Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2012, 10:06   #253
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Wołodia był bardzo podobny do swych krasnoludzkich kompanów. Lubił wychylić kielicha z gorzałą, raczej unikając trunków w postaci wina, czy innych dziwacznych w smaku alkoholi. Uwielbiał ferwor walki. Ręce delikatnie mu drżały za każdym razem, gdy przyszło mu się z kimś mierzyć obojętnie czy był to jakiś najemnik, zwierzoludź, czy stwór rodem z piekieł, grasujący po kanałach. Wołodia nie przebierał w środkach i nie łudził się, ot jeśli trza było komuś łeb roztrzaskać po prostu to robił a nie szukał innych rozwiązań, bo przeważnie mijało się to z celem. Tak jak krasnoludy miał swój honor. Nie do kupienia za żadne monety. Miał swoją lojalność wobec pracodawców, co sprawiało, że za każdym razem, gdy spoglądał w lustro nie spotykał się z nieznajomym błaznem, który zrobi wszystko dla złota.

Niestety, khazadów i kozaka łączyły tylko mentalne cechy. Fizycznie był znacznie słabszy od brodaczy. Rankiem czuł się jeszcze chory. Kaszlał ciężko i było mu ciągle duszno. Potem zniszczyli paskudny twór na polanie, następnie zabili wspólnymi siłami monstrum w kanałach, które pewnie będzie mu się po nocach śniło, a teraz przyszło im jeszcze walczyć z kolejnymi przeciwnikami.
Tym razem przeciwnikiem nie były mutanty myślące żądzą mordu, czy ogromny stwór zlepiony z ludzkich szczątków. Tym razem byli to ludzie. Sprytni, sprzedajni, żądni krwi i sukcesów w swej małej społeczności ludzie. Istoty niezaprzeczalnie najgroźniejsze pod względem planowania, knucia i myślenia. Kozak wiedział, że nie mogą mieć litości inaczej nie zaznają spokoju, tym bardziej teraz, gdy miasto będzie mogło odżyć, wrócić do normalności.

Biegli ile sił w nogach. On rzecz jasna uprzedził swych krasnoludzkich przyjaciół, ale tylko ze względu na dłuższe nogi. Choć pewnie przy wódce zakpi z nich nieco do żartu, że im się do bitki nie spieszyło tak jak jemu. Choć Swietłana tylko czekała w pochwie by jej użyć, on wybrał mądrzejszy i znacznie brutalniejszy wariant, jakim był dwuręczny topór. Broń co prawda niezbyt wyszukana, cechująca raczej osiłków, lecz niezwykle skuteczna. Topór pokazał swoją wartość, gdy Kislevczyk wbił żelezieniec dobre kilka centymetrów w głąb ramienia przeciwnika. Krew trysnęła na twarz Wołodii, który przez ostatni dni zdążył się psychicznie przyzwyczaić do jej towarzystwa. Kozak starał się mieć oczy dookoła głowy, by żaden zabłąkany miecz nie wyrządził mu krzywdy. Musiał być pełni sił, gdyż przeciwników było więcej. Po chwili dostrzegł jak Eryk potężnym ciosem młota obezwładnił jednego z przeciwników sprawiając, że ten złapał się za zmiażdżone genitalia, pochylając się lekko do przodu.

Wołodia nie myślał długo. Potężnym zamachem zza głowy przyjął na siebie rolę kata, jednym, celnym cięciem pozbawiając korpusu głowy, która poturlała się nierówną uliczką gdzieś poza zasięg wzroku wojownika z Kislevu. Wołodia dostrzegł kątem oka, jak walczący z drugim przeciwnikiem Khaldin ranił go w bok, postanowił jak najszybciej skończyć potyczkę. Kolejny raz zabłysnął i uderzył toporem w pierś wbijając głowicę głęboko między żebra tak, że najbardziej wypukłe miejsce ostrza broni pomuskało kręgosłup oponenta od środka. Trup zwalił się na ziemię twardo za sprawą impetu uderzenia. Wołodia wejrzał na krasnoluda uśmiechnął się złowieszczo i wzruszył ramionami.
-Nije chowaj urazy hehe...- burknął po czym docisnął nogą trupa do ziemi i wyszarpał topór, gotując się na przyjęcie kolejny wrogów.

W tej sytuacji nie było wiele do myślenia. Krasnoludy nie uciekną między domy, a rozdzielanie się skazałoby ich na pewną śmierć. Trzeba było zostać i walczyć. Kozak czuł jak serce wali mu niczym kowalski młot w kuźni. Po raz kolejny widząc liczniejszą grupę przeciwnika miał świadomość, że to może być ostatnia potyczka w jego życiu. Mimo wszystko, jakieś życiowe doświadczenie mówiło mu by nawet się nie zawahać. Zarubiev zrobił gniewną minę i ruszył z krzykiem na ustach w stronę pędzących im na spotkanie przeciwników. Był pewien, że zaraz za nim będzie Eryk i krasnoludy.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline