Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2012, 06:17   #267
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Przesłuchanie jeńca ***

-Dobra suczy synku... Gadasz po dobrociji, czy trza ci mijichę sklepać?- Wołodia nie miał zamiaru cackać się z darmozjadem, który narobił im sporo problemów -Ten przez cijebie ranny- skinął głową w stronę Aliquama -Nije chcijej żeby był w stanije topór dźwijignąć bo ja w twojej obronije stawać nije będę. Da.- rzekł spokojnie, lecz niezwykle chłodno.

- Kozacze, poczekaj - powiedział Alex. - Pytanie najpierw zadaj, a potem do mówienia zacznij zachęcać. Powiedz na początek - zwrócił się do rannego - kto was tu przysłał i dlaczego.

Aliquam skinął do Eryka
- Dzięki ci, byłbym wdzięczny za pomoc. - Powoli zaczął podnosić się z ziemi do pozycji stojącej, pochwytując przy okazji broń. Potem krzyknął do jeńca. - Lepiej powiedz mojemu kompanowi, co wiesz, bo jak ja tylko będę mógł podejść do wyrwę ci wszystkie zęby razem z dziąsłami!

Eryk popatrzył na metody jakimi próbują działać jego towarzysze. Najpierw począł opatrywać jednak potrzebującego Khazada. Następnie, gdy już to zrobił podszedł do jeńca i zaczął robić to samo.
Widząc jednak miny członków drużyny powiedział:
- Spokojnie, mam zamiar go utrzymać przy życiu, martwy nam się nie przyda.
Nie był zbytnio delikatny. To miał być skuteczny, a nie przyjemny zabieg. Słysząc jęki jeńca przypomniała mu się pewna sytuacja. Przesłuchiwali całą bandę podejrzanych o kult Slaanesha. Rękawiczki... gorące pręty... W ostateczności użyje swoich metod.

- Nie zabijajcie! Proszę! Powiem wszystko co wiedzieć chcecie! – Zaczął biadolić jeniec. Uspokoiwszy się trochę, gdy Eryk zaczął go opatrywać, począł odpowiadać na pytania. – Jechaliśmy waszym tropem z Altdorfu. Przysłał nas Herr Weissenhaaren. Mieliśmy wrócić z jego narzeczoną. A jak nie wrócić, to cytując go... ‘Jeśli ja jej nie będę mieć, to upewnijcie się, żeby nikt jej nie miał.’ – Zacytował pracodawcę. - Ale jak, jak mnie puścicie. To wrócę tam, powrócę do niego i powiem, że misja ukończona. Że walkę stoczyliśmy ciężką, a ja jako jedyny ocalałem. - Popatrzył na przesłuchujących go.

- Nie wiem jak Wam, mnie to nazwisko dość sporo mówi. Mieliśmy już z nim do czynienia. To ten sam co nasłał chłopów pod karczmą. - powiedział do reszty Eryk.
- A teraz powiedz co wiesz o swoim pracodawcy. Tylko szczerze, bo jak już usłyszałeś co nieco o nim wiemy.
- Już mówię co wiem. Tylko i wyłącznie szczerze. Herr Weissenhaaren jest bogatym, wpływowym szlachcicem, posiadającym swój dwór w Altdorfie. Wedle mej opinii jest doskonałym przykładem, jak władza i bogactwo może w głowie namieszać. A oto jego herb- wskazał na swoją zakrwawioną kurtę. - A jam członkiem jego gwardii. Ja wrócę i powiem, że misja zakończona. - Powtórzył jeszcze raz.

- To nie wróży ci świetlanej przyszłości. Z tego co słyszałem to ten cały Weissenhaaren wiesza sługusów, którzy nie wracają z dobrymi wieśćmi. Skąd mieliście wiedzieć jak wygląda narzeczona tego całego Haarena? - blefował. Może to chociaż nauczy tego młodziaka rozsądku.

- Yyy… bo my ją widzieli przecie na oczy - odpowiedział. - Tu jej szukaliśmy, bo tamten - skinął głową w stronę Felixa – powiedział, że tu zmierzacie. Wcześniej śledził i ślady zostawiał najęty skrytobójca. A wieści przecie dobre przywiozę, że nikt jej miał nie będzie. To jego słowa, a znając go to zdecydowanie tak myślał i nawet z takiego rozwiązania zadowolon będzie. No może, by się jaki dowód przydał… Ale jaki…
- Hm... Wiesz, dowodu Ci dać nie możemy... Jednak możemy pokazać ci prawdę. Chcesz? Jak już ją przekażesz Haarenowi, to Twoja sprawa.
- Dobrze, oczywiście, ja tak wytłumaczę, że już spokój będziecie mieć. I Pani Juliene. Na pewno! Obiecuję! - Mimo ran i swojej sytuacji, mówił z wielkim entuzjazmem. Chyba wyczuł, że może mu rzeczywiście będzie dane przeżyć ten dzień.
- Nie ciesz się za bardzo. Na pewno chcesz ujrzeć prawdę? - Eryk wiedział co czeka tego nieszczęśnika. Chciał mu delikatnie zasugerować, że nie ma się z czego tak radować.
Gwardziscie od razu zrzedła mina, zdał sobie sprawę że na radość jest jeszcze za wcześnie - Mhm - odpowiedział niepewnie.
- No to chodź... Idziemy! - Eryk stanął za gwardzistą i poprowadził go do włazu do kanałów.
- Na dół!
Jeniec bez żadnych sprzeciwów, wykonywał kolejne polecenia akolity.
Eryk poprowadził powoli jeńca na miejce ich potyczki z bestią. Gdy już dotarli na miejsce i sługus Haarena ujrzał to, co pokonali, akolita powiedział:
- Dwa dni temu ten pomiot chaosu pożarł Julliene. Jeśli chcesz dowodu to włóż w to coś rękę i szukaj jej głowy, szat czy innych rzeczy, które zadowolą Haarena. Udało nam się go pokonać serią egzorcyzmów. Mam nadzieję, że to wystarczy...
Gwardzista, gdy ujrzał jaskinię, w której znajdowały się setki obnażonych, zmutowanych zwłok, od razu zwrócił całą zawartość swego żołądka. Nie był w stanie powiedzieć zbyt wiele, a tym bardziej wkładać w trupy swych rąk. - Wystarczy – ledwo co wydukał. - Powiem co widziałem i powiem, że wszyscy tu zginęliście. Opuśćmy to miejsce.
- Więc wracaj do swego pana... a jeżelibyś powiedział, słowo kłamstwa, niech ci język uschnie...
Takimi słowami po wyjściu z kanałów Eryk odprawił jeńca.
Nie trzeba było długo czekać, by gwardzista spełnił kolejną ‘prośbę’ Eryka. Nie oglądając się za siebie ruszył tak szybko, jak tylko pozwalało mu na to ranne ciało.


*** Rozmówka z Felixem***

Widząc spojrzenie, jakim Eryk obdarzył jeńca, Alex doszedł do wniosku, że jego obecność przy przesłuchaniu przynajmniej chwilowo jest zbędna.
- Tylko nie mówcie, dokąd się potem wybieramy - powiedział. - I unikajcie wymieniania imion.
Zdradzanie zbyt wielu tajamnic mogło sugerować, że nie tyle ma się zaufanie co do dyskrecji przesłuchiwanego, ale że żywot tego ostatniego będzie zbyt krótki, by zdobyte sekrety zdążył komukolwiek przekazać.
Ruszył powoli, nieco oszczędzając siły, w stronę dawnego ‘przewodnika’ - Felixa. Członek rady miejskiej tkwił jak kołek, przywiązany do grzbietu wierzchowca.
Rozplątał liny, zostawiając jednak związane ręce.
- Złaź, Feliksie - powiedział. - Musimy porozmawiać.
Pomógł mu zejść na ziemię.
- Skąd się tu wziąłeś, Feliksie? - spytał.

- Ja, ja, jak mnie odesłaliście jechałem przed siebie. Pędziłem nie odwracając się. - Mówił drżącym głosem. –Trafiłem na nich i niedługo trwało, jak mnie na spytki wzięli. I powiedziałem co wiedziałem. To oni mnie z powrotem, związali, na koń i do Vogelsang kazali jechać - odpowiedział Alexow. - Czemu mnie to wszystko spotyka? Czemu? - Zapytał retorycznie, a po chwili zastanowienia opuścił głowę i rzekł - Aaaaaa – Tak jakby mu się coś przypomniało. - Ja, ja nie chce to już być. Nie chcę! Puśćcie, proszę, to pojadę.
- Nie chcesz? - zdumiał się Alex. - Wszak to twoje miasto, Feliksie. Twoje ukochane Vogelsang. Już wolne od Chaosu. Powinieneś tu zostać i pomóc tym, co ocaleli. Tyle jest do roboty - Alex machnął dokoła ręką - a ty chcesz to zostawić? Uciec od obowiązków? Jak to możliwe? Musisz... Powinieneś tu zostać i pomóc w odbudowie. Znasz to miasto, znasz tu wszystkich. Może zostaniesz burmistrzem zamiast tego, co uciekł.
- Nie, nie, nie, ja muszę jechać. Ja nie chcę tu być - panikował. Po chwili, gdy ujrzał, że coraz więcej gapiów, wychodzących z domostw po zakończonej walce, się patrzy, zaczął panikować jeszcze bardziej. - Proszę, ja pojadę! Pojadę w drugą stronę. Już nikomu nie powiem gdzie żeście są. Nikomu! Ale pozwól już odjechać. Pozwól. - Dygocąc z przerażenia patrzył błagalnie na Alexa.
- Co im zrobiłeś, Feliksie? - spytał Alex, zmuszając swego rozmówcę do pójścia w stronę pozostałych członków drużyny. - Czemu się ich boisz?
- Uciekłem – odpowiedział spuszczając wzrok. Ta odpowiedź zapewne nie zdziwiła Alexa. - Uciekłem, gdy doszły nas słuchy o nadciągającej armii Nurgla. Uciekłem wraz z innymi członkami rady. Porzuciliśmy ich - skierował swój wzrok na mieszkańców. - Opuściliśmy miasto pod osłoną nocy, zabierając najlepsze środki transportu.
- Nie zdziwiłbym się, gdyby cię powiesili - powiedział Alex. - Ale mam nadzieję, że zagonią cię do pracy, żebyś zmazał swoje winy. A cóżeście z kasą miejską zrobili? - spytał. - Przydałoby się złoto na doprowadzenie miasta do poprzedniej świetności.
Powieszą- odparł zrezygnowany - Ja bym pewnie powiesił. A pieniędzy ile zdołaliśmy, tyle zabraliśmy. A gdzie teraz są pozostałe, to nie wiem. Niestety nie wiem.
Alex sam by go powiesił, będąc na miejscu mieszkańców, ale nie był. I nie miał zamiaru być sądzią czy katem.
- Może uda się ocalić twoje życie - powiedział. - Najpierw porozmawiamy z kapłanką, a potem zobaczymy.
Pociągnął Felixa w stronę wejścia do kanałów.

Wspólnymi siłami, czyli razem z Kasimirem, pomogli wydostać się z kanałów całej trójce - kapłance i jej pomocnikom. Jednak Juliene, spoglądająca na świat wzrokiem z cieniem obłędu w oczach, była zdecydowanie mało komunikatywna i nie nadawała się na rozjemczynię w ewentualnym sporze między Felixem a mieszkańcami.
Alex z pewnym zniechęceniem pokręcił głową, widząc w jakim stanie jest kapłanka.
- Nie możesz ciągle uciekać - powiedział do Felixa. - Musisz zmierzyć się z życiem, a my się postaramy, żebyś nie zapłacił głową za swoje błędy - obiecał, może nieco na wyrost.

- Nie… tak… nie… – odpowiadał rozdarty wewnętrznie rajca. - Tak! Nie mogę uciekać. Ja tu chciałem powrócić. Ja wierzyłem, że tu dobrze wszystko. Ale dobrze nie jest. Nie jest przeze mnie. Ale zostanę, by pomóc, by odbudować. By Vogelsang znowu było piękne. By znowu tu życie wróciło. Może wybaczą wtedy… – Mówił, a w głosie dało się wyczuć nadzieję. Ludzie wciąż z daleka obserwowali całą sytuację. Nawet strażnicy nie kwapili się by podejść do grupki, która ocaliła Vogelsang. Oni zresztą o tym nie widzieli. Trzeba czasu, by zmiany były widoczne, by zaraza odeszła, by ziemia odżyła. Na Felixa szczególnej uwagi na razie nie zwracali. Zapewne z daleka go nie poznali, ot wychudzony, wybiedniały obdartus.
- Na razie trzymaj się nas - zaproponował Alex. - Potem porozmawiamy z kapłanką, panią Juliene. Ona z pewnością udzieli ci swej rady.
- Tak, dobrze, mhmm, lepiej się trzymać was. - Felix zdecydowanie zgodził się ze swym rozmówcą.


*** Później z Juliene ***

Gdy Juliene nieco doszła do siebie zwróciła się do swoich ochroniarzy. Ochroniarzy, którzy ocalili jej życie, ochroniarzy, którzy ocalili całe miasto, a kto wie, czy nawet nie więcej. Jej głos wciąż był drżący, jej oczy nieco błędne. Sięgnęła do swej sakwy, wysypała całą jej zawartość i podzieliła ją na siedem równych części. Przydzielając każdemu z ochroniarzy należną mu część rzekła. - Alexie, Ty swą należność odebrałeś wcześniej, a mimo tego zostałeś by wspomóc mnie. Nie pozostaje mi nic więcej niestety, jak podziękować ostatni raz gorąco. Modły będę znosić za Ciebie, do końca życia mego. Jak i za was wszystkich - zwróciła się do pozostałych. – Dziękuję za wszystko co żeście uczynili. Dziękuje za wasze wsparcie w Altdorfie, w drodze tutaj, a szczególnie w tym mieście, które jakże bardzo potrzebowało waszej pomocy. Moja wdzięczność nie zna granic, modły jak wspomniałam wznosić będę, a to co uczyniliście z pewnością Pani ma dostrzegła i otoczy was szczególną opieką. W to nie wątpię. W drogę dalszą pewnie ruszyć będziecie chcieli. Ja tu wam więcej nie zaoferuję. Ja tu zostanę, zostanie Kathrina i Sigismund. Zostanie i Felix, który naprawić swe czyny obiecał. Zostaniemy tu i pomożemy temu miastu odzyskać swą świetność. Odzyskać to, co zostało mu zabrane przez siły zła. Czeka nas kolejna walka, ale walka, która dzięki Wam ma szanse zakończyć się sukcesem! - Wypowiadając ostatnie słowa zdawało się jakby wracała jej siła i wiara.
- Pani Juliene - Alex ukłonił się nad wyraz uprzejmie i z widocznym szacunkiem - to była przyjemność, móc wspomóc cię w twym dziele. Ale jest jeszcze jedna, nie do końca załatwiona sprawa. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że to niejaki Weissenhaaren, szlachcic z Altdorfu, za wszelką cenę pragnie cię zdobyć. Nie wiem, czy chodzi mu o twą rękę, czy o coś innego - Alexowi nie do końca udało się zachować powagę - ale dobrze by było, gdybyś zważała na siebie, jako że czeka cię tu dużo pracy i nie byłoby dobrze, gdyby ci w tym przeszkodził jakiś szlachetka.
- Tak Alexie, wiem. Za dalszą troskę jestem wdzięczna, mężem jesteś dobrym i prawym. Mam jednak nadzieję, że tu mnie nie odnajdzie. To miejsce z dala od wpływów jego. Ukrywać się też całe życie nie mogę. Mimo iż jestem tu z innych powódek niż sądziłam, to zostanę tu jednak, gdyż pisane mi to musiało być. Widzę moją rolę tutaj i wiem, że pozostać w tym mieście muszę. Tyle tu potrzebujących… -odpowiedziała mężczyźnie.
Alex skinął tylko głową na znak, że rozumie, chociaż nie ze wszystkimi opiniami Juliene się zgadzał. Na przykład tą o nim. Postanowił jednak swoje zdanie zachować dla siebie.
- Gdyby jednak zaszła taka potrzeba - zwrócił się do kapłanki Kasimir, zabierając ze stołu swoją część - podejrzewam, że posłaniec z wiadomością i paroma koronami na podróż będzie wystarczył aby przekonać nas do powrotu. Chyba wszyscy wrócimy teraz do Altdorfu, więc nie powinno być trudno nas znaleźć.
- Obym z takiej możliwości korzystać już nie musiała - odparła z lekkim uśmiechem.
Wujaszek również postanowił się pożegnać więc podszedł do kapłanki i czule ją uściskał. Łza nawet poleciała mu z oka, bowiem biedaczek wzruszył się bardzo że musi rozstawać się z tą dobrą kobietą. Dał jej złota koronę i rzekł:
- To dla Ciebie od Wujaszka - a po tym pocałował ją w policzki oba i mocno wyściskał bo taki z niego był czuły facet
Juliene spojrzała na monetę, później na łzy Anzelma, ten dziwny mężczyzna zaskakiwał ją na każdym kroku. - Mam nadzieję, że serce twe poprowadzi Cię w dobrą stronę Anzelmie. Modlić się o to będę. - Nie miała pojęcia cóż więcej dodać. Nie miała pojęcia, czy sięgać po monetę, czy też nie. Stała nieco wmurowana, mając nadzieję, że to niezręczna sytuacja prędko minie.
Wujaszek spojrzał się po towarzyszach i rzekł:
- Altdorf..jak świat stoi przed nami otworem..Przyjaciele.. - nie do kończył bowiem czekał co reszta zadecyduje
- Altdorf? - powtórzył Alex. - Może kiedyś, ale najpierw proponowałbym oddać ten list.
Salkalten. Nawet wiedział, gdzie to jest. Co za problem tam pojechać.
- A ja... Ja to chyba zostanę tu... Zawsze chcijał ja otworzyć swoją gospodę da. Taką jak to u mnie w mej oczyźnije mają...- rzekł Wołodia - Miejsca jest tu sporo, a jeśli zaczną tu siję sprowadzać na zat ludzije to będę siję szczycijił pijerwszą gospodą po odbudowaniju mijasta... - wzruszył ramionami spoglądając na towarzyszy bezradnie.
Wujaszek spokojnie wysłuchał co ma do powiedzenia Wołodia i podszedł do niego i rzekł:
- Karczmę powiadasz.. a może potrzebujesz pomocy.. Wujaszek zna się na interesach a i nie tylko na tym. Zapewnie Zlate France będą Ci potrzebne by otworzyć taki przytułek.. Bo widzisz kupno ziemi, budynek i czy budowa czy kupno gotowego to podobnie - zamyślił się i tak licząc na palcach w końcu rzekł - No jakiś tysiączek Ci potrzebny..
- Ale i o tym pamiętać warto - wtrącił się Alex - że wiele opuszczonych domów zostało, których właściciele i ich spadkobiercy nie żyją. Rada miasta, jak tylko taka powstanie, mogłaby nowym osadnikom, a szczególnie tym, co do ocalenia miasta od klątwy się przyczynili, po niższej cenie taki budynek sprzedać. A i grunty równocześnie.
Anzelm spojrzał na Alexa i pokiwał głowo:
- Właśnie.. właśnie.. może nie tysiączek a powiedzmy...750 złociszy.. myślę że może nawet i mniej.. trzeba by rozsądnie rozważyć plusy i minusy.. Grunty mogą ataniej sprzedać ale niekoniecznie budynek lub fundamenty.. chyba że surowce, ale to i robotników do pracy.. Och Wujaszek znów musi policzyć..
- No takie 900 metrów ziemi mogło by kosztować jakieś.. - zamyślił się - normalnie ze sto koron. Powiedzmy, Wujaszek załatwi za 80% ceny, choć lepiej brzmi 50% ceny.. No to liczmy 80 Zlatych Franców, czyli ziemię można od ręki załatwić będzie w mieście - uśmiech Anzelma był szeroki
- Ale najważniejszy jest Wołodia..czy zechce pomocy ?- spojrzał badawczo na towarzysza
-Da. Pomocną dłoń kozak zawsze doceniji. Bogijem nije jest co by ze wszystkijim sam poradzijić a interesami jeszcze tego typu siję nije zajmował. Jeśli kto chcijałby tu zostać jak Wołodija do chętnije z zaufanymi osobami interesy poprowadzim.-

Wujaszek uśmiechnął się i rzekł;
- A z chęcią, chęcią.. choć kontakty trzeba powyrabiać a i jeno przydadzą się znajomości..
- [i]Chcecie tu zostać?[\i] - Wtrącił się ze zdziwieniem Kasimir. - Ale... Przecież... Jak to? Po co? Zostawać w tej dziurze, zapadłej, zniszczonej, jak cały świat stoi otworem? Przecież to bez sensu. Nie rozumiem - zerknął na siedzącego obok akolitę, może nie wiedząc co powiedzieć, może licząc na poparcie.

Eryk siedział przy stole ze spuszczonym wzrokiem. Mamrotał coś pod nosem o jakiś kamieniach i innych niezbyt pasujących do niego rzeczach.
- Hm... właśnie zdałem sobie sprawę, że gdyby użyczyć nieco kamienia z ruin budynków w wiosce świątynia znów mogłaby odzyskać dawny blask... - powiedział zadowolony.
- Hm? Mówiłeś coś? - dopiero teraz zauważył utkwione w nim oczy Ignatza.

Kasimir pokręcił głową i rozłożył ręce w geście bezradności i rezygnacji. Wyjął z kieszeni płaszcza pognieciony i pokrwawiony świstek papieru i rozwinął go.
- Daleko to... Salkaten? - Zwrócił się do Alexa.

-Świjątynia Sijigmara... Shalyji... Gospoda... Świjat stoi otworem? Da, ale paczemu nije zacząć tu? Nije spróbować od tego mijejsca?...- wejrzał na Kasimira i Eryka, jakby szukał w akolicie poparcia.

- Nie wiem, to najwyraźniej poza moim pojmowaniem... Jak chcecie, to kimże jestem żeby wam bronić - westchnaął Ignatz - Ja pewnie udam się z Alexem oddać list, potem pewnie tu do was wrócę.
- Do Salkalten nie jest tak daleko - odpowiedział Alex na wcześniej zadane pytanie. - Pięćdziesiąt mil z okładem. Tyle co nic, skoro konie mamy. Moglibyśmy zabrać ze dwa, co się po żołnierzach ostały, byłoby jeszcze szybciej.
- Rzeczywiście prędko obrócimy. Nawet się dobrze za tę karczmę nie zabiorą, jak wrócimy. Ktoś chce jechać z nami, czy tylko nasza dwójka będzie do towarzystwa? - spytał Ignatz.
- Wiesz co... ja tu zostanę na ten czas. Poproście tam w mieście o jakiegoś kapłana Sigmara. Niech on się tą świątynią zajmie. Musimy jeszcze do Altdorfu wrócić załatwić sprawę pewnego “bogatego i wpływowego szlachcica...” - powiedział Eryk przymrużając oczy.
- Po kolei, nie wszystko na raz - powiedział Alex. - Załatwianie sprawy z tym szlachcicem wymaga czasu, pieniędzy i starań. Poza tym on nam nie ucieknie, a okazja Wołodii może zniknąć. Warto by kilka spraw załatwić, a dopiero potem ruszyć do Altdorfu.
- Zgadzam się, najpierw odwieźmy list do Salkaten, zajmijmy się sprawami bieżącymi, a potem będzie czas na wyrównanie rachunków - zgodził się Kasimir. - Nie ma co brać się za dziesięć rzeczy na raz. Zresztą ja do Altdorfu i tak prędzej czy później muszę wrócić, zobaczyć się z rodziną, ale tak bardzo się nie spieszy. A najpierwej to bym się przespał. Czuję się jakbym od miesiąca dobrze nie spał.
Wujaszek również zamierzał wtrącić swoje trzy grosze:
- Altdorf nie zając Kasimirze, nie ucieknie. Poza tym jak powiedział Alex, co się odwlecze to nie uciecze.. a szlaciura dopadniemy i zapłaci nam.. Zlatym Francem i życiem.. a warto wykorzystać szansę jaką dał nam los. Sytuacja sprzyja takim ruchom, tym bardziej że Wujaszek wie .. jak dobić targu.. a i cenę dobrą wytargować... Burmajstry..Ziemia..Gildie..Kontakty.. Materiały.. Ach.. France się przydadzą..oj przyda się pomoc Wujaszka..oj przyda..


-=== Koniec ===-
 
AJT jest offline