Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2012, 10:34   #14
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Imić Janikowski z uwagą słów pani Ksymeny słuchał, w jej lico natarczywie wpatrując się.
- Sprawny i biegły język waćpani, niczym u jakiego sędziego lubo senatora. Zważ jednak mościpani, że ja hultaja od drogi ścigam, a te jak wiem jeszcze do Patulskich nie należą. Pachołka mi ranił to i żem go w gorączce bitwnej usiekł. Nie myśl jednak szanowna pani, że konia ichniego oddam. Czarne sakwy przy kublace wiszą i starosty to rzecz osądzić co z nimi zrobić, a nie takich szaraków, jak Patulscy. Piotrek! - krzyknął nagle pan Janikowski - Konia trzymaj i kto by się zbliżył doń w łeb pal.

Machnęła ręką pani Ksymena, jakby muchę natrętną odpędzała.
- Sokoliki! - na bratanków krzyknęła, i aż dziw, że ryk taki z piersi tak mikrej dobyć się mógł - Jak mi który po broń sięgnie teraz, pasy drzeć będę - dokończyła ciszej już, z uśmiechem chytrym, bo i się jej Janikowski sam podłożył. - A waści wszystkich na świadków biorę, iże urodzony Tadeusz Janikowski pierwszy po broń sięgnął i do zwady judził.
Znów odezwała się spokojnie, tonu wesołego nie zmieniając.
- Rozumiem, iż waści rękę moją pomocną odtrącasz. Rozumiem też powody, dla których to czynisz, z których gorączka młodości jest pierwszą... obcą na szczęście tak i mi, jak i ojcu twemu. Ochłoń więc waści, tę szansę raz jeszcze daję, byś nie tylko staroście, ale i mości Zygmuntowi trosk nie przysporzył. Kiedy hultaj z drogi na Patulskich ziemie zbieżał, nie twój już ci on, i nie twoja rzecz starostę powiadomić. Choć jeśli potrzeba zajdzie, i waści świadectwo dać powinien. Przeprosin za alarm nocny i mej wychowanicy niebogi strach jak widzę nie doczekam się, ale nie moja to sprawa grzeczności uczyć cię, tylko oćca waści. Czy waść myślisz, żem ja się na chabetę tę połakomiła? - Ksymena wykrzywiła się w rozbawionym uśmiechu. - Lepszej krwi koni u mnie na pęczki, a i ten, na którym waści żywotem swym siedzisz, w mej stadninie rodzony widzę - pani Ksymena przyjrzała się bliżej. - Jagódkowy to źrebak, w przeszłym roku przedany, jeszcze ręką męża mego ułożon. Dobrze chodzi, a? - pani Ksymena przez chwilę nawet wyglądała na zainteresowaną odpowiedzią, ale zaraz potem jej twarz ściął poważny wyraz. - Wracając do spraw naszych. Od kiedy hultaj nogę za gościniec postawił na Patulskich ziemi, nasz ci on. Koń nasz, sakwy przy koniu nasze i właściciela my szukać będziem, by szkapę i dobytek oddać a dowiedzieć się, co się stało. Trup takoż nasz i problem z hultajem - również. I nasza rzecz zdecydować, czy do starosty pójdziem czy nie, choć do narady ojca twego zapraszamy serdecznie. Ojca twego, nie waści, panie Tadeuszu, boś w młodości swej nierozważny i rany przeszłe drapiesz bez potrzeby. Przy prawie jesteśmy, mości Janikowski, a rękę mą odtrącając pomocną i parobków do bitki zachęcając, do raptu na mej ziemi złodziejstwo i rapt kolejny jeszcze dołożysz chcesz - Ksymena ścisnęła usta w wąską kreskę. - Hultaja uciszywszy na wieki, i to, co w sakwach tych jest, a co także mówić może, przejąć chcesz? Sam głowę w pętlę kładziesz, każdy sąd waści o współudział oskarży, do wieży wsadzi i nad życiem twym roztrząsać się pocznie, a i temu się przyjrzy i rozgłosi, żeś sąsiadów na ich własnej ziemi strzelać chciał, sam siebie podstarościm, starostą czy nawet wojewodą czyniąc, i ich sobie uzurpując przywileje... - ciągnęła bez humoru, monotonnym głosem. - Nie chcę ja tego dla ojca twego, i nawet dla waści nie chcę, choć bez szacunku dla płci mojej, wieku i urodzenia odzywasz się do mnie. Bo myślę, żeś jeno głową gorącą zawinił, mości Janikowski. Tedy powietrze wypuść, coś się nim nadął, chłopcze i pomoc mą przyjmij, bo ja głowę twą i honor uratować mogę i chcę - wbiła oczy w Janikowskiego i odezwała się do ogółu, wzroku z młodego szlachetki nie ściągając. - Boga i waszmości herbowych na świadków biorę, iż opiekę nad ziemiami brata mego sprawując, nijakiej zwady z urodzonym Tadeuszem Janikowskim nie szukałam, pomoc mu mimo jego raptów dobrosąsiedzką oferując. Toże jednak prawo ma każden jeden szlachcic - zaatakowany bronić się może i powinien. Tedy zważ, mości Janikowski, cóże czynisz i na czyjej ziemi, i jakie będą tego konsekwencje. Ja ku waści gniewu nie mam, i jeno o sprawiedliwość i spokój dni moich ostatnich mi idzie. Sokoliki, cokolwiek pan Janikowski uczyni teraz, oddajcie mu jako on nam dał.
- Przecie ja na waści godność nie nastawał, co samaś waćpani potwierdziła. Hultaja i rozbójnika jeno, żem gonił i tak się stało, żem ubił,. Sprawiedliwość i Bóg po mojej jest więc stronie, więc mnie dobrodziejko sądami nie strasz, bo wszyscy wiedzą, że Patulskiego synowie to pierwsze w powiecie hultajstwo i warchoły, jak i cala familija z resztą. Sakwy nie oddam, bo w waszych rękach bezpieczna nie będzie. Skoro na ojca mego tak, często się powołujesz, tędy do niego jeźdźmy i on nasz spór osądzi.
- O, to to - odparła pani Ksymena z niekłamanym zachwytem, bo wszystko szło jak po sznurku po jej myśli. - Właśnie o tym braku poszanowania mówiłam. O rodzie mym mówisz, bracie mym i synach jego, i mnie samej. Ja ci pomoc oferuję, dobre imię twe chronić chcę, a ty mnie ode hultajów wyzywasz?

***

I jako żywo - wszystko poszło po myśli pani Ksymeny, czyli prościutko do swady i bijatyki.
- Gonić psubrata - zawrzasnęła pani Ksymena głosem gromkim do wszystkich w ogólności i nikogo w szczególności. Sama wyszarpnęła jedną z Łasiczek pod rękawem ukrytą i - jako że konie, ich zdrowie i życie bardzo wysoko sobie ceniła - wyrąbała z hukiem prosto w piersi jednego z pachołów Janikowskiego.
 
Asenat jest offline