Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2012, 18:51   #24
Shavitrah
 
Shavitrah's Avatar
 
Reputacja: 1 Shavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwu
(za louisa)


Już nic więcej nie rzucało się szczególnie w oczy. Po 10 minutach oboje stwierdzili, że nie ma tu więcej jakichkolwiek poszlak. Aliyah zobaczyła, że na ziemi leży jej ulubiony kubek, sięgnęła po niego, ale gdy się podnosiła natychmiast go upuściła, z krzykiem przerażenia. Kubek rozbił się o ziemię. Zobaczyła jak wychodzi z niego wyjątkowo paskudny robal. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nagle wokół Brunona i Aliyah nie rozległ się okropny szmer, tysiąca poruszających się małych ciał, nóżek... nie wiadomo skąd zaczęła wychodzić niezliczona ilość, różnorodnych owadów, po niektórych było od razu widać, że są egzotyczne i nie mogą znaleźć się tutaj całkiem przez przypadek. Gdzieś po ścianie kuchni pełzły stonogi, karaluchy, a na ziemi wkoło poruszały się dżdżownice i inne paskudztwa. Wszystkie miały jakąś nienaturalne barwy, dominowały kolory czarne i czerwone.



Bruno nie zważając na obecność dziewczyny zaklnął głośno. Insekty. Nie przepadał za nimi, szczególnie w takich ilościach. Nie miał zdolności, a raczej czasu, by sobie z nimi poradzić w parę minut. Gdyby był sam, po prostu wsiąkłby w ziemię. Ale nie był sam, więc nawet nie “gdybał” tylko czym prędzej wypadł z domu, w miarę możliwości poganiając Aliyah - panie przodem.
Aliyah nie była typową damulką, toteż jakimś cudem udało jej się nie zemdleć na miejscu - wyraz jej twarzy wskazywał jednak, że ewentualność taką zawsze należy brać pod uwagę. Nie potrzebowała nawet jakiegoś szczególnego poganiania; sama czym prędzej dosłownie wypadła z kuchni, cudem jedynie nie potykając się o próg. Starała się w miarę możliwości nie patrzeć na nowych goszczące w jej domu robactwo. Nawet, jeśli była to tylko bardzo sugestywna iluzja czy coś w tym stylu.

- N-no dobrze, to... Co dalej? - rzuciła w przestrzeń, czując, jak ziemia niemalże ucieka jej spod stóp. To wszystko było w jakiś dziwny sposób... Nierealne? Niemożliwe? Wydarzenia ostatnich dni pokazały jednak, że najprawdopodobniej będzie zmuszona do przewartościowania sobie swojego pojęcia normalności. I to bardzo gruntownego przewartościowania.
- Realistycznie patrząc, potrzebujesz miejsca by ochłonąć. Przy okazji będziemy mogli omówić całą tą sytuację. Jakoś nie potrafię uwierzyć, że ot tak wybiegłaś z domu, bo coś się zaatakowało, wróciliśmy i nagle ukazało się to całe..robactwo. Mi to wygląda na magię, a troszkę się znam.- Kanadyjczyk wzdrygnął się na samo wspomnienie przemiłych zwierzątek. - Przy okazji, jestem Bruno. - przedstawił się i kiwnął głową. Chciał wyciągnąć dłoń, ale zauważył na niej robaka. Niepostrzeżenie go strząsnął.
Aliyah musiała przyznać mu rację. Dziś wydarzyło się zdecydowanie zbyt dużo. Dziewczyną nie kierowały jednak tylko egoistyczne pobudki i jakiś czas temu zaczęła się również zastanawiać nad tym, czy coś podobnego mogło przytrafić się w tym czasie również Itsumi. Bez większego wahania wyciągnęła i swoją dłoń, jakimś cudem zmuszając się do uniesienia kącików ust w czymś, co miało uchodzić za choć trochę sympatyczny uśmiech, również się przedstawiając. Przynajmniej nie będzie sama w całym tym wariactwie... Otworzyła już usta i miała zamiar w dość zwięzły sposób nakreślić mu sytuację, gdy nagle usłyszała dziwnie znajomy głos.

- Nic z tego nie rozumiem... - odezwał się mężczyzna wyłaniający się zza budynku - Nie macie pojęcia jak bardzo te żyjątka są potrzebne światu...- pocmokał kilka razy kręcąc głową.
W tym momencie na dłoni, w miejscu gdzie siedział wcześniej chłopakowi robal, pojawiła się czerwona plama, która przez kilka sekund eksplodowała niewyobrażalnym bólem, rozchodzącym się po całym ciele, by po chwili po prostu zniknąć.
Mężczyzna się zaśmiał pod nosem. Aliyah rozpoznała w nim kogoś. John Back- ten czarodziej, który przyszedł do Itsumi.
- Kim jest ten typek? - wskazał na Brunona - Nie należy do naszego kręgu. Po drugie... czemu kazałaś czekać Nathanie? W najbliższym czasie nie będziesz miała kolejnej okazji się z nią spotkać. Wyleciała za granicę. Po trzecie... wszyscy to poczuliśmy, co zrobiłaś z prezentem od Itsumi? - zadawał pytania jedno po drugim, zachowując wciąż na twarzy ten lubieżny uśmieszek.
- Na pewno nie są potrzebne w moim domu - odparła lodowato po chwili milczenia, jednocześnie odruchowo cofając się w kierunku Bruna. Choć znała go od niedawna, wydawał jej się nieporównywalnie lepszą alternatywą dla Johna, do którego negatywne uczucia zaczęła żywić już przy pierwszym ich zetknięciu się ze sobą.
- I to właśnie im dziękuj za spóźnienie - tu przerwała na chwilę, musząc się nad czymś zastanowić. Skoro Nathana wyleciała z kraju, a przynajmniej tak twierdził John... No cóż, mogła tylko mieć nadzieję, że nie będzie uzurpował sobie praw do przewodzenia ich zgromadzeniu. Do cholery, istnieje przecież cała ta magia! Na pewno Nathana mogła się z nią skontaktować, jeśli tylko sprawa byłaby bardzo pilna.
- A wisior... Jest w środku. Powinien być. Skoro tak bardzo odczułeś jego brak na moim ciele, to weź go sobie i załóż mi z powrotem. Spróbuj. - Aliyah w niczym nie przypominała teraz grzecznej, ułożonej dziewczyny kupującej farby w lokalnym sklepiku Itsumi; długie włosy pozostały napuszone w nieładzie, a oczy - gdyby tylko mogły - z pewnością miotałyby błyskawice. Ton wyzwania w jej wypowiedzi był aż nadto słyszalny i choć przysięgła sobie, że nie da się sprowokować, musiała złamać tę obietnicę. Irytacja całą sytuacją musiała w końcu znaleźć jakieś ujście i wszystko wyglądało na to, że zdecydowała się zrobić to właśnie teraz.

Jonh odchrząknął głośno.
- No dobra, skoro nalegasz to przywdzieję cię w to ponownie. Ale nauczka musi być. Widać nie wyciągnęłaś lekcji ze zniknięcia Matta. - spojrzał groźnie na Brunona- Rozpacz Demona...- szepnął ochrypłym głosem. Bruno natychmiastowo wytrzeszczył oczy i upadł na kolana chwytając się za pulsującą głowę, jego krzyk rozniósł się po okolicy. John zniknął w mieszkaniu Aliyah.

Dziewczyna nie miała pojęcia co mogłaby teraz zrobić, lecz gdy naprawdę zaczęła się zastanawiać, krzyk chłopaka ucichł... A on przestał zwijać się z cierpienia na ziemi, z tępym uśmiechem powoli podniósł się na nogi, wytarł cieknącą ślinę z policzka i zaczął wgapiać się namiętnie w niebo.
- B... Bruno? - odezwała się dopiero po chwili, nadal nie ruszając się z miejsca. A Matt... Wzmianka o nim tylko pogorszyła całą sprawę. Stała tam jak wryta, jednocześnie mając świadomość wtargnięcia “intuza” do jej domu; w pierwszym odruchu chciała zatrzasnąć za nim drzwi, jednak szybko zdała sobie sprawę z bezcelowości takiego działania. Stan, w jakim znajdował się chłopak poważnie ją zaniepokoił; bo i kogo by nie? Najgorsza była świadomość, że nie wiedziała, jak mogłaby mu pomóc. Chwilowo problem nieproszonego gościa stracił dla niej na znaczeniu. Ponowiła wołanie, czekając na jakąkolwiek reakcję. Zachowawczo nie podchodziła jednak bliżej - ani drzwi, ani chłopaka.
 
Shavitrah jest offline