Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2012, 14:35   #34
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Ostatecznie pozwolono im zająć się Szturchaczem - choć większą część roboty wykonała Helen. Nie pozwolono im jednak oddalić się nigdzie, a także zmuszono Arabellę do odsłonięcia twarzy. Od tej pory padały w jej stronę niechętne spojrzenia.

Z karczmy wyproszono tę resztę gości, której nie wystraszyły odgłosy walki. Ciała Buredo oraz Hanka leżały na podłodze, równo ułożone. Właściciele poświęcili nawet płótno, żeby je okryć... choć może ze względu na to, że martwica na twarzy Buredo w momencie śmierci odsłaniała już czaszkę. Stan Szturchacza był stabilny. Większość ran była płytka. Głębsza rana pod obojczykiem też nie zagrażała życiu - lód zmroził tkankę, co zatrzymało upływ krwi - choć prawdopodobnie lewej ręki już nigdy nie będzie miał w pełni sprawnej. Było też pewne, że stracił oko.

Po pewnym czasie na miejsce dotarł zastępca kapitana Lucjan. Bez maga. Ten zażyczył sobie pójść spać po tym, jak skończyli rozmowę, a kiedy Lucjan otrzymał wiadomość już po opuszczeniu jego mieszkania, postanowił, że nie będzie go znowu budzić.

Tylko chwilę zajęło właścicielowi karczmy streszczenie wydarzeń z jego punktu widzenia. Nie zapomniał podkreślić swoich zasług w ujęciu sprawców i wyolbrzymić strat. Na koniec rzucił jeszcze:

- W tym pokoju mieszkało trzech, ten, ten, i jeszcze jeden, ale nigdzie go nie ma. Wypytywanie zacząłbym od tego w bandażach.

Lucjan postąpił tak, jak mu poradzono. Opowieść Szturchacza była powolna i często przerywana, a brzmiała mniej więcej tak:

On i jego dwóch towarzyszy przybyło do miasta aż z Hope Bay, żeby się zabawić. W jednej z karczm spotkali Arabellę, która do nich dołączyła. Postanowili kontynuować "zabawę" w pokoju, ale kiedy przyszło co do czego i okazało, się, jak naprawdę ona wygląda, jego pijani towarzysze ubzdurali sobie, że powinni ją pojmać i sprzedać gdzieś jako dziwoląga. Ogłuszyli ją i przywiązali do łóżka. Szturchacz próbował im przeszkodzić i wtedy zaczęli walczyć. Udało mu się powalić Hanka, lecz wtedy do pokoju wbiegło dwóch ludzi, najpewniej towarzyszy Arabelli. Wtedy zaczęło się piekło. Ten, który zniknął, zaczął używać demoniej magii - o której wcześniej Szturchacz oczywiście nie wiedział. Latały lodowe kły, setki ostrzy, ogień i trucizna. Wreszcie udało im się wyrzucić go przez okno... I tak to się skończyło.

Lucjan wypytał jeszcze Gelida i Arabellę ci jednak potwierdzali wersję Szturchacza. Ostatecznie rzucił:

- Wygląda na to, że nic na was nie mam... A ten trzeci gdzieś zniknął. Niedobrze. Mimo to, coś mi tu śmierdzi. Gdyby wybuchła już wojna, kazałbym was powiesić - nie można sobie pozwoilić na zamęt na tyłach w takiej sytuacji... Możecie się więc czuć szczęśliwi. Jako że tak nie jest, nie mam prawa samemu wydawać takich rozkazów. Nie mogę was odesłać do cel w Silverytown, bo brakuje mi ludzi, a jedziemy w przeciwnym kierunku. Nie mogę też poświęcić wam więcej czasu, choć powinienem przesłuchać was jeszcze raz, osobno, a potem porównać zeznania, pomaglować... Mam jeszcze dwa trupy w tym miasteczku. Jeden to jakiś idiota, który zmarł w trakcie bójki w barze... Ale jeden z nich to mój strażnik. A może to też wasza sprawka? Nie... Byliście tutaj, więc to niemożliwe. No trudno. Jedziecie na północ, tak? To jedźcie. Być może... Być może na coś się tam przydacie.

Kiedy już poszedł Arabella i Gelid udali się do swoich pokoi. Ostatecznie szkody zostały pokryte z majątku Hanka i tego z bandytów, który gdzieś zniknął.


- Valermos, co zrobiłeś? - Hono wyszeptał pod nosem.
- NIC. JEDNAK MOJA OBECNOŚĆ MOŻE BYĆ SZCZEGÓLNIE ODCZUWANA PRZEZ DEMONY PODOBNEGO... BĄDŹ PRZECIWNEGO TYPU.

Hono zamienił jeszcze parę słów z Gelidem, ale widząc, że tamta dwójka jest dość roztrzęsiona, do tego wyraźnie do niego uprzedzona, odpuścił. Zresztą po chwili przyszedł wojskowy i zaczął przeprowadzać parodię śledztwa... choć z drugiej strony, wyraźnie miał ważniejsze sprawy na głowie. No tak, wojna. Ciekawe, czy zawitają tutaj cesarscy.

Został jednak tak długo, jak długo nie dowiedział się, że tamta dwójka także zmierza na północ. Poszedł więc poszukać karawany...


Zabawa powoli dobiegała końca. Muzyka robiła się coraz cichsza, dzieci już dawno zniknęły z ulic, coraz gęściej okupowanych przez ludzi, którzy wypili zbyt dużo alkoholu. W kilku zaułkach pojawiły się nawet prostytutki, choć wcześniej nie było ich widać. Ci, którzy byli w stanie, rozchodzili się do swoich pokojów.


Następnego dnia...

Głowa Mirkana zamieniła się w dzwonnicę. Przy każdym ruchu, kiedy się przechylała, dzwon także się przechylał i bił, rozsadzając go dźwiękiem. Wyraźnie też dwoiło mu się przed oczami - być może to dlatego jeden z mężczyzn zamienił się w staruszka?

- No dobra, ludzie... Ruszamy. - Nie miał siły mówić, głos miał zachrypnięty.

Chciał wskoczyć na wóz. Udało mu się to za drugim razem, ale wywrócił się, bo trafił na coś, czego nie powinno tam być. Błyskawicznie otrzeźwiał i zerwał się na równe nogi.

- A ty tu czego?!
- Hm... Dzień dobry? - Rzucił Alnin Vyr.
 
Issander jest offline