Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2012, 12:40   #108
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Dialog wspólny- liliel, kanna, Gryf Baczy

Patryk przypatrywał się dziewczynie, a niemrawa sieć neuronów przez dobrą minutę bezskutecznie poszukiwała po mózgu informacji skąd ją kojarzy.
- Sny.. Dziara... - powtórzył bez sensu, drapiąc się po zmierzwionym irokezie. - Jasne. Wchodź. Im więcej tym weselej.

Weszła niepewnie, paląc papierosa i rozglądając się naokoło z ciekawością. Stanęła w wejściu do dużego pokoju. Nieruchoma, wpatrzona w zebrane przy stole osoby.
- Cześć - powiedziała nieco nerwowym tonem. - Jestem Dominika. Dziara. Miło was poznać.

Kolejna porcja dymu znikła w jej płucach. Metalówa wydmuchnęła dym po dłuższej chwili.
- Bibka, czy seans spirytystyczny? - spojrzała głodnym wzrokiem na stół.
- Ani jedno ani drugie - skomentowała Teresa chłodno przyglądając się dziewczynie. - Ale nie krępuj się - wskazała gestem stół. Przeniosła wzrok na Gawrona. Była w tym spojrzeniu odrobina zdziwienia i dystansu. Zaraz jednak zbyła to wzruszeniem ramion i poczęła gorliwie nakładać sałatkę na swój talerz.

- Dziara ma sny. - bąknął Patryk wyjaśniająco, najwyraźniej uważając, że to wyczerpuje temat.
- Niebywałe - Bułka spojrzała w oczy dziewczynie jakby po tym miała sobie wyrobić zdanie na jej temat. - To... mówiłaś, że skąd znasz Patryka?
- Nie mówiła - sprostowała Zielińska znad swojej wody. Jeszcze nie była gotowa na jedzenie. - Cześć, jestem Baśka.
- Grzesiek
- dodał z miejsca Wichrowicz podnosząc dłoń w międzynarodowym geście pokoju.- A to jest Teresa- wskazał na Bułkę, zerkając na nią z wyrzutami.- Wybacz jej brak nastroju, ale spodziewaliśmy się kogoś innego. Siadaj i opowiadaj, skąd znasz Gawrona?

Usiadła, nadal paląc, chociaż lekko usztywniona i spięta. Mimo tej krępacji bez zażenowania sięgnęła po talerz i nałożyła sobie sałatki z makaronem. Solidną porcję.
Nim odpowiedziała, zdążyła dość łapczywie pochłonąć znaczny jej fragment zawzięcie machając łyżką.
- Nie znam go - pokręciła głową przełykając jedzenie. - Widziałam go we śnie. Chociaż, jak się nad tym zastanowić, to poza tym faktycznie wydaje mi się jakiś znajomy.

Basia Zielińska poczuła nagle, że nieco przygaszony lekami umysł również włącza jakiś brzęczyk w jej głowie. Dominika przypominała jej kogoś. Tak. Dziewczyna z przerażających zdjęć z koperty! To była jedna z tych nieznanych jej wcześniej twarzy. Lecz z odrobinę inną fryzurą.
- Gawron. Czy nie handlujesz przypadkiem kasetami na giełdzie w starych magazynach?
- No...
- odparł Patryk elokwentnie. Stał, opierając się o futrynę przedpokojowych i przyglądał się dziewczynie jakby była jakimś ciekawym fenomenem przyrodniczym. Zmarszczone brwi i wyjątkowo głupia mina wskazywały, że wciąż zajęty był intensywnym myśleniem.

Teresa nie chciała przerywać głównej rozmowy ale zaniepokoiła ją nieco bladość i ogólna słabość Zielińśkiej. Pochyliła się nad nią i zapytała zniżonym głosem.
- Basiu, ty się dobrze czujesz? Twój ojczym opowiedział mi o wypadku. Coś w szpitalu stwierdzili? Dostałaś jakieś zalecenia, leki? Wiesz, że jestem pielęgniarką, gdybyś czegoś potrzebowała... - nieco matczynym gestem odgarnęła zabłąkany kosmyk z białego czoła Zielińskiej.

Basia lekko się spłoszyła.
- Technicznie rzecz biorąc, to on nie jest moim ojczymem... nie mają ślubu - zaczęła, zastawiając się ile i co chce powiedzieć Teresie. Było jej głupio, po przejażdżce i wchodzeniu po schodach pomysł opuszczenia szpitala nie wydawał się już taki świetny. Uśmiechnęła się blado - Wiesz, te pierwsze badania nic nie wykazały... poobijana jestem tylko, i tyle.. Mam odpoczywać. Leki.. no dostałam w szpitalu. Kroplówkę. - zaczerpnęła powietrza. Nie musi się przecież tłumaczyć. Jest dorosła. - Wypisałam się na własne żądanie. Generalnie jest ok, robi mi się tylko słabo jak się za szybko poruszam. Albo przy zmianach pozycji. Jak za szybko wstanę, no wiesz. Ale leki przeciwbólowe równie dobrze w domu mogę brać, nie? - wyrzuciła z siebie, starając się brzmieć maksymalnie pewnie.
- Jeżeli wykluczyli wstrząs mózgu i wewnętrzne krwotoki to chyba nie ma potrzeby żebyś tam leżała - odpowiedziała Teresa i starała się by jej głos brzmiał pokrzepiająco. - W razie jakby coś się działo zaraz mnie powiadom. Nie jestem lekarzem ale na dobry początek zawsze zaradzę. Przez kilka dni zostanę u Gawrona więc daleko mieć nie będziesz.

Delikatny uśmiech, zarezerwowany w tym momencie dla Zielińskiej, zgasł bezpowrotnie gdy przeniosła wzrok na nowo przybyłą.
- To sprecyzujesz o co się rozchodzi z tymi twoimi snami?
- Dzięki, Tereska.
- Basia uśmiechnęła się z wdzięcznością , a potem dodała szeptem. - Ja ją znam - i wyciągnęła swój plecak spod krzesła. Wyjęła kopertę ze zdjęciami.

Teresa wyjęła z koperty zdjęcia i w skupieniu je przeglądała ostatecznie podając część Grześkowi, część Gawronowi.
- Basiu, skąd to masz? - zapytała a pionowa kreska przeszyła jej czoło.
- Ktoś mi przysłał do domu... Sądziłam, że może właśnie facet matki, bo tam jest moje zdjęcie, jak śpię. Dlatego wyleciałam jak ta kretynka na ulicę, pod ten samochód.. Ale to nie on. Tam jest Andrzej. Chwilę po śmierci. - Basia mówiła szybko, nerwowo. Emocje wracały. Spojrzała na zdjęcia, które przeglądała Tereska. Wskazała na jeden kartonik - A to Artur Wiadomski. Go też chyba warto zaprosić? Jak już Dominika wpadła...

Dominika jadła łapczywie, co rusz spoglądając w stronę reszty osób przy stole. Na pytanie o sny przez chwilę dała sobie spokój z jedzeniem. Przez chwilę, bo sięgnęła po jakąś marynatę i kawałek chleba. Można było sądzić, że Dziara nie jadła długo. bardzo długo.

- Tak, sny - potwierdziła w końcu. - Stąd wiem, gdzie mieszkasz. We śnie ... bzykaliśmy się tam, na tej kanapie, tylko bałagan był jakby większy.

Grzesiek odłożył zdjęcia, gdy tylko usłyszał, że jest pośród nich pośmiertna fotografia Andrzeja. Zbyt bolesne wiązały się z tym wspomnienia. Wrócił więc do rozmowy z Dominiką
- Nie chcę być chamski, ale może to nie był sen? Bo tu zazwyczaj jest większy bałagan. Mogliście wypić trochę za dużo i... tak wyszło. Zresztą, nieważne, bo chyba nie ten sen nazwałaś popierdolonym, jeszcze zanim weszłaś, prawda? Co takiego popierdolonego działo się w tych snach?

- To ja pójdę barszczyk podgrzać
- rzuciła Bułka wyraźnie zmieszana ostentacyjną deklaracją Dominiki i niemal potykając się o próg wybyła do kuchni.
Patryk ostrzegawczo palnął Grześka otwartą ręką w potylicę, po czym wrócił do stołu i nagle bardzo zainteresował się zdjęciami.

Baśka zebrała zdjęcia.
- A poza bzykaniem z Patrykiem, to co jeszcze w tych snach?

- Trupy, krew, morderstwa. Jedno podczas tego bzykania. Same popierdzielone obrazki. No i takie parchate stwory ze świńskimi ryjami. One ... polują. Na was i na mnie. To znaczy nie wiem czy na was, ale na Patryka na pewno, bo mi powiedział taki jeden ksiądz, że z nim gadał i ostrzegał go. I mnie też ostrzegał.


Zjadła kawałek chleba.
- Próbowaliście uciekać z Miasta?
- A ty próbowałaś?- rzuciła w odpowiedzi Zielińska.

Dominika pokiwała głową, a w jej oczach pojawiła się autentyczna groza.
- Macie jakąś wódkę albo wino?
- Boże..
- powiedziała Basia, do siebie, nie patrzyła na Dominikę.- A Hirek i Wanda? Dlaczego ich nie ma... Myślicie, że oni... próbowali? A Artur? Muszę z nim pogadać..

Wstała od stołu.
- Patrz na zdjęcia - podsunęła Dominice kopertę.- Patrz! Znasz tych ludzi?
- Bez paniki... może jeszcze przyjdą, widzieliście jak wygląda na zewnątrz.- Gawron, najwyraźniej zapomniawszy, że dziesięć minut temu sam twierdził że coś się stało z zaginionymi członkami ich ekipy, odchylił się za siebie i jak magik z cylindra wyłowił butelkę wina, zerwał plastikowy korek zębami i postawił na stole. - Co mówiłaś o tym wyjeździe z miasta? Niezbyt załapałem.

- Skąd to masz!? - Dominika wyszarpnęła swoje zdjęcie z przeglądanych fotek. - Skąd to, kurwa, masz!

Poderwała się gwałtownie z krzesła patrząc na Basię z jakąś jawną nienawiścią w oczach, prawie szaleństwem.
Krzesło upadło z łoskotem na podłogę.
Basia szarpnęła się w tył, podnosząc ręce w obronnym geście.
- Ktoś mi przysłał, mówiłam... spokojnie, ja też się przeraziłam, jak to wszystko zobaczyłam... Dominika, razem w tym bagnie tkwimy.

Dziewczyna wzięła głęboki oddech. Westchnęła ciężko.
- To Patrycja. Moja siostra - powiedziała głucho.- Zarżnięto ją trzy miesiące temu.

Podniosła krzesło. Usiadła.
- Przepraszam za ten wybuch.
- Tak mi przykro
- powiedziała Basia, a na twarzy miała wypisany smutek i współczucie. usiadła obok dziewczyny i dotknęła jej ramienia w pocieszającym geście.- Dawno nie jadłaś, prawda?- zapytała cicho.
- To znaczy, że śledzą nas przynajmniej od trzech miesięcy- rzuciła chłodno Tereska, która wszystko z kuchni słyszała i teraz oparła się o futrynę pokoju nerwowo miętosząc róg kuchennej ścierki.- Nam też zamordowano dwójkę przyjaciół. Drutem kolczastym. A jak zginęła twoja siostra? - spostrzegła otwarte wino i nie wytrzymała. Z kredensu wyciągnęła cztery kryształowe kieliszki starej Gawronowej i postawiła przed każdym z gości. - A poza tym Hirkowi też podrzucili zdjęcia. I fragment z biblii. A później jeszcze... pewien drobiazg. Nieważne. Aż dziwne, że nikt z nas nie zauważył gościa z aparatem. On musi za nami non stop łazić. Kto wie, może nawet teraz też nas obserwuje.- Podeszła po parapetu, z wizgiem odsunęła firanę i zagapiła się w szare podwórko jakby oczekiwała, że co najmniej na gorącym uczynku przyłapie rzeczonego podglądacza mierzącego w ich okno z obiektywu aparatu.

- Hirek też...? Mi również podrzucili do mieszkania pośmiertne zdjęcie Czubka i kartkę z biblii, o kalekach... A w niedzielę koło południa ten ze świńską głową ze snu, przyszedł po mnie. Jakiś głos nazwał go Voivorodina... I on też mówił o moim kalectwie, tak jakby to ono było przyczyną... tego wszystkiego. Że jestem niegodny, że nie mogę podchodzić do ołtarza Pana, to samo było na tej stronie biblii. Reszta z was nie dostała żadnych stron z pisma świętego, ani innych, nie wiem, religijnych znaków czy coś w tym stylu? O czym był ten fragment biblii? Ten który dostał Hirek?- ostatnie pytanie skierowane było do Teresy.

- O pewnym... grzechu - Bułka wzruszyła ramionami co miało oznaczać, że tutaj temat urywa. - Ale ten facet...czy czym tam był, ten który chciał mnie... ostrzec - nie wyjaśniała szczegółów, to wszystko i tak było już aż nazbyt skomplikowane - powtarzał ciągle “dziewięć i pięć”. Że to bardzo ważne. I mamy uciekać kiedy usłyszymy łopot jego skrzydeł. Szukać miejsca pozbawionego światła.

Wyjęła z kieszeni papierosa, odpaliła i odwróciła się twarzą do reszty
- Andrzej też to powtarzał. Na swoim pogrzebie. Dziewięć i pięć. Ja najpierw myślałam, że to wskazówka, że Czubek chce mnie naprowadzić na swojego mordercę. Poszłam na Węgielną, pod adres dziewięć przez pięć... Ale to był chyba zły trop. Ja... - zaciągnęła się mrużąc w zamyśleniu oczy. Mówiła spokojnym, monotonnym głosem.- Ja mam kolejną teorię do czego to się może odnosić.

Wyjęła z kieszeni wyrwaną z jakiejś książki kartkę i położyła na stole.
- Pójdę nalać ten barszcz. Zaraz wracam.

Świstek papieru okazał się być kartką wyrwaną z katechizmu zawierającą dekalog.

- Dziewięć i pięć... nie pożądaj żony i nie zabijaj. - mruknął Gawron patrząc na kartkę. - Ale że co? Nawracać nas chcą? Bądźcie grzeczni to nie powiesimy was na drucie kolczastym?
- Raczej... - głowa Teresy wyłoniła się na moment z kuchni. - Nagrzeszyliście i teraz zapłacicie.

Wróciła niosąc w jednej ręce trzy kubki a w drugiej trzy talerze pełne krokietów. Jak zawodowa kelnerka porozstawiała to przed gośćmi poczynając od Dominiki a w drugiej kolejności obsługując chłopaków.
- Myślę, że to jakiś piekielny samosąd. Nie czekają aż umrzemy, chcą nas osądzić i ukarać już teraz. Stąd ważne pytanie. Czy... można was oskarżyć z któregoś z tych paragrafów? Dziewiątki albo... piątki?- wytarła ręce w ścierkę i znów skierowała się do kuchni jakby wcale nie prowadzili aż tak znowu poważnej rozmowy. Na koniec dodała na zachętę, bo przecież nikt nie lubi przyznawać się do własnych grzechów, a już w szczególności jako pierwszy.- Bo tak się składa, że jeśli chodzi o mnie i Hirka to pasuje jak ulał.

- Raczej dziewiątki niż piątki.
- Gawron najpierw zarechotał po czym nagle wbił wzrok w kubek z barszczem. - i jeszcze pierwsza trójka, trochę czwórki... zdecydowanie szóstka... nie rozumiem do czego to zmierza, idąc tym tropem należałoby spisać na straty całe miasto.
- Szóstka to nie cudzołóż - pouczyła jeszcze z progu Bułka. - Cudzołożyć mogę ja. Ty możesz co najwyżej “pożądać żony bliźniego swego”. Nie jesteś żonaty.

Zniknęła jeszcze na minutę by wrócić z porcją dla siebie i Basi. Dosiadła się do stołu i ciągnęła wywód poprzedzony ciężkim westchnieniem.
- No właśnie. I teraz zmierzamy do punktu przy którym niekoniecznie chciałabym mieć postronnych świadków, choćby nawet takich, którzy żyją w... zażyłej komitywie z gospodarzem - posłała Gawronowi dość surowe spojrzenie. - Nie wiem Patryk co tobie mówił świniogłowy, sam wiesz kiedy. Ale nam z Hirkiem... w sumie właśnie to dziewięć i pięć rzucił w twarz. Jakby sugerował, że to wszystko... za karę czy coś.

Wzruszyła ramionami i wbiła widelec w pachnącego krokieta.
- No jedzcie, zanim wystygnie.
- Dla mnie to bez sensu - Basia potrząsnęła głową.- Nie podpadam pod te paragrafy.

Odsunęła się od stołu, ostry zapach barszczu powodował, że poczuła mdłości.
- Nie obraź się Tereska, na pewno jest pyszne, ale nie jestem głodna.
- Czy przez zażyłą komitywę rozumiesz seks?
- wypalił Patryk w stronę Tereski, tonem jakiego mógłby użyć fizyk jądrowy ogłaszając światu najnowsze odkrycie. - Dobrze, ustalmy to raz na zawsze. Pamiętam co mówiłem we śnie, i przyjmuję do wiadomości, że śniłem się Dorocie, ale ustalmy coś raz na zawsze: nie, nie spałem z nikim obecnym przy tym stole.
- Dominice. Śniłeś się Dominice
- poprawiła go z pełnymi ustami Bułka, i fakt, że to zrobiła chyba dał jej ciężką do wyjaśnienia satysfakcję.
- Dominice... tak ogólnie mówię, gdyby ktoś pytał- dodał ciszej, siadając.- A świniogłowy bełkotał tylko coś o świątyni ciała i machał mi przed nosem butelką. Nie ma chyba przykazania zabraniającego pić, co?
- Przecież nawet Jezus i apostołowie pili na umór- powiedziała Dominika do tej pory w milczeniu pochłaniająca krokiety i barszcz.- Jest nawet ta bajka o apostołach. Jedzta, pijta a po stołach nie rzygajta. To chyba też z biblii co? Piątki nie robiłam. Dziewiątki też nie. Normalna jestem i facetów wolę. A świniogłowy mnie też nawiedzał. Tylko że odpuścił. Jakieś trzy tygodnie temu.
- Gawron nie interesuje mnie twoje życie intymne, nie musisz się tłumaczyć. Chodzi mi raczej o to, bez obrazy Dominika, że poruszamy ciężkie i dość osobiste tematy w towarzystwie zupełnie obcej nam osoby. I może moja hipoteza jest bez sensu i ogólnie do dupy - spojrzała na Baśkę - wracamy do tematu, że nie jestem geniuszem i nigdy nie będę. Ale chociaż staram się zrozumieć o co chodzi. Nie bez powodu pojawia się bez przerwy hasło “dziewięć i pięć”, zastanawiałam się głośno dlaczego. Do położenia mojego i Hieronima aż za bardzo się ta teoria odnosi dlatego pomyślałam, że może i do reszty. Próbuję znaleźć punkt wspólny bo ponoć jeśli dowiemy się dlaczego właśnie my, wtedy będziemy w stanie się uratować. Ale wy mi nie ułatwiacie. Jeśli macie lepsze skojarzenia i refleksje to śmiało, chętnie posłucham - urwała i wróciła do jedzenia, może nie tak łapczywego jak ich nowa znajoma, ale nie jadła solidnego posiłku od kilku dni i nie widziała powodu aby tracić apetyt.

- U mnie też ani pięć, ani raczej dziewięć nie wchodzi w rachubę...
- Grzesiek nie miał apetytu, od kilku dni niewiele jadł, ale nie chciał zrobić przykrości Teresie. Poza tym, zapach był naprawdę zachęcający.- Może to dziewięć i pięć też się tyczy biblii w jakiś sposób? Tylko tu jest problem, bo to przecież kniga wielka...
- Albo...
- dodał po chwili i zamilkł jakby coś zrozumiał.- Skoro w przypadku Twoim i Hirka sprawdza się dziewięć i pięć, to może nas tyczą się inne przykazania?
- A czy te... istoty... mówiły wam jakieś inne liczby? Albo cytowały któreś z przykazań?

- Hm, niby nie... Tylko wspominał o moim kalectwie i tym cytacie z biblii “nie podchodź do ołtarza, umrzyj”. A poza tym, przecież mi Czarek też wspominał o tym dziewięć i pięć- Grzesiek aż poczerwieniał ze wstydu, że dopiero teraz sobie o tym przypomniał.- To musi odnosić się do nas wszystkich... I to nie są przykazania.

- Masz jakieś podejrzenia
- zwróciła się do Dominiki - dlaczego to ustało? Dlaczego trzy tygodnie temu dał ci spokój? I czy koszmary też się zakończyły?- Nie czekając na odpowiedź obróciła się do Grzesia. - Dziewięć i pięć na pewno coś oznacza, za często się to powtarza. Ale twoje kalectwo - nawet się nie zająknęła, zazwyczaj nazywała rzeczy po imieniu - mi tu nie pasuje. Dlaczego wytykają ci coś na co nie miałeś wpływu, nie zawiniłeś? Grzesiu, jeśli to nie tajemnica... jak w ogóle doszło do tej kontuzji stopy? Tak dokładnie.

- Dał mi spokój, bo... - zawahała się Dziara.- Bo .... no... zrobiłam coś. Chyba. Tak myślę. Ale koszmary nadal mam.
- Co takiego?
- podjęła temat Bułka. - Co zrobiłaś?

Wtedy odpowiedział Grzesiek.
- Nic nadzwyczajnego, biegliśmy do szkoły spóźnieni, i na torach tramwajowych się przewróciłem. Nadjeżdżał tramwaj, zdążyłem odskoczyć, ale za wolno i przejechał mi po stopie. Gapiostwo... Ale w biblii jest tak powiedziane, że kaleka nie może podejść do ołtarza i złożyć ofiary Panu- wzdrygnął się na wspomnienie tej feralnej kartki, którą wyjął z koperty wraz ze zdjęciem Andrzeja.- To raczej stary testament, czyli nieco brutalniejsza i bardziej konserwatywna strona chrześcijaństwa, ale jednak, te istoty mają usprawiedliwienie, to jacyś fanatycy, czy coś w tym stylu.

Teresa przytaknęła, w sumie Grzegorz mógł mieć rację. Nie chciała jednak odpuszczać tego co zaczęła Dominika.
- Możesz sprecyzować co zrobiłaś? - a po chwili dodała. - Proszę. To mogłoby nam pomóc.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 25-05-2012 o 12:44.
Baczy jest offline