Wątek: Obłędny Kult
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2012, 16:39   #101
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
C.D

- Piękna, prawda? - szepnęła Loana.
- Co piękna? Nie mamy czasu, do doków daleko. Prowadź Loano. Statek czeka.
- Tu jest Twój statek, na siedem gwiazd! - wskazała łódź przed nimi.
- To?! To pływa? Loano... To...
- To zabierze Twój blaszany zad w morze. Wszystkie statki są niedostępne. Nie ruszą się z portu. Ale takim, rybackim łodzią dalej wolno wychodzić w morze. To jedyny sposób.

Gustav jeszcze przez chwilę błądził spojrzeniem od kobiety do łodzi, w końcu spoglądając beznadziejnie w kierunku stłoczonych za ich plecami najemników.
- Mam nadzieje, że lubicie rybki... - mruknął wyraźnie niezadowolony, na co półelfka sapnęła głośno.
- Pływałeś na gorszych, Gustavie. Nie udawaj takiej szlachetnej wozidupy. Poczekajcie, sprawdzę czy kapitan...
- Na smoczy zad, ta krypa ma kapitana?!
- Zaraz będzie miała dodatkową kotwicę jeśli nie nabierzesz rezonu, Gustavie. -
chłodny niczym ostrze głos Loany przywołał rycerza do porządku. Spoglądał z naburmuszoną miną, jak wchodzi ona na pokład, a po chwili przywołuje ich gestem dłoni.
- To Celisb. Kapitan tej łodzi. - przedstawiła brodatego mężczyznę, o przerzedzonej czuprynie i buraczanym nosie, który właśnie pocierał energicznie poczerwieniały policzek. - Celisb przez chwilę myślał, że jest to idealny moment do negocjacji ceny naszego transportu, ale myślę, że doszliśmy ostatecznie do porozumienia. Nie mylę się, Celisbie?
- Si wi, Paniusiu... Si wi... Już pakujta się no pod budę i siedźta cicho. Bedzieta tak głośno godac, to pobudzita wszystkie morskie bestyje.
- Obyś już więcej nie budził innej bestii, kapitanie. -
rzuciła pouczającym tonem Loana, po czym ruszyła w kierunku „budy”.
Drzwi trzymały się chyba na słowo honoru, gdyż zawiasy wstawione w zmurszałą deskę nie wydawały się posiadać takich właściwości. Pomieszczenie okazało się jednak dość przytulne. Przynajmniej dla zmordowanych trudami wieczoru najemników. Ułożyli swoje toboły, jak i samych siebie po kątach ciasnej, przeszytej smrodem ryb izdebki. Spojrzenie wszystkich padło na Gustava i siedzącego tuż obok nich Coena.
Alchemik przez chwilę wpatrywał się w podłogę z miną zbitego psa. Drgnął lekko, kiedy chrząknięciem rycerz przypomniał mu o otaczającym go świcie.
- A no ten, no tak...
- Ruuuszamy! -
dał znać kapitan zza drzwi. W tym samym momencie, rudowłosy wyciągnął na wierzch skórzaną tubę na zwoje. Zręcznym ruchem wydobył z jej wnętrza kilka starych, pożółkłych stronic o porozdzieranych brzegach.
- Oto fragmenty księgi Uzdrowicielki. Wziąłem tego... tyle ile zdołałem. Ale to i tak na nic... Ona... One go obudziły. Obudziły Alabashaaran. Pożeracza Dusz. - po jego policzkach pociekły łzy.
Gustav zacisnął dłoń na jego ramieniu.
- Coenie, nie wpadaj w panikę. Mów, od początku.
- Stronice te mówią o straszliwym duchu... Alabashaaran. Który żywi się duszami śmiertelnych istot. Jego głód jest tak wielki, iż wprawił w osłupienie najstarszych Bogów, którzy pozbawili go wszelkiego kształtu, ciała. Zrzucili go na ten plan, zaklinając jego duszę w kamieniu. -
recytował, odkładając na bok kolejne stronice. Każdy z najemników mógł śmiało sięgnąć po jedną z nich i o ile rozumiał on język, w którym zostały słowa te zapisane, dowiedzieć się prawdzie słów alchemika. - Choć nękany był on wiecznym głodem, po całych wiekach zapragnął mieć w końcu własne ciało. Nie zostało to dokładnie opisane, jednak znalazł on sposób i nawiedził już kiedyś te ziemie w cielesnej postaci. Zbudzony przez pierwszą ze swych kapłanek, która oddała mu swe ciało. Temu, kto przyjmie w swe ciało jego ducha gwarantował niesamowitą, zakrawającą na boską siłę. I nie mówię tutaj o krzepie... Jest to moc nieosiągalna dla śmiertelnika. Czy to najznamienitszego maga, czy też najczystszego ze sług potężnego bóstwa. Moc dziesiątek tysięcy istnień, zaklętych w jedno. Przebudzić go miało rytualne poświęcenie tysiąca dusz. Co jak mi się wydaje, ten tego.. widzieliśmy jakiś czas temu. Mówiąc rytualne, nie mam na myśli konkretnego obrządku. Alabashaaran żywi się śmiercią... A im więcej jej otrzyma, tym dalej sięgają jego macki. Wcześniej zamek, teraz zapewne w jego łapy wpadnie dusza każdego, kto ducha wyzionie w obrębie setek kilometrów. A i to będzie postępowało coraz dalej. Jesteśmy zgubieni... Zgubieni! One go przebudziły... Kapłanki. Seere! To one... - schował twarz w dłoniach.
Gustav oszołomiony popatrzył po najemnikach. Przestraszonym głosem zapytał w końcu:
- Czyli Seere przyjęła w swoje ciało Alabashaaran? Posiada teraz jego moc?!
Szlochy alchemika ucichł nagle, po czym poderwał głowę do góry.
- Nie! Nie mogła... Tutaj jest o tym napisane! - niczym szaleniec, zaczął rozrzucać kolejne stronice, szukając jednej, jedynej informacji. - Tak! Przebudziły go, a więc żywić się duszami śmiertelników będzie... Ale by przyjąć go w swoje ciało potrzebują czegoś więcej.
- Czego? -
wtrąciła w końcu Loana.
- Aby władzę nad Alabashaaran zdobyć, należy zgromadzić relikwie Pierwszej. Tej, która przyjęła w swe ciało jego ducha, i która wraz z nim upadła po raz pierwszy. Nie z ręki Bogów, a za sprawą śmiertelnych. Cztery artefakty, które wieki temu ukryte zostały w tajemnych sanktuariach, niedostępnych dla innych wyznawców Pożeracza.
- Skąd pewność, że czarownica ich nie zgromadziła?
- Żyjemy. To jedyny, niepodważalny dowód. -
odpowiedział twardo alchemik.
- Jeśli tak... Cóż jeszcze mówią te stronice? Zdradzają gdzie ukryte zostały te artefakty?
- Ten, no tego... cała kniga pewnie i zdradza...
- Jak to cała?! To co mamy?! Na zamku został mój Pan. Gadajże alchemiku!
- „Dłoń, tej która Pierwszą się stała, ucięto kryształowym ostrzem i zaniesiono do groty wyspy Alivianoru, gdzie już po wsze czasy pod strażą miała pozostawać.” -
odczytał na głos słowa z kartki. - To tego... tyle. To ostatnia ze stronic, które wydarłem. Pozostałe został w księdze... No i tego. Ale może istnieje inny sposób aby dowiedzieć się gdzie ukryto pozostałe?!
- Aliv... Że jakiej? To w ogóle część Moonshae?
- To nazewnictwo... -
wtrąciła się zamyślona Loana. - To jeszcze z języka pierwszych przybyszów. Stare, od wieków nieużywane nazewnictwa.
- Więc, którą wyspę dawni zwali Alivi... Aliviana... Alivia
- Alivianor. Tego nie wiem Gustavie. I jeśli mamy się tego dowiedzieć, musimy zasięgnąć wiedzy starych woluminów... Naprawdę starych.
- A więc idź do naszego zacnego kapitana i wyznacz kurs...
- To nie takie proste, Gustavie. Te księgi. Na pewno były częścią księgozbioru Caer Calidyrru...
- Co?! Mamy tam wrócić?
- Nie. Księgozbiór był w posiadaniu wieży magów... Która...
- Która spłonęła... -
dokończył głosem pełnym grozy.
Na długą chwilę zapadła cisza. Ani Randal ani Baelraheal w swej wiedzy nie mogli znać prawdziwej nazwy Alivianoru, wiedzieli jednak coś, czego świadoma musiała być i Loana.
- Mbarneldor. - jęknęła niemal. - Tam księgi szukać musimy. W enklawie elfów.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline