Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2012, 13:33   #33
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Rozmowa w pokoju Yerbana.

<zastępca kapitana> Otwierać! Tu zastępca kapitana straży miejskiej Silverytown!
<schodząc pozwoli z łóżka i wlokąc się do drzwi> Otwieram, już otwieram.
Mężczyzna wszedł do środka w taki sposób, aby nie dało się z powrotem zamknąć drzwi. Było z nim jeszcze dwóch ubranych po wojskowemu.
- Czy jesteś magiem, który przybył do miasta, o imieniu Yerban?
- Możliwe, młodzieńcze, zadałeś jednak kompletnie niewłaściwe pytanie. Odpowiednim byłoby spytać, skąd znasz moje imię. Raczej nie od moich niziołczych gospodarzy - odparł swobodnie mag, opierając się na swym drągu.
- Skończ te gierki, magu. Staram się być kulturalnym, pytając cię o imię, mimo, że od razu widać, kim jesteś. Choć mam parę spraw do wyjaśnienia, nie przychodzę tu w złych zamiarach względem ciebie.

- Nie mój drogi, nie jesteś kulkularny i -wbrew temu, co śmiesz twierdzić - nawet nie próbujesz. Widzisz, w środku nocy przychodzisz do mnie z dwoma zbrojnymi, blokując mi drzwi. Nie mówisz, skąd znasz moje imię, ani w jakiej przychodzisz sprawie, a gdy starałem się tego dowiedzieć, potraktowałeś mnie jak na jakimś przesłuchaniu. Muszę Cię więc poinformować młodzieńcze, iż w mojej ojczyźnie postępujemy inaczej. Zważ na fakt, iż jesteś gościem w mym dominium, w dodatku znacznie młodszym ode mnie. Gdyby to zaś nie wystarczyło, by okazać mi niezbędne minimum szacunku, mógłbym dodać, iż jestem starcem, który może spopielić się w mgnieniu oka. - Yerban uśmiechnął się delikatnie - Wybacz, humor sytuacyjno-postaciowy. Nie wiem, czy uczą was w szkołach je rozpoznawać.

- Grożenie oficerom nie jest najlepszym rozwiązaniem w przeddzień wojny, magu. Łatwo możesz zostać uznanym za szpiega, tym bardziej, gdybyś spróbował wcielić swoje groźby w życie. Owszem, wiem to, jak i wiele więcej. Nie pochodzisz z Betanii, ale magowie też mają swoje organizacje, którym podlegają. Dostaliśmy wiadomość od Kapituły. Sądzę, że to wystarczy, żebyśmy mogli przejść do rzeczy, a jeżeli nie... jednym z elementów tej wiadomości jest zobowiązanie cię do posłuszeństwa betańskiej Kapitule ze względu na stan wyjątkowy. I nie mowa tu o wojnie.

- Doprawdy? - Yerba uniósł brew, udając zaskoczonego - Zacznijmy może od tego, iż jedyną organizacją, z jaką utrzymuję jakikolwiek kontakt jest moja Alma Mater, która bynajmniej nie angażuje się w politykę. Jeśli zaś chodzi o Wasze wojny, nie dbam o nie, nie macie też żadnego prawa, by mnie w nie mieszać. Tak długo, jak nie mam obywatelstwa żadnego z królestw biorących udział w sporze, nie obchodzi mnie on - w każdym razie nie, jeśli mniejsi nie ucierpią. Wiesz co mam na myśli. Tu król zapomni o sierotach, tu powstanie osiedle wdów, a tam niewykształcone niziołki będą się cieszyć z “wolności” - Yerban uśmiechnął się gorzko - Możliwe jednak, że jakiekolwiek rozmowy powinniśmy zaczać od ważniejszej kwestii. Mianowicie, kto i z jakiego powodu chciał mnie zabić i czy aby nie był to Twój przełożony?

- W czasie wojny każdy, kogo nie chroni prawo dyplomatyczne, może być posądzony o szpiegostwo. A mając wiadomość od magów z Kapituły, z pewnością potężniejszych od ciebie, nie wątpię, że możesz zostać zmuszony do pomocy. Ale wróćmy do twojego pytania: odpowiem ci na nie innym. Jak to się stało, że jeden z moich ludzi został znaleziony martwy po tym, jak wysłałem go, żeby cię znalazł i zaprosił do mojej tymczasowej kwatery, żebym mógł przedstawić ci resztę informacji, jakie otrzymałem?

- Cóż, w CYWILIZOWANYM świecie - Yerban podkreślił pierwsze słowo zwrotu - każdy może oskarżać każdego, ale oskarżony jest niewinny, póki nie udowodni mu się winy. Nazywamy to domniemaniem niewinności, choć możliwe, że na dalekiej Połnocy takie zdobycza cywilizacji są ciągle nowomodną awangardą. Cywilizowani ludzie także omawiają ważne kwestie przy herbacie, zamiast stać w drzwiach- mag odwrócił się, podażającv w stronę swojego plecaka, Pogrzebał w nim przez chwilę i wyciągnął malutki, zużyty czajniczek - Młody człowieku - zwrócił się do jednego z towarzyszy zastępy kapitana - wyświadczyłbyś mi przysługę i poszedł do pobliskiej studni po wodę? Jestem pewien, że Twój dowódca nie będzie bał się zostać w malutkim, ciasnym pokoiku z drugim postawnym męzczyzną, w towarzystwie starego dziwaka. Ty zaś, szanowny zastępco (masz imię, waćpanie?) usiądź ze mną proszę. Może na takiego nie wyglądam, ale mam wybór najprzedniejszych herbat z całego świata. Zaprosiłbym także Twoich pomocników, ale obawiam się, że oni są na służbie, a mój czajniczek jest zbyt mały, bym poczęstował herbatą aż cztery osoby...

- Gry nie są potrzebne. I tak kazałbym im zostać na zewnątrz, wolę rozmawiać w cztery oczy. O tej wiadomości wiedzą tylko trzy osoby: ja, kapitan straży oraz gubernator. Dokładnie trzy. Posłaniec nie żyje.
- Przy herbatce, jak cywylizowani ludzie. Noc jest wystarczająco chłodna, a konwersacja dostatecznie niemiła. Naprawdę, nie musimy sobie wszystkiego utrudniać, stojąc w drzwiach jak jacyś wrogowie.
- To nie jest istotny problem. I nie omieszkam zauważyć, że to ty traktujesz mnie jak wroga.

- Ja? - twarz Yerbana wyrażała autentyczne ździwienie - Wybacz mój drogi, ale nie znam nawet Twego imienia, oskarżasz mnie o szpiegostwo i morderstwo, a kiedy zapraszam Cię na poczęstunek i chcę wyjaśnić wszystko w kulturalny sposób, nazywasz mnie wprost wrogiem. Nie gniewaj się, że to mówię, ale na moim uniwersytecie nie zaliczyłbyś nawet podstaw retoryki.
- Musisz pochodzić z naprawdę odległego miejsca. Zaproponowałem wyjaśnienie wszystkiego już na samym starcie tej konwersacji. Jakkolwiek, na imię mam Lucjan.
- Dobrze Lucjanie, musisz więc wiedzieć, iż na moje pytanie dotyczące tego, skąd znasz moje imię, odpowiedziałeś oskarżeniem mnie o brak kultury, skoro już tak bardzo chcesz wrócić do “początku konwersacji”. Teraz jednak jest teraz i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Tak się składa, że ja także mam pewne informacje, do których nie możesz mieć dostępu. Ty opowiesz mi więc twój sekret, a ja swój. Ale naprawdę, racz wypić ze mną herbatę, w tym wieku nocne rozmowy są niezwykle wyczerpujące dla organizmu.
- Pierwsza istosna rzecz, to wyjaśnienie dzisiejszych zajść. Kazałem moim ludziom, żeby jeden z nich poszedł do ciebie i zaprosił mnie do mnie. Później dowiedziałem się, że nikt nie chciał tego robić, aż jeden z nich zaproponował, że się tym zajmie. Dziwne, nie? Biorąc pod uwagę całe to święto do okoła. Strażnicy nie mogą pić na służbie, ale nie powiem, żebym jakoś szczególnie ich za to ganił w tej sytuacji, o ile nie przekroczą pewnej normy - zwłaszcza, że jutro ruszamy do kolejnych miast i wiosek obwieścić, co trzeba. Jeszcze dziwniejszy jest fakt, że obok ciała leżał sztylet, najwyraźniej należący do mojego człowieka, ten bowiem został zabity z łuku. Ale, widzisz, najdziwniejsze jest to, że mój człowiek nigdy nie mógłby sobie pozwolić na kupno takiego sztyletu z pensji strażnika, bowiem sztylet ten jest typowym ostrzem używanym przez zabójców, z wydrążonymi kanalikami, którymi spływa trucizna.

Yerban usiadł przy stole, patrząc wymownie w stronę drzwi. Jakby na załowanie, po kilku sekundach wszedł jeden z towarzyszy Lucjana, przynosząc czajniczek wypełniony wodą. Postawił go na stojaczku i wyszedł bez słowa, zostawiając rozmówców samych. Mag pochylił się nad stolikiem i stuknął w niego swym kryształem, w ciągu ułamka sekundy doprowadzając wodę do wrzenia.

- Magiczne sztuczki - puścił oczko do wojskowego, nalewając im obu wrzątku. Następnie wskazał na parapet, na którym z braku miejsca umieścił swój komplet herbat, niemo zapraszając towarzysza do poczęstowania się. Gdy już oboje mieli w swoich kubkach napój, wybrany względem preferencji smakowych i potrzeby rozbudzenia, Yerban wziął spory łyk, rozkoszując się smakiem. Zakmnął oczy, trzymając kubek w powietrzu, przy ustach i rozkoszując się błogim ciepłem. Wyglądał tak, jakby zapomniał o swoim rozmówcy. Gdy jednak Lucjan zaczął robić się niecierpliwy, Yerban odezwał się.

- Te wieści są zaskakujące, ale istnieje dla nich wyjaśnienie, choć nie podoba się ani mi, ani Tobie. Lucjanie, to bardzo, bardzo ważne. Proszę, powiedz mi wszystko co tylko możesz o tym człowieku, o tym, z kim utrzymywał kontakty, gdzie był, a także wszystko to, co możesz mi powiedzieć o swoim oddziale, nie narażając się na odkrycie przede mną tajemnic wojskowych. Chcę znać tyle szczegółów, ile możesz mi podać. To naprawdę niezbędne.

- Na razie ważniejsze jest, żebyś mi powiedział, w jaki sposób zginął. I tak już szukamy łucznika... Ale w takim tłumie łatwo jest się ukryć. Tu nie ma co się oszukiwać - w jakiś sposób do naszej straży miejskiej dostał się szpieg Cesarstwa. Prawdopodobnie chciał wyelimonować maga jako potencjalne zagrożenie po tym, jak już pozbył się posłańca. Tak czy inaczej, badamy to na własną rękę. Istotne jest to, że ten, kto go zabił, może wiedzieć coś więcej... Albo być drugim szpiegiem, który postanowił pozbyć się drugiego, żeby uniknąć wygadania się.

- Jesteś w błędzie - w głosie starca wyczuć można było obcą dla niego twardość- Łucznik jest jedynym powodem, dla którego rozmawiam teraz z Tobą, zamiast być zimnymi zwłokami gdzieś w ciemnym zaułku. A teraz proszę, powiedz mi o tym posłańcu WSZYSTKO, co wiesz.
- Nie wiemy dużo. Nie udało nam się odkryć żadnych kontaktów, nic. Jedynie to, że przybył tu około roku temu na statku płynącym z Cesarstwa i po jakimś czasie dołączył do straży.
- Rozumiem. Ale czy istnieje jakikolwiek... tradycyjny, powiedzmy... sposób, który pozwoliłby mu się komunikować z przełożonymi na tyle szybko, by chcieć mnie zabić w ciągu tej samej nocy, w której dowiedział się o moim istnieniu?
- Niemagiczny? Wątpię. Ale prawdopodobnie nikt się nie liczył z tym, że uda mu się wrócić do Cesarstwa w trakcie wojny. Prawdopodobnie otrzymał bardziej ogólne rozkazy, i uznał obecność maga jako przeszkodę w planach Cesarstwa na północy.
- Mój drogi, Twoja teoria miałaby ręce i nogi, ale w innych realiach. Zauważ, publicznie potępiłem plany Twego króla co do tego miejsca. Dalej zresztą uważam, że bezczelnie wykorzystuje on naiwnosć niziołków. Prawda jest taka, że jeśli moje słowa znalazłyby posłuch wśród miejscowej ludności, Twoje państwo byłoby uboższe o pół... wybacz, nie pamiętam nazwy tego oddziału, przez całe moje życie trzymałem się z dala od struktur wojskowych. Coważniejsze, jeśli niziołki mnie usłuchają, oznacza to koniec dopływu srebra z pobliskiej kopalni. Szpieg Cesarstwanie miałby żadnego celu w zabijaniu mnie. Tak naprawdę, żywy i nieświadomy jego obecności, mógłbym zostać użyty jako marionetka w tworzeniu buntu przeciwko działaniom wojennym i “niepodległościowym” na tym terenie.
- Być może. Ale jest wiele czynników, których nie bierzemy pod uwagę. Mógł być zbyt głupi, żeby pomyśleć w ten sposób. Mógł spróbować zabić maga, żeby móc się tym później chwalić. Cokolwiek. Tak czy inaczej... Kopalnie tak czy siak należą do króla. A Cesartwo najeżdża nasze ziemie i nie zatrzyma się na południu. Sam Ostatni Bastion nie byłby w stanie powstrzymać nawet jednej z dwudziestu armii, jakimi dysponuje Cesarstwo. Powinieneś raczej spojrzeć na to w ten sposób, że Betania poświęca swoich synów za Ostatni Bastion, bo inaczej prędzej czy później Cesarstwo położy swoje łapska także na nim. Możesz sprzeciwiać się wojnom, czy cokolwiek - ale ta jedna jest toczona w obronie naszych ziem i domostw.
- Tak i nie. Widzisz, jesteś stosunkowo młodą osobą. Powiedz, ile wojen widziałeś? Jedną, dwie? Żyję na tym świecie już dłużej od Ciebie i myślę, że wiem coś niecoś o wojnach. Zołnierze lubią napadać na wielkie miasta i obdzierać je z bogactw, upijać się, gwałcić i na końcu zostawiać tylko popioły. Podobny los spotyka wioski znajdujące się na drodze armii, ale one słuzą dodatkowo jako spichlerze. Gdyby jednak nie znalazły się w centrum wojny, na drodze między wielkimi miastami, nikt by się nimi nie zainteresował. Ostatni bastion ma chronić kraj przed najazdami goblinów z połnocy, jednak nie wmówisz mi, iż spełnia jakąkolwiek większą funkcję militarną. Po prostu postawiono go na granicy ziem, w górach. To rodzaj wieży granicznej. Cesarstwo mogłoby go najechać tylko i wyłącznie, gdyby chciało uzyskać efekt społeczny “podbiliśmy ostatni bastion”. Niemniej jednak, takie “zwycięstwo” miałoby tylko efekt propagandowy. Ostatni bastion i tak padnie, gry reszta ziem zostanie podbita. Nikomu nie będzie chciało się wyruszać na samą granicę, by go podbić i ryzykować tym samym najazd goblinów podczas najbliższej zimy. Wystarczy po prostu go otoczyć i odciąć od dostaw żywności, by upadł, bez większych nakładów militarnych i przelanej krwi. To stosunkowo mała placówka i naprawdę nie ma sensu toczyć o nią bitew.

- Wszystko to ma sens, jeżeli nie bierzemy pod uwagę niezwykle bogatych złóż srebra. Ale sądzę, że możemy przejść do informacji, jakie zdążył nam przekazac posłaniec, zanim skonał.
Prawdopodonie miał zamiar przekazać jakąś kulturalną prośbę o pomoc, ale zważając na stan powiedział tylko, że MUSISZ pomóc i że Kapituła tego przypilnuje. Mówił o zagrożeniach na północy, w szczególności - o “jednym większym niż wszystkie, które sprowadza kolejne”. Jako zwykli ludzie nie wtrącamy się w sprawy magów i nie nawet nie jestem pewien, czy wiem, o czym teraz mówię... Ale szczerze powiedziawszy, od pewnego czasu nie dochodzą do nas żadne wieści zza gór. Miasto Highmarket nie wysłało żadnych karawan... albo żadne nie dotarły. Natomiast wcześniej otrzymywaliśmy raporty o znikających ludziach, o wilkołakach, o niepokojących ruchach neandertalczyków... Ale to wszystko się zdarza. Ludzkie gadanie. Zbagatelizowaliśmy sprawę, ale nie mieliśmy innego wyboru - musieliśmy skupić się na przygotowaniach do wojny. Wtedy dowiedzieliśmy się z listu o twojej obecności. Gubernator i kapitan straży dołączają się do tej prośby - trzeba sprawdzić, co się dzieje na północy. A my nie mamy ludzi.

- Rozumiem. Przed kilkoma godzinami obudziła mnie pewna wizja. Musisz wiedzieć, że magiczne wizje są niezwykle trudne w stworzeniu ze względu na swoją komplikację, a ta dodatkowo była masowa, co oznacza, że osoba, która ją zesłała, jest niezwykle biegłym użytkownikiem magii. Nigdy w życiu nie widziałem równie kusztownego zaklęcia. Nie twierdzę, że zrozumiałem wszystko, ale wizja wskazywała na powiązania między zbliżającą się wojną, jakimś magiem z połnocy i czymś, co mogę określić jako siły zepsucia z braku bardziej konkretnej nazwy. Kiedy się obudziłem, właśnie były ogłaszane działania wojenne. Myślę, iż teraz rozumiesz lepiej moją paniczną reakcję na te wieści - Yerban uśmiechnął się przepraszająco.

- Widzę. Jednak niezależnie od wszystkiego, ta wojna będzie się toczyć. Jesteśmy atakowanymi, a nie atakującymi. Widzę też, że magowie postarali się, żeby przekazać ci wieści na jeszcze jeden sposób. To dobrze. Czy mogę zatem liczyć na twoją pomoc na północy?

- Tak i nie. I tak miałem się udać za północną granicę. Moje badania naukowe tego wymagają. Nie, nie bój się, nic szkodliwego, takie tam, niewinne, akademickie sprawy, którymi zachwycają się tylko uczeni na uniwersytetach. I bez Twojej prośby najpewniej zauważyłbym i zbadał podejrzaną aktowność w tamtym rejonie. Skoro jednak przychodzisz do mnie i prosisz o pomoc, muszę zażądac czegoś w zamian, choć wiem, że nie jesteś osobą, której powinienem tą prośbę przekazać.

- Pytaj, o co chcesz, dopiero wtedy będę mógł ci odpowiedzieć.
- Ta wieś jest naprawdę malutka i znajduje się na krańcu świata. Jeśli weźmiecie z niej mężczyzn i zginą na wojnie, to reszta społeczności może nie ptrzetrwać. Tylko Ci mężczyźni i te niskie murki pomagają im w walce z goblinami i innymi niebezpieczeństwami. Choć każda śmierć na wojnie jest bolesna, te akurat śmierci pociągną za sobą następne. Chcę mieć pewnosc, iź ludzie powołani z tego regionu będą służyć na tyłach, jako posłańcy, pielęgniarze udzielający pierwszej pomocy, ludzie opiekujący się zwierzętami i rozkładający obozy. Takie zadania też są ważne na wojnie i jestem pewien, że słabe niziołki lepiej się w nich sprawdzą niż na pierwszych liniach frontu, każdy strateg się ze mną zgodzi.

Moje drugie życzenie dotyczy kopalni srebra. Jeśli ją odbieżecie niziołkom, stracą całe swoje bogactwa. Wiem, że srebro jest potrzebne, by napędzać machinę wojenną, wiem też, jak kluczowe ma znaczenie dla ekonomii. Uważam, że jeśli będzie udkupywane od wolnych niziołków przez ich obecnego króla choćby za jedną trzecią ceny rynkowej, to zapewni to niziołkom finansową niezależnosć i możliwość wzrostu. Jednocześnie cena będzie na tyle niska, by król czerpał znaczące profity z srebra. W dodatku, przy warunku wyłączności handlu, będzie to de facto kopalnia należaca do niego. Nie skaże on jednak niziołków na zapaść ekonomiczną. Dzięki takiemu rozwiązaniu obie krainy będą mogły wzrastać, da ono także nadzieję na prawdziwe braterstwo i pokój w przyszłości, zamiast wowyłać u następnych generacji niziołkjów poczucie rozgoryczenia i oszukania, grożące jakimś pomniejszym konfliktem.
- Ani ja, ani nikt, komu mógłbym przekazać te prośby, nie jest w stanie ich spełnić. Poza tym wątpię, żeby ktoś liczył się z magiem. Wiem, że z naszego punktu widzenia jesteś tu i teraz potrzebny - ale to będzie wyglądać zupełnie inaczej z punktu widzenia króla i jego rady. Jednak myślę, że pierwsza prośba spełni się samoistnie. Niziołki w polu bitwy stanowiłyby raczej słaby punkt w formacji. Nasi dowódcy powinni o tym wiedzieć. Jeżeli wyślą ich do walki, to raczej wykorzystają ich małe wymiary i zręczność, żeby służyli jako łucznicy i procarze, albo zwiadowcy. Zaś co do drugiej - kopalnie tak czy siak należą do króla. Król daje Ostatniemu Bastionowi wolność. Zatrzymując kopalnie niczego mu nie odbiera, choć oczywiście jako mieszkaniec Bastionu także wolałbym, żeby kopalnie należały do niego. Myślę, że to jasne.

- Hmmmm... - Yerban zamyślił się - Nie byłoby jednak problemem, gdybym napisał owemu królowi pewien list, posłany Waszym gońcem, prawda? I... czekaj, czekaj, wiem, że to głupie, ale... jaki jest największy uniwersytet w okolicy? Taki znajdujący się blisko króla, zapewne?
- Magu. Znajdujemy się w koloni, tu nie ma uniwesytetów. A od Betanii oddziela nas tysiąc mil morza.
- Owszem, co oznacza, że list ma szansę dojsć akurat w czasie, kiedy najszybsze raporty wojskowe doniosą o moim spektaturalnym sukcesie- uśmiechnął się delikatnie

- Miałem na myśli uniwersytet. Co do listu, mogę się zgodzić... Ale wątpię, żeby dotarł aż do króla. Raczej do kogoś z rady. Muszę już iść. Jutro z rana jedziemy do kolejnego miasteczka. Jeden z moich ludzi zabierze list. Aha, jeszcze jedna sprawa. Jeden z członków karawany, imieniem Riskan, to zresocjalizowany przestępca. Doskonale zna bliską północ - okolice Highmarket i wioski w odległości paru dni drogi - i dostał za zadanie i gwarancję wolności pomagać ci. Jednak on także jest tam “znany”. Może mu się przydać, żeby ktoś z autoryterem - na przykład mag - wstawił się za nim...

- Rozumiem. Jeśli to wszystko, to myślę, że możemy zakończyć rozmowę. Wybacz, że Cię wypraszam, ale czeka mnie dziś w nocy dużo pisania i jeszcze więcej niepewności. To być może tylko obsesja starca, ale naprawdę zależy mi na tej kopalni.
 

Ostatnio edytowane przez Issander : 06-06-2012 o 13:36.
Issander jest offline