Don miał niezły plan. Przeturlanie po magicznym smarze rzeczywiście sprawiło, że uniknął przewrotek i tego typu problemów, jednak smar… jest śliski. Niby podstawowa wiedza, ale w chwili gdy adrenalina uderza do głowy łatwo zapomnieć o takich szczegółach. Smar oblepił ubranie i odsłoniętą skórę dhampira. Impet z jakim turlał się Don został wzmocniony przez śliski smar – w taki sposób, że nawet kiedy wojownik przestał się turlać to dalej ślizgał się po podłodze – jak na zjeżdżalni wodnej z wypolerowanego drewna.
Wojownik ślizgając się nie mógł wyhamować przed ścianą – jedyne co mógł zrobić to wystawić ugięte nogi w stronę ściany, żeby wyhamować. Zagrak nie miał co prawda planu jak Don, ale był równie zmotywowany… i choć krasnoludy słyną ze swojego zmysłu równowagi to gdy tylko stopy kapłana wylądowały na śliskiej powierzchni podłogi… cóż, upadek był głośny i niezbyt przyjemny.
Więcej szczęścia mieli Variel i Azakiir.
Choć wiele pół-elfów w Riddleport – elfy są tu rzadkością. Z tego powodu stały się niejako legendą – ich gracja, elegancja, arogancja i potęga – przynajmniej dwiema tymi cechami wykazał się dziś Variel. Mówi się, że elfy łączą sztukę z magią i walką, że śpiewem potrafią palić miasta, a w pełnym gracji tańcu wpadają w zabójczy trans. Variel przebiegł przez śliską podłogę właśnie tańcząc.
Skacząc z miejsca na miejsce, elf obracał się na palcach nogi – robiąc pełny obrót i w ten sposób unikając skierowania siły rozpędu tylko w jedną stronę. Uniesiony sztylet w ręce robił spirale i kręgi dookoła ciała elfa – pomagając mu w zachowaniu równowagi. Azakiir wybrał… inny sposób. Mięśnie alchemika niemal natychmiast powiększyły swoją objętość po wypiciu tajemniczej substancji. Również twarz mężczyzny uległa zmianie – stała się bardziej dzika, rysy wyostrzyły się – nawet włosy mu urosły i przyciemniały. Jednak najbardziej było widać zmianę po brwiach – zrobiły się krzaczaste i połączone nadając alchemikowi wygląd troglodyty.
Zamiast gracji, Azakiir wykazał się siłą. Każdy krok odbijał się echem w sali, prawie łamiąc posadzkę. Smar po prostu wypływał spod stóp alchemika, wyrzucony ciśnieniem i siłą uderzenia. Variel doskoczył do maga z uniesiony sztyletem, Azakiir mógłby nawet obyć się bez sztyletu, który wyglądał nieco żałośnie w jego wielkich, umięśnionych dłoniach.
Mag był lekko… zszokowany, spojrzał za siebie na drzwi do łazienki, potem przed siebie na elfa i troglodytę. Westchnął, upadł na kolana i uderzył pięścią o ziemię. -Kuuuuuuuu***************** – krzyknął jeszcze parę razy. Odrzucił swój sztylet i zwoje na bok. - Poddaję się wy kurwisze. – splunął na bok. – Poddaję się! Słyszycie wy niby bohaterowie od siedmiu boleści! Gratulacje, mama będzie na pewno z was dumna! Balthazar tymczasem rozejrzał się za jakimś źródłem wody, aby ugasić płomienie. Tak naprawdę to nie było ich zbyt wiele. Ogień alchemika jedynie wybuchnął – płomieni było niewiele. Parę języczków paliło się na osmolonej podłodze, ale malały z każdą chwilą. Profilaktycznie jednak, kapłan chwycił kubeł z lodem z baru i wylał go na płomienie, które żałośnie zgasły.
Ludzie przy wyjściu, tymczasem, już niemal całkowicie wyszli z budynki i ustawili się wokół kasyna. Wielu krzyczało obelgi skierowane w Saula, inni byli po prostu przerażeni i szukali swoich bliskich wśród tłumu. Saul natomiast dopiero teraz wbiegł do głównej sali. Rozejrzał się dookoła, przeklął. Otwieranie i zamykanie sejfu było w specjalnym pomieszczeniu gdzie nie dochodziły niemal żadne dźwięki, a sama procedura zajmowała sporo czasu. - Co tu się dzieje?! Gdzie są klienci? Kim wy jesteście? Gdzie ochrona? Do do kur** nędzy się tu dzieje?! – wykrzyknął. |