Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2012, 00:25   #2
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Liniowiec „An-nahda” zakotwiczył na orbicie Criticorum po ocienionej stronie planety. Tu miał przeczekać kilka godzin, tak by manewr lądowania nie zakłócił snu pasażerów. Na razie w metropolii wylądował jedynie prom, przewożący trochę ładunków, kilku członków załogi i dwóch czy trzech pasażerów, którym mimo wczesnej pory śpieszyło się na powierzchnię.

Jednym z nich była Liwia Erigone.

Właściwie nie miała powodów żeby nie czekać do rana. Umówiona była na osiemnastą. Na rozmowę, po której wiele sobie obiecywała. Z kobietą o imieniu Proxy.

Podróżowała w interesach swojej Gildii. Zazwyczaj przewoziła to, co miała w głowie, formuły wymagające zapamiętania, dla których najbezpieczniejszym miejscem był czyjś umysł. Była Aptekarką zaledwie od trzech lat, ale miała wysoki status Magistra Offirmate. Tym samym Gildia miała przed nią niewiele tajemnic. I to mimo faktu, że przeszłość młodej kobiety rozpływała się gdzieś w międzygwiezdnych mrokach. Liwia nie ujawniała nawet planety swego pochodzenia.

Aptekarze w swojej działalności oscylowali miedzy dwoma biegunami. Większość stacjonarnych siedzib zajmowało się handlem i produkcją rozmaitych medykamentów. Wbrew powszechnym mniemaniom naukowcy sensu stricto stanowili mniejszą część wśród członków Gildii. Ale to laboratoria były sercem Gildii. Te najważniejsze zakładano wyłącznie w domenach przyjaznych Aptekarzom rodów, prowadzących politykę tolerancji wobec nauki. I to nowe receptury były źródłem największych dochodów Gildii. Lekarstwa Aptekarze produkowali sami. Inne koncesje zmuszeni byli odsprzedawać. Na przykład tę na korzenne wino kantarydynowe, od trzech sezonów nieodzowny alkohol na przyjęciach możnych.

Liwia zazwyczaj podróżowała miedzy laboratoriami.
Jednak pobyt na Criticorum był inny. Nie wiązał się z ważnym zadaniem. Oczywiście miała zameldować się w siedzibie Gildii i przekazać parę informacji i wymienić kilka uprzejmości, ale de facto Aptekarce udało się przekonać przełożonych do pokrycia kosztów podróży dla własnego kaprysu.

***

- Liczyłam na to, że pani chlebodawczyni pojawi się osobiście – niewidoma rozmówczyni Liwii nie wyglądała jednak na zdziwioną.
Liwia również nie wydawała się zaskoczona przepychem apartamentu, w którym doszło do spotkania, ani panującymi w nim orientalnymi zwyczajami. Swobodnie siedziała na jedwabnej poduszce naprzeciwko nieznajomej. Trzymała w jednej dłoni już prawie pusty kieliszek z czerwonym winem, drugą obracała na szklanej powierzchni witrażowego stolika drobno zapisaną kartkę. Niewidoma odczytała ją przed chwilą za pomocą niewielkiego skanera.
-Jest pani tak doskonale poinformowana, że zapewne wie, że baronowa jest nadal zajęta sprawami spadkowymi. Proces się przeciąga. Nawet w dzisiejszym świecie zbyt wielu osłów wierzy, że linie męskie mają większe prawa do dziedziczenia. Mimo dalszego pokrewieństwa. – Sarkazm w głosie Liwii nie przykrywał wyraźnie widocznej złości.
Proxy wykonała gest jakby chciała jej przerwać. Albo uspokoić.
– Oczywiście pani znajomość szczegółów sprawy przekonuje mnie, że jest pani właściwą osobą.
- Proszę to spalić – dodała po chwili bezbłędnie wskazując na kartkę. Dla drugiej z kobiet przedmiot nie wydawał żadnego dźwięku. W talencie Proxy było coś przerażającego.
Liwia podpaliła kartkę. Paliła się jasnym płomieniem. Papier w najwyższym gatunku.
- Rozumiem, że jest pani zainteresowana współpracą? –Proxy uśmiechnęła się delikatnie.
Liwia napełniła kieliszki. Swój i gospodyni. Ona uśmiechała się szeroko.
-Pod jednym warunkiem oczywiście. Już nigdy nie padnie między nami nazwisko Mercouri.

Obie kobiety wzniosły toast.

***

Zwracała na siebie uwagę, kiedy szła szerokim trotuarem ciriculiańskiej metropolii. Była piękną kobietą o wyniosłej postawie. Ubrana w lekką jedwabną sukienkę z jataganem u pasa, wyglądała na szlachciankę. Jednak jako nieszlachetnie urodzona musiała w większości zwiedzanych miejsc mieć pozwolenie na noszenie broni. Zazwyczaj kupowała je jeszcze przed lądowaniem. Zawsze była przywiązana do tej broni. Należała do jej przodków. Prapra dziadów. Ojciec podarował go jej w dwunaste urodziny. Był niezwykle dumny, gdy sprawdziła DNA swojego sobowtóra. Okazał to w ten sposób. Właściwie w ich wspólnym życiu był to największy dowód przywiązania, jaki spotkał ją z jego strony.
Biedna dziewczynka-sobowtór nie miała oczywiście nic wspólnego z Mercourimi. Zresztą ojciec zabił ją w kilka lat później. Po pierwszej, nieudanej ucieczce córki. Na jej oczach. Miał talent do wymyślania kar. Ale wtedy Aspazja, sama była przekonana, że nie przeżyje i nie myślała zbyt wiele o nieszczęśniczce. Po prostu zamknęła oczy.

Kiedy ustalały, która obejmie spuściznę z łatwością zrezygnowała z zaszczytnego miejsca. Z nich trzech znała Juliusza najlepiej, i zawsze pragnęła mieć z nim jak najmniej wspólnego. Tylko tej broni nie oddała. Dobrała nazwisko do inicjałów na rękojeści. L.E. – Lucjusz Emiliusz. M zatarło się przez wieki.

***

Z sojusznikami miała spotkać się na piaskowym galeonie dopiero następnego ranka. Zatrzymała się więc w pokojach oferowanych przez Gildię. Tutejszy Mistrz, mężczyzna po czterdziestce o al-malickim pochodzeniu, dla genetyka, którym cały czas była, układ kości czaszki był oczywisty, nazywał się Hektor Tourae. Wiedział nawet, że to ona zneutralizowała kantarydynę. Dostała trzypokojowy apartament z ogrodem. Na Ciriculum oszczędzano wodę, a Liwia miał u siebie fontannę. Mile połaskotało to jej próżność. Nadal lubiła przepych.

Proxy wymieniła dwa nazwiska, przy jednym Aspazja prawie wypadła ze swej roli. Na szczęście skończyło się na tym, że jedynie roześmiała się niezbyt wesoło. - Evrosa de Varas kiedyś poznałam –to było dobre wytłumaczenie nagłego zachłyśnięcia się winem – wbrew temu co niektórzy mówią, wszechświat nie jest wcale taki duży.
Niezwykle dłużyła jej się noc w aptekarskich apartamentach. Zmieniła je więc na kasyno. Jak zwykle w tego typu przybytkach najpierw pewną sumę straciła, potem wygrała, choć to ktoś obcy sponsorował jej żetony. Ten akurat, miał nieco hazackie rysy, stalowoszare oczy, dumną postawę i niewątpliwie szlacheckie pochodzenie. Zdecydowanie nie chciała spędzić tej nocy sama. Ale Evrosa w kasynie nie było, a to nie był czas kompromisów.

***

Wchodząc na statek zapytała o obydwoje sojuszników. I obydwoje już byli. Ruszyła za majtkiem tam gdzie znajdował się de Varas. Mężczyzna patrzył w inną stronę.
Podeszła do niego zdecydowanym krokiem. Odwrócił się. Nie dopuściła go do głosu.
- Liwia Erigone –wyciągnęła do mężczyzny w geście powitania rękę – ale zdaje się że pamiętasz.
Tak jak ona pamiętała. Zwłaszcza ten ostatni wieczór, kiedy wreszcie zapukała do jego kabiny, i noc, aż do białego rana, kiedy tańczyli na przyjęciu u szejka i potem, decyzję, gdy zabierając tylko niewielką torbę uciekła z „Rybki”.
Minęły trzy lata. W tym czasie odkryła że ma dwie bliźniacze siostry, wspólnie z nimi zamordowała ojca oraz wyrzekła się swego dziedzictwa i nazwiska. To wszystko musiało się stać.
Żaden Hazat by tego nie zniósł.

***

Gdyby nie dłoń, którą położyła się na rękojeści szabli można by sądzić że kobieta z jakiegoś dziwnego powodu nie zauważyła ataku. Cały czas z tym samym co wcześniej zainteresowaniem, patrzyła na harfistkę, nie napięła mięśni, nie krzyknęła, nie westchnęła nawet. Wyglądała na zupełnie spokojną.
Niemniej Liwia właśnie liczyła atakujących. Dotykała ich, każdego, lekko i niezauważalnie, i bezbłędnie wyczuła najsłabszego. Nagle jeden ze skuterów wykonał gwałtowny manewr. Zawrócił, uderzył w innego, prowadzącego mały klucz sojusznika. Jeden pojazd uderzył w następny. Trzy skutery stanęły w płomieniach.
Aspazja nadal nie podnosiła w górę wzroku. Szukała następnej ofiary.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline