Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2012, 15:32   #12
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
- Ciotuchna! - ryknął w głos Pan Paweł, gdy rozległ się wystrzał - Ja wam dam, Janikowskie z kurwy syny! Za mną panowie bracia! Na Janikowskich!.
W świetle pochodni błysnęła obnażona szabla Patulskiego. - Na Janikowskich!

Końskie kopyta ryły już poszycie. Nie wszystkie jednak rumaki wystartowały razem.

- Patrzajcie, waszmościowie...- mruknął Pan Posłuszny do ciągnących się obok Kmity i Winnickiego, wodząc mętnym wzrokiem za jadącym dalej na szpicy Panem Odloczyńskim - Kiedym pierwszy w izbie zakrzyknął coby Janikowskich hultajów najeżdżać, minę miał jakby nieprzymierzając kto mu do rosołu narobił. Tera z nagła primus, choroba, interpa...papa...paparares.

- Ależ Panie Andrzeju...- Pan Winnicki pojętnym będąc już dawno nauczył się nie poprawiać błędów w nienagannej przecie łacinie Posłusznego - ...toż to nie Pan Odloczyński teraz zakrzyknął, jedno Pan Paweł!
- Rzec chcesz niecnoto, żem może pjany i we łbie mi się pomięszało?! - huknął Posłuszny, wstrzymując konia, ale już to Pan Kmita ruszył za walącą frontalnie szpicą a Winnicki pojednawczo zaczął znaki dawać że przecie tam Janikowscy z niewiadomo jaką siłą stoją przez co towarzyszy wspomóc trzeba.

Pan Posłuszny powlókł się więc niechętnie na swym rumaku w kierunku głównej awantury. Zanim tam dotarł, z polany różnorakie to krzyki dawało się już posłyszeć. Pan Paweł i Odloczyński już coś tam gardłowali, przebijając się przez przebrzydły głos, a jakże, Janikowskiego. Szlachcic Bawolą Głową się pieczętujący nie kwapił się jednak, by do nich dołączyć. Zatrzymał konia jeszcze przed krzaczorami i drzewami, polanę okalającymi i zsunął się z pewnym trudem na ziemię. Chwilę mocował się ze strzemieniem, a potem zdjął od siodła swoją rusznicę, która jako zwykle w takich terminach już wyrychtowana była, a tylko ostatnich zabiegów wymagała co by palbę poczynić.

Posłuszny pochodni nie miał zapalonej, bo przecie stojący tam dalej u wyjazdu na polanę Winnicki wiózł jedną - przecie marnotrawstwem byłoby dwie palić gdy sługa przyświeca. Teraz to się jakoby przydało jeszcze, bo w prawie całkowitych ciemnościach Pan Posłuszny się znajdował - sam polanę która oświetlona była znakomicie sobie oglądając. Nie ujawniając się, kucnął i ostatnie przygotowania do wystrzału czyniąc, ślipiami jednocześnie na wszystko łypał i rozmowie się przysłuchiwał. Z jej przebiegu można było wywnioskować, że Janikowski jedynego świadka żywego z kolasy usiekł i jeszcze bezczelnie warcholi, psia jego mać. Z trudem się Pan Posłuszny opanował i bacząc, by lufy rusznicy zbytnio z krzaczorów nie wystawić zwrócił nagle uwagę na konia ucieczonego, a przy nim na sakwę tajemniczą. Ot, co tu rzec, zainteresowała ona Pana Brata.

Póki co tylko z gąsiorka sobie golnął i pozycję nieco zmienił, bliżej konia przez czeladników pilnowanego się przekradł. Potem, na moment sposobny czekając, słuchał jak się rzecz na polanie rozwinie. Lufą rusznicy raz za razem to ku Janikowskiemu wodził, to znów w pobliżu ogiera sakwą obładowanego. Koncept miał bowiem taki Pan Posłuszny, dzięki miodowi znakomitemu co go pociągał oczywista, że gdyby w zmięszaniu ewentualnie z rusznicy nad głową konia przydzwonić, ten się spłoszy i wyrwie się czeladzi, uchodząc z ciekawą posyłką. Jednak decyzja zależała od tego, co jego towarzysze na polanie wyprawiać będą. Póki co siedział, wąsa od czasu do czasu podkręcając, zupełnie jako zawsze gdy zwierza podchodząc czy też przed woźnym uchodząc, w leśnej kryjówce zwykł przesiadywać.
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline