Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2012, 11:13   #24
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Zabawa trwała w najlepsze. Krasnoludy, Wujaszek oraz drużynowy kozak pili gorzałkę a także zajadali się różnymi potrawami, jakie oferował Misza. Generalnie Wołodia jadł tylko skromne ilości by nie pić wódki na pusty żołądek. Jeść chciał na drugi dzień, tak by móc się delektować smakami. Z drugiego końca sali regularnie co kilka chwil rozbrzmiewały krzyki i wybuchy śmiechu jego rodaków, którzy oblegali gospodę w sporej liczbie.
-Nu szto vuy smatrec?- odezwał się niespodziewanie jeden z członków grupki, spoglądając na Wołodię. Na krótką chwilę zapadła cisza, a kozak widząc gniewne spojrzenia towarzyszących mu krasnoludów uspokoił ich gestem ręki.
-Spokojnije...- rzekł po czym wstał ze stołka i podszedł do grupki, spokojnym krokiem.
-Do mnije młówi?- stanął szeroko, z rękami wspartymi na biodrach.
-A sztota mysl?- odpowiedział kislevczyk kładąc dłoń na drzewcu topora, który leżał oparty o jego nogę, tuż przy krześle.

Wołodia dostrzegł ten ruch ręki i uśmiechnął się przyjaźnie.
-Pijękna broń. Używać ty jej potrafi, czy nosi żeby wrażenije robijić, szto?- zakpił.
-Zarabatavyc jeło v nazat...- odrzekł gniewnym tonem kozak siedzący w grupce.
-Ja mam propozycję. Da. Wyglądasz ty mnije na takijego, co to tylko nosi broń dla pijicu. Sprzedaj mnije go. Przynajmnijej na co siję przyda.- Wołodia nie przestawał żartować a jego rozmówca robił się coraz bardziej purpurowy na twarzy.
-Nijet buyć wuy.- człek poklepał drzewiec broni.
-Zagramy. W kości grać umi, czy też tylko udaje?-
-Naciua!- warknął człek sięgając do kieszeni po kości.
-Jak przegram, daję trzydzieściji złotych Karli. Jak wygram, Ty dajesz topór. Da?- spytał Wołodia. Drugi z mężczyzn kiwnął tylko głową.

Po chwili kompani osobnika zrobili Wołodii miejsce i mogli rzucać kośćmi na stole.
Mężczyzna potrząsł rękami i wyrzucił cztery kości na blat stołu. Wołodia zawtórował mu i również rzucił kośćmi.
-Pijętnaście do dwudzijestujeden...- skomentował kozak kręcąc nosem. Wołodia nie załamywał się. Wszak mieli jeszcze dwa rzuty.
-Sijedemnaścije do dzijewijętnastu...- dodał po chwili gdy znów rzucili kośćmi. Przez chwilę obawiał się, że w prosty sposób pozbył się większości swojego zarobku. Ostatni rzut okazał się niezwykle szczęśliwy i Zarubiev wyrzucił dwie szóstki, które po przerzuceniu dały mu kilku punktową przewagę nad osobnikiem.
-Szljucha wasz mać!- krzyknął przegrany, uderzając pięścią w stół. Chwilę spoglądał gniewnie na Wołodię, lecz w końcu oddał zwycięscy zakładu topór.


Kozak wrócił do stołu, gdzie siedziały krasnoludy, oraz Anzelm. -Wijidzi? A Ty już chcijał mu mordę trzaskać...- zaśmiał się Wołodia, siadając na swoim miejscu -No! Chluśnijem bo uśnijem!- rzekł zacierając ręce i pijąc wódkę. Czas płynął bardzo przyjemnie. Zarubiev zawsze dobrze bawił się w towarzystwie krasnoludów i Anzelma, lecz w klimacie gospody rodem z Kislevu dopiero teraz czuł się jak ryba w wodzie.
Gdy zabawa powoli dobiegała końca człek wstał, wyprostował się i schylił pod stół, gdzie leżał jego stary topór. Chwiejnym krokiem podszedł do kozaka, któremu za sprawą zakładu odebrał broń, po czym bez zastanowienia podał mu swoją starą sztukę.
-Dzierży, co byś nije był taki bezbronny.- mężczyzna, również do trzeźwych nie należał, jednak zabrał broń dziękując Wołodii skinieniem głowy. Zarubiev kupił u Miszy flaszkę wódki na następny dzień i udał się do izby. ~Dobrze, że szlachciura za wszystko płaci...~- pomyślał wspinając się po schodach na piętro do swej kwatery.

~***~

Rankiem po przebudzeniu kozak nie kwapił się do opuszczenia ciepłego łóżka. Po za tym wieczorne harce sprawiły, że czuł się raczej średnio. Bolała go głowa, pewnie od nadmiaru alkoholu, który wypił. Ale jak to się mówi co przeżył to jego i nikt mu nie zabierze. Kiedy miasteczko za oknami powoli budziło się do życia Wołodia w końcu wyszedł z łóżka ubrał się i spakował. Chwilę przyglądał się nowej zdobyczy. Był to dobrej jakości topór, broń zabójcza i jednocześnie elegancka. Wołodia wziął głęboki wdech i oparł drzewiec broni, tuż przy ostrzu na ramieniu, jak zawsze to miał w zwyczaju robić, po czym opuścił izbę. W pierwszej kolejności udał się do wychodka, następnie wrócił do przybytku Miszki by coś na szybko zjeść i porozmawiać z karczmarzem. Sucha bułka i dwa jajka były wystarczającym posiłkiem, by dać nieco sił a i nie dać żołądkowi powodu do „burzenia się” po wczorajszym, wieczorny balu.

Wołodia nie bardzo wiedział od czego zacząć, z całą tą sprawą zabójstwa. Wiedział, jednak że może wykorzystać swoje pochodzenie w kontaktach z miejscowymi emigrantami z Kislevu. Ich ogromna liczba stawiała go w komfortowej sytuacji wielkiego wyboru informatorów. Któryś z nich musiał coś wiedzieć, to było oczywiste. Teraz tylko pozostawało Wołodii dowiedzieć się o kogo najpierw pytać. Pierwszą osobą, do której się udał był Misza, właściciel gospody w której poprzedniego wieczoru kozak pił wódkę.
-Powiedz mi przyjacielu, czy jest Ci znane naziwsko von Viehmann? To miejscowy szlachcic, który został zamordowany na trakcie nieopodal miasta kilka dni temu.- kozak zwrócił się w rodzimej mowie do człeka za ladą, licząc że zaskarbił sobie odrobinę jego szacunku i jeśli Miszka coś wie, podzieli się tą wiedzą.

- Von Viehmann... znane, pewnie że znane, jedni z bogatszych rodów tutaj. No właśnie doszły mnie słuchy o śmiercie jednego z nich. - Pokiwał głową, odpowiadając w kislevskim. - Wczoraj też od razu więcej patroli tu było i aresztowania się zaczęly. Niektórzy myślą, że jak ‘obcy’ to winni.
-Podejrzewasz, z kim człek mógł mieć na pieńku?- spytał unosząc brew -Musiał mieć wrogów, skoro ktoś go zabił i to w dość artystyczny sposób...-
- Oj nie, nie wiem. Nie bywał w tej karczmie. Nie znałem go, ani wiele o nim nie słyszałem. Ale mogę Cię zapewnić, nikt z naszych. Coś takiego nie podobne do Kislevczyków. Takie rzeczy to tylko chyba tylko w tym kraju - mlasnął kręcąc głową z dezaprobatą.
-A znasz, jakiegoś naszego rodaka, który mógłby prowadzić jakiekolwiek interesy z zabitym?- pytał spokojnie.

- Nie, tamten to handlem solą się podobno zajmował. My tu widzimy miejsce dla handlu gorzałka - odpowiedział z uśmiechem. - Dobra ci ona jest, nie? Podobało się wczoraj? A tak w ogóle, to co tak o tego umarlaka wypytuje?- Spojrzał z zainteresowaniem na Wołodię.
-Czy smakowała?...- kozak zamilknął. Przypomniał sobie w jednej chwili jak musiał uciekać ze swej ojczyzny, a jedyne co ze sobą zabrał to swoje ubrania, flaszka gorzałki i Swietłana, ot pamiątka po ziemi, która go wydała na świat i wychowała. Gorzałkę wypił w pierwszych dniach, tułania się po lasach i ostępach Imperium, gdy ranny i wycieńczony unikał zwierzoludzi, mutantów i innych bestii, które tylko czekały aż ktoś przypadkowy zjawi się w zasięgu ich wzroku dając im materiał na kolację...

-To najlepsza rzecz przyjacielu, jaką miałem w ustach od wielu tygodni...- pokręcił głową a wyraz jego twarzy świadczył o pełnej szczerości wypowiadanych słów.
-Interesuję- zmienił temat -Bo może uda mi się zarobić pomagając przy rozwikłaniu sprawy. Złoto jest mi potrzebne... Nie uwierzysz, ale jeszcze długo nim tu przybyłem marzyło mi się otwarcie takiej karczmy jak twoja. Nie tak dawno, przybyliśmy do Vogelsgang* i w skrócie okazało się, że będzie tam możliwość otwarcia czegoś swojego. Ale najpierw... Muszę na to zarobić, a nim na to zarobię trzeba jakoś zapracować...- wzruszył ramionami -No nic, na mnie powoli czas. Dziękuję za poświęcony czas, każdemu będę polecać twoją gospodę... Do czasu jak moja nie stanie.- uśmiechnął się ściskając dłoń Miszy -Trza mi gdzie indziej szukać.- rzekł na koniec, po czym wyszedł z gospody. Postanowił przejść się przez miasto w poszukiwaniu czegokolwiek, co pomogłoby dać kozakowi do myślenia, gdzie szukać i gdzie pytać.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline