentualnych użytkowników przed ich niezdarnością. Tak, że czyniła szkodę jedynie przedmiotom.
-Powinieneś mnie posłuchać. I służyć tylko mnie. - rzekła Luiza pojawiając się tuż przed Vincem i skupiając na nim spojrzenie swych oczu. Gdzieś w Vincu budziło się do wampirzycy miłe ciepłe uczucie i wrażenie że powinien jej posłuchać, ale... udało mu się przełamać ta wampirzą dominację.
Vinc chętnie by coś odpowiedział, jednak zaklęcie skutecznie mu to uniemożliwiało, jednak jego oręż uciszony nie był i nie miał zamiaru milczeć.
- Możesz zabrać nam głos, ale nigdy nie odbierzesz nam wolności! - wykrzyczało wojowniczo stare ostrze.
Vinc zaś zamachnął się kołkowym sztyletem na wampirzycę, zaś w czasie ataku przypomniał sobie że wszak ma w plecaku jeszcze butelkę wody święconej, którą kupił przed porwaniem Juliano. Tak więc po wykonanym, ataku obrócił się na pięcie i sięgając po flaszkę cisnął nią z bliskiej odległości w wampirzycę.
W końcu i Bardka znalazła się w magazynie, wpadając do środka z lekko dymiącą kuszą w dłoniach. Rozglądnęła się po wnętrzu pomieszczenia, szukając wzrokiem osób, po które tu w końcu przybyli.

Znalezienie się w uścisku jakichś lodowatych macek, chociaż przynajmniej w tej chwili nie groziło śmiercią, nie było niczym przyjemnym. Kenning nie przepadał za upałami, ale mróz też nie należał do jego ulubionych przejawów klimatu.
Nie rób drugiemu, co tobie niemiło. Tak przynajmniej mówiono.
- Chamando as sombras - tempestade de xeo - powiedział cicho Kenning, wskazując miejsce niedaleko krasnoluda i rzucając czar. Jego odbicia wiernie powtórzyły słowa i gesty.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-05-2012, 21:14   #284
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Walka w magazynie i poza nim nabierała rumieńców. Oczywiście nie wszyscy walczyli. Katrina wyciągała swego obrońcę z klatki, który szeptał jej do ucha.- Przysłano list, że Juliano pojmali... A przecież ty walczyć nie miałaś. Mimo to, przepraszam lisiczko. Powinienem być przy tobie.
Pobyt w niewoli wampirzej nie służył szlachcicowi, jak i poecie. O czym zresztą przekonał się Cypio otwierając drzwi do klatki. Półelf wyglądał jak siedem nieszczęść. Blady i osłabiony.

Trafienie sztyletem drasnęło ramię wampirzycy, podobnie wylana na nią woda wprawiła ją we wściekłość wywołując ból, ale... Nie zaatakowała w odwecie. Luiza Derrick z przerażeniem zaczęła spoglądać na to co się pojawiło pod jej stopami.




Przez deski podłogi bowiem w towarzystwie silnych błysków i wyładowań zaczęły się przesączać opary srebrnych mgieł.
Zemsta zemstą, ale wampirzyca nade wszystko ceniła własną skórę, zmieniwszy się w nietoperza rzuciła się do ucieczki wraz ostatnim zdolnym do lotu nietoperzołakiem. Ruszyła w górę kierunku wrót by przez nie uciec jak najdalej od tego miejsca, porzucając wszystko i wszystkich.
Do jej rejterady dołączył drugi gargulec, rzucając się na Krisnys tylko po to, by zmusić ją do ustąpienia z drogi, po czym rozłożył skrzydła i wzbił się powietrze.
Bardka schyliła głowę unikając przelatujących nietoperzy i poprzez opary patyczka dymnego zobaczyła całą sytuację. I Cypia z Romualdo przy klatce i Katrinę wynoszącą Gaspaccia i ciężko rannego Vinca i krasnoludzkiego wampira przybitego do ściany i znieruchomiałego.
I przede wszystkim Srebrne Mgły powoli pochłaniające magazyn. Należało wiać.
To samo zresztą postanowili najemnicy, krzycząc i uciekając w panice. I próbując się uwolnić z macek krasnoludzkiego czarnoksiężnika. Dodatkowo chaos potęgował czar Kenninga wywołujący lodową nawałnicę raniącą przeciwników. Nyhm uwolniwszy się Fwooshem z okowów macek, użył kolejnego tworząc uderzenie energii która niczym zionięcie smoka usunęła nieliczne ocalałe fantomy macki i nieumarłych torując drogę do magazynu.
Mgła ogarniała zresztą nie tylko samą budowlę, unosiła się z rzeki i rozlewała iskrzącymi oparami po uliczkach. Czas który drużyna miała na akcję ratunkową, właśnie się skończył.
-Pani, uciekaj.- rzekł do Angeliki. Ta zaś odpowiedziała.- A Elargoth, a Romulado, a Gaspaccio?
-Postaram się ich uratować, ale teraz uciekaj.- odparł głośno czarnoksiężnik nic sobie nie robiąc z śnieżycy wywołanej przez Kenninga. Angelika skinęła głową i wypowiedziawszy zaklęcie znikła w blasku teleportacji wraz z ranną kobietą, pozostały po niej tylko wachlarze.
Łowczyni wampirów zaś uznając, że nic tu nie ma dla niej do roboty, również zaczęła uciekać.

Vinc dyszał ciężko ze zmęczenia, a gdy wrócił mu głos począł cicho jęczeć z bólu który rozlewał się po całym jego ciele. Chłopak z trudem ruszył w stronę wyjścia z magazynu by umknąć mgle krzycząc jednocześnie do Katriny. - Juliano jest w naszej kryjówce, razem z Psikusem! On mu przekaże by uciekać! -po tych słowach starał się nawiązać kontakt z chowańcem by ten wraz z wybrankiem Romcia ruszyli do ucieczki. Vinc miał już wyjść na świeże powietrze, gdy dostrzegł leżące na ziemi cielsko nieprzytomnego rycerza Tempusa o smoczym ciele. Zaklinacz miał w życiu ważną zasadę, nie zostawiał tych którym był w stanie jakoś pomóc. Z plecaka wydobył dwie butelki eliksiru leczącego średnie rany, jedną wypił duszkiem a drugą wlał wojownikowi do pyska i z trudem zarzucił sobie jego wielkie łapsko na szyję. - Trzeba zwiewać. -oznajmił chłopak i wraz z wojownikiem ruszył w stronę wyjścia ile tylko sił miał w nogach.
Katrina uśmiechnęła się słysząc słowa Vinca. Oderwała wzrok od Gaccia i spojrzała za oddalającym się chłopakiem. Była z niego dumna niczym matka ze swojego syna. Pamiętała jak wyruszali na tą wyprawę, jak wtedy wyglądał, jak się zachowywał, a teraz wszystko wskazywało, że wyrósł i mimo, że nadal nie miał tych swoich upragnionych skrzydeł zachowywał się jak dorosły odpowiedzialny smok. Nie zwlekając już ani chwili ruszyła w stronę drzwi w których przed chwila zniknął Vinc, ciągnąc ze sobą uwolnionego Gaccia. - Później porozmawiamy, teraz musimy się stąd zabierać. Pod wodą gromadzą się mgły, a właściwie już z niej wyłażą. - zakończyła spoglądając pod nogi. Starała się przy tym przyspieszyć kroku, aby jak najszybciej oddalić się w bezpieczne miejsce.

Na Cypiu mgła wcale nie zrobiła wrażenia - w końcu poprzednio nie wylądował wcale źle. Bardziej martwił go jednak opłakany stan Romulaldo (choć ten wyglądał podobnie po każdym wydarzeniu, które nie było odpoczynkiem w gospodzie). A gwarancji, że w miejscu w którym wylądują uzyska dla niego pomoc nie miał. Było to wręcz mało prawdopodobne zważywszy na stwory, które opanowały nabrzeże. Nie wyglądały na chętne do nawiązywania relacji towarzyskich, niestety. Kender musiał więc zrezygnować ze swego niecnego planu zniknięcia z poetą w oparach mgieł. Zamiast tego zaczął wyciągać go z klatki, marudząc: Nnnooo choooodź, idziemy, juz po wsystkim, dokumentnie, ale teraz tseba uciekać!! Bo ten... tego... - Swiftbzykowi nie chciało to przejść przez gardło, ale wiedział, że niewiele innych informacji może dodać półelfowi energii - Juliano juz na ciebie ceka. POMOZCIE MIIIII!!! - wrzasnął, rozglądając się za sojusznikami.
Pozostawała jeszcze kwestia deMona, dyndającego u pasa przybitego do ściany nieumarłego krasnoluda Kruagena. Cypio nie miał zamiaru zostawiać przyjaciela samego, ale rozdwoić się nie mógł.

Sytuacja robiła się z każdą chwilą coraz bardziej interesująca. Była z gatunku tych, jakie lubią opiewać w swych balladach wędrowni muzykanci. Inaczej jednak brzmi to, gdy człowiek siedzi sobie wygodnie przy kominku, z kielichem wina w dłoniach, inaczej gdy pod nogami zaczynają mu się plątać osławione srebrne mgły. Dla każdego, nawet największego półgłówka, rzeczą jasną było, iż należy się stąd jak najszybciej ulotnić. I znaleźć się jak najdalej stąd, gdzie 'stąd' obejmowało nie tylko magazyn, ale całe miasto i jego okolice.
Kenning wyciągnął z sakiewki kilka wiórków z korzenia lukrecji.
- Nxitim!
Czar objął nie tylko jego, ale i Nyhma, Vinca, pomagającego iść Bahamutaninowi, a także Katrinę, idącą wraz z Gacciem.
- Szybciej, uciekamy stąd - rzucił Kenning, podbiegając do Vinca i chwytając rycerza Tempusa za drugie ramię.

Widok, jaki Krisnys zastała wewnątrz magazynu, doprowadził u Bardki na drobną chwilkę do zaskoczonego otwarcia ust. Szybko jednak otrząsnęła się z tego stanu, słysząc nawoływania Cypia o pomoc. Więc w imię zasady “dobry wampir to całkowicie martwy wampir” wystrzeliła ze swojej magicznej kuszy do unieruchomionego przy ścianie, nieumarłego krasnoluda, po czym pognała Niziołkowi na pomoc.
- Weź Romcia, ach Romcia weź! - zawył Cypio do zbliżającej się Krisnys, po czym popędził w stronę krasnoludzkiego wampira, by uwolnić wreszcie deMona. Nie tylko ona, także krasnoludzki czarnoksiężnik z konkurencyjnej ekipy ruszył po Romualdo przeklinając pod nosem tą parszywą sytuację.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 17-05-2012 o 21:20.
Sayane jest offline  
Stary 18-05-2012, 19:26   #285
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Niestety żadne słowa nie mogły polepszyć aktywności i Gaccia i Romualda. Pozbawieni sił życiowych byli po prostu słabi. Bez wizyty u kleryka jakiegokolwiek bóstwa nie mogło się obejść.
Póki co jednak przyspieszeni magią Kenninga członkowie drużyny zabierali nogi za pas. Krasnoludzki czarnoksiężnik w białej zbroi pomagał bardce wynosić Romualdo, Katrina ratowała swego ukochanego, a kender deMona tkwiącego w butelce niczym parodia dżina.
O wiele łatwiej miał Vinc, bowiem po po leczniczej kuracji Elargoth jakoś zdołał stanąć na nogi. Pozostało więc uciekać w stronę przerażonego kapłana Tempusa, który uwolniwszy tropicielkę z przerażeniem gapił się na opar pożerający magazyn i nie tylko.

Mgła pochłaniała miasto wynurzając się z wody.


Kolejno pochłaniała magazyny i kamienice otulając swym oparem, pełnym błysków i świetlnych wybuchów. I wywołując panikę najpierw wśród kordonu wojskowego, a potem wśród mieszkańców. Wszyscy zaczęli rzucać się do ucieczki nie przejmując sytuację. Bramy otwarto, bowiem strażnicy porzucili służbę biegnąc do domostw po najbliższych. Ludzie i nieludzie wypełnili ulice biorąc ze sobą kosztowności i najpotrzebniejsze rzeczy. Port wypełnił chaos, bo wszystkie okręty jednocześnie chciały go opuścić. I to nie bacząc, na łańcuch rozciągnięty w poprzek wyjścia z portu.
Nastąpiły zamieszki i walki pomiędzy wystraszonymi mieszkańcami.
“Szczury” zaczęły walczyć między sobą o pierwszeństwo opuszczenia tego tonącego statku, jakim było miasto.
A sytuacja miała się spotęgować. Bowiem z mgły wyszła kolosalna bestia.


Dwudziestopięciometrowy śluz o tęczowych barwach wynurzył się w okolicy nowego portu wywołując kolejne losowe efekty magiczne, które spowodowały widowiskowe zniszczenie dwóch statków. Jednego spalił ogień, drugiego strawił kwasowy opar. Sytuacja wymykała się z jakiejkolwiek kontroli. Na ulicach i na wodzie, panował strach, ścisk i chaos. Nadchodził koniec Venetticy.

A w centrum tego chaosu byli awanturnicy. Kapłan uzdrowił Romualdo i Gaccia, oraz uleczył Elargotha i Vinca. Po czym się ulotnił, biegnąc do swej świątyni.
Cała drużyna plus dwóch najemników Angeliki pozostała zostawiona samym sobie. I należało podjąć jakieś decyzje.
Krasnoludzki czarnoksiężnik postawił sprawę jasno.-Panna Belacrouix ma w porcie statek do swej dyspozycji. Szybki i zwinny żaglowiec. Wystarczy do ucieczki, proponuję więc byśmy wszyscy się tam udali.
Propozycja niewątpliwie udana, acz... na pewno tkwił w niej haczyk. Cóż jednak robić, gdy mgła ogarnia miasto, odcinając powoli drogi ucieczki?
Decyzję należało więc podjąć szybko i jeszcze szybciej wcielić ją w życie.
-Podziękujcie Angelice i każcie jej odpływać, jednakże my z tej drogi nie skorzystamy.- zadecydował Gaspaccio, mimo że brak było jakichś alternatyw. Z drugiej strony, czyż drużyna nie mogła wywrzeć jakiegoś nacisku na swego pracodawcę?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-06-2012 o 23:33. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 20-05-2012, 19:22   #286
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zaproszenie na pokład statku panny Angeliki. Cud, miód. Tylko do nóg padać i buty lizać z wdzięczności.
Spieprzaj, dziadu, miał ochotę rzec Kenning, ale dobre wychowanie, tudzież widok tego, co działo się dokoła, skłoniło go do zachowania w myślach tego jakże trafnego powiedzenia. Po co zaogniać i tak trudną sytuację.
- Dziękujemy za miła zaproszenie - powiedział nader uprzejmie - ale musimy odmówić. Pozdrów od nas pannę Angelikę i przekaż zapewnienia, że z przyjemnością byśmy się z nią spotkali w innych okolicznościach. - Obdarzył krasnoluda równie uprzejmym, a na dodatek całkiem szczerym uśmiechem. Wszak nie określał dokładnie, jakie by to miały być okoliczności...
Sam pomysł odpłynięcia był chyba nie najlepszy, bo nawet stąd było widać, co się dzieje w porcie. Szansa wypłynięcia malała z każdą chwilą. Nie mówiąc już o tym, że wejść zapewne by weszli, ale co dalej? Chyba bezpieczniejsza byłaby klatka pełna tygrysów.
- A wy się spieszcie, zanim ten potworek nie zatopi również waszego statku - dodał.
Albo Angelica nie odpłynie, nie czekając na nikogo, co by dobrze świadczyło o jej rozsądku, acz nie o charakterze i lojalności do tych, co jej z takiego czy innego powodu pomagają.
- Zbieramy się, i to już - rzucił w stronę pozostałych członków ekipy. - Do najbliższego wyjścia.
To było określenie nieco mylące, bowiem nie bardzo wiedział, gdzie dokładnie owo wyjście jest, po drugie - były mu potrzebne mury miejskie, i to za nimi chciał się znaleźć, niekoniecznie używając do tego celu bramy. No i nie było wiadomo, którędy można jeszcze bezpiecznie iść, żeby nie nadziać się czasem na większe skupisko Srebrnych Mgieł.
Co gorsza, trzeba było jeszcze mieś na oku krasnoluda, bo nie było wiadomo, czy kurdupel nie wymyśli w ostatniej chwili czegoś paskudnego. I jak tu się odwracać do niego plecami?
 
Kerm jest offline  
Stary 28-05-2012, 20:57   #287
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Gdy tylko drużyna znalazła się w bezpiecznej odległości od magazynu, Vincent uścisnął szponiasta łapą dłoń rycerza Tempusa i rzekł. - Dziękuje za pomoc bez was nigdy bym sobie nie poradził. -po czym wyszczerzył do niego kły i rzucił się w stronę Katriny do której mocno się przytulił. Cóż ostatnie zdarzenia wywarły na chłopaku dość mocne wrażenia, a z tu obecnych to właśnie rudowłosa była dla zaklinacza niczym druga- mniej zrzędliwa i ogólnie fajniejsza- matka.
- Widziała Pani jaki byłem!? -zapytał z szerokim uśmiechem gdy w końcu oderwał się od rudowłosej i zaczął żywo gestykulować i odgrywać niemal scenkę na środku ulicy. - Z pomocą Pana miecza i Psikusa znaleźliśmy magazyn, a potem, pach! Wpadł mi do głowy pomysł i już do Angeliki, a tam woah, pełno zbirów, ale ja nic sobie z tego nie robiłem i ich zachęciłem, a oni za mną i bum już jesteśmy w dokach i... -Vinc przerwał na chwilę swoją bardzo chaotyczną opowieść biorąc głęboki oddech i począł mówić z podnieceniem dalej. - No i zaczeliśmy walczyć z wampirami, a ja dostałem się do środka...- (to że demon go tam zabrał chłopak pominął)- I tam znowu udało mi się namącić w głowach wampirom i gdy nadarzyła się okazja ja łup, niczym bohater w nich uderzyłem! Pokonałem niemal sam dwa gargulce i nawet z Luizą walczyłem ,widziała Pani widziała?!- Zaklinacz niemal wibrował z podniecenia łasy na pochwały i komplementy.

Gdy w końcu chłopak się trochę uspokoił to bardzo serdecznie podziękował słoikowemu arcymagowi za sprowadzenie wsparcia, a gdy sługusy Angeliki został spławione, przeczesał pazurami swe rude kłaki i rzekł. - Spokojnie wiem jak nas stąd wydostać! -mówiąc to przeliczył wszystkich na palcach. Razem z nim było tu siedmiu ludzi i Cypio, cóż... w najgorszym wypadku będzie musiał... a zresztą nieważne. - A więc zrobimy tak.... -mówiąc to Vinc dobył laski arcymaga która w magiczny sposób kryta była w jego plecaku. - Mogę dzięki temu przywołać nietoperze, bardzo duże nietoperze, każdy powinien bez trudu unieść dwie osoby, jedną an grzbiecie druga w łapach. Nie jesteśmy za ciężcy więc to nie powinien być problem, problemem za to jest czas. Przywołane istoty nie mogą przebywać długo w tm świecie, dla tego gdy tylko przywołam nietoperze od razu jedna para musi się z nim zabrać i lecieć za mury, ja odlecę ostatni i spotkamy się za murami. Co wy na to? -zapytał z uśmiechem... aczkolwiek nie tak szerokim jak po opuszczeniu magazynu.
- Ten to ma łeb co? To jest mój chłopak, skarb rodziny! -odezwało się dumne ostrze i gdyby mogło wyprężyło by pierś.

Vincent o ile wszyscy byli za tym planem, odkaszlnął cofnął się o kilka kroków i rozpoczął przywoływanie nietoperzy.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 06-06-2012, 11:14   #288
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Kender mimochodem uwolnił z flaszki deMona (który od razu zaczął marudzić) i w zadziwieniu zagapił się na tęczowego potwora. Tego to jeszcze nie widział! Ciekawe, czy jest ich tam więcej..., zadumał się na głos, podziwiając widowiskowe zniszczenie dwóch statków. Taki pokaz zniechęcał do propozycji Angeliki jeszcze bardziej. Co prawda rozpłynięcie się czy taniec w płomieniach mogły by być interesujące; niestety była by to rozrywka jednorazowa. No i straciłby okazję do przebywania w towarzystwie Romualdo, który bardzo, ale to bardzo potrzebował teraz jego wsparcia. Dosłownie i w przenośni. Biedny poeta słaniał się na nogach i cypiowa pomoc była mu niezbędna. Teraz przydałaby się siła Puchatka; niestety psa nigdzie nie było widać i to bardzo martwiło Swiftbzyka. Niby mógłby wysłać deMona na poszukiwania... tylko jak Puffcio - znaleziony lub nie - zdoła wydostać się z miasta? I jak się potem odnajdą? Cypio nie mógł przecież zostawić przyjaciela! Z drugiej strony Romcia też nie chciał zostawiać, choć ten miał przynajmniej opiekę reszty ochroniarzy. Ciężki, ach ciężki miał kender dylemat! Jeszcze cięższy zrobił się gdy Vincent wyczarował zbyt mało nietoperzy. DeMon chętny do wędrówki nie był, ale co on miał do gadania? Tylko czy to miało sens?

Po namyśle maluch stwierdził, że nie. Pies na pewno zwieje gdzie pieprz rośnie, gnany swoim psim instynktem i ludzką falą, po drodze wyżerając pewnie wszystko co wpadnie mu w pysk - ot tak, na zapas. Wystarczy go potem szukać w pobliżu którejś z bram lub najbliższej karczmy, ot co! Za to Cypia ucieszyła wieść, że Juliano szukać jednak nie będą, bo nie starczy im czasu. Romcio był więc tylko jego!

Radośnie wciągnął więc poetę na jednego z nietoperzy, przygotowując się do wspólnego odlotu.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 06-06-2012 o 11:16.
Sayane jest offline  
Stary 12-06-2012, 13:00   #289
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
"Aućććććććććććććć" jęknęła w duchu Katrina kiedy Vinc z entuzjazmem ja objął. Z uśmiechem kiwała mu głową na jego przemowę będąc z niego dumna niczym matka. Oglądała go przy tym uważnie czy za bardzo nie ucierpiał w tym starciu, ale jego entuzjazm, radość z wygranej, siła z jaka ją objął sprawiały że i ona pomimo iż nadal groziło im niebezpieczeństwo cieszyła się wraz z nim. Na ten czas kiedy go słuchała zapomniała o zbliżającej się mgle, o Gacciu, który stał obok, o Juliano, którego udało im się porwać a teraz "diabli" wiedzieli gdzie się szwendał.
- Byłeś dzielny Vinc, sprawiłeś się jak bohater, cieszę się że nic ci nie jest. - starała się przebić przez jego entuzjazm. Raz po raz poklepując go i dając mu znać swoim gestem, że spisał się na schwał, uśmiechając się przy tym promiennie do chłopaka.


Radość z wygranej jednak przegoniła obawa przed zbliżającą się mgłą jak również potrzeba pośpiechu. Katrina opowiedziała się więc współtowarzyszom, że poleci na przywołanym przez Vinca nietoperzu na samym końcu. Jeżeli nie wystarczy bowiem tych stworzeń złodziejka miała zamiar uciekać z miasta po dachach domostw. Nie miała zamiaru przedzierać się przez panikujący tłum próbujący się wydostać ze strefy zagrożenia wąskimi uliczkami. Czekając na swoja kolejkę i obserwując poczynania innych przygotowała się do swojej wędrówki, zakładając odpowiednie buty i sięgając po potrzebne jej do tego rzeczy. Zerknęła jeszcze na Gaccia, ale nie czas był teraz na rozmowę z nim. Czas taki może nadejdzie później, ale kto to wie...
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 12-06-2012, 23:41   #290
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Krasnolud w białym pancerzu już miał zamiar odpowiedzieć Kenningowi, ale... Elarghoth wtrącił się w rozmowę wylewnie dziękując za pomoc. Zapewne uczynił to po to, by nie wywoływać konfliktu w obecnej chwili.
Po czym razem z zacietrzewionym krasnoludem oddalili się od drużyny.
Nie było jednak teraz czasu na debatowanie, trzeba było działać by uciec z miasta, zanim zostanie ono pochłonięte.

Niestety magia cudownej laski Sidiousa była ograniczona, ładunków starczyło na siedem skrzydlatych bestii, które ciężko było rozdysponować na wszystkich. I co gorsza, Vinc pomylił się w swych przypuszczeniach. Nietoperze były w stanie unieść jedną osobą o ludzkiej posturze.
Pierwszego nietoperza obsadzono pospołu Cypiem i Romualdem. I skrzydlata bestia wraz krzykami radości kendera, oraz piskami strachu poety wzbiła się w powietrze.
Kolejnego nietoperza objęła Krisnys. Bardka wszak była kobietą, którą rycerscy mężczyźni ( od groma ich było w tej drużynie, jak się okazało) winni byli ją chronić. Tak więc poleciała jako następna.
Katrina nie chciała polegać na rycerskości mężczyzn, Gaspaccio nie chciał zostawiać jej samej.
Tak więc nietoperze numer trzy i cztery zostały obsadzone przez Nyhma i Kenninga.
Pozostały trzy skrzydlate bestie, ale... jedna nie udźwignęłaby Vincenta. Dlatego też zaczęła się krótka kłótnia zakończona decyzją iż smokowaty poleci uwiązany za pomocą lin do trzech nietoperzy, a Katrina oraz Gaccio udadzą się dachami. Szlachcic bowiem uparł się, że złodziejki samej nie zostawi. I nie trafiały do niego żadne argumenty, nawet te wbijane za pomocą pałki. Ogłuszyć się bowiem nie pozwolił.

Wyruszyli jedni drogą powietrzną, inni lądową.
Grupa nietoperzy ewakuująca Romualdo czuła się względnie bezpieczna w przestworzach. Wszak mgły kłębiły się pod nimi otulając fragmenty miasta swymi oparami, wśród których widoczne były błyski magicznych eksplozji. Przemieszczali się szybko w kierunku granic miasta ścigając się z trudnym do pokonania przeciwnikiem jakim był czas.

Nagle z rykiem przed drużyną wyłonił się z kanału otulonego mgłą, demon o potężnej posturze.


Skrzydlata bestia niemalże smoczym pysku pokrytym kostnym pancerzem i z potężnymi rogami, przyglądała się lecącej drużynie, która właśnie znalazła się na kursie kolizyjnym z potworem. Nietoperze zapiszczały przerażone widokiem i zaczęły skręcać na boki, by ominąć potwora. Ten zaś wykonał zamaszysty zamach łapą. Większość nietoperzy uniknęła ciosu, zwinnie rozpraszając się na boki. Większość, ale nie wszystkie... Te najbardziej obciążone miały trudności z manewrowaniem. W dodatku spanikowana trójka nietoperzy do których był przywiązany Vinc miała trudności z grupową współpracą. Obecnie każdy z nich chciał uciekać, ale w inną stronę.
Także i nietoperz niosący dwie osoby nie był dość szybki.
Szponiasta łapa uderzyła w skrzydlatych uciekinierów. Nietoperz z Romualdo i Cypiem przyjął na siebie cios, po czym poleciał wprost na jeden z dachów pobliskiego budynku. Awaryjne lądowanie było bolesne i głośne. Co prawda to umierający nietoperz przyjął na siebie główne impet uderzenia, to i kenderowi się oberwało. Żebra bolały, w głowie szumiało. Lecz większym problemem był Romualdo. Z rozciętego czoła płynęła krew, a sam poeta wydawał się być nieprzytomny.

Z trójki nietoperzy niosących Drakano, tylko jeden uniknął uderzenia łapy bestii. Jednak obciążony młodym zaklinaczem nie mógł utrzymać się w powietrzu. I lotem koszącym zbliżał się coraz szybciej do dachu pobliskiego budynku desperacko próbując utrzymać się w powietrzu... i bezowocnie.
Uwiązany poniżej niego Vinc miał jednak możliwość “wylądowania” jako pierwszy. I o tyle spektakularnie co bezpiecznie upadł na dach domostwa.
O tyle obaj mieli szczęście, zarówno w Vinc jak i Romualdo z Cypiem, że dachy w które uderzyli były stosunkowo płaskie, tak więc nie groziło im ześlizgnięcie się z nich.
Choć Vinc mógł się obawiać o stan swej głowy, bo tuż przed nim, w dziwnej pozycji siedziało coś...
Było to małe stworzonko, o połowę mniejsze od Cypia.



I wyglądało jak krzyżówka, aligatora z ćmą ubrana w czerwoną zbroję. Zwid odezwał się do zaskoczonego Drakano syczącym głosem.- Co się gapisz, wróżka żeś nie widział?

Podczas gdy rozbitkowie mieli własne problemy, pozostała trójka oddalała się. Co gorsza w nieodpowiednim kierunkach. Z nietoperzy jedynie kenningowy zwierzak zachował dobry tor lotu. Pozostałe bestie unosiły Krisnys i Nyhma w kierunku pochłanianego przez mgłę miasta. Niestety jedynym, który mógłby wydać rozkazy bestiom, był Vinc. Tak więc byli unoszeni przez zwierzaki w kierunkach, w większości, wielce niedogodnych. I musieli coś z tym zrobić.
Zaś olbrzymi demon zaklinowany w pomiędzy budynkami, uderzeniami pięści kruszył swe więzienie, jakim były te budowle.

Droga lądowa wydawała się być trudna i czasochłonna. I była taka dla Gaspaccia. Szlachcic na wąskim dachu radził sobie nieco gorzej od Katriny. Choć magiczny przedmiot, którym go wsparła pozwalał dotrzymać jej tempa. Gaspaccio więc podążał za Katriną, która przeskakiwała z dachu na dach zwinnie niczym wiewiórka. Uliczki nie stanowiły problemu, natomiast kanały przecinające Venetticę stanowiły już wyzwanie. I tu dwójka wędrowców traciła najwięcej czasu. Ale przecież właśnie czasu mieli najmniej.
Wkrótce też zbliżyli się do zakrytego mgłami obszaru, w którym to jednak nie pojawiały się magiczne wyładowania, a więc nie były one efektem Srebrnej Mgły. Obszar wydawał się więc bezpieczny, a jego przekroczenie koniecznym, jeśli szybko chciało dotrzeć poza mury miejskie.

Gdy wdrapali się na kolejny wysoki dach, kolejnego budynku, oboje zamarli na moment. Bowiem... spóźnili się. Pół budynku na którym to stali zostało... pożarte... znikło bez śladu. Reszta dzielnicy, poprzez którą zamierzali dostać się bezpiecznie poza mury miasta zmieniała się w zasnute czarnymi chmurami


"pustkowia bólu i rozpaczy", okolone dookoła lawą, która łącząc się z morzem wytwarzała ową mgłę ukrywającą tą ponurą niespodziankę na ich drodze.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-06-2012 o 15:55. Powód: poprawki
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172