Gdy tylko drużyna znalazła się w bezpiecznej odległości od magazynu, Vincent uścisnął szponiasta łapą dłoń rycerza Tempusa i rzekł. - Dziękuje za pomoc bez was nigdy bym sobie nie poradził. -po czym wyszczerzył do niego kły i rzucił się w stronę Katriny do której mocno się przytulił. Cóż ostatnie zdarzenia wywarły na chłopaku dość mocne wrażenia, a z tu obecnych to właśnie rudowłosa była dla zaklinacza niczym druga- mniej zrzędliwa i ogólnie fajniejsza- matka.
- Widziała Pani jaki byłem!? -zapytał z szerokim uśmiechem gdy w końcu oderwał się od rudowłosej i zaczął żywo gestykulować i odgrywać niemal scenkę na środku ulicy. - Z pomocą Pana miecza i Psikusa znaleźliśmy magazyn, a potem, pach! Wpadł mi do głowy pomysł i już do Angeliki, a tam woah, pełno zbirów, ale ja nic sobie z tego nie robiłem i ich zachęciłem, a oni za mną i bum już jesteśmy w dokach i... -Vinc przerwał na chwilę swoją bardzo chaotyczną opowieść biorąc głęboki oddech i począł mówić z podnieceniem dalej. - No i zaczeliśmy walczyć z wampirami, a ja dostałem się do środka...- (to że demon go tam zabrał chłopak pominął)- I tam znowu udało mi się namącić w głowach wampirom i gdy nadarzyła się okazja ja łup, niczym bohater w nich uderzyłem! Pokonałem niemal sam dwa gargulce i nawet z Luizą walczyłem ,widziała Pani widziała?!- Zaklinacz niemal wibrował z podniecenia łasy na pochwały i komplementy.
Gdy w końcu chłopak się trochę uspokoił to bardzo serdecznie podziękował słoikowemu arcymagowi za sprowadzenie wsparcia, a gdy sługusy Angeliki został spławione, przeczesał pazurami swe rude kłaki i rzekł. - Spokojnie wiem jak nas stąd wydostać! -mówiąc to przeliczył wszystkich na palcach. Razem z nim było tu siedmiu ludzi i Cypio, cóż... w najgorszym wypadku będzie musiał... a zresztą nieważne. - A więc zrobimy tak.... -mówiąc to Vinc dobył laski arcymaga która w magiczny sposób kryta była w jego plecaku. - Mogę dzięki temu przywołać nietoperze, bardzo duże nietoperze, każdy powinien bez trudu unieść dwie osoby, jedną an grzbiecie druga w łapach. Nie jesteśmy za ciężcy więc to nie powinien być problem, problemem za to jest czas. Przywołane istoty nie mogą przebywać długo w tm świecie, dla tego gdy tylko przywołam nietoperze od razu jedna para musi się z nim zabrać i lecieć za mury, ja odlecę ostatni i spotkamy się za murami. Co wy na to? -zapytał z uśmiechem... aczkolwiek nie tak szerokim jak po opuszczeniu magazynu. - Ten to ma łeb co? To jest mój chłopak, skarb rodziny! -odezwało się dumne ostrze i gdyby mogło wyprężyło by pierś.
Vincent o ile wszyscy byli za tym planem, odkaszlnął cofnął się o kilka kroków i rozpoczął przywoływanie nietoperzy.
__________________ It's so easy when you are evil. |