Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2012, 21:49   #16
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Niemoc, słabość, bezsilność... to czuł Cicero w ciele Tankreda, gdy ten był pewien, że przegrał. Rycerz wiedział, że nie pomścił gwałtu na swej ukochanej. Gwałtu na białogłowie, która go miłowała tak samo mocno jak on ją miłował. Benwolio doskonale wiedział co czuł panicz. Szlachetnie urodzony czuł piekącą jego serce gorycz. Uczucie to było tak silne, że swą mocą przygwoździło nawet Benwolio. Gawędziarz ledwo się poruszał. Ledwo zipiał. Tak samo jakby sam, w swoim ciele, z wyłącznie swoimi siłami był obleczony w tę ciężką zbroję...

Gdy Benwolio wstał wydało mu się, że zaczyna źle widzieć. Bazyliszek leżał a z wizjeru jego hełmu wylewała się krew! Mimo niewielkich sił gawędziarz doszedł do ciała człowieka, który darował mu życie. Czuł się okropnie. Rozglądał się za zdrajcą, który ranił Kurta po tym jak ten darował mu życie. Wystawił przed siebie ręce, na których miał płytowe rękawice. Wodził wzrokiem po zebranych będąc zdolnym zasłonić Kurta w ciele niegodziwca przed kolejnym atakiem. Nie mógł mu nie pomóc! On darował mu życie! Zrobił to pomimo, że znali się ledwie parę chwil. Zaufał mu i pomógł. Benwolio szukając zdrajcy odgradzał własnym ciałem Bazyliszka od tłumu – nie tylko dlatego, że był Fleischerowi wdzięczny, ale również dlatego, że tak trzeba...

Benwolio był zmieszany, gdy czarny rycerz zaczął wstawać. Odetchnął z ulgą równocześnie nie rozumiejąc jak ktoś może być tak wytrzymały. Może atak nie był aż tak śmiercionośny jak wyglądał? Może faktycznie Bazyliszek był kimś więcej niż zwykłym człowiekiem? A może...

- Nie miałem z tym nic wspólnego. - powiedział cicho do Kurta rycerz w białej płycie. - Przysięgam.

Chwilę potem zaczęło się dziać coś o czym Benwolio będzie opowiadał do końca swego żywota...

***


Konrad słyszał o demonach, ale nigdy żadnego nie widział. Wiedział, że są to istoty zbyt potężne aby byle kto mógł nam nimi panować. W okolicy musiał być ktoś kto jest w stanie narzucić ognistemu tworowi swoją wolę... Konrad wiedział kto to był. Podobnie jak wcześniej i ta część opowieści miała pozostać zmieniona. Tankred zamiast spojrzeć na demona z zawiścią i ruszyć do boju wsłuchał się w krzyk Konstancji. Jego serce musiało uwierzyć, że jest o co walczyć. Panicz musiał się ruszyć. Jego ciało ruszyło ku dwuręcznej klindze. Powoli, z oporem. Musiał. Teraz albo nigdy! Twór mógł zagrozić wielu osobom. Jego ukochanej, gołębicy, jej synowi i reszcie zebranych. Czas walczyć! Konrad to wiedział, podobnie jak Tankred. Aby jednak pokonać bestię musieli w to wierzyć oboje. Wierzyć i tego chcieć…
 
Lechu jest offline