Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2012, 20:51   #18
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Historia toczyła się podobnie jak setki razy wcześniej. Podobnie ale nie tak samo. Doszło do zdrady ale jej ofiarą padł ten co sam wcześniej zdradzał. Syn Gołębicy rzucił się na demona ale nie tylko w towarzystwie Tankreda ale i Bazyliszka. Jednak czy te drobne zmiany mogły obrócić bieg historii? O tym "bohaterowie" mieli się dopiero przekonać.

Bohater

Czułeś się trochę jak bohaterowie Twoich opowieści. Biegłeś wraz z innymi szlachetnymi rycerzami na niecnego demona. Z Twoich ust dobywał się krzyk, nieartykułowanej wściekłości. Jednak w opowieściach było inaczej. Przy ognisku czuło się jego ciepło, nie gorąco emanujące od tworu Chaosu. Co niektóre wywoływały dreszcz niepokoju nie przejmujący strach o swoje życie, o życie bliskich. Zbroja nie krępowała ruchów a olbrzymi miecz nie zawadzał. Jednak z każdym krokiem do którego się zmuszałeś czułeś się... Lepiej. Ekwipunek nie ciążył, strach zmieniał się w adrenalinę. Widziałeś jak syn Gołębicy, Mortimer dopadł demona w ręku którego zmaterializowała się ognista, zakrzywiona klinga. Nie przypominała jednak swoją materią pochodni, płomień był ciemniejszy, bardziej trwały. Starli się nim dobiegłeś i wiedziałeś, że Mortimer nie podoła. Demon był szybszy i silniejszy. Nieludzko. Szybko zepchnął przeciwnika do defensywy co raz go raniąc. Zbroja zdawała się nie stanowić ochrony przed ognistym ostrzem. Młodzieniec jednak nie krzyczał, z determinacją parował kolejne uderzenia. Co raz wolniej. Dobiegłeś by wziąć udział w swojej pierwszej prawdziwej walce. Ręce same wzniosły się do straszliwego uderzenia. Stal jednak nie sięgnęła ognia, w ręku demona pojawiła się druga szabla i sparował nią Twoje uderzenie. Nie przeszedł jednak do kontrataku a skupił się na Mortimerze. Okrążyłeś go więc by znowu rąbać. I ciąłeś, raz za razem. Zmusiłeś do spółki z drugim rycerzem twór Chaosu do cofania się. Udało Ci się nawet go trafić! Miecz prawie wypadł Ci z dłoni gdy klinga wbiła się w demona wyrywając spory fragment ognia. Szarpnąłeś miecz wydostając go z ciała demona kuląc się gotów na jego uderzenie. Nie nadeszło. Zobaczyłeś tylko jak Mortimer pada z ohydną raną na twarzy. Spostrzegłeś jednak coś jeszcze. W miejscu w którym trafiłeś ogień był inny. Bledszy.

Krasnolud

Gdy zobaczyłeś ognistego człeka i całe zamieszanie wraz z swoimi kompanami osłoniliście Althee. Zaraz jednak otoczył ją pierścień zbrojnych a na paskudę ruszyli trzej rycerze. Dwóch jeszcze niedawno się po mordach żelastwem prało a teraz ruszyli razem do walki. Brakowało tylko krasnoluda. A nikt nie powie, że klan Flammesteinów stroni od walki i chowa się za ludźmi! Z tarczą w lewicy a młotem w prawicy wystartowałeś do boju. Rodowe zawołanie same cisnęło się na usta.
- Płomień! Kamień!
Może i dla ludzi brzmiało idiotyczne ale to nie ich Grungi uczył drążyć w górach korytarze i dał ogień aby ochronić przed stworami mieszkającymi w mroku.
Minąłeś rycerza w czarnej zbroi, który mimo bełtu sterczącego z hełmu biegł do bitki. Widziałeś jak dwóch innych, jeden z dwurakiem a drugi bez hełmu toczą walkę. Ten drugi padł a plugastwo zamierzyło się by go dobić. Nie pozwoliłeś na to. Widziałeś, że to dobry wojownik. Wbiegłeś między nich i przyjąłeś atak na swoją tarczę. Silny był! Ale i Ty nie byłeś elfią popierdółką. Za Tobą stał ród Flammesteinów! Skontrowałeś ale tamten odskoczył. I ignorując Ciebie zwrócił się bokiem i ruszył przed siebie. To była okazja. Uderzyłeś znowu, tamten spróbował sparować ale nie wyszło mu. Wir ognia, który zastępował mu nogi stawił opór jakby był z stali. I jak stal ustąpił, płomienie poleciały na dziedziniec przyklejając się do niego by zaraz znowu zgasnąć a plugastwo zachwiało się. Zaraz jednak brakujące czarne płomienie zostały zastąpione przez inne. Jaśniejsze.

Łotr

Widziałeś jak dwóch rycerzyków co to za dużo ballad się nasłuchało ruszyło na demona. I szybko oberwało. Syn Gołębicy dostawał po dupie a Tankred. Tankred młócił demona ale tamten parował jego uderzenia szablami, które wyrosły mu z dłoni. Ale tylko parował. Ktoś przemknął obok Ciebie, po chwili widziałeś już tylko plecy krasnoluda, który przebierał swoimi krótkimi nogami jakby goniły go całe hordy chaosu a na grzbiecie nie miał masy stali. Gdy rycerzyk padł kurdupel zasłonił go przyjmując uderzenie na tarczę. To był Twój moment. Dobiegłeś by ciąć demona z boku. Nie wyszło. Zjebało się. Twór Chaosu zignorował obu przeciwników i rzucił się na Ciebie z dwiema szablami. Zakląłeś. Musiałeś przyjąć walkę. Uratował Ciebie krasnolud uderzając demona co wybiło go z rytmu. Tylko dzięki temu zablokowałeś pierwsze dwa ciosy. Może gdybyś nie był ranny i osłabiony byś mu podołał. Może. Czułeś jak zbroja się nagrzewa co raz bardziej. Zaraz się w niej upieczesz. Krasnal z Benwolio tłukli demona ile wlezie. Bajarz odciął mu w końcu rękę. Ta jednak momentalnie się odtworzyła. Ale krótsza i bez szabli. I wtedy Twój pancerz stanął w płomieniach.

Bohater

Jeden z krasnoludów uratował Mortimera i wspomógł Was w walce. Uderzałeś raz za razem, większość ciosów trafiało. Demon jakby zwolnił, ogień z którego się składał stawał się jaśniejszy, mniej zbity. I wtedy nadarzyła się idealna okazja. Twór chaosu rzucił się na nadciągającego Kurta! Uderzyłeś z całej siły odcinając jedną rękę. Kończyna odrosła ale krótsza i bez broni. Jednak nie mogło wszystko dobrze pójść. To nie była opowieść. Na czarnej zbroi Kurta pojawiły się dziwne wzory, jakby pismo. I wybuchły płomieniem.

Krasnolud

Tłukłeś wraz z rycerzykiem pluagstwo ile wlezie korzystając z tego, że tamten skupił się na czarnym rycerzu. "Nogi" okazały się za twarde więc skupiłeś się na torsie. Część uderzeń była parowanych ale parę dotarło do celu rozpryskując ogień wokół. I wtedy na oksydowanej zbroi człowieka pojawiły się dziwne runy, które momentalnie wybuchnęły ogniem pokrywając cały pancerz.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline