Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2012, 21:34   #107
Ulotna
 
Ulotna's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulotna jest na bardzo dobrej drodzeUlotna jest na bardzo dobrej drodzeUlotna jest na bardzo dobrej drodzeUlotna jest na bardzo dobrej drodzeUlotna jest na bardzo dobrej drodzeUlotna jest na bardzo dobrej drodzeUlotna jest na bardzo dobrej drodzeUlotna jest na bardzo dobrej drodzeUlotna jest na bardzo dobrej drodzeUlotna jest na bardzo dobrej drodzeUlotna jest na bardzo dobrej drodze
- Tam jest jakiś budynek. Możemy się zatrzymać na noc, jeśli nie będzie truposzy, a jutro zastanowimy się co dalej zrobić - powiedziała Basia
- Jasne - Andrzej skierował się w stronę na oko opuszczonego domu.
Gdy dojechali pozostała w samochodzie i zaczęła nasłuchiwać. Co jakiś czas patrzyła co robi mała Dżuma. Suczka natomiast spokojnie siedziała na kolanach dziewczyny,
- Chyba jest bezpiecznie... Wchodzimy?
- Dobra. Wysiadaj, ja zaraz wyjdę.
Andrzej wysiadł i powoli zaczął kierować się w stronę drzwi frontowych. Nie czekając na Barbarę, przekroczył próg domostwa i obszedł dwa pierwsze pokoje.
Wysiadła, gdy Andrzej zniknął w domu. Wyjęła z bagażnika swoje rzeczy i odłożyła w pierwszym pokoju. Następnie zaczęła obchodzić budynek. Sprawdziła, czy jest woda w kranach. Niestety, po tych latach plagi, kiedy nie działała żadna przepompownia i elektrownia, rury wodociągowe były suche. I to od kilku lat.
Basia obeszła resztę mieszkania i wróciła do pokoju ze swoimi rzeczami.
- Andrzej, trzeba by zabarykadować drzwi i okna, żeby zombiaki nocą nie weszły - zawołała.
- Jasne, jasne - odpowiedział podejrzliwie posłusznie, zbierając meble i polazł je układać pod drzwiami frontowymi. Co chwila ukradkiem zaglądał do salonu.
Położyła koło siebie pistolet na ziemi w zasięgu ręki. Dalej zajmowała się rzeczami w torbach. To było dość nierozważne z jej strony, kiedy nagle poczuła na swoich plecach roztrzaskujące się krzesło. Andrzej nie lubił więziony, a tym bardziej mieć ciągle przystawiony do głowy pistolet.
Upadła i starała się złapać oddech.
- Co ty do cholery jasnej robisz? - zawołala gniewnie.
Andrzej złapał za pistolet i powoli wycofywał się w stronę drzwi, trzymając na muszce leżącą na dywanie dziewczynę. Ujadającą na niego Dżumę, poczęstował solidnym kopniakiem. Szybko zniósł tą prowizoryczną barykadę, którą utworzył przy drzwiach i zniknął za drzwiami.
Basia szpetnie zaklęła pod nosem. Baran zwiał, bez lepszej broni i pakunków. Podniosła się i wzięła broń do ręki. Podniosła Dżumę, usiadła opierając się o torby i położyła ją sobie na kolanach. Sprawdzała jak się czuje pilnując jednocześnie drzwi.
Nagle dało się słyszeć odgłos wystrzału. Prawdopodobnie była to jakaś leciwa dubeltówka. Postrzelony, nie trudno się domyślić że był to Andrzej, zszedł nie wydając z siebie nawet krzyku. Po chwili przez otwarte drzwi wparował pies, wilczak czechosłowacki, po nim do pomieszczenia wsunął się uzbrojony w dubeltówkę i odziany na czarno jegomość, w patrolówce z czerwonym napisem “Fasberg”.
Mocniej chwyciła swoją broń.
- Kim jesteś i czego chcesz?
- Nikim. Zresztą, czy to ważne? - odpowiedział poważnie, odwieszając broń na plecy - Twój przyjaciel padł niestety, to twoje? - wyciągnął zza paska pistolet. Upuścił go na podłogę i kopnął w stronę dziewczyny. Sam skierował się do piwnicy, w niewiadomym celu.
Zdziwiona zachowaniem mężczyzny opuściła broń
- Strzelałeś, więc w sumie całkiem ważne. Dziękuję za pistolet. Kim jesteś?
- Nikim - padło stłumione z piwnicy, lecz mężczyzna wkrótce pojawił się w salonie wraz z psem. Ustawił miskę dla psa i nasypał do niego chrupkiej karmy, zresztą sam też jej sobie napchał do ust i chrupał wraz z psem - Trzymaj - podał Ci niewielkie opakowanie - Nakarm psa. Sama też możesz jeść. Nie jest za smaczne, ale nie mam nic innego.
Dała trochę karmy Dżumie.
- W każdym razie dziękuję panie Nikt - uśmiechnęła się i wyjęła z torby trochę normalnego jedzenia, po czym podała mężczyźnie.
Mężczyzna uśmiechnął się i przyjął jedzenie, z nieco przesadzistym, ale szczerym skinięciem głowy.
- Dziękuje - odparł - Dawno nie miałem nic takiego w ustach... - mruknął, wpijając zęby w żarcie - Pobrzeże oczyszczone do cna, wręcz. Przynajmniej ja tylko na takie natrafiałem, przynajmniej psiego żarcia nie ruszali - schował kartonik na powrót do plecaka - Co tu robisz? Bo na wybrzeżu nic ciekawego nie znajdziesz.
- Dłuższa historia... Tak z grubsza to byłam w bazie wojskowej podczas ataku zombie i przez przypadek znalazłam się ogłuszona w aucie. Nie wiem, gdzie jestem - wzruszła ramionami i zamilkła nie wiedząc co powiedzieć.
Wskazał kierunek, w którym jechaliście.
- Tamtędy w głąb lądu - przeniósł rękę na drugą stronę - Tam nad morze - kontynuował jedzenie podarowanego jedzenia ze smakiem - Chcesz może wody? Tej mam sporo...
- Niestety nie mam pojęcia w którą stronę. A wody poproszę - uśmiechnęła się. - Dokad ty zmierzasz?
Odpowiedział po dłuższym namyśle, jakoś tak niechętnie.
- Do Poznania - po dłuższej chwili ciszy, znowu podjął - Pracowałem w Norwegii. Mam tam gdzieś rodziców. Mam nadzieję że żyją - uśmiechnął się blado, podając Ci dwulitrową butelkę wody.
- Mój ojciec jest prawdopodobnie gdzieś w Polsce.... mam nadzieję, że żyje. Przyjechałam żeby go znaleźć.
- Jak się wabi? - popatrzył na Dżumę.
- To suczka znajomego, została w tym samochodzie... wabi się Dżuma. A Twój?
- Ładna, zadbana - pochwalił Dżumę - Ten skurczybyk to Oskard. Kupiłem go jeszcze u Norwegów. Świetna psina - zaczął głaskać psa po łbie.
- Rzeczywiście śliczny. Uwielbiam wilczaki, za ich wygląd. A czy reaguje on na obecność zombie? Bo Dżuma zawsze sie inaczej zachowuje, gdy są w pobliżu..
- Tak, wyczuwa ich... Boi się ich panicznie, ale dobrze wiedzieć że się zbliżają.
- Czyli też Cię ostrzega - Basia uśmiechnęła się - jest już późno, stawiamy barykadę pod drzwiami, czy od razu kładziemy się spać?
- Nie widziałem tu zbyt wielu truposzy, ale, nie zaszkodzi się zabrykadować na wszelki wypadek. Tych szmaciarzy jest masa nad morzem...
Rzuciła z pomocą mężczyzny kilka mebli pod drzwi i poszła spać.

Rankiem, Barbara obudziła się słysząc pakującego się wczesnym świtem nieznajomego. Spojrzał na nią, znad plecaka.
- Idziesz ze mną? - zapytał po chwili wahania.
Siedziała przez chwilę w milczeniu rozważając propozycję.
-Prawdę mówiąc chciałabym wrócić do chłopaków, ale niestety nie wiem gdzie jest baza. Więc idę z Tobą - wstała i zaczęła pakować swoje rzeczy
- Nie będą Cię szukać?
- Pewnie będą, ale nie wiem czy znajdą. A ja okolicy zupełnie nie znam.
- Może zostaw im tu jakiś ślad? Notatkę? Tak jakby tu trafili, żeby czasem nie zapuścili się nad morze w stado truposzy...
- Dobra myśl - poszukała w torbie jakiegoś papierka i długopisu i zabrała się za pisanie - w którą stronę będziemy szli?
- Na Poznań... - odpowiedział, po czym wyciągnął z jednej z kieszeni samochodową mapę - Jedno z większych miast, w którym miałem się teraz zatrzymać to Schodno.
Jeden z mężczyzn, który ukradł auto zmarł od postrzału, Andrzeja zabił nieznajomy ratując mnie. Nie wiem w którą stronę musiałabym pójść, by dostać się do obozu. Na razie więc pójdę z tym mężczyzną w kierunku Poznania, po drodze zatrzymamy się w Schodnie. Marek nie martw się, dam sobie radę. Jacek, Dżuma jest cała i zdrowa, idzie ze mną. Trzymajcie się razem i nie dajcie się zabić. Do zobaczenia.
Baśka
Dopisała odpowiednie informacje na kartce i położyła w widocznym miejscu, dla pewności przyciskając ją kamieniem, by nie spadła.
- Jestem gotowa.
- Świetnie. Ten wasz samochód sprawny? Bardzo by nam skrócił podróż... - mężczyzna zaczął zdejmować barykadę.
- Kończy się benzyna.
- Pojedziemy tyle, ile będzie można. Potem poszukamy chwilę benzyny, najwyżej go zostawimy. Masz coś przeciwko... - odrzucił ostatni mebel i otworzył drzwi - Ten co Ci groził bronią, leży po lewej... Nie wiem czy chcesz na niego patrzeć.
- Nie, możemy jechać. Nie przeraża mnie widok ran, za dużo ich już widziałam - zdecydowanie przeszła przez drzwi i wrzuciła rzeczy na tylnie siedzenie auta. Mężczyzna uczynił to samo, zajmując miejsce za kierownicą, na tył wpuszczając psy, które grzecznie usiadły na rzeczach.
Zajęła miejsce pasażera.
- Jedźmy - usmiechnęła się i wygodniej usiadła na fotelu. Mężczyzna ruszył.
 
Ulotna jest offline