Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2012, 16:12   #91
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Yarkiss ponownie się zatrzymał. Tym razem jednak nie po to, żeby zaczerpnąć łyka wody z bukłaczka, albo szukać zatartego tropu. Powód postoju był zupełnie inny. Trop, którym podążali o kilku dobrych dni doprowadził ich do.... legowiska wilkołaka?
- Chyba mamy w końcu to czego szukaliśmy. - Zwrócił się do kompanii. - Jacyś chętni do eksploracji jaskini? Może panie przodem? - Uśmiechnął się do Eillif, której wyraźnie od kilku dni humor nie dopisywał. W oczach dziewczyny błysnął lęk; dopiero po chwili zorientowała się, że łowca żartuje i odpowiedziała nieśmiałym uśmiechem.
Korenn rozejrzał się uważnie po drzewach i skałach - nie dość że ptaków było mniej, to jeszcze żadnego gniazda nie mógł wypatrzyć.
- Ciekawe dlaczego - mruknął i zwrócił na to uwagę towarzyszy.
- Habu, tfu, wilkołaki na tyle często tutaj grasują że płoszą ptactwo? - pytanie było z gatunku retorycznych, zamiast mleć jęzorem po próżnicy czarownik sprawdził czy alchemiczny ogień ma pod ręką i rozejrzał się za pochodniami u towarzyszy - nawet gobaski wspominały o lęku “małych habu” przed ogniem. W zasadzie było to odruchowe - szarpiąca nerwy wędrówka i ciągłe rozglądanie się w obawie przed atakiem sprawiło że każde z nich miało ręce blisko broni.
Yarkiss wcześniej nie zwracał na to uwagi, ale rzeczywiście dzisiaj w lesie było dziwnie cicho.
- Może ptakom nie służy towarzystwo wilkołaków, albo... - łowca zawahał się na chwile. Nie wiedział, czy mówić to głośno. - Albo wcale to nie jest leże wilkołaka. Może natknęliśmy się na coś innego. - Yarkiss nie chciał wyobrażać sobie co może czaić się w ciemności.
- Jeśli żyje, to dym mu się nie spodoba. - cicho wymamrotał Rafael, patrząc z pode łba i wyciągając porozumiewawczo krzesiwo. Zaraz po tej propozycji rzucił kilka nerwowych spojrzeń w las, co weszło mu już w nawyk, od kiedy zdał sobie sprawę w co się wpakował.
Jarled nie zamierzał wchodzić do jamy bez sprawdzenia co jest w środku. Spróbował jakoś delikatnie zasugerować, żeby to gobliny poszły na zwiady,ale te były równie niechętne do penetrowania ciemnych korytarzy.

Fernas
również popatrzył na jamę... starając się nie demonstrować lęku. Jaskinia... niezbyt nastrajała do wejścia. Przynajmniej samemu.
- A nie mądrzej byłoby wysłać... no, zwierzaki? - odezwał się - Solmyr, twoja łasica jest mała. I szybka. Jeśli jest tam coś groźnego, to prędzej przeżyje ona, niż my. A węchem wilków przejmować się nie musimy - w końcu odór straszny ze środka bije.
- Mam polegać na łasicy Solmyra? - Zapytał z niedowierzaniem Yarkiss, który nie rozumiał więzi jaka łączyła te małe zwierze z zaklinaczem. - Wolę sposób Rafaela. Jak coś jest w środku, to go stamtąd wykurzymy. - Łowca powiedział to z taką pewnością w głosie, jakby wiedział, że przyjdzie mu się zmierzyć z co najwyżej dwoma zającami.
Ralfi skierował wzrok na Solmyra, jakby wyczekując jakiejś odpowiedzi z jego strony. Łasica i tak już pomagała im podczas tropienia, co było wyjątkowe, ale gdyby jeszcze weszła zwiedzić jaskinię cuchnącą padliną, możnaby śmiało wrócić do rozmowy o przywódcy - z nowym kandydatem. Zwierzak nie wyglądał na chętnego do wejścia, a zaklinacz wzruszył ramionami.
- Nie wiem jak wy sobie to wyobrażacie - przecież ona po ciemku zobaczy tyle, co i my.
- To nie sprawa tego, co my byśmy zobaczyli - stwierdził Fernas kategorycznie - To sprawa tego, że to coś jej wtedy nie zobaczy. Zresztą, łasice są drapieżnikami... chyba... widzą od nas lepiej? - zerknął pytająco na pozostałych.
- To prawda - odezwał się Rafael. - Co nie zmienia faktu, że Solmyr niezbyt chętnie pośle tam swojego pupila. - Spojrzał ze zrozumieniem na zaklinacza. - Rozpalamy? - Schylił się i podniósł pierwszy patyk, po czym odwrócił się, rozglądając się powoli za następnymi. Nigdzie nie odchodził, a kątem oka patrzył w stronę Solmyra.
- Zgłupiałeś? Nie rozpalaj - warknął cicho Fernas - Bo może ich wypłoszymy. Ale na moje, to wtedy najpierw zabiją naszych. Jesli tam są. Prędzej - skoro podobno się nieźle skradają -gobliny puśćmy. Jeśli Solmyr łasicę nad naszych ceni, oczywiście... - rzucił zlosliwoscia, licząc, że uda mu się wzbudzić w zaklinaczu jakieś poczucie przyzwoitości. Jednak Solmyr nie odpowiedział, zachowując typowy dla siebie kamienny wyraz twarzy. Nie dodał, że podle jego rachuby to intruzja goblinów wypłoszy mieszkańców z jamy równie dobrze jak ogień... Jesli zostanie wykryta.
- Brawo świetny pomysł. - Yarkiss zwrócił się do barda. - Już widzę jak te tchórz... gobliny, wchodzą samotnie do jaskini. Zresztą wcale im się nie dziwie. Tak samo chcą nadstawiać tyłek jak i my. - Łowca dobrze rozumiał, dlaczego nikt nie chciał wchodzić do domniemanego legowiska wilkołaka, albo innego gorszego licha. Gobliny trzymały się z tyłu; na szczęście niewiele rozumiały z szybkiej wymiany zdań we wspólnym. - Chcecie liczyć na łasice to proszę bardzo, ale ja idę po jakieś patyki. - Zwrócił się do towarzyszy i poszedł po drewno. Na odchodne dodał. - Jak nie wybili ich do tej pory, to i nie zabiją ich, kiedy zobaczą trochę dymu. - Taką przynajmniej łowca miał nadzieję. Po chwili powrócił przynosząc stertę wilgotnych patyków, które wydawały się idealne, żeby zrobić trochę dymu. Ułożył je przy wejściu do jaskini i poszedł wyjąć z torby hubkę i krzesiwo.
- Jak komuś nie podoba się ten pomysł to lepiej, żeby teraz odszedł. Później może nie być okazji. Reszta niech się rozstawi i szykuje broń. - Powiedział łowca, zanim zaczął rozpalać ognisko. Kiedy patyki zajęły się ogniem, Yarkiss wziął wcześniej ułamaną gałąź i zaczął wachlować. Nerwowo nasłuchiwał, czy ktoś lub coś zainteresowało się pożarem przy wejściu.
Z racji odmiennej roślinności tego lasu, o kryjówkę było nieco trudniej. Krzewy i karłowate drzewa nie dawały sobie rady przy braku odpowiedniego naświetlenia, toteż Rafael, chcąc - nie chcąc, przystanął obok oddalonego o kilka metrów, potężnego pnia dębu, załadował strzałę, wymierzył w wejście do groty i w pełni skupienia oczekiwał na przebieg wydarzeń. Przeklinał teraz poczucie odpowiedzialności, które go tu przywiodło, chociaż gdyby nie ono, strach zupełnie by go sparaliżował. Jak nigdy zdawał sobie sprawę, że jeśli to dom tych, których tropią, stanie przeciwko najstraszliwszej bestii, jaką kiedykolwiek przyszło mu zobaczyć.

- I miejmy nadzieję, że cokolwiek tam mieszkało, jest w jamie... - mruknął bard do Korenna, godząc się wreszcie na plan podpalania. Nie podobało mu się... ale co począć? Nikt nadstawiać swego tyłka nie chciał... zresztą, doskonale to rozumiał. - Bo jeśli jest poza nią, to właśnie my będziemy pierwsi na trasie do nory - wyciągnął procę, pragnąc się zaczaić w pobliżu... najlepiej gdzieś w środku ich szyku - aby niezależnie od strony, z której Coś mogło wyjść, Coś miało pierwej innego towarzysza do zjedzenia.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 10-06-2012 o 16:26.
Sayane jest offline