Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2012, 13:11   #32
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Rozmowa w Karczmie.

<Zender> - W sumie to nieźle żeśmy ich załatwili, choć ten wysoki, co go przez łeb zdziliłeś, Riskan, to jakiś taki nieruchawy potem się wydawał... Nic to, wypijmy za udane skopanie paru tyłków! Gdzie się do cholery podziewa ten dureń Vernon, z nim też trzeba by się napić. Miał przecież tylko odstawić swojego wilka, żebyśmy nie mieli więcej przygód i zaraz do nas dołączyć. No nic, no nic... A ciebie co sprowadza na północ? - Rzucił w stronę Anka - Wyglądasz dość południowo, muszę przyznać.

Ankarian po słowach jednego z towarzyszy w piciu, wywnioskował, że miała miejsce jakaś bójka. Ucieszył się w duchu, że go tam nie było. Z przyzwyczajenia, takie bójki zwykle kończyły się śmiercią dla jego przeciwników, a teraz nie mógł na coś takiego pozwolić. Gdy tak o tym myślał, usłyszał pytanie krasnoluda.

- Co, ja? - zdziwił się pytaniem. - Muszę się z kimś spotkać. Nic wielkiego - odparł po chwili, wzruszając ramionami.

<Zender> - Eh... Kobieta? Czy też może szukasz kogoś z rodziny? Cieszę się, że ja nie muszę szukać nikogo za górami... Znalezienie tam kogokolwiek może być bardzo trudnym zadaniem. Z drugiej strony bycie gnomem też nie jest wcale takie łatwe.

Ank zdziwił się lekko, gdy pierwsze słowa rozmówcy wskazały jego cel. Musiał jakoś sobie z tym poradzić, aby za wiele nie wyszło na jaw. Na szczęście rozmówca chyba wypił za dużo, bo powiedział, coś ciekawego, czego zapewne nie chciał mówić..

- Gnomem? - od razu postanowił wykorzystać możliwość zmiany tematu.. - Do tej pory twierdziłeś żeś krasnolud, jeśli mnie pamięć nie myli.

<Zender> - Ha! To tylko pokazuje, jak mało wy, ludzie, wiecie o innych rasach. A wiedziałeś, że kobietom krasnoludów też rosną brody, tylko w dobrym tonie jest im je golić? Nie? Hahahaha! Mam cię, toż to oczywista bujda. Ale wróćmy do tematu. - Krasnolud pociągnął solidny łyk. Zaczynał powoli bujać się na stołku, tak samo jak Riskan, jedynie Ankarian był trochę bardziej trzeźwy. - Krasnoludy to stworzenia głębinowe... Ale te, które rodzą się i całe życie spędzają w kopalniach rozwijają się zupełnie inaczej. Uważamy, że to wpływ braku słońca. Ale do rzeczy - spójrz, jak wyglądam. No spójrz. Jestem niższy, prawie w ogóle nie mam tłuszczu, skóra jest pomarszczona i brzydka, a włosy rzadkie i słabe. A teraz pomyśl, że przez całe życie będziesz żył w jaskiniach - mniejszy rozmiar staje się zaletą, a na twój wygląd i tak nikt nie będzie zwracał większej uwagi. Albo będzie ciemno, albo znajdziesz się w słabym świetle... A i tak będziesz non-stop brudny od pyłów i błota podziemnych strumieni. Teraz jednak niewielu krasnoludów praktykuje takie życie. Ludzie wyrzucili naz z większości kopalni. Moi rodzice należeli właśnie do jednej z tych konserwatywnych rodzin... Przez całe dzieciństwo nie ujrzałem słońca. A co do nazwy... W naszym języku, który swoją drogą też już odchodzi w zapomnienie, mamy określenie na krasnoludów podziemnych i krasnoludów naziemnych... Najbliższe im określenia w betańskim to właśnie “gnom” oraz “człowiek”, no ale to drugie jest już zarezerwowane dla takich jak ty, w związku z czym nazywamy się gnomami i krasnoludami, mimo, że gnomy to też krasnoludy.

- Wygląda na to, że dostałem darmową lekcję na temat twojej rasy - powiedział Ankarian, gdy Zender zakończył swoje przemówienie.

- A skoro ty pytałeś, co tutaj robię, chciałbym zadać takie samo pytanie tobie. Nie wydaje mi się, abyś dalej na północy znalazł klientów dla tych swoich dziwnych zabawek.

<Zender> - Cóż... Jestem stary. Nie widać tego na pierwszy rzut oka. Ludzie, kiedy się starzeją, zapuszczają brody, robią im się zmarszczki, włosy im siwieją... Ja mam w połowie siwe włosy i zmarszczki od urodzenia, no a każdy krasnolud zapuszcza brodę, kiedy tylko może - choć i ten zwyczaj zaczyna umierać w ludzkich miastach, gdzie krasnoludy zaczynają się golić. Zaczynam mieć dość słońca. Dla krasnoludów głębinowych przebywanie na powierzchni jest męczące. Co prawda przyzwyczaiłem się... Ale teraz szukam czegoś innego - a nie mogę wrócić do domu, który opuściłem, no a inne konserwatywne grupy krasnoludów nie lubią obcych. Jestem też za stary, żeby podjąć pracę w kopalni. Natomiast na północ od Ostatniego Bastionu... Podobno są tam miejsca, gdzie zimą słońce nie wschodzi przez całe miesiące! Poza tym z tego co słyszałem, północ aż roi się od jaskiń. To tyle... Natomiast ciągle mam w pamięci, że mimo, iż ja odpowiedziałem na twoje pytanie, to ty tego samego w zasadzie nie uczyniłeś... - Krasnolud spojrzał na Ankariana wyczekująco.

Ankarian już myślał, że tamta zmiana tematu przyniosła oczekiwane skutki, a tu nagle okazało się, że Zender dalej drążył temat.

- Muszę się z kimś spotkac, czy to ważne z kim? - umilkł na moment, ale raczej nie po to, aby otrzymać odpowiedź. - Kobieta, jak to zwykle bywa.

- A więc twoja kobieta znajduje się na północy, ha? A co ona tam robi? Wystraszyła się ciebie i postanowiła ukryć się za górami?

- Tak mniej więcej - odparł Ank po chwili zastanowienia. Nawet mu odpowiadało, że krasnolud podsunał mu odpowiedź. Przynajmniej nie musiał sam się wysilać z wymyśleniem czegoś.

Riskan przysłuchiwał się tej rozmowie w ciszy a potem zapytał-Wiadomo w w jakim celu oprócz dostarczenia informacji przybył ten odział?-Hoffeorn wydawał być zaniepokojony.

-Zender w tych pięknych jaskiniach nie przeżyłbyś pewnie 15 min-zwrucił się do Zendera.

Nawet niezauważył że przerwał rozmowę w samym jej środku ale ta sprawa okromnie go męczyła więc musiał o to zapytać.

Negocjacje przed karczmą

Wizja wstrząsnęła Arabellą do głębi, resztę schodów pokonała praktycznie bez udziału świadomości, nie czuła ciężaru Szturchacza, nie słyszała spazmatycznego oddechu Buredo, nie zdawała sobie sprawy dokąd zmierza. W jej myślach kłębiły się płomienie z wizji. Nigdy nie powiedziałaby że ceni sobie kontakt z demonem, czuła jego obecność ale starała się ją ignorować, żyć tak jakby nikt nie dzielił z nią myśli, teraz kiedy zobaczyła jak „jej” płomienie znikają, przytłoczyło ją dojmujące poczucie straty i osamotnienia. Te uczucia były tak silne że na chwilę przegnały wszystko inne.
- Nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj samej.- szepnęła łamiącym się głosem, była bliska płaczu.

Wizja zniknęła, patrzyła na tłum, tłum patrzył na nich. Czego właściwie się spodziewała? To byłby cud gdyby na nikogo nie trafili. Otrząsnęła się, przemocą zepchnęła wspomnienie płomieni i bolesne odczucia w kąt umysłu, zajmie się nimi później, teraz musi zadbać o to jak owo później będzie wyglądało. Nie mogła dopuścić by zebrani przejęli inicjatywę, musiała działać zanim ktoś zacznie zadawać pytania, na które nie miała dobrych odpowiedzi.
-Szybko, pomóżcie nam! Potrzebujemy natychmiast maga i medyka. Na pewno macie tu jakiegoś medyka, biegnijcie po niego, ten człowiek zaraz się wykrwawi! I sprowadźcie maga, ktoś z was na pewno go widział albo wie gdzie się zatrzymał. Pospieszcie się! – nie wiedziała czy dobrze robi, nigdy nie znajdowała się w podobnej sytuacji. Z jednej strony wieść rozniesie się szybciej, ale jeśli naprawdę chcieli uratować tych dwóch to było najlepsze wyjście. – Gdzie możemy ich położyć?-zapytała gospodyni. Zalerzało jej na tym by jakieś drzwi jak najszybciej odgrodziły ją od patrzących, coś mówiło jej że właściciel płomienia z wizji jest w śród nich, a w tej chwili był zdecydowanie ostatnią osobą z jaką chciałaby mieć do czynienia. Może będą mieli szczęście i zanim przybędzie medyk uda jej się zamienić słowo z Gelidem i ustalić jak oficjalnie wygladało całe zajście.

Gelid poczuł się dziwacznie, zupełnie jakby jego serce zamarzło, a następnie błyskawicznie stopniało. Jego ciałem wstrząsneły dreszcze tak silne, że niemal upuścił Buredo. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł prawdziwe zimno, przenikliwy chłód, taki jaki wydziela tylko topiący się lód. Białowłosy krzyknął do tłumu.
-Jazda stąd. Rannych niepokoić, nie wolno. Jak, który ich choćby tknie to popamięta.- Gelid był zdenerwowany, uczucie zimna nieco ko niepokoiło, uznał jednak, że zajmie się tym w innym czasie. Teraz trzeba było ratować Buredo.

Hono obserwował całą sytuację z bezpiecznej odległości.
- Hmm. Interersujące... - wymamrotał pod nosem. - Wygląda na to że trzech bardzo niedługo zamieni się w dwóch. Ciekawe w co się wpakowali by skończyć w tym stanie.- Cała sprawa wydawała mu się coraz bardziej fascynująca z każdą minutą. Postanowił na razie obserwować jak rozwinie się sytuacja. Miał tylko nadzieję że obędzie się bez przemocy. W przypadku walki nie obyłoby się bez ofiar po obu stronach.

- Hola, hola! - Rzucił niziołek, właściciel karczmy. - Najpierw musimy dowiedzieć się, o co chodzi. Kto wie, być może zabiliście kogoś i teraz próbujecie zbiec, co? Pójdziemy teraz wszyscy razem na górę - będziecie mogli się nimi zająć w pokoju, który zniszczyliście. A potem zapłacicie za szkody, oczywiście.
Właściciel karczmy zdawał się kompletnie nie rozumieć powagi sytuacji, Arabella postanowiła go uświadomić. – Spójrz, spójrz na nich.- wskazała dłonią na twarz Buredo- Naprawdę myślisz, że on może czekać aż sobie wszystko wyjaśnimy? Albo on?- skinęła na Szturchacza, którego podtrzymywała- Najpierw sprowadźcie pomoc potem będzie czas na rozmowy o pieniądzach, no chyba że ludzkie życie znaczy dla ciebie mniej niż zniszczone drzwi. Wtedy będziesz miał tu dwa trupy. I nie weźmiemy ich na górę żeby się nimi zająć, zeszliśmy tu bo nie potrafimy się nimi zająć właściwie, zrozum wreszcie że nie próbujemy zbiec tylko prosimy o pomoc.- wyjaśniła cierpliwie starannie pomijając kwestię iż kogoś jednak zabili. I tak niedługo się dowiedzą,uznała że nie ma sensu uprzedzać wypadków.

Staruszek wyszedł przed tłum, postukując laską. Ludzie rozstępywali się przed nim z szacunku. Jego twarz w dalszym ciągu zdobił dość przyjazny uśmiech.
- Młodzieńcze. - odezwał się w stronę niziołka. - Wygląda na to że ci ludzie zostali zaatakowani w twojej karczmie. Ci dwaj - wskazał na Szturchacza i Buredo - umrą bez pomocy, a prawdopodobnie nawet z nią. Ty i twoi wykijdałowie najwyraźniej przepuściliście mordercę bez żadnego oporu. A skoro tak, to ty jesteś winien szkodom i ranom. Jeżeli zaś nie udzielisz im natychmiastowej pomocy winien będziesz śmierci. - uniósł się na swoją pełną wysokość, wyraźnie górując nad niziołkiem. - Chłopcze, pamiętaj że sprawiedliwość przychodzi w różnych postaciach. Niekoniecznie w tych których sobie życzysz. - Wszystkie osoby dookoła mogły wyczuć że temperatura skoczyła o conajmniej dziesięć stopni w górę.

Gelid z niedowierzaniem popatrzył na niziołka. Naprawdę dziwny to lud, który bardziej zainteresownany jest zniszczeniami w pokoju, niż życiem swoich gości. Białowłosy uśmiechnął się widząc, że chociaż jeden staruszek jest po ich stronie. Sam jednak spojrzał na niziołka swoim spojrzeniem zarezerwowanym zwykle dla najgorszych szumowin. Jego oczy stały się zimne, a jego wzrok przenikał wgłąb ciała, tak, że ofiara czuła się jakby jego krew zamarzła.
-Jak trzeba będzie to za wszystko zapłacę, teraz, czy ktoś mógłby pobiec po tego maga. Człowiek mi się wykrwawia na ramieniu.
Nieznajomy starzec stanął po ich stronie zręcznie operując słowami, gdyby był zwykłym człowiekiem Arabella czułaby względem niego jedynie wdzięczność, tym czasem ogarnął ją strach. Strach poprzedzała fala gorąca, nie pozostawiając żadnych wątpliwości. ”To on, płomień gorętszy od lawy.” Cofnęła się o krok, pociągając za sobą Szturchacza, ledwo zdołała powstrzymać się przed ucieczką. ”Czego od nas chce? Dlaczego się wtrąca? Czy ma coś wspólnego z człowiekiem w czerni? Czy on też wie?”- w jej głowie kłębiły się pytania. Nie chciała znać odpowiedzi, chciała jedynie by starzec sobie poszedł.

Do teraz jeszcze podświadomie trzymający się słabo ramienia Buredo odsunął się bezwładnie na ziemię. Niziołek kazął komuś pobiec po maga. Kiedy Gelid pochylił się nad nim, zorientował się, że ten właśnie wyzionął ducha. Jego twarz w zasadzie nie przypominała już twarzy.

- I po tego strażnika, co to przybył do miasta i urządził nam przedstawienie. - Dorzucił po chwili. Mamy jednego trupa, być może więcej, i to może być ich sprawka. Wy tu zostajecie. Zajmijcie się tym drugim, jak chcecie, ale nie odchodzicie nigdzie, albo moi ludzie was przypilnują. Moja żona potrafi leczyć. Pomóż im, Helen.

Arabella nie spuszczała wzroku ze starca, zupełnie jakby spodziewała się że ten się na nią rzuci, o upadku Buredo poinformował ją dźwięk ciała padającego na bruk. Nie mogła uwierzyć że aż tego trzeba było by posłać po maga, jak się szybko okazało niepotrzebnie. Spojrzała na niziołka, miała wrażenie że zupełnie go to nie obeszło, dla niego to był tylko kolejny trup. „Zajmijcie się tym drugim, jak chcecie…” to zdanie w połączeniu z potwornie zmienioną twarzą martwego wydawało jej się bardzo, ale to bardzo nie na miejscu, sprawiło że niemal automatycznie pojawiło się pytanie „A co gdybyśmy nie chcieli?” Była niemal pewna że odpowiedź by jej się nie spodobała. To było takie ładne miasteczko, takie wesołe… nie mogła się już doczekać kiedy się stąd wyniesie. Delikatnie pociągnęła Szturchcza z powrotem do wnętrza karczmy by Helen mogła się nim zająć i żeby samej się schować przed starcem, przed tłumem, przed karczmarzem a przede wszystkim przed stygnącym nieszczęśnikiem który zginał straszną śmiercią bo chciał jej pomóc.

Hono zastanawiało zachowanie tej młodej dziewczyny. Była nim przerażona. Staruszek mógłby to zrozumieć, ale przecież dopiero co się spotkali. Chyba że...
- Valermos, co zrobiłeś? - wyszeptał pod nosem. Następnie zbliżył się do młodego człowieka z białymi włosami.
- Młodzieńcze. Sądzę że może przydać wam się moja pomoc. Lokalni zwą mnie Siwobrodym. Imię się przyjęło i lubię z niego korzystać. Teraz. - spojrzał uważnie na Gelida starając się przekazać oczyma to czego nie mógł powiedzieć na głos. - Co zdołało go zabić? - spytał wskazując na zwłoki Buredo.

Twarz Gelida nie zdradziła żadnych emocji dotyczących śmierci Buredo. Nie prosił go o pomoc, nie zamienił z nim nawet słowa. Białowłosy ziewnął szeroko, chwycił pochwę z mieczem w prawą rękę, po czym oparł się o ścianę karczmy, założył ręce na piersi, planował zaczekać, aż przybędzie wezwany czarodziej Jego plany zostały jednak zepsute przez staruszka.

-Gelid Glad, ale wszyscy nazywają mnie lodowym wężem. Pająk, nie wiem jakiego rodzaju, ale pająk.
 

Ostatnio edytowane przez Issander : 06-06-2012 o 13:21.
Issander jest offline