Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2012, 11:30   #21
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
- [i]To co Wołodia? Idziemy do karczmy twoich rodaków? Pewnie chciałbyś podpatrzeć, co i jak mógłbyś zrobić w swoim własnym przybytku, a i ja bym się chętnie przekonał czy wszyscy kozacy są tak zacnymi kompanami jak ty. - Krasnolud spojrzał na Zarubieva z dołu klepiąc się po postum brzuchu i pocierając szyję, czuł, że gardło mu już wyschło, a ten stan rzeczy trzeba zmienić w pierwszej kolejnośći.
-Da. Jeśli ijinni nijic przecijiw nije mają to możem iść. Moi rodacy to trudni ludzije. Mają inne poczucije humoru niż tutaj u was w Imperium, da. Wijelu nije wije czym jest wychowanijem a jeszcze wijęcej jak wypije to do bijitki skorzy. Tak tylko przestrzegam co byścije wijedzijeli.- skinął głową na znak że jest gotowy do ‘drogi’.
- Na mnie nie liczcie - powiedział Alex. - Mam zamiar odpocząć w ciszy i spokoju. Znajdę sobie jakiś mały pensjonat, gdzieś na uboczu. Ale najpierw przejdę się z wami, bo z pewnością można tam, w ‘Słonej’, zostawić konie.
- Na Wujaszka możecie liczyć.. może jakieś damy będą spragnione towarzystwa Anzelma - zaśmiał się po tych słowach wujaszek.

Aliquam absolutnie nie rozumiał jakim cudem Anzlem bywał tak różnorodny. Zdarzało mu się mówić tak, że krasnolud rozumiał, co drugie słowo, a czasem nawet khazad zastanawiał się jak taki idiota jeszcze żyje.

Karczma ‘Słona’
Wieczór

Wchodząc do karczmy zapach obiecującej strawy, mieszał się z odorem potu i alkoholu, tworząc dość dziwną mieszankę, jednak przez swój stępiony węch, krasnolud za wiele sobie z tego nie robił, szczególnie, że miejsce było naprawdę przyjazne.

Karczmarz, spory mężczyzna z sumiastym wąsem, który ciągle gładził i pielęgnował szybko zaczął recytować litanię z nazwami różnych potraw, przynajmniej Aliq podejrzał, że są to potrawy.
- Eeee - wystękał krasnolud - poproszę te dwie pierwsze rzeczy i kufel piwa?
- Poljeciłbym ja gorzałkę - odparł krótko karczmarz, po czym skierował swój wzrok na Wołodię. - A vy, tovarishch? Chto dlya vas?
Wujaszek nie chciał się rzucać od razu i stawać się “atrakcją” wieczoru, toteż jak to nie on skromnie stał u boku kislevity i nasłuchiwał. Gdy podeszli do karczmarza Anzelm również zamówił; barszcz i kulebiaka z kapustą i grzybami nie mając pojęcia co faktycznie zamawia. Jednak raz się żyje, a do picia.. wino. Vódki nie lubił, a na piwo nie miał ochoty. Obserwował wzrokiem salę szukając jakiejś kobiety, lecz po raz pierwszy zauważył, że to on tutaj jest obcy. Nachylił się nad Wołodią i szepnął:
- Wołodia, a tam u was.. to jakie są kobiety ? - w końcu tyle czasu w podróży i miał ochotę pochędożyć...ale nie żeby tam jakąś dziwkę, on lubił zdobywać.. zniewalać je.. w końcu miało się ten urok..

-Vodka, pienie, tance. Wsie, szto is damoi! Da!- odrzekł rozochocony kozak słysząc swój ukochany język. Melodia, którą najbardziej w świecie miłował. Uścisnął rodakowi dłoń i uśmiechnął się szeroko, rozglądając dookoła.
-Daj włódki. Daj, dużo.- rzekł po chwili w spólnej mowie, by i jego kamraci rozumieli -A do włódki wijencej wódki, tak co bym nije musijał myśleć, co zjeść żeby mijejsca w brzuchu nije brakło.- dodał radośnie rozglądając się bezustannie po wnętrzu. -Pijękne miejsce kamracije!- pochwalił gospodarza za karczmę -Wołodija.- odezwał się kolejną chwilę później, przedstawiając się -Ten tu to Anzelm, da. A mój khazadzki kompan to Aliq.- przedstawił i kamratów.

Krasnolud skinął głową w stronę gospodarza, jemu również się podobało w jego przybytku, po paru rundach picia, będzie pewnie jeszcze sympatycznej. W końcu można było choć na chwilę zapomnieć o całym gównie ostatnich tygodni.
Słowa Wujaszka nieco Wołodię rozbawiły. Kozak już tam wiedział, czemu towarzysz wypytuje o kobiety.

-Kislevskije kobijety, no najpijęknijejszy kwijat na świjecije!- rzekł gromko zwracając na siebie uwagę nie jednego gościa -Są deljikatne nijiczym krople rosy na źdźble trawy przed świjitem. Kobijety Kislevskie to najpijęknijejsze pejzarze, jakije, kijedykolwijek wijidziało oko ludzkije. To szlachetne i wspanijałe istoty, o sercu dobrym jak baśniowe elfy. Są wijerne i pracowijite. Bogowije obsypali je wijeloma talentami. Jednak, gdy Kislevską kobijetę zranijisz, czy urazisz... Bijada ci! Bjada, albowijem z delikatnych istot zmijenijają siję w harde bestyje o zijimnym sercu, jak klijinga...- poklepał się po schowanej w pochwie szabli. Kilku kislevczyków zaśmiało się po przemowie Wołodii.
Wujaszek początkowo z uśmiechem słuchał słów Wołodi, by z każdym słowem robić coraz większe oczy i tylko kiwać mógł głową, przytakując że rozumie. Tak więc Wujaszek musiał pomyśleć czy warto ryzykować.. w końcu nad ranem zawsze czmychał siną w dal ze swoim wózeczkiem. A tak może się okazać, że owa niewiasta będzie chciała pojąć go za męża, na co Wujaszek totalnie się nie nadawał. No ale czas żarcia, czas picia a potem przychodzi czas ruchania.. więc Wujaszek zadowolony przestał się martwić. Głupiutki czasem bywał, ale to był jego urok.
- Święte słowa przyjacielu, święte słowa.. z kobietami nie ma żartów. Raz znałem takiego Roberta, oj biedak się raz najebał. Ale najebał się jak świnia w stodole i poszedł w tany. Rankiem budzi się i okazał że pół nocy nawalony jak to prosie chędożył jakąś babę.. a WIELKA była - pokazał gest rękoma by uzmysłowić jak wielkie TO stworzenie było - no i .. baba wredna była. Nie dość że dwurakiem bym bał się ją dotknąć to jeszcze..złapała naszego Roberta i nie puściła. Przed klechę zawlokła, a że się stawiał to mordę mu obiła, klechę przekupiła i od tej pory.. Robercik co noc zalewa mordę by móc ją.. zadowolić. Wołodia daj jednak tej wódki..
- Żywe chociaż to zwierze było? - Spytał zniesmaczony krasnolud.
Anzelm poklepał khazada po ramieniu i rzekł:
- Żywe, wredne i umiało dać w mordę.. Szkoda, że jej nie sprzedałem do cyrku...
- Na pewno mówisz o zwierzaku? Czy dalej o żonie Roberta? - Spytał z uśmiechem.
Nie musieli długo czekać, by do ławy podano im wszelkie zamówione dania. Od razu przybyła też i gorzałka, mnóstwo gorzałki oraz inne trunki, jakie tylko sobie wymyślili. Gorzałka rzeczywiście jakości przedniej była, wino i piwo zdecydowanie za to gorsze. Radowali się z możliwości odprężenia. Radowali wydając zarobione korony. Ale w tym momencie było warto, już to czuli, że jest warto. Uczta się zaczęła.

Poranek, dzień następny
Aliquam wstał dość rześki, pomimo nocnej uczty w karczmie. Obmył twarz wodą z bali, w której pływał do góry nogami, dwie muchy, jego siwa, postrzępiona broda była w strasznym nieładzie, związał z niej dwa kuce, chwycił swoje rzeczy i poszedł na sekcję zwłok.

Szczerze go fascynowało, co też ich nowy kompan potrafi wyczytać z ciała zmarłego. Nie był kapłanem Morra, ani nekromantą (oby), a cyrulicy... to chyba po prostu medycy? Męscy odpowiednicy akuszerek? Krasnolud nie był pewien, ale poza ciekawością tego, co Aaron może się dowiedzieć, chciał się nieco dowiedzieć o nim samym. Ostatnimi czasy nabierał nieco szacunku do ludzi, nawet duchowieństwa, za sprawą Eryka i Ignatza, którzy w oczach Aliqa nieco urośli. Jednak dużą dozę dystansu wciąż zachowywał, więc ta lekka nieufność była na miejscu. Poza tym, co innego mógł robić? Nie chciał wydawać pieniędzy jeszcze dzisiaj, zresztą na co? Jest młot, zbroja, tarcza... wszystko. A poza tym fajnie, jak w sakiewce pobrzękuje więcej niż parę monet.

W końcu wraz z Aaronem zaczęli oględziny ciała. W zasadzie Aaron zaczął, rola Aliquama ograniczała się do wspinania na palce, by lepiej widzieć, co się dzieje, pomocy w przewracaniu ciała i tym podobnych.
- Ciekawe, co w ogóle zrobili z oczami? - Mruknął Aliq przyglądając się Aaronowi.
- Nie chcę wdawać się w czcze spekulacje - odparł cyrulik - Wpierw zajmę się nakłuciem. Natnę tu i tu wokół śladu i spreparuję tkankę. Spróbuję ustalić, czy ukłucia dokonano narzędziem (na przykład igłą), czy naturalnym narządem jakiejś bestii. Następnie określę, czy tkanka pod spodem jest zmartwiała, co wskazywałoby na truciznę. A jeśli się poszczęści, może znajdę ślady jakiejś substancji pod miejscem ukłucia.

To już było trochę dziwne? Jaka tkanka pod jakim spodem i co znaczy zmartwiała? Gość przecież jest martwy, więc oczywiście, że jego ciało jest... nic nie mówił.

- Nieźle, nieźle. - Mruknął cicho krasnolud po jakimś czasie. - Mądry z ciebie człowiek Aaronie. Gdzie uczą takich rzeczy? Wiem, że są specjalne szkoły walk, które uczą gdzie uderzać by zabijać, ale ta wiedza na temat organów i w ogóle... imponująca. Przynajmniej dla mnie. - Powiedział Aliquam.
- Pacholęciem będąc, terminowałem u cyrulika w Dassel - zachęcony, Stolzmann opowiadał o sobie. - Bogatą wiedzę zdobyłem w latach młodzieńczych, gdy żyłem życiem pełnym przygód. Nie wyobrażasz sobie, jaką kopalnią wiedzy o ranach są ciała poszukiwaczy przygód - uśmiechnął się. - Zaś co się tyczy patologii sądowej, to jest to nauka dość młoda - czytałem jedną książkę na jej temat, autorstwa doktora medycyny. Ciekawostką jest, że o ile uczeni medycy piszą książki o anatomii, to w praktyce funkcję tak zwanego preparatora pełnią prości cyrulicy jak ja. Własne doświadczenie w przeprowadzaniu autopsji zdobyłem za to, gdy mieszkałem w Wolfenburgu. Tamtejsza straż zwykła zwracać się do mnie z prośbą o pomoc w śledztwach. Lecz to były prostsze sprawy: uduszenia, roztrzaskane czaszki, wilcza jagoda w posiłku. Tu zaś mamy do czynienia ze sprawą o wiele bardziej skomplikowaną, morderstwem nietuzinkowym, wskazującym na nietuzinkowego sprawcę.

Trzeba mu było przyznać, że wygadany był, nie ciężko było się czegoś o nim dowiedzieć, prosto z jego ust. Nie dość, że mówił dużo, to wiedział, co mówi, rzadko spotykane. O ile Aliq go zaczynał lubić, to tym bardziej podziwiać i szanować, za wiedzę którą dysponuję. Z pewnością się im przyda.
Gorzej, że walczy kuszą, której krasnolud nienawidzi.

Południe
Hrabia zaprowadził ich do sierżanta Ponomareva. Slavko był starszym, średniego wzrostu, krępym wąsaczem. Jego czarne, krótko przystrzyżone włosy mocno przyprószyła już siwizna. Wyglądał na typowego żołnierza.
- Pracują dla mnie, przekaż im informacje jakie zdobyłeś. ]- Polecił mu po czym dyskretnie wręczył parę monet. - Na mnie już czas, by do swoich obowiązków wracać. Liczę, że szybko sprawcę odnajdziecie. - Rzekł na odchodne.


- Pewnije was to zaiteresuije - przemówił z kislevskim akcentem - Ale nie jest to pierwszyje takije młordertwo, lijecz drugije teraz. Mnijej niż tydzijeń temu znaliezijono kupcyja tutejszyjego, Karstena Thurau. A łączę to gdyż też okalijeczony okrutnije był. Jajca mu obcijeli! - ostatnie słowa mówił z wyrazem bólu na twarzy. - I też notatkije na sobije miał. Tam pisajło , wierszyjem dziwnym, że to kara za czyny jego. Których winnyjym był. I że łon pierwszyjy, ale nie ostatnyji i zaraz pozostałyjch znajdiemy.
- Hehe, i temu i tamtemu wycięli gałki z ciała. Hehe - Podśmiewywał sie Aliquam. Miał nadzieje, że jego towarzysze zrozumieją i docenią żart.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline