Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2012, 19:12   #111
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
praca zbiorowa cz. 4

Teresa zbiegła schodami na parter i opuściła kamienicę. Na dworze postawiła wysoko kołnierz płaszcza i kilka razy okręciła się w kółko jakby nie mogła się zdecydować jaki obrać kierunek. Ostatecznie ruszyła biegiem w stronę przystanku autobusowego.

Nie zdążyła opuścić wewnętrznego podwórka, gdy jakieś wielkie łapsko zlapalo ją za ramię.
- Gdzie idziesz? - mimo, że głos zdawał się wibrowac złością, poczuła ulgę: to był Gawron. Choć teraz, patrząc na jego niezbyt urodziwą gębę na ciemnym podwórku, przez chwilę była w stanie zrozumieć, czemu cała kamienica ma go za mordercę i gwałciciela. Nabrała powietrza, by coś odpowiedzieć, ale przyłożył jej palec wolnej ręki do ust i podjął szeptem. - Wasze krzyki słyszała cała kamienica i jeśli choć jeden telefon nie umarł w czasie burzy, policja pewnie już tu jedzie. Potrzebuję tam u góry kogoś poczytalnego, kto im wyjaśni, że nie, panie wladzo, Gawron nikogo nie zabija, nie gwałci, nie terroryzuje, po prostu zaprosił paru przyjaciół na przesympatyczną kolację i ploteczki, kurwa jego mać. Liczę na ciebie, i myślę że naprawdę o wiele nie proszę. Zanim wrócimy... możliwie krótko i niezbyt głośno: co się stało?
Zaplotła ręce na piersi.
- Możliwie krótko... Baśka bardzo szybko wyciąga wnioski przez które ludziom mogą puścic nerwy. I mnie puściły. Ostatnio mi się to zdarza. I nie po to wychodziłam żeby teraz wracać - spojrzała na jego dłoń ciążącą na jej ramieniu. - Dobrze wiesz, że na Węgielnej gliniarze nie przyjeżdżają z powodu jednej rozbitej szklanki. Musiałoby się tu co dzień roić od radiowozów. Fajnie, że chcesz załagodzić sprawę ale mnie przeszła ochota na towarzyskie spotkanie. To nie wyjdzie więc wracaj do domu Gawron, gości masz.

- Ok, Baśka lubi coś chlapnąć, zanim pomyśli, małolata potrafi być prawdziwym wrzodem, zdążylem się przekonać. - Wyraz twarzy Gawrona nie zmienił się o milimetr, podobnie jak uścisk na ramieniu. - Co nie zmienia faktu, że siedzimy w tym gównie wszyscy razem i jeśli wydaje ci się, że pozwolę ci biegać samej po nocy, bo strzeliłaś focha, to grubo się pomyliłaś.

Bułka warknęła lekko, wyciągnęła papierosy z kieszeni płaszcza i odpaliła sobie jednego. Nerwowo przebierała z nogi na nogę ale bynajmniej w stronę klatki nie zamierzała się ruszyć.
- Po coś z nią wyszedł do drugiego pokoju? - uśmiechnęła się, ewidentnie złośliwie. - Ominęły cię takie przeboje! - Bułka gestykulowała żywo i krzyczała “szeptem” żeby na koniec wbić palec w pierś Gawrona. - Ten facet... a raczej to... coś... miało rację. Nic nam nie zostanie. Nic! Ja już jestem za półmetkiem, po co się szarpać? Równie dobrze można to przyspieszyć i oddać resztę walkowerem. Uwierz mi, że na końcu tej historii już nie będziesz mnie... - szukała odpowiedniego słowa i wybrała w końcu - lubił, rozumiesz? I przestań mi rozkazywać jakbym miała pięć lat. Po jaki gwint się trudzisz? Po co ci w ogóle na mnie zależy? Masz na górze napaloną śliczną laskę, fakt, może trochę dziwną no ale teksty miała takie.... sugestywne! - wykonała zamaszysty ruch ręką, który mało nie wybił mu oka. - Idź sobie! To wszystko jest żałosne, mam dość! I to nie jest foch! To jest kapitulacja! Nie obchodzi mnie juz świniogłowy, zdjęcia, sny! Mam inne, znacznie bardziej realne problemy - w finale dramatycznego wywodu kopnęła leżącą na ziemi butelkę i nagle w podwórkowej bramie zrobiło się nieprzyzwoicie do tej sceny głośno. Kiedy dżwięk ucichł została tylko Bułka dysząca z wysiłku. Zaciągnęła się papierosem i opadła na twardy krawężnik wyciągając nogi. NAgle jej rysy zaczęły się wygładzać aby zamajaczył na twarzy lekki niezdecydowany uśmiech - Baśka myśli, że sobie zrobiłam skrobankę bo się puszczałam - cichy śmiech zaczął przybierać na sile i balansował między gwałtowną wesołością a zrywem szaleństwa.

Patryk ze spokojem świętego lub grabaża przykucnął na przeciwko i spojrzał dziewczynie w oczy. Chyba dopiero teraz zwróciła uwagę, że wylazł za nią w kapciach i T-shircie. Chwilę po prostu tak kucał i patrzył. Był. I najwyraźniej nigdzie się nie wybierał.
- Baśka to dzieciak. Nic na to nie poradzimy. - powiedział w końcu spokojnym, zmęczonym głosem. - Co do całej reszty... Tereska, weź dwa oddechy i posłuchaj co właśnie powiedziałaś. Wierzysz choć w połowę z tego co mówisz? Nie ma opcji na walkover, rozumiesz? Masz, kryzys, w porządku, ale to jeszcze nie jest ten moment, w którym rzucamy wszystko i idziemy dać się pozabijać. Po prostu ci na to nie pozwolę. Jeśli będzie trzeba, przerzucę cię przez ramię i zaniosę do tego mieszkania. - Jak pokazało parę imprez z dawnych lat, to zdecydowanie nie była metafora.
Nie odezwała się już do końca fajki. Może faktycznie chciała się uspokoić a może nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć. Dopiero kiedy zdławiła niedopałek butem zebrała się na śmiałość żeby spojrzeć mu w oczy.
- Widzę, że nie pozostawiasz mi wyboru - jej głos był już spokojny a nawet zupełnie wyprany z emocji. - Wiesz, to już nie tylko o Baśkę chodzi... Cichy i jego matka też ciągle... - zamilkła nagle. - A chyba tylko tego mi brakuje. Powinnam się przespać, najlepiej z żonatym facetem i dobiję do końca listy dziesięciu punktów - wysupłała z kieszeni jeszcze jedną fajkę i teraz już, w przypływie kurtuazji, poczęstowała także Gawrona. - Nie interesuje cię to bo nie jesteś wścibski czy nie chcesz wiedzieć? Ja się przyznałam, że złamałam piątkę Patryk, rozumiesz wagę tej deklaracji? Masz jedną szansę. Możesz zapytać teraz, o co chcesz, albo odpuścić już temat na zawsze.
- Chryste, wielce mi piątka. - Gawron odpalił otrzymanego papierosa i wzruszył ramionami. - Tereska, na litość boską, przecież wiem, gdzie pracujesz. Wszyscy musimy czasem robić, coś co niekoniecznie nam się podoba, żeby przeżyć. Skoro demony ci to wypominają, może czas poszukać ci nowej roboty i tyle. Po cholerę to rozdrapywać?
- Tak - przyznała. - Aborcji mam wiele na koncie ale na szczęście n ie swoich własnych. To mi aż tak nie ciąży, to decyzja tych kobiet, nie moja. Fucha niezła, dobrze płatna. Antkowi mogłam czasem coś ekstra kupić, nie wyliczać każdej setki pod kreską. Ale nie o to chodzi. Jest coś jeszcze Patryk. Coś gorszego.
Patryk spojrzał na nią poważnie. Chyba trochę zaniepokojony.
- No wykrztuś to z siebie. Cokolwiek się stało, jakoś sobie poradzimy.

Westchnęła ciężko ale postanowiła podjąć rękawicę. Lepiej żeby akurat on dowiedział się prawdy od niej, bo prześladowało ją przeświadczenie, że ta prawda wkrótce i tak wypłynie na światło dzienne.
- Tego dnia pokłóciłam się z ojcem... - mówiła tak cicho, że musiał się nad nią pochylić aby dosłyszeć. - Było już późno, zaczęło zmierzchać. Pobiegłam, jak zwykle, na wiadukt żeby odreagować. Posyłałam pod ojcowskim adresem niezgorsze epitety i... ze złością ciskałam w dal kamieniami. Jak mówiłam, robiło się ciemno a on pojawił się na Przemysłowej jakby znikąd. Chyba szedł skrótem i wyszedł z wysokich traw koło drogi... Pamiętam ten głuchy huk a później... on upadł. Hirek chciał uciekać ale go tam zaciągnęłam siłą. Mężczyzna miał rozbitą czaszkę i nie oddychał, było dużo krwi. O dziwo nie wpadłam w panikę ale Hirek nadrabiał za nas oboje. Miał osiem lat, ja dziesięć. Zaczął ryczeć, że pójdę do więzienia i już mnie nie wypuszczą a może nawet zabiją prądem a on nie chce żebym umarła. Dałam mu w pysk i kazałam siedzieć cicho i obiecałam, że nikt mnie nie złapie bo w okolicy ciągle ktoś się bije albo nożem obrywa, że bandytów nie brakuje. Zabrałam mu pieniądze z portfela, zdjęłam zegarek a nawet obrączkę. Wpakowaliśmy to wszystko do blaszanego pudełka i zakopaliśmy na łąkach. Kazałam Hirkowi przysiąc, że nigdy mnie nie wyda.
Odpaliła następnego papierosa od niedopałka nadal na Gawrona nie patrząc.
- Gliniarze później badali całą sprawę i stanęło na napadzie rabunkowym, sprawców nie złapali a mnie się zupełnie upiekło, nikt nie powiązał tego z błąkającymi się po osiedlu dzieciakami. Ten człowiek... - przygasła jeszcze bardziej. - to był Krzysztof Cichy.
Zapadła ciężka cisza.
- Potem dostałam obsesji na punkcie jego rodziny, chciałam wiedzieć jak im się żyje, jak sobie radzą. No i z dobrej sytuacji zaczęli klepać biedę. Żona Krzysztofa nigdy nie pracowała, rentę dostawali marną. Po śmierci ojca Paweł się nigdy nie otrząsnął, zaczął sobie wybierać coraz gorszych kumpli, takie tam. Nie mogłam sobie darować, że to ja zniszczyłam tym ludziom życie. A wtedy, na tamtej imprezie... Paweł mnie zagadał a mnie dosłownie sparaliżowało. Podpity był, zaczął się do mnie dobierać. A ja mu pozwoliłam bo uznałam, że... - przełknęła głośno ślinę. - Wszystko się skomplikowało jak się okazało, że zaliczyłam wpadkę. Ojciec, jak to on, zaczął walić cytatami o ladacznicach babilońskich i mnie wywalił... Każdy dzień pod ich dachem to był czysty masochizm. Na tym się opierało moje małżeństwo. Na wyrzutach sumienia i litości. Ja nadal nie potrafię Cichego nienawidzić. Ja mu od zawsze tylko współczuję.
Wyrzuciła niedopałek. Chyba powiedziała wszystko co zamierzała.
- Cichy... kurwa, to dlatego nigdy nie rozumiałem twojej fascynacji tym półmózgiem. - odezwał się cicho po bardzo długiej chwili milczenia. Siedział obok z nowym, niezapalonym papierosem w zębach i wbijał wzrok w mrok podwórka. Wiedziała, że musi minąć trochę czasu by w niewielkim rozumku Gawrona wszystkie fakty znalazły swoje miejsce i połączyły się w związki przyczynowo-skutkowe. - Nie wiem co powiedzieć, Bułka. Paskudna historia, ale nic co by cię przekreślało teraz jako dobrego człowieka. To był wypadek. Nadal jestem po twojej stronie.
Odnalazła w mroku jego chłodną dłoń.
- To był wypadek ale nie zmiena to faktów. Mam na sumieniu życie człowieka. Zrujnowałam tym jego rodzinę. Jakbym była dobrym człowiekiem to chociaż bym się przyznała i przyjęła konsekwencje. Wtedy tego nie zrobiłam a teraz nie mogę bo Antek zostałby bez matki. Te zdjęcia co dostał Hirek... był na nich wiadukt. I cytat z biblii o tym, kto pierwszy rzuca kamieniem. A później ktoś mu jeszcze podrzucił obrączkę. Wtedy kiedy dostałam w głowę, kiedy w nocy kręciliśmy się przy wiadukcie, chciałam sprawdzić czy blaszane pudełko nadal tkwi pod drzewem. Nie ma go. Nie wiem czy to ludzie czy demony ale ktoś jest przekonany, że powinnam za to zapłacić. Dominika twierdzi, że chodzi o zadośćuczynienie. Może faktycznie powinnam się zgłosić, przyznać? To wszystko ciąży mi już zbyt długo... Patryk, nie mam już siły - ostatnie wyznanie zabrzmiało przerażająco szczerze i tylko dłoń Bułki znów mocniej zacisnęła się na jego palcach.
- Zamknąć cię pewnie nie zamkną, pytanie jak to będzie przed sądem rodzinnym wyglądać... - przytrzymał jej dłoń i znów zamilkł na dłuższą chwilę. - Nie wiem, Tereska. Wciąż to do mnie dociera, nie chcę ci teraz udzielać rad, które jutro rano wydadzą mi się idiotyczne. Od strony prawnej, pewnie Hirek powiedziałby coś więcej, ja wiem tyle, że prawda niekoniecznie uczyni Cichego szczęśliwszym... jak dla mnie i tak dostał od ciebie więcej niż zasłużył. Nie możesz się obwiniać za wszystkie jego życiowe niepowodzenia. Nie jest jedynym człowiekiem na ziemi, który stracił ojca. Na pewno nie jedynym jakiego znam i uwierz mi, nie wszyscy wyrastają na takich gnoi. Poza tym nie wiesz, co by się stało gdyby nie wypadek. Stary Cichy święty nie był, a swoją teściową sama znasz najlepiej. Może zamiast pogrzebu byłby ciągnący się miesiącami i latami rozwód. Może byliby szczęśliwą rodzinką, jak na obrazku z pieprzonej Strażnicy, a może pozbawiłaś go okazji zapicia się na śmierć pod tym cholernym wiaduktem? Nie wiemy i nigdy się nie dowiemy.
Filozoficznie zawiesił głos i pociągnął wzrokiem po podwórzowych ścianach okolicznych kamienic.
- W temacie sądu rodzinnego. Chyba czas się zbierać, póki nie namierzyły nas miejscowe plotkary. Jako znany w okolicy pijak, gwałciciel i twój domniemany kochanek chyba nie robię ci w tej chwili najlepszej renomy. Poza tym trochę mi już kapcie przemokły.
Teresa skinęła.
- Chodźmy - miała już urwać temat ale przed klatką dodała jeszcze. - Sęk w tym, że to był ponoć święty człowiek. Księgowy. Cichy, spokojny i dobroduszny.
- Być może, Tereska. W zasadzie tym lepiej dla nas. Wiesz, diabły już widzieliśmy, jeśli wszystkie te klerykalne dyrdymały okażą się prawdą... - na chwilę zamilkł zbierając myśli, a potem powiedział coś dziwnego. Coś co kompletnie do niego nie pasowało, a jednak zabrzmiało w jego ustach zupełnie naturalnie. - Jeśli był taki święty, i trafił tam, gdzie święci trafiać powinni, to może wstawi się za dzieciakiem, który nie wiedział co czyni. Lepsze to, niż potępieniec, szukający zemsty zza grobu, nie sądzisz?
- Po śmierci jest tylko cisza i pustka, tak mi powiedział - szepnęła jeszcze. - Ja myślę, że on wrócił. Żeby wyrównać rachunki. Ale pewności nie mam. To znaczy, że to on za tym wszystkim stoi.
Zatrzymała się przed drzwiami do jego mieszkania.
- Patryk... - wzięła głęboki oddech i zapytała spokojnie, bez żalu - Jeśli chcesz ja mogę pojechać do Marceliny. Na pewno przenocuje mnie przez parę dni.
- A Marcelina będzie wiedziała co robić, gdy do drzwi zapukają zmarli, a w pokoju gościnnym zmaterializuje jej się Lucyfer, albo to Grześkowe Volvo-cośtam? - Spytał retorycznie ilustrując “zmarłych” i “volvo-cośtam” toporną pantonimą i szczerząc się bezczelnie od ucha do ucha. - Bo ja w zasadzie też nie, ale przynajmniej będę na to przygotowany. Właź i nie marudź.
Otworzył drzwi i zrobił szeroki, zapraszający gest godny co najmniej lokaja wpuszczającego do apartamentu w Hiltonie.
Posłusznie i potulnie wróciła do salonu i, jak gdyby nigdy nic, zajęła poprzednie miejsce przy stole.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 25-05-2012 o 19:17.
liliel jest offline