Niestety żadne słowa nie mogły polepszyć aktywności i
Gaccia i
Romualda. Pozbawieni sił życiowych byli po prostu słabi. Bez wizyty u kleryka jakiegokolwiek bóstwa nie mogło się obejść.
Póki co jednak przyspieszeni magią
Kenninga członkowie drużyny zabierali nogi za pas. Krasnoludzki czarnoksiężnik w białej zbroi pomagał bardce wynosić Romualdo,
Katrina ratowała swego ukochanego, a kender
deMona tkwiącego w butelce niczym parodia dżina.
O wiele łatwiej miał
Vinc, bowiem po po leczniczej kuracji
Elargoth jakoś zdołał stanąć na nogi. Pozostało więc uciekać w stronę przerażonego kapłana
Tempusa, który uwolniwszy tropicielkę z przerażeniem gapił się na opar pożerający magazyn i nie tylko.
Mgła pochłaniała miasto wynurzając się z wody.
Kolejno pochłaniała magazyny i kamienice otulając swym oparem, pełnym błysków i świetlnych wybuchów. I wywołując panikę najpierw wśród kordonu wojskowego, a potem wśród mieszkańców. Wszyscy zaczęli rzucać się do ucieczki nie przejmując sytuację. Bramy otwarto, bowiem strażnicy porzucili służbę biegnąc do domostw po najbliższych. Ludzie i nieludzie wypełnili ulice biorąc ze sobą kosztowności i najpotrzebniejsze rzeczy. Port wypełnił chaos, bo wszystkie okręty jednocześnie chciały go opuścić. I to nie bacząc, na łańcuch rozciągnięty w poprzek wyjścia z portu.
Nastąpiły zamieszki i walki pomiędzy wystraszonymi mieszkańcami.
“Szczury” zaczęły walczyć między sobą o pierwszeństwo opuszczenia tego tonącego statku, jakim było miasto.
A sytuacja miała się spotęgować. Bowiem z mgły wyszła kolosalna bestia.
Dwudziestopięciometrowy śluz o tęczowych barwach wynurzył się w okolicy nowego portu wywołując kolejne losowe efekty magiczne, które spowodowały widowiskowe zniszczenie dwóch statków. Jednego spalił ogień, drugiego strawił kwasowy opar. Sytuacja wymykała się z jakiejkolwiek kontroli. Na ulicach i na wodzie, panował strach, ścisk i chaos. Nadchodził koniec Venetticy.
A w centrum tego chaosu byli awanturnicy. Kapłan uzdrowił
Romualdo i
Gaccia, oraz uleczył
Elargotha i
Vinca. Po czym się ulotnił, biegnąc do swej świątyni.
Cała drużyna plus dwóch najemników
Angeliki pozostała zostawiona samym sobie. I należało podjąć jakieś decyzje.
Krasnoludzki czarnoksiężnik postawił sprawę jasno.-
Panna Belacrouix ma w porcie statek do swej dyspozycji. Szybki i zwinny żaglowiec. Wystarczy do ucieczki, proponuję więc byśmy wszyscy się tam udali.
Propozycja niewątpliwie udana, acz... na pewno tkwił w niej haczyk. Cóż jednak robić, gdy mgła ogarnia miasto, odcinając powoli drogi ucieczki?
Decyzję należało więc podjąć szybko i jeszcze szybciej wcielić ją w życie.
-Podziękujcie Angelice i każcie jej odpływać, jednakże my z tej drogi nie skorzystamy.- zadecydował
Gaspaccio, mimo że brak było jakichś alternatyw. Z drugiej strony, czyż drużyna nie mogła wywrzeć jakiegoś nacisku na swego pracodawcę?