Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2012, 00:37   #115
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
cz. 1

Gawron zgodził się poczekać przed wieżowcem.
- Idę pod siedemdziesiąt dwa. Jeśli nie wrócę za dwadzieścia minut masz pełne prawo zacząć się martwić - odparła na odchodnym. - Nie żeby groziło mi coś u siostry, ale jak się już nieraz przekonaliśmy, diabeł nie śpi.
Winda skrzypiała upiornie kiedy Bułka telepała się na dziewiąte piętro pod mieszkanie siostry. Było późno, na korytarzu panowała upiorna cisza, przez drzwi przebijał gdzieniegdzie pogłos telewizora.
Bułka załomotała bez wahania, ciągle wzburzona ostatnimi wydarzeniami. Zdążyła już narobić sporego rabanu kiedy przerzuciła się na bardziej subtelny dzwonek.
- Kto tam? - po całej wieczności dało się słyszeć wystraszony głos Marceliny.
- To ja, Teresa. Otwórz.

Drzwi otworzyły się powoli i Marcelina, z wyraźnie pobladłą twarzą, zrobiła przejście. Była ubrana w luźny dres, ale właśnie robiła sobie makijaż.
- Zrób sobie herbaty siostra, a ja skończę się ubierać. Pogadamy w kuchni, dobra?
- Nie zostanę długo - Teresa poszła za siostrą. Ton miała jak zwykle rzeczowy, godny prezenterki pogody. - Nie przeszkadzaj sobie. Mam kilka spraw. Pilnych. Zacznę od najgorszej. Hirek dzisiaj oberwał nożem, leży na OiOMie. Ma fatalne rokowania.
Nagła bladość twarzy Marcysi i rozwarte w niemym krzyku usta były odpowiedzią. Zachwiała się, opadła na krzesło w kuchni.
- Jak ... - tylko tyle zdołała wykrztusić przez ściśnięte gardło a łzy płynące z oczu rozmazały z takim trudem nałożony make-up.
- Z samego rana staw się w Waryńskim. Porozmawiamy z lekarzem i musimy tam być wszyscy, dla Hirka. Rodzicom powiem jeszcze dzisiaj - Teresa przyklęknęła przy siostrze kładąc dłonie na jej kolanach w uspokajającym geście. - A teraz Marcyś się skup. Powiedz mi, bez owijania, czy ostatnio przytrafiło ci się coś dziwnego? Bo mnie i Hirkowi owszem, a ty jesteś trzecią latoroślą naszych rodziców. To się wszystko wiąże z Węgielną, ale jeszcze nie wiem jak. Dostałaś jakieś zdjęcia, ktoś mógł ci grozić? I... jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, miałaś jakieś omamy? Takie, wiesz, jak po narkotykach? Wyglądasz na wystraszoną. Może źle sypiasz? Śnią ci się dziwaczne rzeczy, blokowiska, orływ koronach? - mimo ładunku informacji jakimi raczyła siostrę bez finezji starała się zachowywać łagodny ton, żeby ta wiedziała, że ma w niej oparcie i jak było przez lata, Teresa zawsze była tym twardym członkiem rodziny, który potrafił rodzeństwo Bułek wyciągnąć z najgorszego szamba.

Pokręciłagłową, jakby po dłuższej chwili.
-Nie, no coś ty.
Westchnęła ciężko.
-Mam tylko ... sny. Dziwne sny. Ale to jedynie sny. Nic więcej.
- Opowiedz - nalegała Teresa. - Może to coś więcej niż sny. My zHirkiem też takie mieliśmy, też nam się zdawało, że to nic takiego ale się myliliśmy. Później ci wyjaśnię ale narazie musisz mi wszystko opowiedzieć. Z detalami. Proszę.
- Była w nich jakaś laska. Znaczy dziewczyna. I ona ... goniła mniez nożem po osiedlu. Czasami mnie dopadała. Czasami nie. Zawsze jednak te sny były straszne.
- Ciemne długie włosy, skórzana kurtka? - podała możliwie dokładny opis Dziary.
- Może. Niezbyt dobrze pamiętam. To tylko sen, siostra. Nie pamiętam snów.
-No dobrze - Teresa zmieniła temat i pogładziła Marcelinę po policzku. - A co z ciążą? Usunęłaś?
- Nie. - opowiedziała krótko.
- Wahasz się czy czekasz na zabieg?
- Możemy o tym teraz nie gadać - warknęła niemalże.
- Możemy - przytaknęła Teresa ale dodała zaraz. - Ale później podejmiemy ten temat. Mam jeszcze jeden problem i chcę prosić cię o pomoc. Jedziesz teraz do niego, prawda? Staszaka? Słyszałam, że to bardzo bogaty i wpływowy człowiek. Taki co może wiele zdziałać. A ja nie mam się do kogo zwrócić. Hirek miał mi pomóci załatwić stronę prawną ale... sama słyszałaś. A jest pewna sprawa, której nie mogę odłożyć nawet na kilka dni. Rozstałam się z Pawłem. Mieszkam teraz u Gawrona, na Węgielnej. Cichy zabrał mi Antka. Zabrał tak po prostu i nie chce oddać. Chcę żebyś wstawiła się u tego Staszaka w mojej sprawie. Nie obchodzi mnie jak to załatwi. Może równie dobrze wziąć Pawła i jego matkę na hol swojego mercedesa i przeciorać po ulicach dzielnicy. Taki człowiek jak on musi mieć sztab goryli itede. Wiem,że cię o dużo proszę Marcyś ale ja... jestem w totalnej desperacji. Niech się dowie gdzie jest Antek i mi go zwróci. Musi mieć do ciebie słabość. Jeśli go poprosisz to na pewno to rozważy. A jeśli nie to powiedz, że ja zaciągnę u niego dług czy coś. Nie mam wiele do zaoferowania ale jeśli odda mi syna to zrobię wszystko. WSZYSTKO.
- Nie wiedziałam - młodsza siostra uśmiechnęła się kładąc Teresie rękę na dłoni. - Pogadam z nim. Poproszę o pomoc. Masz to, jak w banku. Wiesz, że ja za Antosiem też bym w ogień poszła.
- Dziękuję Marcyś - przytuliła spontanicznie siostrę. - Rano się spotkamy w szpitalu i powiesz mi co udało się załatwić w mojej sprawie. Starszych biorę na siebie. A co do ciąży... jestem z tobą jakąkolwiek podejmiesz decyzję, rozumiesz? Możesz zawsze na mnie liczyć. I pamiętaj. Jeśli zacznie się dziać coś dziwnego, coś czego nie potrafisz wyjaśnić... Jedź do Gawrona na Węgielną. Postaram się pomóc.

** *

- Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie ją! Dajcie jej też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ moja córkabyła umarła, a znów ożyła; zaginęła, a odnalazła się.

- Taaaato, błagam cię – rzuciła Teresa zmęczonym tonem odwieszając na wieszak mokry płaszcz. - Poza tym z tego co pamiętam w oryginale była mowa o synu a nie córce.

- Do syna zastrzeżeń nie mam – podał jej wełniane kapcie.

- Wobec tego dawaj ten pierścień, chętnie opchnę w lombardzie – skrzywiła się.

- Teresko, nie kłóć się z ojcem – zaintonowała śpiewnym głosem pani Bułka kiedy jej drobniutka sylwetka mignęła w drodze do kuchni. - Mąż ci pozwala tak po nocy chodzić? Mógł cię ktoś zaczepić i tragedia murowana.

- Mąż, mąż...- zaburczał pan Bułka, emerytowany taksówkarz. - Wielki mi tam mąż skoro nawet ślubu kościelnego nie wzięli. Dzieciak to bękart a Bóg się przygląda i nie grzmi.

- Bo może Boga moja sytuacja matrymonialna nie interesuje? - odparła spokojnieTeresa i weszła do kuchni. - A skoro już twierdzisz, że cywilny ślub się nie liczy to nie powinien cię przejąć fakt, że się rozwodzę – zdała sobie sprawę, że tę decyzję już od jakiegośczasu nosiła w sobie ale teraz po raz pierwszy wypowiedziała ją nagłos.

- Kyrie Eleison!- wrzasnęła matka i przeżegnała się, nie wiedzieć czemu trzy razy z rzędu. - Jak rozwodzisz? Przecież mu na dobre i złe przysięgałaś!

- Zmieniłam zdanie.

- Jeśli ci się wydaje, że się do nas z dzieciakiem wprowadzisz to sobie to z głowy wybij – głos ojca był zimny i stanowczy, zresztą taki sam odziedziczyła po nim córka.

- Tato, prędzej bym poszła na żebry niż poprosiła cię o pomoc – Teresa zaplotła ręce na piersi dokładnie w tym samym czasie co pan Bułka przez co sprawili wrażenie lustrzanego odbicia. - Mieszkam u Patryka Gawrona, jedno piętro nad wami.

- U wnuka Gawronowej? Toż to istny element! - matka postawiła oczy w słupy i nakryła usta drobną dłonią. - Nie mówiąc, że to grzech śmiertelny. Pomyślałaś co ludzie będą gadać? Że wydałam na świat cudzołożnicę!

- We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane, gdyż rozpustników i cudzołożników osądzi Bóg – zaintonował ojciec niby ksiądz z ambony i pacnął ją w ucho jakby nadal była dzieckiem. - Pójdziesz do piekła, winszuję!

- Nie cudzołożę z Gawronem! - obruszyła się Teresa i roztarła piekące ucho. - Ale prowokujcie mnie dalej to zacznę. Choćby wam na złość.

- Terenia, nie wolno ci z nim mieszkać – matka przeszła w błagalny ton. - To pijak. I lump! I na pewno da ci tą pigułkę gwałtu o której czytałam w „Detektywie”. Ponoć już zgwałcił tą młodą Zielińską, co była w związku cielesnym z Andrzejem Czubą. Lewandowska, spod siódemki, mówiła nawet, że w ciąży była ale usunęła.

- Rany boskie, mamo! - Bułka łypnęła groźnie i nawet pogroziła jej palcem. - I od kiedy ty czytasz „Detektywa”?

- No właśnie, od kiedy? - dołączył się ojciec.

- Okiem tylko rzucę. U fryzjerki – wywróciła niewinnie oczami. - I chyba nie o mnie jest ta rozmowa a o tobie, Terenia. Masz się od wnuczka Gawronowej wyprowadzić. Dość, że do jednej z naszych córek już przypięli bilecik kurtyzany.

- Mamo, nikt nie używa słowa kurtyzana, może poza Tołstojem!

- A ten Gawronto za tobą oczyskami wodzi odkąd w krótkich gatkach biegaliście po osiedlu – ciągnęła niezrażona protoplastka rodu. - Zbałamuci cię i będziesz miała drugie dziecko nieślubne! Moje serce tego nie wytrzyma.

- Gawron mnie poprostu lubi. Tak ciężko to przyjąć do wiadomości? Że ktoś może lubić waszą córkę?

- Bez obrazy córuś, ale ty od dziecka miałaś bardzo ciężki charakter. Jeśli mężczyzna cię przygarnia pod swój dach to bynajmniej nie przez wzgląd na twój urok osobisty.

Teresa odwróciła się do rodziców plecami, przymknęła oczy i zaczęła głośno odliczać od dziesięciu do zera.

- Co ona robi? -zapytała zaskoczona pani Bułka.

- Liczy chyba – oświecił ją pan Bułka rozkładając przed sobą gazetę.

- Ale po co?

- A ja wiem? Może to jakieś medytacje albo inne innowiercze praktyki. Sama wiesz, że ona nawet do kościoła nie chodzi, może zmieniła wyznanie?

Wreszcie zapadła błoga kojąca cisza i kiedy Teresa otworzyła na powrót oczy mogła wreszcie rozmowę sprowadzić na odpowiedni tor.

- W zasadzie to ja wcale nie chciałam o sobie mówić. Ja w sprawie Hirka. Bo on jest w szpitalu.

W paru rzeczowych zdaniach opowiedziała o tym co się stało. Matka w połowie wywodu wybuchnęła gromkim płaczem a ojciec opadł ciężko na krzesło i mocno zacisnął szczęki.

- Mój synek – łkała rodzicielka Bułek. - Moje ukochane dziecko.

- Mamo, musimy być dobrej myśli – jedyna czułość na jaką zdobyła się Teresa to poklepanie matczynej dłoni. - Wyjdzie z tego, inaczej być nie może.

- Jedyny co wyszedł na ludzi – ojciec ewidentnie pobladł. - Taki zdolny i ambitny. Aż się czasem dziwiłem, że to moje własne dziecko. Mądrzejszy od nas wszystkich razem wziętych i po niego akurat bóg się upomniał – wydobył z szuflady książeczkę do nabożeństwa.

- Ja muszę do niego jechać – matka wypadła na korytarz i drżącymi dłońmi wciągała już kozaki. - On mnie potrzebuje.

Ojciec szybko do niej dołączył i z nerwów zaplątał się w rękawach własnej kurtki.

Teresa patrzyła na ich zalane łzami policzki i nie wiedzieć dlaczego wybąkała.

- Ciekawa jestem czy gdybym ja tam leżała w ogóle byście się pofatygowali.

W rezultacie dostała od ojca w drugie ucho a matka zmroziła ja wzrokiem.

- Nie tak cię wychowałam. Twój brat walczy o życie a ty możesz mówić tylko o sobie.

- W zasadzie to chciałabym jeszcze pomówić o was. A dokładniej o krzyżachz ukrzyżowanym orłem. Mieliście kiedyś takie?

- Teresko, ty się dobrze czujesz? - matka już chyba przestała się gniewać bo dotknęła córki czoła. - Twój brat jest w krytycznym stanie a ty się pytasz o medaliki?

- Nie pytam bezpowodu. To ważne, także dla Hirka.

- Swego czasu każdy takie miał – odpowiedział ojciec. - Ale później trzeba było się pozbyć bo strach było w domu trzymać. Się wszystkiego czepiali.

- Ale taki miałeś. A w tym ruchu wolnościowym brałeś udział?

- Chyba sobie żartujesz! Żona, trójka dzieci i miałem ryzykować, że mnie zamkną jako opozycjonistę?

- Do sekty żadnej pewnie też nie dołączyliście?

- Sekty? Teresa,ty się zastanów o co ojca oskarżasz. Ja jestem katolikiem. Gorliwym.

- Dość tych niedorzecznych pytań – przerwała raptownie matka. - A teraz proszę, zejdź mi z drogi bo jadę czuwać przy moim synu. Ktoś powinien.
 
liliel jest offline