Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2012, 13:52   #291
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kenning nigdy nie cierpiał na przypadłość zwaną lękiem wysokości, zatem perspektywa lotu na magicznej bestii nie zrobiła na nim większego wrażenia. Co prawda wolałby latający dywan, lub też jakąś błyskawiczną teleportację, ale jak się nie ma, co się lubi...
Nietoperzy, nad wyraz okazałych, było nieco przymało, lecz po bardzo krótkiej dyskusji rozwiązano problem przydziału miejsc i pierwszy nietoperz, z Cypiem i Romualdem, ruszył nieco niezgrabnie i ociężale w drogę. Po nim ruszyła w rejs powietrzny Krisnys.
Kenning nie zamierzał czekać, aż mgła bliżej zainteresuje się ich grupką. Jako że Katrina nie zmieniła swego zdania, Kenning pomógł Vincowi w zawiązywaniu lin, mających umożliwić temu ostatniemu lot, a potem wskoczył na grzbiet ‘swojego’ środka lokomocji.
Nietoperz rozprostował długachne skrzydła, pomachał nimi, zrobił dwa niezgrabne kroki, jakby dla nabrania rozpędu, a potem oderwał się od ziemi. Kenning miał już okazję oglądać ziemię z lotu ptaka, tym razem jednak musiał przyznać, że widok jest o wiele ciekawszy niż poprzednio, jako że teren, nad którym się przemieszczali, ogarnięty był mgłą i pełen magicznych wyładowań. Obraz godny wiersza albo i ballady. Jednak wyglądało na to, że ich ‘prywatny’ poeta jakoś nie zauważa uroków takiego sposobu podróżowania, powiem to, co wydobywało się z jego ust nie przypominało okrzyków pełnych zachwytu. Raczej brzmiało w nim przerażenie. Słychać się również dało, całkiem wyraźnie, życzenia znalezienia się na dole. Czyżby wolał oglądać wszystko z bliska? Własnoręcznie dotknąć mgły? Na szczęście ani Cypio, ani nietoperz nie posłuchali tych błagań.
Kenning skupił się na swoim powietrznym wierzchowcu. A dokładniej na tym, by znaleźć jak najlepszą pozycję - wygodną zarówno dla niego, jak i dla niosącego go na swym grzbiecie stwora. Miał jednak wrażenie, że przesunięcie się w jedną czy drugą stronę nie zrobiło na nietoperzu żadnego wrażenia. Leciał stale tak samo szybko i wyglądało na to, że wnet znajdą się poza granicami miasta.
Wyglądało... Spoglądający w dół, na ogarnięte mgłą i paniką ulice miasta Kenning, nie zauważył momentu, w którym przed nimi pojawił się nagle wojowniczo nastawiony olbrzym. Dopiero nagły skręt nietoperza skłonił Kenninga do mocniejszego złapania ‘wierzchowca’ za szyję i spojrzenie przed siebie, zamiast w dół. Nie zastanawiał się zbytnio, czy usiłujący ich strącić w dół potwór był stałym mieszkańcem kanałów i lokalną atrakcją, czy tez przyniosła go tutaj mgła. Wolał się znaleźć jak najdalej od niego. Na szczęście nietoperz podzielał zdanie swego jeźdźca w tej materii. Wykonał ryzykowny zwrot, który omal nie wysadził Kenninga ‘z siodła’, zanurkował, ponownie skręcił, by znalazłszy się za plecami olbrzyma ponownie wznieść się w górę.
Gdy lot się wyrównał Kenning obrócił się, chcąc sprawdzić, jak poradzili sobie inni. Katrina i Nyhm lecieli sobie w dal, Vinc wylądował na jakimś dachu. A Cypio i poeta? Tych Kenning nie widział. Chciał zawrócić, ale nietoperz nie dał się nakłonić do zrobienia szerokiego łuku i okrążenia potwora. Położył uszy po sobie i machając szybciej skrzydłami starał się jak najbardziej oddalić od górującego nad miastem potwora.
Tak prawdę mówiąc Kenning nawet mu się nie dziwił - sam nie chciałby się znaleźć w zasięgu łap czy paszczy tego czegoś, co się nagle pojawiło w środku miasta. Z drugiej strony - nawet gdyby zawrócił, to co mógłby zdziałać? Pomachać tamtym i zawołać “O mnie się nie martwcie.”? No i pozostawał jeszcze problem, jak samemu znaleźć się bezpiecznie na ziemi. Magicznie przywołane stwory mają to do siebie, że znikają nagle. Dla osoby będącej wiele metrów nad ziemią może to być stresujące doświadczenie.
Ni słowa, ni gesty, ni czyny nie mogły skłonić nietoperza do wylądowania, nawet wówczas, gdy już się znaleźli za murami miasta i pod nimi, zamiast ulic i mgły, widać było pola i tłum wybiegających z miasta ludzi.
- Ląduj! - powiedział z naciskiem Kenning, usiłując pochylić w dół łeb nietoperza. Uskrzydlony wierzchowiec nie miał ni siodła, ni uzdy i kierowanie nim było dość trudne. Szczerze mówiąc Kenning miał wrażenie, że mimo jego wysiłków nietoperz leci sobie tam, gdzie chce, nie zważając na poklepywania, nacisk kolanami czy pociągnięcie za ucho. To ostatnie zresztą niezbyt się nietoperzowi spodobało i szarpnął głową, wyrywając ucho z dłoni Kenninga. Albo był taki uparty, albo tez nie rozumiał, czego chce od niego jeździec.
- Eu che ordeno - me obedecer! - powiedział w końcu Kenning. - Na dół, lądujemy!
Czy czar zadziałał, czy też może nietoperz pojął, o co chodzi Kenningowi. A może poczuł się zmęczony? W każdym razie zaczął się zniżać. Był już prawie na ziemi, gdy nagle zniknął, jakby nigdy go nie było. Kenning wylądował na trawie, a potem na tyłku, na samym środku dość sporej łąki. Podniósł się i otrzepał, a potem spojrzał w kierunku miasta, wypatrując swoich kompanów.
 
Kerm jest offline