Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2012, 22:43   #85
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Mortis

Chłopak wraz z Alicja ulotnił się z sali gdzie spotkali piątego. Był to dziwaczny osobnik i lepiej było go chyba nie drażnić, nie wiadomo co takiemu może przyjść do głowy. Mortis czujnie zaczął przemierzając bliźniacze sale operacyjne, pełne stołów i sterylnej czystości no i wszechobecnej ciszy. Ściany tych pomieszczeń idealnie tłumiły dźwięk co wprawiało w naprawdę przerażający nastrój, łowca był pewny, że gdyby został tu na jeden dzień to jego umysł by oszalał. Nawet teraz ta powtarzalność źle na niego działała… zresztą po Alicji było widać że też się jej to nie podoba. Jednak gdy wkroczyli do kolejnej identycznej sali Hitodama zawirował. Zaczął latać powoli po sali jak gdyby czegoś szukał, mijał ściany a czasem nawet lekko w nie wnikał aż w końcu zastygł w jednym miejscu. Wisiał w powietrzu migocząc lekko jak gdyby wpatrywał się w niczym nie wyróżniającą się biała pokryta kafelkami ścianę.
Alicja zareagowała pierwsza nakładając na kusze bełt i podchodząc do ściany spojrzała na nią, dźgnęła ostrzem załadowanego pocisku i stwierdziła zaskoczona. – Tu nic nie ma! Znaczy nie ma żadnej ściany, chodź sam zobacz!
Kiedy młody mag zbliżył się do ściany niemal tak że dotykał jej nosem, zdał sobie sprawę że faktycznie nie ma przed nimi kafelków. Był zaś krótki korytarz, prowadzący do podestu, na którym pod szklaną gablota leżała idealnie gładka czarna kula.


Widać było że intryguje ona Hitodame, jednak nim ktokolwiek zdołał powiedzieć coś jeszcze Mortis usłyszał głośny krzyk radości.
- Znaleźliście ją! – nagle niemal nie przyprawiając chłopaka o zawał z sufitu tuż za nimi opadł Piąty. – Dobrze możecie sobie iść a ja ją wezmę, dzięki za pomoc. –powiedział radośnie i ruszył jak gdyby nigdy nic w stronę iluzorycznej ściany.

Kerei

Pot zalał mu twarz w momencie, w którym ujrzał postać swojej siostry. Natychmiastowo zacisnął dłonie na kosie. Nie miał jednak czasu czekać aż jakiś facet pójdzie w cholerę ciągnąć ją za rękę.
- Bierz ich! - warknął do Krio - Przebijam się i biegnę dalej gdy tylko spuszczą gardę. - stwierdził.
Przyglądał się ich oponentom. Po postawie kucharza zgadywał o defensywie jego stylu.
Ten drugi? Nie trzeba było długo się zastanawiać, aby zrozumieć jego postać.
- Pieprzona magia, pieprzone cienie. - szepnął do siebie. - Z drogi! Nie mam dość energii aby ją na was marnować.
Kerei czuł, że presja czasu jaki spędził na poszukiwaniach rozsadza go od środka. Jeśli się nie pośpieszy emocje mogą wziąć górę, a wtedy diabli wezmą zasoby many jakie zgromadził. Już czuł jak samoistnie spala swoją energię pod stopami.
- Dajcie mi przejść to wszystkim będzie lżej. - zaproponował.
- Nie ma takiej możliwości. -odparł spokojnie kuchcik.- Kazano nam pilnować tego przejścia, a rozkazy to rzecz najważniejsza.
- Yyymmmmyyhmmm -dodał jeszcze emopodobny strażnik, wykazując się niesamowitą wręcz elokwencją.
- Strzelaj. Prosto w nich. - poprosił szeptem Krio, samemu przygotowując się do skoku. Miał zamiar ruszyć tuż po tym gdy chłopak naciśnie spust i...użyć portali aby dostać się za dwójkę oponentów. Chciał przejść przez to miejsce tak szybko jak się da, był już zbyt blisko zwycięstwa.
- Sie robi! -powiedział Krio wesoło, po czym opuścił na wysunięta dłoń tępą stronę ostrza, a z rękojeści jego broni wyskoczył celownik.
- Uśmiech słoneczka! -dodał i nacisnął spust czemu towarzyszył ryk strzelającego pocisku. Zaś odrzut rozwiał włosy chłopaka. Kuchcik spojrzał zdziwiony na nadlatujący pocisk.

Zaś jego towarzysz nawet nie podniósł się z ziemi tępo gapiąc się w przestrzeń. Pocisk uderzył w dwóch strażników wybuchając płomieniami, i wzniecając tuman kurzu, który okrył niemal całą okolice. Krio przysłonił usta rękawem, zaś Kerei ruszył przed siebie, wskakując w jeden portal potem w kolejny tylko po to by wyskoczyć trzecim za miejscem gdzie wcześniej stali strażnicy i pędem ruszyć w stronę drzwi. Nagle jednak coś szarpnęło go za nogę, on poczuł się dziwnie wilgotny w okolicach nogawki po czym runął na ziemię, jak gdyby potknął trzymał go jakiś łańcuch. Wściekły chłopak odwrócił się i pośród opadającego kurzu zobaczył scenę która nie napawała optymizmem. Otóż Emo podobny osobnik, nie miał lewej ręki jak i cześci głowy, co jednak wcale mu nie przeszkadzało w funkcjonowaniu. Z ran bowiem nie leciała krew, a woda. Która powoli formowała się w ciało chłopaka regenerując je na miejscu. Wyglądało na to że ciało osobnika działało na podobnej zasadzie jak, Juvi z gildi Fairy Tail o której Kerei nie raz słyszał. Na domiar złego, prawa ręka chłopaka była aktualnie biczem wodnym, który owinął kostkę kosiarza nie pozwalając mu uciec.
Krio zaś podnosił się z ziemi ,widać było że jest zdziwiony i dopiero co wykonał kilka fikołków. Jego ubranie nosiło znaki jak po cięciu mieczem, na skórze jednak nie było ran. Obok niego natomiast stał drugi strażnik, który wyglądał na zupełnie nie uszkodzonego przez atak najemnika. Rękę trzymał zaś przed sobą z wyprostowanymi palcami, niczym karatecy chwile przed łamaniem desek.
- Oż kurna, jaki ten dziwak jest szybki! -krzyknął zdyszany Krio odskakujac od przeciwnika.
- Niestety... ale nie zawsze. -westchnął mężczyzna w turbanie. - Dlatego jestem tylko oficerem a nie jedną z blizn. -to mówiąc podciągnął rękaw pokazując symbol Dark Scar. - Lubie się bawić, a więc może wyjaśnie co się stało, widzisz moja magia pozwala mi na chwile zwiększyć wydajność mojego organizmu w wielkim stopniu, niestety czas zbierania mocy jest zbyt długi by korzystać z tego w otwartym pojedynku... nie zabiłem Cię teraz więc nie sądzę bym przez najbliższy czas mógł Ci coś zrobić.
Krio na te słowa z uśmiechem ruszył do ataku wymachując ogromnym mieczem, ale osobnik w turbanie unikał każdego ataku, co dziwne ruszał się dość wolno, ale robił to tak jak by wiedział co Krio chce zrobić.- Zapomniałem dodać ze dzięki moim oczom jestem w stanie sprawić że wszystko będę widział w spowolnionym tempie. -dodając to uśmiechnął się. - Nie jesteście w stanie mi nic zrobić i tylko kwestia czasu jest to nim w końcu mój atak skutecznie trafi i pozbawi was życia, nie ma sensu byście walczyli. -widać osobni kw turbanie był bardzo pewny swego, skoro zdradził tyle szczegółów.
- Nie mogę Cie przepuścić... -westchnął smutno przeciwnik Kereiego. - Doktor Stein nie chce gości... -mówiąc to poderwał Runicznego rycerza do góry i cisnął nim w stronę z której przybył.
- Pilnuj go - powiedział do Kiro - Pan kuchcik może jest i zdolny, ale nie ma człowieka z organizmem dość silnym aby wytrwać zbyt długi pojedynek przy użyciu takiej magii. Bylebyś sam się nie zmęczył. - polecił podnosząc się z miejsca z zmrużonymi oczyma. Otarł ręką usta i nie mówiąc nic więcej po prostu skoczył na emo-osobnika, który mniej lub bardziej okazywał się być czymś między cieniem człowieka a wodną istotą.
- Mana Strike: Ice - krzyknął celując kosą frontalnie prosto w wroga niczym berserker. Nie czuł się na siłach aby widzieć jakieś obejście, nie mógł też się uspokoić. Każda sekunda tej walki była sekundą zbyt długą, aby można ją było wybaczyć.
Kerei skoczył na przeciwnika biorąc potężny zamach skrząca od lodowych odłamków kosą. Jednak każdy wie że los lubi nam uprzykrzać życie, szczególnie gdy gdzieś nam śpieszno, kładzie kłody pod nogi byśmy zatraceni w biegu potykali się o nie. Tym razem taką kłodą był przeciwnik Kereiego. Gdy kosiarz wykonał cięcie, cało jego przeciwnika rozstąpiło się przed ostrzem na boki chlupocząc wesoło ,by od razu za ostrzem ponownie zlać się w całość. Wyglądał oto jak gdyby Kerei przeciął osobnika na pół, jednak w rzeczywistości jego broń przecięła powietrze.
- Czeeemuuu to robiszzz! -załkał przeciągle jego przeciwnik. - Cały światttt chceee mnie krzywdziiiććć! -dodał jeszcze i wyciągnął przed siebie prawą dłoń z której strzeliły grube wodne macki uderzając w runicznego strażnika z potężną siłą. Dwie ugodziły chłopaka po pierś, zaś jedna chlasnęła go po oczach sprawiając niezwykły ból i oślepiając na chwilę. - Życieee jesttt podłeeee. -dodał emo osobnik patrząc na turlajacego sie od siły ciosu po ziemi Kereiego.
W tym czasie Krio walczył z kuchcikiem, który niczym znudzony akrobata skakał nad jego ostrzem nic sobie nie robiąc ze starań najemnika.
Kerei oparł się na swojej kosie i spojrzał na emo-postać.
- Nie muszę cię krzywdzić. - powiedział starając się uspokoić wrzącą mu w żyłach krew. - Osobiście myślę, że możemy nawet zostać przyjaciółmi. Jednak twój kolega krzywdzi mnie i mojego kolegę. Razem z tobą blokujecie mi przejście. Jeśli nie przestaniecie tego robić, niestety nie będę widział innego rozwiązania, niż wyeliminować was z tej drogi. Jedna opcja jaką mogę zaakceptować w tym momencie to wasza rezygnacja z wrogiej względem nas postawy. Sam zdecyduj, czy chcesz mnie za przyjaciela - powiedział i uśmiechnął się do Emo. Jednak przez cały czas przyglądał mu się uważnie. Wątpił aby był to moment w którym perswazja zadziała, no i kuchcik zaraz będzie go prostował. Bał się nawet że wodny pan cienisty zacznie zachowywać się jak berserker.
W tym momencie kosiarz był strasznie zirytowany. Zirytowany swoim pudłem. Świadom był że wystarczy jedno mrożące trafienie aby wygrać, jednak materia jego celu była zbyt "płynna" w ruchach aby mógł do niej dopaść.
- Przyjaźń nie istnieje! -załkał emo dramatycznie wskazując palcem Kereiego.- Chcesz mnie oszukać i skrzywdzić jak robi to cały świat! -dodał a z jego oczu ciurkiem popłynęły łzy gdy dziwaczny osobnik biegiem ruszył na kosiarza. - Tylko ból mnie kochaaa! -zalkał przemianiając swe ręce w wodne macki, którym izapewne chciał oplątac runicznego rycerza.
- Rei, czemu ty!?
- To sługa.
- I co z tego!?
- Sama powinnaś trzymać go na smyczy...Ej, kto pozwolił ci wstawać?
- Skąd się bierze takie nastawienie? - szepnął do samego siebie i machnął w bok ręką. Stworzył przed sobą portal, którego wejście było na wprost niego, a wyjście, za panem emo. - To nie jest nawet zabawne. - westchnął przyglądając się po bokach, wątpił aby wróg w tej furii był w stanie ominąć przeszkodę jaka wyskoczyła przed jego rękoma, jednak gdyby próbował obejść portal Kerei wskoczy do niego osobiście próbując wykorzystać wciąż resztkami aktywny na kosie ice strike.
Uśmiechnął się do siebie bez zasadniczego powodu.
Emo faktycznie chwycił haczyk i jego macki wpadły w portal, by wyskoczyć za nim i oplatać zdziwionego właściciela, który po chwili zaczął cały rozplywać się niczym woda, w coraz to większa kałuże. Kerei miał jednak dobry refleks i wziął szeroki zamach by zmrozić przeciwnika, pewnie by mu się i udało gdyby nie to że nagle ze świstem i silnym podmuchem powietrza pojawił się przy nim kuchcik łapiąc za kosę.
- Zmiana ról chłopcze. -powiedział z uśmiechem, a emo w postaci kałuży ruszył na Krio.
- Pilnuj swojego celu freelancerze do diabła! - krzyknął ponownie czując zdenerwowanie gdy wyskoczył przed niego kuchcik.
Zakręcił kosą z której ulotniła się niewykorzystana energia magiczna.
Chciał wykonać cięcie, ale zatrzymał się i odskoczył. Trzymając silnie swoją kosę przyglądał się przeciwnikowi.
- No co? - uśmiechnął się planując wyłącznie unikać aż natrafi na okazję.
- Nic.-stwierdził kuchcik i stanął z rękami założonym ido tyłu. - Jak mówiłem by atakować potrzebuje sporo czasu... a nie mam was zabijać, po prostu nikogo mam nie wpuszczać do środka.
Kerei uśmiechnął się i stawiając kroki do tyłu, zaczął iść w stronę drzwi nie spuszczając wzroku z kuchcika.
Wtedy jednak kuchcik zniknął nagle a Kerei dostał kopa w tył głowy który odrzucił go od drzwi niemal na schody, zaś kuchcik tarasował m teraz przejście. Kosiarz zacisnął zęby z wściekłości i już chciał rozpocząć kolejne natarcie na wrota, gdy nagle kątem oka dostrzegł coś opadającego wysoko z powietrza wprost na kucharza. Ten jednak też to dostrzegł bowiem odskoczył chwile przed upadkiem „czegoś” na ziemię.
Niezidentyfikowanym obiektem spadającym okazały się natomiast dwie dziwaczne postacie.


Ubrana w szaty podobne do tych które nosił piąty, z czarnymi maskami na twarzy oraz z dłońmi ukrytymi w kieszeniach. Postacie jak gdyby nigdy nic wkroczył na pole walki ku zdziwieniu wszystkich stron. W milczeniu rozejrzały się po czym jedna z nich wydobyła dłoń z płaszcza i wskazała na Kereiego , potem zaś na drzwi do fortecy. Potem zaś obaj tajemniczy wojownicy w bieli niczym duchy ruszyli na kuchcika.

Kosiarz jednak nie miał zamiaru oglądać walki, ruszył biegiem i po chwili pędził już korytarzem wewnątrz podziemnej twierdzy, rozrzucając na boki jakichś niskich rangą członków Dark Scar. Niczym ucieleśnienie furii przedzierał się przez korytarz pokazując siłę kapitana runicznych rycerzy. Zakręt wziął ślizgiem i zdyszany stanął oko w oko z nowym porywaczem siostry. Ten wyraźnie nie spodziewał się, że ktos tak szybko ominie ochronę wrót, dla tego nie spieszył się z odejściem. Teraz zdziwiony hałasem który wywołał Kerei przebijając się przez korytarz, zaciągnął się powoli papierosem, którego dym groteskowo ułożył się w kształt czaszki. Drugą ręką zaś mocno trzymał osobę dla której kosiarz ruszył na wyprawę, jego młodą Panią.
Osobnikiem tym był zaś nie kto inny jak…

http://www.gatto999.it/images/storie...ater%20-07.JPG
…doktor Stein, przywódca Gildii Dark Scar.

- Proszę, proszę kogo my tu mamy. –stwierdził spokojnym tonem doktorek i przeszył kosiarza przenikliwym spojrzeniem. – Mały rycerzyk przybył po swoja księżniczkę? Wiesz chyba, że nie da się tak łatwo wyrwać królewny z wieży. –mówiąc to uśmiechnął się szeroko i dodał spokojnie. – Li zajmij się naszym skarbem… wiesz że jest dla nas arcyważna. –po tych słowach z sufitu spłynęły łańcuchy które owinęły się dookoła zapłakanej dziewczyny, która ciągle krzyczała starała się wyrwać w stronę Kereiego. Kosiarz zaś zobaczył że w tym korytarzu jest jeszcze jedna osoba, przyczepiony pod sufitem niczym pająk który zamiast nóg ma łańcuchy chudy blondyn.


Ubrany w wykwintny biały strój, oraz opadająca pod wpływem grawitacji pelerynę. Runiczny strażnik pamiętał że raporty wspominały o nim.. ale jedynie pokrótce. Nie wiadomo było co potrafił i dla kogo tak naprawdę pracuje. W tym momencie jednak był odpowiedzialny za porwanie najcenniejszej osoby w życiu Babilończyka. Li uśmiechnął się do Kereiego i z dziewczyna owinięta w łańcuchy jak w kokon zaczął po suficie powoli poruszać się w głąb korytarza. Stein zaś wystąpił dwa kroki do przodu i wypuszczając dym stwierdził.
- Droga zamknięta, doradzam objazd szerokim łukiem.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline