Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2012, 15:33   #410
Blackvampire
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Czas poleciał jak z bicza strzelił, dość okrutnego bicza jeśli chodzi o ścisłość. W jaskini błyskawicznie rozgorzał bitewny chaos. Jedni rzucili się do walki, inni kulili ze strachu nie mogąc do końca pojąć z jakim plugastwem właśnie przyszło się im mierzyć. W takich potyczkach nie było litości, dlatego też żaden z walczących nie miał zamiaru jej okazać. Sam by jej przecież nie uświadczył. Dla Ragnara było to zaś jak błogosławieństwo gdyż mógł umysł skupić na walce miast przejmować się duchem Idalgi, który za cel obrał sobie dręczenie jego osoby. Mimo kompletnej dezorientacji oddziałowi śmiałków udało się wyjść z całej sytuacji obronną ręką i bez większych strat. Bogowie i duchy przodków po raz kolejny opowiedziały się po ich stronie. Szczęścia i umiejętności nie można im było odmówić. Znaleźli nawet jedną ocalałą.
-Pani, pani cała?! - Zapytał niziołek, polecając wcześniej, by rzucić okrycie kobiecie. -Nie lęka się już, już po wszystkim. Ja Dawit, Dawit ‘Bohater’ Frontham. Słyszał jęki pani o i przybył z pomocą. Cała na szczęście. Cała? Dawit musiał uratować, mimo tłumów na plecach, orków i mutantów. Ale już nie żyją, nie, nie. – Mówił dumnie – A jak zwie się pani piękna, ocalona? I co tu robi biedna ? Co?-
-Nazywam się Louis, jestem łowcą czarownic na usługach Imperatora. Te kurwi syny złapali mnie kilka dni temu, kiedy oglądałam okolice wejścia do jaskini. Wyprowadźcie mnie stąd...- przedstawiła się stanowczym tonem. Nie krępowała się, że mężczyźni widzieli ją nago, ale z chęcią przyjęła kurtkę jednego z banitów, która przykryła ją do ud, dzięki czemu mogła czuć się nieco bardziej swobodnie.

-Jestem Gottwin- powiedział właściciel tego imienia, oczyszczając do końca ostrze miecza z krwi orkowego gwardzisty. -Cieszę się, że zjawiliśmy się w porę. Potrzebujesz może pomocy medyka?- spytał.
Za łowcami czarownic nie przepadał, ale kto ich lubił? To jednak nie oznaczało odrzucenia pewnych zasad, obowiązujących w kontaktach międzyludzkich.

-Witaj pani jestem Twardy. Z chęcia poznam cię lepiej na zamku okolicznego lorda. Do którego was zabierzemy. Musisz mi też wybaczyć środki ostrożności. Ale w tej jaskini spotkało nas wiele złego. Zabierzemy cie stąd jak i innych ocalonych.- powiedział jeden z khazadów.

-Nie wiem po co szukać ocalonych- powiedział pod nosem Wolfgrimm - Już wcześniej zostało ustalone że zabijamy każdego kto miał kontakt z chaośnikami- Krasnolud skrzywił się i spojrzał na Louis -Kobieto, miałaś jakiś fizyczny kontakt z wyznawcami chaosu? Podawali ci cokolwiek? - powiedział głośno w strone uratowanej, nie obchodziła go jej nagość, nigdy nie rozumiał co ludzie widzą w swoich kobietach.

-Nie jesteśmy mordercami. Zabić mieliśmy mutantów. Cześć z was została nam przysłana do pomocy. I o ile nie widzę problemu w eliminacji ludzi dla których ratunku nie ma, o tyle reszcie mam zamiar pomóc. Co do twojego pytania do tej kobiety- krasnolud zaśmiał się niemal przez łzy gdy Helena wyjmowała kolejne robale -To chyba nie liczysz na inna odpowiedź niż przeczącą? Nawet gdyby, służka inkwizycji nie przyzna się do tego. Do póki nie zacznie jej rosnać nienaturalnie szybko brzuch ciążowy, albo nie zmiani ją mutacja tak długo będzie oddychać. Oddamy się wszyscy oględzinom u Maga Gregora. Zna się na swojej robocie i chaośniaków wskaże.- odrzekł

-Masz racje, pojawiłem się tutaj później- Wolfgrimm zwrócił się do Twardego -Ale uwierz mi, miałem w życiu doczynienia z chaosem nie jeden i nie dwa razy, no ale cóż nie ja tu jestem dowódcą. Nie myśl też, że jestem bezmyślną maszyną do zabijania, poprostu wiem jak paskudne i jak małozauważalne mogą być zmiany.- odparł zabójca.

Gracjan stał z tyłu milcząc. Łowca czarownic, nie ważne jakiej rasy był, nie przypadł młodzieńcowi do gustu. Najchętniej zostawił by ją tutaj ale był za młody by się odzywać, więc stanął z boku i nasłuchiwał. Wiedział i liczył że nie zwróci jej uwagi na siebie inaczej będzie.. ciepło. Łowcy to fanatycy a takich omijać z daleka warto było.

Krasnolud spojrzał na zabójce w zamyśleniu. Widać rozumiał głębię jego słów.
-Dowództwo w ograniczonym stopniu- tu popatrzył się na Gottwina z uśmiechem -Zostało powierzone mnie. Zapewniam cie jednak, że każda mądra rada.-tu zwracał się już do Wolfgrimma -Zwłaszcza taka jak ta zawsze będzie miła mym uszom i wysłuchana. Powiem więcej, jeśli ktoś okaże się nie do odratowania. Nie będzie litości i wszyscy powinni wiedzieć, że będzie to akt łaski. Nie zamierzam narażać moich ludzi, kontaktem z chaosem. Ale od konieczności do bezmyślnej krzywdy jest cienka granica.- rzekł.
Wolfgrimm poczekał aż twardy skończy i odpowiedział - może i masz racje - zamyślił się chwile -Niech bogowie mają nas w swojej opiece żeby żaden z tych dobrodusznie uratowanych ludzi nagle nie rzucił się nam do gardeł-

-Oto oczywiście zadbamy. Hans, Benjamin-zwrócił się do dwóch banitów. -Miejcie na oku uratowanych jeśli zacznie sie dziać coś dziwnego z nimi i gwałtownego zabić bez wahania. Wolfgrimie,Herbert, Ragnar,Zirnig zabierzcie topór od Reinera zapakujcie w jakiś worek i przynieście mi. Trzeba to jakoś zabezpieczyć. Zadbajcie też w drodze powrotnej o zniszczenie ołtarza chaosu.- krasnolud sprawnie wyznaczył kilka osób na wypadek gdyby topór już oddziaływał na psychikę Reinera, ewentualnie gdyby ten stawił opór. Ostatnie o czym marzył to by broń chaosu od tak spoczywała w rękach ludzi w jego pobliżu. Spojrzał też wyczekująca na Wolfgrima nie wiedział czego spodziewać się po zabójcy. Chciał potwierdzić, że nie ma on oporów przed wykonywaniem zadań jakie zostaną mu powierzone dla dobra grupy. Czy może już oddziału jakim powoli się stawali.

Gottwin wykrzywił usta w szyderczym uśmiechu. Twardy zaczynał coraz bardziej wchodzić w rolę dowódcy. Można paść ze śmiechu, jak się toto zaczynało szarogęsić. Ty zrób to, ty tamto... Pan na włościach. Nie... Raczej sierżancina, co się do władzy dorwał.
-O! to to też bardzo dobry pomysł - Wolfgrimm odpowiedział z aprobatą, też wolał żeby topór spoczywał w rękach silniejszej psychicznie rasy, jaką są krasnoludy, niż w ręku słabego człowieka, który pod wpływem chaosu mógłby się jednak okazać nielada wyzwaniem -Myślę że najlepiej będzie jak zrobimy tak jak powiedziałeś, zapakujemy go do jakiegos wora, albo chociaż owiniemy w coś i będziemy nieść na zmianę.- powiedział kierując się w strone Reinera w celu zabrania mu broni, w myślach znowu modlił się do Grunngiego żeby ten głupi człowiek nie dostał się już pod wpływy chaosu -Mówiąc my, mam na myśli krasnoludów, ludzie mają zbyt słabą wole - dodał szeptem mijając Twardego.

-Jestem tu sama.- odrzekła w końcu kobieta, gdy kompani doszli do małego porozumienia -To znaczy byli inni, lecz zostali zarżnięci. Dzisiaj, kilka godzin temu zabili kolejnego na ołtarzu. Ja byłam ostatnia. Nie tykali nas, bo ofiara pewnie musiała być z niewinnych i czystych.- wyjaśniła chłodno - Nie dziabali jej to dobrze, dobrze. Czysta, lepiej, lepiej- zamyślił się Dawit. -Jestem wdzięczna za uratowanie mego życia ale nie mam czasu błąkać się po magach. Chaosytów i mutantów nienawidzę równie mocno co wy, przeto zaklinam się na samego Sigmara, że jeśli me ciało zacznie się zmieniać, pierwsza złapię za pistolet i strzelę sobie w głowę.- wyjaśniła -Muszę wracać i poinformować moich przełożonych, pewnie myślą, że nie żyję. Trza tu wrócić i oczyścić to miejsce z trupów, co by okoliczne ziemie nie gniły, by choroba nie trawiła je jeszcze długi czas.- dodała.
- Pani, ale pani Louis nie pójdzie sama bez przebadania, oj nie. Możemy iść z nią. Dawit może. Ale sama nie pójdzie, oj nie. - Zareagował malec, gdy usłyszał o zamiarach kobiety.

-To chyba wszystkie.- odezwała się Helena. Kobieta spojrzała na khazada. Brodacz zbadał wzrokiem swe ciało i poczuł się lekko zagrożony. Po ukąszeniach robali pozostawało wiele, zaczerwienionych i krwawiących ran.
-Bez odpowiednich medykamentów wiele nie zdziałam. Zajmę się twymi ranami na zamku dokładniej.- dodała. Brodatemu wojakowi przez głowę przeszła myśl, że niebawem to jego będą skazywać na śmierć za mutację, lecz póki co jeszcze było za wcześnie na takie osądy.
-Oby tylko nikt nie zdradził istnienia naszego zielarza- pomyślał nagle Gottwin. -Jak kto piśnie słowo o cudownym uzdrowieniu, to stos gotowy.-

-Ty khazadzie dowodzisz tą grupką? Przypomnij mi swe imię, bym wiedziała komu łowca czarownic swe życie zawdzięcza.- rzekła jeszcze uratowana kobieta, dając do zrozumienia że wdzięczność osoby, piastującej jej profesję jest niezwykle... Cenna.
-Ejejej, jaki khazadzie? Ja niziołek! Wiem, że potężnie zbudowany, ale niziołek. Nie miesza z nimi mnie.- Wtrącił lekko oburzony -Dawit, pani. Dawit, Wyzwolicielem zwany. Jak wspominałem zresztą, ale wiem zdenerwowana pewnie, zdenerwowana. – Odpowiedział malec. Miał jednak dziwne wrażenie, że kobieta nie odezwała się do niego, tylko do Twardego stojącego obok. Tylko w sumie czemu miała by tak zrobić?

Gottwin przeniósł wzrok z Louis na miejsce, gdzie leżały zwłoki ostatniej zamordowanej ofiary. Zapewne pojęcie “czysta ofiara” w jego rozumieniu, z rozumieniu mutantów, nieco się od siebie różniły. Pojęcie wzgledne, jak widać.
- To Twardy - powiedział. - Przynajmniej część uważa go za dowódcę - dodał. Podobnie jak on sam, dorzucił w myślach. - I czasami mu to wychodzi. To dowodzenie - dokończył.
- Co się stało z twoim ekwipunkiem? - spytał. - Zniszczyli, wyrzucili czy gdzieś schowali? Chcesz może wody? - zaproponował, sięgając po bukłak.
-Czasami wychodzi to dowodzenie? To w twoich ustach niemal jak komplement-uśmiechnął sie do Gottwina. Po prostu Twardy pani. Faktycznie nasz pracodawca wyjechał. Będzie trzeba znaleść inne rozwiązanie. Póki co pani prosiłbym byś udała sie z nami na zamek. Niewola pewnie nadwyrężyła twoje siły. Stamtąd będziesz mogła posłać gońca, który sprawnie dotrze gdzie trzeba. Szybciej z pewnością niż ty pani w tym stanie. Poczekasz na zamku a potem lord pewnie da ci obstawę na powrót do jaskini. Odpoczniesz, porozmawiamy w normalnych warunkach.- odrzekł.
-Właściwie masz rację. Odpoczynek mi się przyda.- zwróciła się do Twardego -A ekwipunek pewnie wykorzystali. Miałam skórzaną zbroję, sześć pistoletów. Każdy odebrany innemu heretykowi - podkreśliła - oraz szablę. Jak gdzieś zauważycie wśród rzeczy tych śmieci to jeśli łaska oddajcie.- dodała na koniec.

Robiło się coraz ciekawiej....
 

Ostatnio edytowane przez Blackvampire : 20-05-2012 o 15:35.
Blackvampire jest offline