Ciężko było to przyznać, ale Aliquam stęsknił się za ludźmi. Z nimi walczyło się znacznie fajniej niż z mutantami. Nikt cię nie połykał, nie obśliniał, nie miałeś sraki, na tarczę przyjmujesz cięcie miecza, a nie... macki. Poza tym ludzie byli trochę ładniejsi od mutantów, którzy nie mieli żadnych szans na zapuszczenie brody.
Wszystko zaczynało mu się naprawdę podobać. Walka za walką. Polana, kanały, a teraz to. Byli wyczerpani, wycieńczeni, zmordowani, osłabieni, ranni. Tym większe wyzwanie. Większa satysfakcja z wygranej. Refleksje nad tym kim są przeciwnicy zostawić trzeba było na później, zostawi się jednego ledwo żywego i wszystkiego się dowiedzą. Chociaż trochę szkoda było, roztrzaskać o jeden łeb mniej.
Wołodia miał nogi ze dwa razy dłuższe od Aliquama, ale był bardziej obładowany, miał wielki topór, miecz i własną zbroję, a jednak krzepy miał mniej. Mimo to wyprzedzał krasnoluda. Khazad mu trochę zazdrościł. Chociaż pierwszą krew i tak przelał Alex, do którego Aliq powoli nabierał szacunku.
Szło im dość łatwo. Przeciwnicy się z początku wystraszyli, rozpierzchli, nie wiedząc co robić, najwyraźniej czekając na rozkazy dowódcy, bo takie ludki zazwyczaj mają hegemona. No i miał chyba rację. Jeden zadął w róg i zbrojni zaczęli się organizować. Też dobrze. Chociaż chaos w walce w tym wypadku sprzyjał krasnoludowi i jego kompanom.
Widząc liczniejszych przeciwników, walnął młotem w tarczę i wściekle rycząc rzucił się do biegu tuż za Wołodią. Skoro do tej pory nie zginęli, to znaczy, że teraz mają przed sobą, jedną z najchwalebniejszych, zwycięskich bitew w swoim życiu. Jeśli bogowie istnieli, trochę chyba im pomagali. Ale Aliquam wierzył, że to tylko sprawka ich własnych umiejętności, nie boskiej ręki.
__________________ Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies
^(`(oo)`)^ |