Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2012, 21:45   #15
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Rozmowy w Glinianym Garncu cz.1

Przekraczając próg gospody Xavier, na wejściu mógł wyłowić postać Alinarda i kręcącego się dookoła niego karczmarza ze służbą. Uśmiechnął się lekko i ruszył w stronę brata.

- Poproszę coś lekkostrawnego i dzbanek wina, dobry człowieku - zwrócił się do karczmarza - Jak poszło? - to pytanie skierowane było do siedzącego inkwizytora.

- Posilmy się Mistrzu - rzekł grubas zmęczonym głosem. - Opowieść zajmie trochę czasu. Nie każ mi opowiadać o pustym żołądku, bo zdaje mi się, że z głodu już dobiera mi się do kręgosłupa.

Siedli więc obaj i po wniesieniu mis, jęli się posilać a Alinard między jednym kęsem a drugim, z pełnymi mięsiwa ustami zdał Xavierowi szczegółowy raport ze swojej rozmowy z proboszczem.

- Coff mi ffię ffdaje - rzekł na koniec wpychając tłustym paluchem kawałek kurczaka do ust, - że nasz proboszcz nie całą prawdę nam mówi. Nie kłamie co prawda... ale sprytnie lawiruje.

Proboszcz katedry w Addsburgu, katedry monumentalnej jak na tak małe miasteczko, co już samo w sobie było rzeczą zastanawiającą, wił się niczym piskorz, lawirując przy granicy niedomówień i kłamstwa. Na razie granicy tej nie przekroczył, czym jednak i tak wzbudził w Alinardzie z Grottaferraty dużą podejrzliwość.

Miał przeczucie, że Filip ukrywa coś... a właściwie osłania kogoś, komu mógłby zaszkodzić wyjawieniem całej prawdy. Miał wrażenie, że to nie Filip a właśnie ów Ktoś jest ojcem Anny. Czy odesłałby tak łatwo swego wnuka do klasztoru? Czy nie wolałby go mieć przy sobie?

Miał też nieodparte przeczucie, że ta osoba może być kluczem do rozwiązania zagadki opętań w miasteczku. Postanowił jednak, że zostawi tą sprawę swojemu biegowi. Przynajmniej na razie...

Miał jednocześnie cichą nadzieję, że ksiądz Filip sam przyjdzie do niego skruszony wyspowiadać się.

- A czego wyście się dowiedzieli mistrzu Baserto? - spytał w końcu.

Xavier przez chwilę milczał, trawiąc zarówno kolację, jak i dostarczone przez Alinarda informacje.

- Macie rację, mistrzu Alinardzie - rzekł po chwili - ale niedopowiadanie prawdy nie tyczy się tylko naszego proboszcza. Urlich Blaukopff też nie strzępi języka. Jednak udało mi się, tak samo jak wam, dowiedzieć, że przypadek owej Anny nie jest jedyny.

Baserto w skrócie przedstawił to, co dowiedział się o handlu z poganami, o podejrzeniach dotyczących praktyk nad czarną magią i ataków demona.

- Coś mi się wydaję, że ksiądz Filip nie spodziewał się takiej ilości opętań, nim posłał do Jego Ekscelencji prośbę o pomoc. I dobrze się złożyło, że Gersard wysłał nas, a nie jakiegoś klechę-egzorcystę. Co zaś do człowieka, którego ocaliłeś od stryczka - być może tylko na parę godzin odwlekłeś jego koniec. Prawda może być taka, że nie miał nic wspólnego z czarną magią, a po prostu mając dość wariactw żony, ukatrupił ją. A wtedy to też nie nasza sprawa. Ciekawi mnie tylko ów ksiądz Tomasz i dziecko Anny. Trzeba ich odnaleźć jak najszybciej...

- Macie rację mistrzu - mlasnął Alinard wlewając zaraz w siebie kolejny kielich wina, po czym beknął głośno. - Źle zrobił nasz proboszcz wysyłając dziecko pod opieką jednego klechy. Trzeba go czym prędzej odszukać. Puśćmy w ślad za nim mistrza Dante de Sica, niech weźmie kilku miejscowych co dobrze znają teren. Czem prędzej odnajdziemy bachora, tym lepiej dla sprawy.

- Co się zaś tyczy niedoszłego skazańca - kontynuował, - jak to mówią, co ma wisieć, nie utonie. A nuż coś istotnego w śledztwie powie. Miał w końcu styczność z opętaną. Ale po prawdzie mówiąc, też niczego odkrywczego się nie spodziewam.

Baserto rozejrzał się po sali.

- Reszta powinna niedługo się pojawić - oznajmił.

Niemal w tym samym momencie drzwi wejściowe “Glinianego Garnca” rozwarły się, a do środka wpadł de Sica. Kręcąc nosem ogarnął swoim zamglonym spojrzeniem wnętrze tawerny, po czym dostrzegając braci inkwizytorów pomachał do nich... tak jakby mieli oni trudności z dostrzeżeniem czy rozpoznaniem go w pustej karczmie.

Mało finezyjnym krokiem dopełzł do stołu i zwalił się ciężko na ławę obok mistrza Baserto.

- Sii z zaachodu... to... - czknął i przycisnął dłoń do ust, najprawdopodobniej powstrzymując treść żołądka przed nagłą ucieczką. Xavier mógł wyraźnie poczuć wspaniały bukiet trunków, który mężczyzna wlał w siebie. - Nie gadają bess kielicha... Jach juszz się napyiesz... to... Na miesz Pana. - na chwilę stracił równowagę niemal osuwając się na podłogę. - Wiensej nie rosmafiam ss tuteszymi...

Alinard z Grottaferraty nie darzył Dante de Sica zbytnią atencją. Mówiąc szczerze od początku żywił do niego niechęć. Jednak pojawienie się Włocha pijanego jeszcze bardziej tą niechęć umocniło. Zdarzało się i Alinardowi, że pofolgował sobie i przekroczył dopuszczalną dawkę alkoholu, ba zdarzało się to nieraz, ale na gwoździe i ciernie, żeby tak się schlać podczas służby w trakcie śledztwa?

Był niemal pewien, że nie dość, że chłystek był w sztok pijany, to jeszcze nie wyciągnął z autochtonów żadnej użytecznej informacji. Bawidamek i ochlejtus. Ot co...

Ktoś, kto patrzyłby w tym momencie na twarz Alinarda, zauważyłby jak przez krótką chwilę przemknęło przez nią zniesmaczenie i niechęć, lecz zaraz po tym zagościło na niej obojętne rozleniwienie. Nalał pół kielicha wina, sięgnął w poły płaszcza i dosypał do trunku szczyptę proszku. Wstał ciężko i podszedł do chwiejącego się inkwizytora.

Xavier podniósł lekko brwi, spoglądając na pijanego w sztok brata. Gdyby nie to, że jego węch nieco się stępił, na pewno straciłby go w starciu z odorem wiejących z paszczy brata de Sica. Rzucił tylko zatroskane spojrzenie w stronę Alinarda.

- Widzieliście wychodek przy stajniach? - spytał ten starając się skupić wzrok ochlejtusa na sobie.

- Szo?

- W y c h o d e k ! Wiecie gdzie jest?

- Aaa... - Włoch machnął ręką, co miało pewnie wskazywać kierunek, w którym znajdował się ten przybytek.

- To dobrze. Pijcie! - podsunął mu kielich.

- Nie szę... - odepchnął trunek.

- Do dna! - warknął głosem nie znoszącym sprzeciwu.

Dante spojrzał mętnym wzrokiem na tłuściocha ale ugiął się pod tym spojrzeniem i wlał z siebie z obrzydzeniem czerwony płyn.

- Wychodek - przypomniał usłużnie starszy inkwizytor.

De Sica złapał się dłonią za usta i wybiegł z karczmy. Baserto zachichotał, widząc wypadającą z karczmy postać inkwizytora.

- Gdzie się podziała ta młodzieńcza głowa, kiedy można było pić litrami, a następnego dnia skazywało się na stosy bandy heretyków... - westchnął bardziej do siebie, niż do swojego towarzysza.

Alinard wtoczył się spowrotem za stół. Był ciekawy, czy konfrater zdąrzy pludry zdjąć w wygódce nim mikstura “na dwa końce” zacznie działać na dobre. Jedno jest pewne, choć nieprzyjemna w zastosowaniu, niezwykle była skuteczna.

- Przetrzeźwieje szybko - rzucił słowem komentarza błądząc niezdecydowanym wzrokiem od skrzydełka do udka. Ostatecznie złapał za chleb i zamoczywszy go w gęstym sosie wepchnął do ust. - Frasająs do tematu - sos ciekł mu po brodzie. - Wyślijmy chłopaka do klasztoru za dzieckiem. Mróz mu dobrze...

Drzwi Glinianego Garnca otworzyły się ponownie i do środka, po raz drugi już tego wieczoru, wszedł mistrz Dante de Sica. Jego krok był już pewniejszy a wzrok nie już tak mętny. Udał się wprost do stolika, przy którym siedzieli starsi inkwizytorzy. Spojrzał z obrzydzeniem na jadło i usiadł, blady jak papier.

- Lepiej wam mistrzu? - spytał z udawaną troską w głosie Alinard.

- Tak, dziękuję - woń ‘bukietu’ wlanych w niego trunków mieszał się teraz ze smrodem rzygowin. Ubranie zaś cuchnęło obornikiem.

- Chyba mam już dość - jęknął gruby inkwizytor odsuwając od siebie misę. - Spróbujecie? - podniósł wzrok na przybyłego. - Żeberka doprawdy pyszne.

- Nie, dzię... - młody wstał łapiąc się za usta. - Prze...

Wybiegł w kierunku wyjścia.

- Pić, to trzeba umieć - mruknął do siebie grubas.

Xavier tylko pokręcił głową.

- Starczy już tego strofowania, mistrzu Alinardzie. W końcu nie chcemy, żeby nasz brat padł z powodu przepicia. Jak to będzie widnieć w raporcie?

Trwało chwilę, nim Włoch powrócił ponownie.

- Nim pójdziecie się odświeżyć - Alinard bawił się kieliszkiem z winem - może powiecie nam czego się dowiedzieliście?

De Sica czknął głośno, po czym dalej przesłaniając zaciśniętą w pięść dłonią usta powiedział :

- Co karczma miejscowi gadają inaczej...Jedni, że to na pewno wina dzikusów, co Addsburg nawiedzają co pewien czas. Inni, że to wina przyjezdnych i ich odrażajacych manier... - spauzował, zastanawiając się nad czymś. - Czy próbowali mnie obrazić? Nieważne... To bełkot, mistrzu Alinardzie. Jedynie na stole do przesłuchań w stanie bym był wycisnąć z nich, co naprawdę myślą o całej sprawie. Lecz czy czasy inkwizycji, która paliła całe wsie i miasta już nie przeminęły? - wzruszył ramionami - W mej rodzinnej Italii sprawy mają się inaczej. Zapewne dzięki bliskości Jego Świątobliwości Papieża.

Czasy inwizycji, która paliła całe wsie, ba miasta, rzeczywiście minęły. Czy jednak bezprowrotnie? Alinard był zdania, że te czasy mogą jeszcze wrócić.

Jego Świątobliwość Papież... Wszystkim wiadome było, że między papieżem a Świętym Officjum trwa nieustanna walka o wpływy w Kościele. Inkwizytorzy nie przepadali za klechami i odwrotnie. Był to naturalny stan rzeczy. Dlatego też ciepłe słowa o papieżu wypowiedziane przez inkwizytora wprawiły Alinarda w szczere zdumienie. Że Włoch był bawidamkiem, chełpliwym nieudacznikiem, opijusem, no i nie zapominajmy o najważniejszym - Włochem, to jedna rzecz, ale że sprzyjał papieżowi, to już całkiem co innego. Dopisał w pamięci tą przewinę do listy “Dante de Sica: za i przeciw”, a szala z minusami gwałtownie runęła w dół.

Xavier chrząknął znacząco.

- Do rzeczy, chłopcze - powiedział Baserto, odstawiając kielich - Jak uważasz, co stoi za wydarzeniami w mieście?

- Szczerze? Uważam, że powinniśmy zamknąć miasto. Zabronić opuszczania go bez glejtu wydanego przez jednego z nas… A następnie skucesywnie przesłuchiwać podejrzanych, mistrzu Baserto. - Westchnął, chwytając za kielich z winem. Sam zapach jednak zdawał się mu przypomnieć o kilkukrotnej wyprawie przed gospodę, co sprawiło, że czknął głośno odstawiając naczynie nietknięte.

- Zaczynając oczywiście od kobiet i ich rodzin. Tak się robi w Italii, bracia. Posługa diabłu nie jest nigdy winą jednego. A jeśli obsiane pole trawi choroba, należy podłożyć pod nie ogień. Zniszczyć to co zostało splugawione i dać szansę by na popiołach wyrosły czystsze, jeszcze wspanialsze plony.


Stary inkwizytor siedział przez chwilę w milczeniu, rozważając słowa swego młodszego brata w wierze. Westchnął cicho.

- Możesz mieć rację, mistrzu de Sica - odparł po chwili - Jednak należy to zrobić powoli, aby nie spłoszyć winowajców. Być może owe kobiety nie miały nic wspólnego z samymi obrzędami czarnej magii. Być może były tylko ich ofiarami. Jednak nim postawię na to choćby miedziaka, musimy być tego pewni. Pozostaje również kwestia drugiego księdza i dziecka Anny.

- Mistrzu Baserto - burnknął Alinard. - Dobrze wiemy, że takie blokowanie miasta we Włoszech nie przynosiło nigdy oczekiwanych skutków. Ci co mieli miasto opuścić, opuszczali. Utrudniało to jedynie życie jego mieszkańcom. Skuteczne zablokowanie miasta, nawet tej wielkości co Addsburg wymaga sporej armii nieprzekupnych żołnierzy. Jest to akcja pozorna, przynosząca więcej szkody niż pożytku. Na pewno nie przysporzy nam to zwolenników.

Xavier spojrzał na grubego inkwizytora.

- Razem z mistrzem Alinardem zdecydowaliśmy, że udasz się w ślad za księdzem Tomaszem - oznajmił Włochowi - Dostaniesz do pomocy ludzi Blaukopffa, którzy znają te tereny. Twoim zadaniem będzie sprowadzić do Addsburga Tomasza i dziecko. Oni mogą stanowić klucz w naszych poszukiwaniach.

Tłuścioch skinął nieznacznie głową swemu starszemu konfratrowi. Sięgnął po kielich.

De Sica zmierzył spojrzeniem starszych inkwizytorów.

- Ludzi Blaukopffa? Raczycie sobie żartować, mistrzu Baserto. Nie wiemy kto tutaj do czarnej magii się odwołał. Kto jest winny temu obłędowi… - wskazał ramieniem za okno - a chcecie posyłać ze mną przypadkowych, tutejszych wojowników? Czy któryś z was, bracia czułby się pewnie mając kogoś z tej zakutej lodem mieściny za swymi plecami? Z mieczem w ręku? - skrzyżował ramiona na piersi. - Odmawiam. Z całą stanowczością odmawiam... Chyba, że poślecie ze mną Jerarda albo smarkacza z Bechyne.

Alinard zgrzytnął zębami. Co za arogancki dupek! Gdyby nie to, że siedzieli w karczmie i ktoś mógłby to zauważyć, to walnąłby go pięścią w ten obrzygany ryj.

- Wyjdźcie de Sica! - warknął na tyle cicho, że usłyszeli go tylko siedzący przy stole. - Idźcie się odświeżyć bo jedzie od was gównem!

W wolnej chwili postanowił napisać odpowiedni raport do biskupa. Może i Gersard nie rzuci na niego okiem, to było całkiem prawdopodobne ale na pewno nie ujdzie on uwagi braci z klasztoru Amszilas. Tego był pewien.

- Mistrzu - zwrócił się do Baserto, gdy Włoch ich opuścił. - Od początku uważałem go za tchórza... No cóż... Uważam w takiej sytuacji, że za Tomaszem powinniśmy posłać Otta. Jest tutejszy, być może poradzi sobie z tym zadaniem lepiej niż każdy z nas. Z de Sici nie będziemy mieli pożytku. Jak uważacie?

Xavier osobiście zamordowałby Włocha za taką niesubordynację, jednak jak i on, de Sica był również licencjonowanym inkwizytorem Hez-hezronu.

- Gdzie te czasy, kiedy człowiek potrafił stawić czoła armii mając za pancerz jedynię wiarę, a za oręż Słowo Boże... - westchnął do siebie, po czym zwrócił się do rozmówcy - I tak też uczynimy. Jednak takie zachowanie jest niegodne Sługi Bożego. Ale na rozliczenie swoich grzechów przyjdzie czas po rozwiązaniu tej sprawy.

Spojrzał na drzwi, za którymi niedawno zniknął Dante.

- Poczekajmy więc na mistrza Klepenberga i ustalimy wspólnie co czynić - powiedział i dodał - choć dla mnie już wszystko postanowione. Otto z de Sicą jadą do klasztoru w poszukiwaniu księdza. Niemniej i tak dam im paru ludzi do pomocy. Co jak co, ale młody Otto raczej nie zaznajomił się do tej pory z walką, a sam Włoch budzi we mnie niepokój. My sami zostaniemy raczej w Addsburgu i poprowadzimy przesłuchania... jednak w innej formie, niż proponował to mistrz de Sica. A mistrz Jerard... poczekamy, co on nam przyniesie.

- Teraz tak myślę, mistrzu Basserto, czy nie odesłać de Sici do lochów, do pilnowania naszych “opętanych”. Gdy posiedzi tam parę dni, to nauczy go pokory.

- Niegłupi pomysł, mistrzu Alinardzie - uśmiechnął się Xavier - I wilk syty i owca cała. De Sica będzie pod nadzorem, a my poślemy za Tomaszem inkwizytora, który będzie miał okazję się wykazać. Bo nie wątpię, aby nasz młody Otto nie pragnął niczego innego, jak wydostać się z tej dziczy.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline