Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2012, 16:34   #117
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Alkohol sprawił to czego pragnął Hirek. Wyłączył myślenie, pamięć i ostatnie próby racjonalnej obrony przed tym światem w który go wysłała maszkara siedząca w Milczanowskim. Pamiętał tylko krótkie błyski z wieczoru i nocy. Rozbitą gębę, jakąś bójkę, kolejne butelki.
Obudził się szarpany przez Zośkę i miał ochotę wyć. Gdzieś na dnie tliła się ciągle nadzieja, że zerwie się rano i obudzi we własnym łóżku. Że zamruga oczami i znowu obudzi Aśkę i Radka w pokoju obok swoimi wrzaskami. Słodki Jezu ile by dał żeby właśnie tak się stało…
Tymczasem próbował się podnieść obolały z twardej ziemi, zwalczyć niemoc, suchość w ustach. Przełknąć jakoś obrzydliwy smak. Skiny? Chcą ich wszystkich pozabijać?
Pierwszą reakcją ku jego zdziwieniu była chęć ucieczki… coś jednak ciągle próbowało trzymać przy życiu, choć przecież tak kusząco było by przestać się starać. Po prostu usiąść i poczekać na to co będzie. Nie chciał żyć w tym świecie, nie miał po co. Nie wiedział jak się stąd wydostać. Kara za grzechy? Okazanie skruchy? Ale tu przecież grzechów nie było… Ojciec Cichego żył, on sam Mamby pewnie na oczy w tym świecie nie widział.
- Już wstaję. – gramolił się, po czym spojrzał na nią. Obudziła go, nie uciekła sama. – Pójdziemy przez ruiny za Przemysłową. Tamtędy spróbujemy.
Teren, który przypominał ten z poprzedniego snu… Łatwo się ukryć, gdy się go zna. To ciało musiało pamiętać, skoro pamiętało jak na imię ma Zośka…

Każdy krok był prawdziwą mordęgą. Kac morderca i obolałe ciało nie sprzyjały szybkim ucieczkom. Ale Hirek nie poddawał się. Człapał, zataczając się, przez ruiny poprzemyslowego kompleksu.

- Kurwa - jęknęła jego towarzyszka pokazując ręką trzech mężczyzn. Zbliżali się z prawej strony, tam gdzie Hirek gorzej widział przez napuchnięte oko.
Ale to co zobaczył przeszyło go dreszczem strachu.
Jeden z łysych skinheadów miał ... łeb świni.
To właśnie on ich zauważył. Wskazał ich ręką i pozostała dwójka przyspieszyła w ich stronę. Byli uzbrojeni w kije do bejsbola i chyba pręt.

- Hhhhiro - język Zośki plątał się strachu. - Rusz się bo nas dopadną. Kuuurrrrwa.

To sen! Głowa świni na ciele tego potwora była dowodem. Tylko co z tego skoro zostało mu w tym śnie pół minuty życia? Nie ucieknie, obity i osłabiony, co do szans z trzema debilami z pałkami nie miał złudzeń. Co potem? Co się stanie?
- Uciekaj. Uciekaj i nie oglądaj się na mnie, słyszysz. - Popchnął ją w kierunku jakiejś rozwalonego betonowego labiryntu. - Już.
Nie chciał grać bohatera. Nie chciał sprawdzać co się stanie jak go dogonią. Zerwał się dobiegu zaraz po niej. Próbował zgubić ich tak by nie gonili go “na wzrok”.
Nic z tego. To byli ćwiczeni bandyci, skuteczni i dokładni. Ruszyli w jego stronę błyskawicznie, tyle dobrego że Zośka znikła wśród gruzowiska i nie gonili za nią. Wkrótce jasnym było że nie ucieknie.
No i co dalej? Co z tym wyśnionym światem? Przecież to nie może być nic innego. Zaśmiał się jak szaleniec, w sumie niewiele mu do tego stanu brakowało. Błyski w oczach znamionowały amok. Zatrzymał się i odwrócił gwałtownie rozkładając ręce i zawył wznosząc głowę do góry.
- No dalej, raso panów! Polska dla Polaków, ziemia dla ziemniaków! – zaśmiał się znowu. – No chodź! Ty, świniowaty! Chodź!
Nie panował nad sobą i choć dbał już o niewiele, to instynkt samozachowawczy ciągle nie odpuszczał.
- No chodźcie, poczęstuję was Hivem! – Zadarł rękaw do góry by przekonać ich że rękę ma podziurawioną od wkłuć w żyłę polskim kompotem. Wygląd menela pomagał trochę. Starał się przekonać ich że jest nosicielem. Zaśmiał się znowu histerycznie, zanosząc się kaszlem przy okazji. – No dalej! Skurwiona raso nadludzi!
Złapał kawał blachy i rozorał sobie przedramię. ciepła krew spływała na dłoń, a Hirek zamachnął się i zaczął „chlapać” nią po szarżujących osiłkach.
- Który pierwszy?! Chcecie się dowiedzieć jak się umiera we własnych rzygowinach?

Zośka pobiegła a skini nie gonili jej. Obskoczyli Hirka, jak zdziczałego psa. Spoglądali na jego ranę z mieszaniną odrazy, gniewu, żądzy mordu i strachu.
Ich świniogłowy przywódca wydał jakiś rozkaz i zaczęli krążyć wokół niego. Jeden z pałką, drugi z prętem, a szef bez broni. Starali się ustawiać tak, aby przynajmniej jeden z nich był zawsze za plecami ofary. Za którymś z nerwowych obrotów Hirek zobaczył, że świniogłowiec też się uzbroił. W koktail mołotowa.
- Spalimy cię, ścierwo.
- Chory chuju.
- Pierdolcu.
Krążyli, niczym sępy nad przyszłą ofiarą.

Zatrzymał się zdyszany, odwracał nerwowo w kierunku to jednego to drugiego skina. Wzrok ciągle jednak uciekał w stronę koszmarnej postaci.To był ten sam co ostatnio? Ta sama maszkara ze zbiorowego snu?
Nie miał szans, nie ucieknie. Już osaczyli go ze wszystkich stron, mieli wprawę, odciągali go od zrujnowanej ściany tak by nie mógł stanąć do niej plecami. Wzbierała w nim desperacka wściekłość. Nie musiał już udawać szaleńczych błysków w oczach. Zaśmiał się gardłowo i chrapliwie, jak w amoku. Ręce już przestały się trząść. Umrze tutaj. Wbił wzrok w tego z butelką. Świński łeb przestał przerażać, paraliżować ruchy, teraz działał jak płachta na byka.
Skoczył ku niemu, to tylko kilka kroków, jeden cios pałką powinien przetrzymać, bo przecież któryś z tych skurwieli wykorzysta okazję. Wpadnie na świniowatego, zajętego zapalaniem szmatki w butelce, wytrąci mu ją z ręki. Nie dbał już co się stanie jak ona upadnie im pod nogi i rozpocznie pożogę. Piekielny ogień podobno oczyszcza... może trzeba przez niego przejść. A jak nie, to chociaż zabrać tego skurwiela ze sobą.

Cios w plecy wycisnął z niego krzyk, ale doskoczył, tak jak chciał do świniowatego, zajętego przypalaniem zaimprowizowanego lontu do tego koktajlu Mołotowa.
Nie przewidział tylko jednego. Że ten “nowy Hirek” jest dużo słabszy, niż “stary Hieronim”. Wynędzniałe, skacowane i wygłodzone ciało zareagowało zupełnie inaczej, niż się spodziewał
Cios w plecy zachwiał nim bardziej, niżby chciał.
To pozwoliło przywódcy skinheadów odsunąć się na bok.
Hirek zobaczył jago twarz. Nalaną, czerwoną z wysiłku, z bezwzględnymi oczkami osadzonymi w pyzatych policzkach. Zywkła, ludzka chociaż brzydka twarz osadzona na potężnym, nalanym karku.
Cios prętem pod kolano, zadany z precyzją, obalił go na ziemię.
Zawył!
Upadł trzymając się za nogę.
Cios spadł na jego plecy. Kolejny kopniak, zadany okutym buciorem trafił go w rękę, na której się podpierał. Hirek trafił brodą w beton. Poczuł smak krwi w ustach.
Leżał, a oni zaczęli go metodycznie bić. Kopniaki, ciosy pałki i pręta spadały raz za razem na skulonego, znękanego człowieka.
- Dość!
Szef skinów wydał rozkaz ostrym głosem i ciosy ustały. Ale nie ból.
Odsunęli się na bok.
Gdzieś, z boku, słychać było wycie policyjnych syren.
- Psiarnia - Hirek usłyszał głos któregoś z oprawców. - Musimy spierdalać Olo.
- Wiem.
- Masz fart, skurwysynku. Normalnie byśmy cię zajebali.

Świniowaty zniknął, rozwiał się jak dym pozostawiając go tylko na przeciwko bandyty o kaprawych oczkach.
- I co? - Wychrypiał wypluwając krew i usiłując się podnieść z ziemi. - Ulżyło ci skurwysynu? Poczułeś się lepiej obijając we trójkę bezdomnego. Podbudowałeś swoje ego jebańcu? Polska już jest lepsza przez to?
Zaśmiał się chrapliwie podnosząc się wreszcie na kolana.
Przeżył, choć po cichu liczył że może to już koniec. Że może jak umrze tutaj... Zostanie tu już do końca.
- No? Nadczłowieku? Będziesz miał na tyle jaj czy uciekasz - Nie zwracał uwagi na pozostałych dwóch. Sam też nie będzie uciekał. Policja? Niech będzie, nie miał dokąd już iść. I... nie chciał.

Przywódca skinheadów ruszył w stronę pobitego Hirka. Jedno napuchnięte oko i drugie, zalewane prze krew znów go zawiodło. Nie zauważył, jak bandzior skrócił dystans. Poczuł to jednak bardzo wyraźnie, jako nową falę bólu.
Zbir wyjął chyba nóż i wepchnął go Hirkowi w brzuch.
Bulka zgiął się w pół, odruchowo łapiąc za brzuch i czując ciepłą krew lejącą przez palce,
- Jebany cwel - usłyszał jak przez mgłę warkot wściekłego skina i poczuł ponowny cios ostrza nożem, tym razem w bok.

Kolejnego już nie poczuł. Zapadł w ciemną, lepką czerń.
 
Harard jest offline