Valentine ostrożnie zsunął z siebie te części ciała Zoriany, które na nim leżały, po czym ostrożnie wstał i zaczął ubierać się. Wszakże w nocy zachowywali się grzecznie i nie wykorzystali sytuacji, ale w kajucie było jednak ciepło, więc pozwolili sobie na spędzenie tej nocy śpiąc obok siebie w bieliźnie.
Czwórka Bogów grzecznie czekała na swego pana na stojaku na broń po prawej stronie od drzwi. Valentine przypasał ostrożnie miecze, a następnie nakrył swym nieodzownym płaszczem. Gdy był już zadowolony ze swego wyglądu, zasiadł za biurkiem i napisał krótki list, który dowiązał czerwonym sznurkiem do flaszki nalewki borówkowej. W liście tym przepraszał w układnych słowach kapitan "Cienia burzy" za swój brak taktu w nocy, który motywował ciężkimi przeżyciami i "zmęczeniem materiału", jednocześnie prosząc o przyjęcie daru na zgodę - nalewki.
Kapitan opuścił swoją kajutę, pozwalając pierwszej jeszcze trochę pospać. Spokojnym krokiem, pozdrawiając po drodze napotkanych członków swojej załogi podszedł do burty, gdzie zażądał spotkania z bosmanem drugiej jednostki, lub innym jej oficerem.
Gdy osoba spełniające te kryteria stawia się na rozmowę, Valentine przekazuje jej butle i list, prosząc o doręczenie do adresata.
- Tylko nie wypij wszystkiego, jeśli łaska.-
__________________ " - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika". |