Amir skinął głową. Pomysł z liną i ciskaną włócznią nie był wcale zły, choć wiązanie liny na stosunkowo wąskim drzewcu broni nie było takie proste a gdyby arab rzucił włócznią za mocno mogłaby wyśliznąć się z uścisku liny. Uderzające pioruny sprawiały, że pierwszy raz od dawna obawiał się o życie i zdrowie. Wiedział, że by zbudować legendę wspaniałego wojownika z dalekiej ziemi będzie musiał zginąć w walce z jakim niezwykle groźnym przeciwnikiem, jednak spopielenie przez piorun do takich nie należało. Serce w piersi biło mu jak młot kowalski, apropo kowadła, jednak starał się tego po sobie nie pokazywać. Cisnął w końcu włócznią. Silny, porywisty wiatr spaczył jego rzut i broń wylądowała nieopodal krasnoludzkiego truchła. Rzucił kolejny i kolejny. Wiedział, że kompani go oczekują, lecz nie mógł się za bardzo spieszyć.
-Ma cie!- warknął kiedy broń w końcu przeszyła na wylot ciało pokurcza. Amir szarpnął nie za mocno by nie rozczłonkować truchła. Udało się. Przyciągnął trupa pod nogi i wejrzał na towarzyszy.
-Co tera? Błyski dalej bić? My trzeba co innego wymyślić...- zauważył, jakby inni nie wiedzieli.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |