Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2012, 13:25   #1
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
[Konkurs ŚM - I miejsce] Rude Awakening

Rude Awakening

autor: highlander


I miejsce


Scenariusz nadesłany na
"Konkurs w realiach Klasycznego (Starego) Świata Mroku"


Mężczyzna uniósł twarz ku niebu, pozwalając żeby krople uderzały o jego bladą cerę. Padało. Odkąd był w stanie sięgnąć pamięcią, deszcz zawsze kojarzył mu się z depresją. Toteż marna pogoda doskonale odzwierciedlała jego wewnętrzne przemyślenia i to dopiero huk odległego wyładowania elektrycznego sprawił, że stojąca na pokruszonej płycie chodnikowej postać powróciła zmysłami do teraźniejszości. Poczerwieniałe od chłodu dłonie ujęły improwizowaną furtę, wykonaną z podgniłych desek, połączonych razem przy pomocy miedzianego drutu. Pchnął… raz i drugi. Zapora ustąpiła niechętnie, klekotem dając wyraz swojemu niezadowoleniu. Wychudzony młodzian opatulił się szczelniej paltem i wszedł na teren posesji swojego wuja. Uśmiechnął się cierpko, widząc to, co zastał. Gdy był małym dzieckiem, często spędzał leniwe letnie popołudnia w ogrodzie ciotki Agness. Raczył się wtedy zapachem kwiatów i zatracał w lekturze wierszy oraz tandetnych powieści. Teraz z dawnej świetności tego miejsca pozostało jedynie wspomnienie. O dominację pośród nieładu walczyły głównie pokrzywy i chwasty. Kamienna dróżka prowadząca w stronę zabudowań została niemal przez nie pożarta. Rezydencja. Parsknął z pogardą, jakby usłyszał kiepski żart barowego pijaczyny. Chyba tylko najbardziej hojni w swoich osądach sprzedawcy gruntów określiliby budynek tym mianem. Lata nie obeszły się z konstrukcją łaskawie. Szyby na piętrze zaszły brudem i pajęczynami, farba zatraciła swój kolor, a na dachu brakowało więcej niż kilku dachówek. On zaś przyśpieszył kroku, nie chcąc ponownie dać się spowolnić melancholii. Stanął na progu i zapukał do drzwi w rytm starej melodii.

Tak jak go nauczono. Nie doczekał się pytań, ani zapewnień o natychmiastowym nadejściu gospodyni. Z drugiej strony, wcale nie liczył na tego typu atrakcje. Minęła uzgodniona ilość sekund. Spokojnie nacisnął klamkę i wszedł do wewnątrz. Wszędzie unosiły się opary papierosowego kurzu. Mimo tej niedogodności, przymrużone oczy zarejestrowały parę otyłych mężczyzn, siedzących na stołkach obok niewielkiego stolika. Jeden z nich skinął mu głową na powitanie. Z wolna wstał z wyciągniętą dłonią, wykorzystując tym samym okazję żeby rozprostować podstarzałe kości. Drugi, wertując rękoma pomięty tabloid, nie wysilił się nawet na tak błahy gest. Okrągły blat zdobiła poznaczona talia kart, która z całym prawdopodobieństwem była starsza od samego odwiedzającego. Grający mogli zapewne rozpoznać jej elementy składowe za pośrednictwem samego dotyku. Poczciwa dwururka spoczywała oparta o ścianę, nieopodal opuszczonego właśnie miejsca siedzącego, gotowa porazić swoją zawartością każdego, kto nie był zaznajomiony z hasłem. Czyli z wyprowadzoną wcześniej, melodyjną mieszanką stuków i puków. Zanim czuwający zmniejszył odległość, chłopak zdążył już ściągnąć okrycie wierzchnie i umieścić je na wieszaku, obok pozostałych.
- Pete. Louis. Dobrze was widzieć. Jak on się czuje? Odzyskał przytomność?
Uścisnął pokrytą bruzdami dłoń i poczuł serdeczne klepnięcie w plecy. Gest ten miał zapewne dodać mu w tej chwili otuchy. Starszy mężczyzna zrobił krok w tył i pokręcił smętnie głową.
- Alex, chłopcze. Co Ci mogę powiedzieć? Nie wygląda to za dobrze. Szef na zmianę zasypia, to znowu budzi się z krzykiem. Niecałe dwie godziny temu zmieniliśmy mu opatrunek, ale…
- Kopnie w kalendarz najdalej za kilka godzin. A potem to tylko kwestia chwili, zanim wszystkie sępy w okolicy podzielą jego interes między siebie. Powinniśmy spieprzać z miasta. Póki jeszcze możemy.
Niepewność została zastąpiona przez bezwzględne przedstawienie faktów i irytujący szelest gazety. Louis. Ten tchórzliwy sukinsyn. Nowoprzybyły zdał sobie sprawę, że mimowolnie zaciska dłoń w pięść, a jego twarz nabiera właściwości typowych dla posągu. W innych warunkach, Alex odebrałby tego typu kwestię, jako afront zarówno dla wuja, jak i samego siebie. Uczyniłby odpowiedni komentarz, celem przywołania prostaka do porządku. To jednak nie były normalne okoliczności, a powoli narastająca w jego żołądku, lodowata kula sprawiała, że zabawa w przedszkolnego dyplomatę była ostatnią rzeczą, jaka chodziła mu po głowie. Pierwsze skrzypce grał obecnie ledwie trzymany na uwięzi gniew, przeplatający się z kuszącymi wizjami usunięcia uzębienia aroganckiego osiłka przy pomocy najbliższego tępego narzędzia, nie wyjaśniając natury jego przewinienia.

Tłusty Pete widział już w życiu niejedno. Pracował w swoim fachu od ponad dwudziestu lat, a fakt, że wciąż pozostawał wśród żywych, dobrze świadczył o jego umiejętności wyciągania z każdego zajścia odpowiednich wniosków. Widząc stopniowo narastające w pomieszczeniu napięcie i chcąc zapobiec kolejnym problemom, witający podjął odpowiednie kroki. Odchrząknął i znów się odezwał.
- Ech. Może po prostu idź na górę i zobacz sam. Pytał o Ciebie kilka razy…
Młodzian nic nie odpowiedział. Subtelna manipulacja odniosła jednak pożądany skutek i poczucie obowiązku względem wujka wzięło górę. Niechętnie odstąpił. Rzucając siedzącemu przy stole pełne pogardy spojrzenie i obiecując sobie, że jeszcze się z nim rozmówi, rozpoczął powolną wspinaczkę po schodach prowadzących na piętro. Z każdym pokonanym stopniem stłamszona przed chwilą wściekłość przygasała coraz bardziej, zastępowana beznadziejnością i rozpaczą. Pomimo wszystkich swoich wpływów, majątku oraz koneksji nie był w stanie zrobić absolutnie nic żeby uchronić swojego dawnego opiekuna przed śmiercią. Dotarł do drzwi sypialni i oparł o nie głowę. Jego lepkie od deszczu i potu włosy przyległy do czoła, a ich czerń zdawała się zwiastować nadchodzącą żałobę. Oddychał ciężko, bynajmniej nie ze zmęczenia. W tym momencie zrozumiał prostą prawdę. Nie był twardy. Nie był wielkim, złym i bezwzględnym mafiosem, niezależnie od tego jak bardzo pragnął, żeby noszona przez niego codziennie maska stała się w końcu jedynym obliczem. W ciągu ostatnich pięciu lat zrobił w życiu wiele podłych, kompletnie wyzutych z moralności rzeczy. Takich, które w środowisku przestępczym stworzyły dla niego odpowiednią reputację. Prestiż. Ale prawda pozostawała niezmienna – wciąż był małym dzieckiem. Bawiącym się na tyłach domu ciotki, zupełnie nieprzygotowanym na to, co los rzucał w jego stronę. Choć to dopiero myśl, że będzie musiał dojrzeć roztrzaskiwała jego samokontrolę na części. Jak odłamki lustra. Wiedział, że kiedy przekroczy próg pomieszczenia, zostanie poproszony o coś, czego zwyczajnie nie będzie mógł spełnić. Okaże się rozczarowaniem dla osoby, której zawsze pragnął imponować. Nie. To nie mogło się w ten sposób skończyć. Po prostu nie mogło. Wewnętrzny krzyk. Pomniejszy akt buntu. Myśl, żałosna mrzonka, że wszystko jeszcze się ułoży. Wystarczyła ona żeby pokonać na ułamek sekundy emocjonalny chaos pustoszący jego umysł i dodać mu siły. Usunął drewnianą przeszkodę.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 22-05-2012 o 13:28.
Efcia jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem