Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2012, 09:59   #14
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=uZT5Hy-i7C8&feature=youtu.be[/MEDIA]



Bracia inkwizytorzy debatowali do późna. A wraz z każdą kolejną, mijającą godziną ruch w "Glinianym Garncu" zdawał się narastać. Pomijając inkwizytorów, kolejno powracających z przydzielonych im zadań do karczmy co chwila wkraczali zmarznięci strażnicy, szukający odprężenia gdzieś na dnie niedoczyszczonych kufli, jak i przeciętni mieszkańcy [ o mniej "ekscytujących" sprawnościach ] by napchać swoje kiszki przysmakami wychodzącymi z tutejszej kuchni. Wszyscy, jak jeden mąż, wchodząc do ciepłego wnętrza Garnca, rzucali zaniepokojone spojrzenie w kierunku stołu zajmowanego przez postacie w czerni.
Słudzy Boży, kiedy już bardziej zainteresowali się otaczającą ich gawiedzią, szybko zrozumieli, iż wieść o tragicznej śmierci Ingrydy rozeszła się wśród ludu. Na twarzach niektórych wypisana była ulga. Inni z kolei wydawali się przerażeni... Jak inaczej przyjąć do siebie wiadomość, iż praca Świętego Officjum rozpoczęła się na dobre ?

Nim Czarne Płaszcze udały się na zasłużony spoczynek, do opustoszałej już karczmy weszło dwóch strażników w służbowym rynsztunku. Zatrzymali się w dośc "niewygodnej" odległości, wlepiając w strudzonych inkwizytorów zalęknięte spojrzenie. Po krótkiej chwili wyczekiwania, wyższy szturchnął ramieniem kolegę o twarzy pokrytej czerwonymi plamami. Ten zająknął się, po czym wydusił ciurkiem:
- Sir Blaukopff i ojciec Filip proszą waszmości o obecnośc na porannej mszy i pogrzebie Ingrydy. -Wywrócił swoimi zaropiałymi oczyma zerkając na starszego strażnika- Również matka kobiety, chciałaby słudzy Świętego Officjum zaszczycili uroczystość swoją obecnością... Stara to mocno przeżywa.- dodał już ponurym głosem.
Inkwizytorzy wykorzystali okazję i przekazali dwóm strażnikom informację dla Sir Blaukopffa o planowanej wyprawie dwóch z nich do klasztoru na północ od Addsburga. Decyzje czy rozpocznie się ona po pogrzebie czy też przed nim pozostawili na rano. Dzień i tak był dla nich niezwykle trudny...



Pokoje przydzielone inkwizytorom, choć nie grzeszyły wystawnością, reprezentowały się przyzwoicie. Wygodne łoże z czystą pościelą, masywne kufry na ubrania, stół [ z podarkiem od właściciela w formie butelczyny cierpkiego acz smacznego wina ], dwa krzesła obite już nieco przetartym materiałem i ceramiczne nocniki.
Na ulicy za oknem panowała już głucha cisza. Jedynie szum liści wdzierał się zza murów do wnętrza miasta. Płatki śniegu, którego opady z każdą godziną zwiększały się, bez pośpiechu opadały na ziemię. Wkrótce czysta biel otuliła wszystko za oknami pokoi. Jak bardzo miejsce to różniło się od wiecznie głośnego i śmierdzącego Hez-hezronu.
Bracia nawet nie spostrzegli kiedy odpłynęli ku krainie snów. Zapewne za sprawą wcześniej przyszykowanych im kadzi z gorącą wodą, wywietrzonej i wykrochmalonej pościeli jak i odgłosom zza okiennic. Poczuli jak ich zmordowane podróżą ciała poddają się delikatnym pieszczotom rzeczy martwych.
Sen jednak nie okazał się być kojącym. Błogość, która zapanowała w ich duszach szybko zmącił koszmar...
Choc nie mogli tego wiedzieć, każde z nich doświadczyło tej samej, niepokojącej wizji.
Stałeś przed katedrą w Addsburgu, a raczej tym co z niego pozostało. Miasto otulała mgła wymieszana z dymem. Powietrze przepełniał tak dobrze Ci znany zapach palonego ciała. Budynki dookoła przemieniły się w ruinę... Niektóre strawiły nieznanego pochodzenia płomienie inne zaś zdawały się rozsypywać ugodzone ostrzem czasu. Liczne wrony dawały przy tym swój koncert, dominując nad każdym innym dźwiękiem. Drzewa przemieniły się w upiorne cienie. Nieruchome, jednak cały czas dające wrażenie, iż w każdej chwili gotowe są sięgnąć po Ciebie i rozerwać na strzępy. Nie rozumiejąc jaki szatański czar sprowadził Cię w to miejsce błądziłeś wzrokiem po wyludnionych uliczkach. Nie starczyło jednak odwagi by zrobić krok i ruszyć w mrok je wypełniający. W końcu dostrzegłeś słabe światło, tlące się niczym promyk nadziei gdzieś za witrażami w katedrze.
- On Cię zaprasza, śmiertelniku.- głos, który właśnie uderzył w Ciebie niczym grom z jasnego nieba należał do istoty stojącej jakieś dziesięć kroków po lewej. Jeszcze kilka sekund temu gotowy byłeś oddać swoją rękę, nogę, przyrodzenie i wszystkie wspomnienia związane z najprzyjemniejszymi wizytami w burdelach Cesarstwa, twierdząc iż zostałeś tutaj całkowicie sam...
Jegomośc z pewnością nie był człowiekiem. Ach, cóż za złe stwierdzenie - Był nim a i owszem, ale na pewno bardzo dawno temu. Pod jego luźną, znoszoną szatą widziałeś odstające, gołe kości. Twarz pozbawiona była skóry i wszystkiego co powinno się pod nią znajdować. Z prawdziwej skóry zaś była ta twarz, którą osobnik trzymał w dłoni. Nałożona niczym teatralna maska na długi sztyc.


Postać wskazała Ci usłużnie ramieniem drogę do katedry, z której dzwonnic w tej samej chwili wydobył się ponury, przytłaczające Twą duszę dźwięk. Nie zastanawiałeś się długo. Nie byłeś również pewien czy wykonałeś jakikolwiek ruch czy też strzelista bryła budynku wyrosła nagle przed Tobą. Wrota oblepione były czerwoną, zaschłą już jakiś czas temu mazią. Na szczęście otworzyły się z jękiem same - bez pukania czy jakiegokolwiek innego kontaktu Twej dłoni z pomazanymi drzwiami.
Z równą lekkością, choć i z trwogą w sercu, przyszło Ci kroczyć nawą główną. Siedziska po obu stronach były co do jednego zajęte... Twarze powyginane agonią, ubrania zabarwione krwią z rozcięć pod brodą - tak oto prezentowali się wierni na tej szatańskiej mszy. Wysoko zaś pod sufitem unosiły się postacie otulone lekką mgłą. Intuicja podpowiadała Ci, że z pewnością nie chcesz zwracać ich uwagi.
W miejscu ołtarza ustawił się w półkole szereg ludzi w czerni. Otuleni w luźne, przypominające mnisie szaty z zaciągniętym na głowy kapturem. Tuż za nimi znajdował się dobrze znany obraz Jezusa. Dobrze znany, jednak inny w tym ohydnym miejscu. Namalowany zdawał się krwią. Przypalany przy brzegach i poplamiony na całej powierzchni znajomo wyglądającą brązowawą breją...
Tuż pod nim ułożono obok siebie ciała kobiet. Jedynie ich twarze owinięte były brudną, poszarzałą chustą z plamami krwi. Reszta ich ciał była całkowicie obnażona. Zauważyłeś również zaschłą krew na wewnętrznej stronie ich ud.
Krok przed całym szeregiem stał chłopiec o czarnych , przystrzyżonych [ chyba przy użyciu miski ] włosach, gęstych brwiach tego samego koloru i równie ciemnych, pochłaniających oczach. Wpatrywał się w kałużę ciemnej, bulgoczącej brei na podłodze przed nim, jednocześnie szepcząc coś pod nosem. Zdawał się całkowicie niezainteresowany Twoją osobą. Z każdym jego słowem, czarna plama zdawała się bulgotać coraz intensywniej.
Wszystkie postacie w czerni, w tym samym momencie wyciągnęły przed siebie ramiona, mierząc palcem wskazującym prosto w Ciebie.
- Tyś jest ten, który strawą będzie na tej wieczerzy. Twej ostatniej, pierwszej zaś triumfu bestii. Grzechem twym posili się, nie pozostawiając z twego ciała nawet kości.- przemówili z gracją chóru.
Nie oczekiwali twej reakcji czy odpowiedzi. Nogi odmówiły Ci posłuszeństwa. Stałeś się przymusowym świadkiem, tego jak z czarnej brei wydobywa się potężna sylwetka. Wściekłe ryki wstrząsnęły ścianami i witrażami, tak samo jak wszystkimi Twymi trzewiami. Obślizgła, czarna błona pękła w akompaniamencie przeraźliwych jęków mglistych postaci, snujących się gdzieś pod sklepieniem katedry.
Ni to człowiek, ni to koza - bestia w najczystszej postaci wypełzła spod obślizgłego płaszcza, wydając kolejny, wściekły ryk niemal prosto w Twoją twarz. Oczy jej zdawały się drogą ku otchłani. Najdokładniej jednak przyszło Ci obejrzeć jej ociekające śliną kły, które z pewnością rozszarpały by Twe ciało niczym heretyk uświęconą księgę.


Obraz zniknął. Pojawiła się tylko ciemność wypełniona bólem. Przeraźliwym bólem, który odbiera zdolność myślenia o czymkolwiek innym poza nim samym. Łamanie w kościach, palenie w mięśniach... Zdawało się, że łzy same pociekły po Twoich policzkach.
To był koniec. Przebudziłeś się zlany potem, we własnym pokoju "Glinianego Garnca". Pościel przypominała zmoczoną szmatę do podłogi. Całe Twoje ciało drżało a z oczu, mimo woli ciekły łzy.
Z obłąkanych rozmyślań nad tym co się stało, wyrwały Cię głośne odgłosy kopyt zza okien. "Trzech... Nie, czterech jeźdźców"- oceniłeś ze słuchu.


Ten z inkwizytorów, który znalazł w sobie siły aby wstać i ruszyć do okna, ujrzałby cztery zakapturzone postacie w czerni, galopem zmierzające w kierunku bramy miasta.



Główna izba "Glinianego Garnca" od samego rana była niemal w całości zajęta. Oczywistym stało się, iż pieniądze właścicielowi przynoszą jedynie ludzie szukający strawy przed rozpoczęciem swej pracy jak i Ci, którzy późnym wieczorem po takowej pragną zdzielić się w twarz kielichem czegoś mocniejszego. Cóż, każdy razi sobie na swój własny sposób z trudami życia.
Johan wykazał się jednak trzeźwością umysłu, zawczasu zajmując jeden ze stołów ustawionych w głębi sali [ odosobniony niczym loża ] jedynie dla inkwizytorów. Dla niewyspanych, bardziej strudzonych przez noc niż otulonych braci atmosfera panująca w tym miejscu była z grubsza odpychająca. Bynajmniej nie przez tryskającą niczym szampan ze wstrząśniętej butli radości zgromadzonej tu gawiedzi - wręcz przeciwnie. I oni zdawali się przygnębieni, bardziej zmęczeni niżeli gotujący się do pracy. Oczy niektórych z nich były podkrążone i pozbawione blasku.
- Dzień dobry !- wrzasnął Johan, kiedy wszyscy bracia zebrali się już przy stole. Z godną pochwały gracją, ustawiał przed nimi talerze wypełnione jajecznicą z grubo posiekaną kiełbasą i cebulą. - Podać waszmościom butelkę wina ?
Nim jednak którykolwiek z inkwizytorów zdążył udzielić odpowiedzi, przez drzwi wpadł młody, pryszczaty strażnik miejski.
- Ksiądz proboszcz nie żyje ! Ksiądz Filip nie żyje !- krzyczał jakby przyszło mu stanąć po środku zatłoczonego rynku z ogłoszeniami od lorda. Johan słysząc jego słowa upuścił glinianą tacę, która rozbiła się u stóp inkwizytorów na setki drobnych elementów. Ludzie patrzyli po sobie, jakby całkowicie nie potrafiąc odnaleźć w sobie właściwej reakcji na wieści. Nie minęło wiele czasu jak spojrzenia wszystkich skierowały się ku postaciom w czerni...
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 20-05-2012 o 19:04.
Mizuki jest offline