Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2012, 00:58   #16
Avder
 
Avder's Avatar
 
Reputacja: 1 Avder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znanyAvder nie jest za bardzo znany
Rilaya Teltanar, Anselm Richter, Adamas Chrys, Fiegler Simmons, Thargroth Burgrondson, Ludo Rotshwert, William Schmidt


Ludo zatrzymał się w pół kroku słysząc przeraźliwy trzask i łupnięcię. Zdziwiony obejrzał się i zobaczył krasnoluda oddalającego się od młodego dębu leżącego na ziemi. Rzucił coś do reszty i usiadł w cieniu drzew. Najemnik wzruszył ramionami, to oszczędzało mu obowiązku zbierania chrustu, a widząc Anselma zbierającego się do porąbania drewna, zdecydował się jednak na odświeżającą kąpiel. Wrócił do miejsca gdzie pozostawił swoje rzeczy, wyskoczył z przepoconych ubrań i nagi ruszył w stronę rzeki. Nie było mu daleko bo zaledwie kilkanaście metrów. Przedarł się przez nieliczne trzciny i zanurzył niemal natychmiast do klatki piersiowej. Nurt był dość silny ale znośny z gruntem pod nogami. Czuł się bosko odświeżony, woda nie była może krystalicznie czysta, a właściwie zostawiała wiele do życzenia. Jednak orzeźwienie jakie przynosiła było niesamowite.


Anselm nachylił się nad powalonym dębem i począł niezgrabnie uderzać w nie toporkiem. Nie wiedzial jak zabrać się za cały pień wiec postanowić zacząć od gałęzi, resztą nie martwił się narazie. - Warto żeby ktoś znalazł kilka kamieni, jest tak sucho, że nie ufam paleniu ognia bez zabezpieczenia na trawie. - Nie zamierzał zajmować się wszystkim sam. Podobnie jak krasnolud który leniwie przyglądał się ludziom.

Adamas w tym czasie, po wyczynie zabójcy, wrócił do nużącego zadania łowienia ryb. Nie narzekał, był wyczerpany i odpoczynek nie mógł mu zaszkodzić. Odrobina chłodu biła z ciemnej wody biegnącej u jego stóp. Raz po raz zarzucał sieć próbując złowić kilka ryb które nakarmiłyby drużynę. Po wielu pustych sieciach i przekleństwach, w końcu udało się. Wyłowił dwie bocznie spłaszczone ryby z błoną grzbietową. Dość popularne w tych stronach okonie. Na jego oko miały po conajmniej 3 kilogramy. Uśmiechnął się do siebie i począł zarzucać ponownie sieci, mając nadzieję iż natrafił na ławicę. Niestety, bez dalszych sukcesów.


William widząc Adamasa z siecią rybacką w ręku, zrezygnował z łowienia ryb i podążył śladami Luda, Fiegler również postanowił się odświeżyc. Ruszyli więc do rzeki zostawiając za sobą przepocone rzeczy i witając z ulgą chłód wody odświeżający ich przemęczone organizmy.

Elfka szybko zagłebiła się w las. Nie oglądanie się za siebie, oszczędziło jej zbędnej przyjemności oglądania nagich mężczyzn paradujących po obozie. Nie była przyzwyczajona do ludzkich zwyczajów, podobnie jak ludzie nie byli przyzwyczajeni do jej. Cień zapewniony przez wysokie korony drzew przynosił ulgę, podobnie jak swoboda, nie musiała przejmować sie nikim w około, miała niemal ochotę iść przed siebie i pozostawić resztę tej żałosnej drużyny za sobą. Ludzie nie byli tak interesujący jak jej się wydawało. Byli raczej... Żałośni. Wiedziała jednak, że musi im towarzyszyć. Potrzebowała złota.
Z zamyślenia wyrwał ją szelest. Nerwowo przykucneła sięgając po miecz. Wiedziała, że nim nie upoluje zwierzęcia. Nie miała jednak pojęcia na co się natknęła. Zastygła w bezruchu, słyszała szalone bicie swojego serca jak i ciężki oddech wymuszany przez duchotę w lesie i stres. W pewnym momencie zauważyła młodego jelenia. Stojącego jakieś 30 metrów głębiej w lesie. Nie spłoszyła go tylko dlatego, że poruszała się z lekkością charakterystyczną dla elfów. Powoli schowała miecz i wyciągnęła łuk, nakładając strzałe na cięciwę. Oczami wyobraźni ujrzała brata który krytykował jej ułożenie ramion. Skrzywiła się poirytowana ale skorygowała pozycję. Przemknęła oko i wypuściła strzałę.


Ta musnęła drzewo na torze jej lotu i odbiwszy się ugodziła jelonka w udo. Upadł na ziemię oszołomiony, ranny, a jednak żywy. Miotał się wyjąc żałośnie i próbując wstać. Rana nie była śmiertelna. Unieruchomiła go jednak na tyle by nie był w stanie uciec.

Ludzie pływający w rzece, postanowili po kilkudziesięciu minutach wrócić do obozu. Pamiętając słowa Anselma, zebrali z dna rzeki kamienie i ruszyli w stronę powalonego drzewka, rozprawiając o irytujących wzrostach cen transportu wodnego.

Krasnolud jak dotąd ignorował resztę rozwalony w cieniu, czując jak błogie lenistwo ogarnia go całego. Potrzebował jedynie dobrego piwa i dziczyzny skwierczącej na ogniu do pełni szczęścia. Miał nadzieję, że elfka podoła zadaniu upolowania czegoś, zawwsze uważał, że elfy są przereklamowane jeśli chodzi o ich użyteczność, jednak nie porzucał nadziei na smaczny posiłek. Człeczyna mozolił się z drzewem, ale obserwowanie jego wysiłku było dziwnie relaksujące. Po pewnym czasie ujrzał wracających ludzi. Ci przebrali się niespiesznie w swoje rzeczy i poczęli układać kamienie na ognisko wciąż rozprawiając. W końcu zagadnęli do Anselma pomagając mu z drewnem i wypytując go zdawkowo o jego profesję.

Musiało minąć kilka godzin od kiedy zniknęła elfka bo słońce obniżyło się znacznie i poczęło rzucać pomarańczowe światło nieomylnie oznaczając zachód słońca. Krasnolud siedział wygodnie ze swoim kufelkiem pociągając piwo i słuchając człeczego pierdolenia. Nie miał jednak nawet ochoty im przerywać. Ludzie, najwidoczniej nieznudzeni sobą, ciągnęli nudną dyskusję na temat sytuacji miejskiej straży i jej efektywności. Fiegler również włączał się do rozmowy, był jednak dość przybity i wciąż odmawiał wyjaśnień.
 
__________________
Ave Sanguinus.

Ostatnio edytowane przez Avder : 17-06-2012 o 01:01.
Avder jest offline