Urządzenia wszelakiego rodzaju szalały po wielkim centrum handlowym już od dwóch godzin. Większość ludzi już zdołała uciec, ale jakiś czas temu grupa złożona z trzech parek zatarasowała jedyne wyjście nie otwierane na fotokomórkę (drzwi miażdżyły ludzi którzy próbowali przez nie przejść). Teraz asystowały im wściekle powarkujące piły łańcuchowe i nikt nie dowarzył się nawet zbliżyć do szklanych drzwi.
Z tego powodu dziewczyna o wyglądzie typowej "gwiazdki" i chłopak na sportowym wózku inwalickim trafili do salonu Svarowskiego uciekając od strony wyjścia. Salon jako jedyny nie miał przeszklonych ścian. Zamiast tego były tam drobne okienka z kryształowymi rzeźbami. Tylko tutaj można było się schować... do czasu.
Trzy kosiarki do trawy i piła tarczowa balansując na własnym ostrzu z szumem wjechały do salonu. Piła cięła drewniane płytki kierując się w stronę chłopaka, a kosiarki spokojnie zaganiały dziewczynę w kont. Lidia von Thun und Hohenstein, bo tak miała na imię "gwiazdka" widziała jak jeden chuchała wpadł do jedną z tych maszyn. Wiele z niego nie zostało, podobnie jak z jego pani która w porę nie puściła smyczy. Sytuacja przedstawiała się na prawdę źle.
Wtedy do salonu wkroczył jegomość w garniturze i brązowym płaszczu. Był wysoki i chudy, jego włosy były mocno rozczochrane. Końce nogawek spodni jak i białe tenisówki miał mokre jak by wdepnął w dość głęboką kałużę.
Wyciągnął przed siebie rękę z czym co wyglądało jak długopis z niebieską diodą na końcu. Urządzenie wydało z siebie donośny trel i wszystkie kryształy wpadły w wibracje i pękły z donośnym jękiem. Jednocześnie kosiarki i piła buchnęły czarnym, smrodliwym dymem z wszystkich otworów i znieruchomiały. Były przepalone na amen.
-
No i super! - ucieszył się nieznajomy. W jego głosie mocno odbijał się angielski akcent -
Tylko trochę tych szkiełek szkoda, były ładne. A, co do was jeśli chcecie przeżyć to uciekajcie. Albo lepiej - uciekacie ze mną. Allons-y!
Anglik ruszył przed siebie biegiem, a jego mokre tenisówki piszczały radośnie.
Zaraz jednak zatrzymał się widząc eskadrę piła łańcuchowych które swoim powarkiwaniem mogły zawstydzić nawet rodwajlera.
Świecący długopis znów wydał z siebie donośny trel, ale tym razem tylko zatrzymał w miejscu rozjuszone maszyny.
-
Za mało mocy - mruknął Anglik -
To chwilę potrwa... eee, schowajcie się, czy coś..
Wtedy z kolejnej alejki wypadła kobieta z małym dzieckiem na ręku. Uciekała przez rozpędzonym odkurzaczem.
-
Niedobrze! - Jęknął Anglik. -
Hej, piękna, zastąpisz mnie na moment? - Spytał zwracając się do Lidii. -
Po prostu naciskaj i celuj!