Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2012, 14:56   #22
Martadiana
 
Martadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Martadiana nie jest za bardzo znanyMartadiana nie jest za bardzo znanyMartadiana nie jest za bardzo znanyMartadiana nie jest za bardzo znany
Nie było czasu do stracenia. Bai czuła jak strach o ciotkę praktycznie paraliżuje jej umysł, jednocześnie pchając ciało do działania. Nie wiedząc w sumie co i jak, jechali z Jonahem na ratunek Amelii, zastanawiając się jakie mają szanse z wprawnymi czarodziejami i wątpiąc czy w ogóle one istnieją, znaczy się, szanse. Lecz nie to było najważniejsze, lecz by cokolwiek robić, wiedzieć, że próbuje się jej pomóc. Dojechali na miejsce. Z ukrycia zaczęli obserwować budynek, do którego mieli się włamać.

Był to domek jednorodzinny, bez piętra, z dużym podwórkiem, na którym stał zaparkowany samochód, było tam też kilka roślin ozdobnych i dwa krasnale ogrodowe. Czarny, metalowy płot był na wysokość jednego metra. Bramka była uchylona. W jednym oknie paliło się przyciemnione światło, ale nie było tam za wiele widać. Bai w jakiś sposób wyczuła silną emanację energii z tej posiadłości.

- Zaczekaj, przybliżę się trochę... - mruknął do Bai.
- To ja pójdę z drugiej strony, spotkajmy się zaraz pod głównymi drzwiami - odpowiedziała nie mając ochoty na czekanie w miejscu. Miała nadzieję, że nikt nie patrzy chwilowo przez okna, poza tym, nawet jeśli, może zostanie wzięta za kota, ciemny kształ pomykający w ciemnościach. Bezszelestnie przemknęła za Jonahem przez uchyloną bramkę i skradając się pod ścianami obeszła dom, by zobaczyć co jest z tyłu.

Jonah zbliżając się do budynku usłyszał jakieś szmery dobiegające z wewnątrz. Nie minęło wiele czasu gdy do jego umysłu wtargnęło kilka obrazów, zorientował się, że w jakiś sposób widzi to co dzieje się w środku. Amelia siedziała na łóżku, miała tępe spojrzenie wlepione w ścianę na przeciwko. Mężczyzna (którego z resztą Jonah rozpoznał, to ten sam, który złożył wizytę w jego sklepie) krążył nerwowo wokół niej. Wszędzie na ziemi leżały jakieś graty, żyrandol na suficie krzywo wisiał.
-Zobaczysz, magia Laury w końcu ustąpi, Nathana będzie zadowolona, w końcu wyssiemy z ciebie moc... co do kropli!
Wizja się skończyła.

Bai ostrożnie skradając się zauważyła coś na ścianie budynku, tuż przy lekko uchylonym oknie (za mało, aby móc się przez nie przecisnąć, okno znajdowało się w pokoju, w którym Bai wydawało się, że nikogo nie ma). Na początku nie mogła rozpoznać co to jest, lecz po chwili udało jej się dostrzec. Na ścianie wyryty był symbol. Była to kropla, a wokół niej rozchodziły się dwa kręgi (takie jak na wodzie). Powoli zbliżyła do tego swoją dłoń. W tym momencie błysnęło delikatne światło, a symbol zniknął ze ściany, pozostawiając po sobie jedynie gładką, nienaruszoną powierzchnię. Chwilę po tym, zarówno Bai jak i Jonah mogli usłyszeć krzyk dobiegający z domu.
-Co do cholery?!
Mężczyzna otworzył główne drzwi, delikatnie się wychylił i na chwilę się zatrzymał, jakby próbował sobie coś przypomnieć.

Niewiele się namyślając, Jonah sięgnął po butelkę leżącą gdzieś na ziemi. „Będzie z tego idealny tulipan” - stwierdził, chowając się za płotem. Jakby osobnik poszedł w inną stronę, miał zamiar podejść do niego – o ile się da niepostrzeżenie – lub puścić sprintem ku niemu. I zastosować swoje narzędzie.

Nie mając zielonego pojęcia co zrobiła, Bai przerażona krzykiem, że jeszcze ktoś ją znajdzie, niesiona niemalże tak samo silnie emocjami, jak i magią, uniosła się w powietrze i przysiadła na dachu. Jej podświadomość zadziałała lepiej, niż świadome decyzje. Z wysoka rozglądała się.
 
__________________
„Always tell the truth. That way, you don't have to remember what you said.” - Mark Twain
Martadiana jest offline